2019/11/30

MAKS WPADŁ WE WNYKI. POTEM KTOŚ CHCIAŁ GO DOBIĆ MACZETĄ

Pies ofiarą kłusownika-2Maks spędził dwa tygodnie w myśliwskich wnykach. Linka niemal przecięła mu krtań. Na głowie pies miał ślady po uderzeniach maczetą albo nożem. Na szczęście zwierzęciu udało się uciec.
Maks zniknął właścicielowi dwa tygodnie temu. Wrócił do domu dopiero w zeszłą sobotę. Był w fatalnym stanie. Właściciel od razu zabrał go do weterynarza.
Pies dwa tygodnie był uwięziony we wykach
- Miał poważne obrażenia. Szyję miał obwiązaną stalowa linką. Rany były tak głębokie, że przecięły wszystkie mięśnie i sięgały niemal do krtani – opowiada Artur Różycki, lekarz weterynarii z Przychodni Weterynaryjnej „Podaj Łapę” w Brzegu Dolnym.
Maks prawdopodobnie wpadł we wyki zastawione w lesie w okolicy wsi Godzięcin. Musiał być w nich uwięziony przez około dwa tygodnie.
Różycki wskazuje, że rana na szyi zaczęła się już goić. Inaczej było z innymi obrażeniami na łbie psa.
- Maks miał na głowie głębokie rany cięte. Były jeszcze świeże, ktoś musiał zadać je tego samego dnia albo dzień wcześniej [zanim pies się odnalazł – przyp. red.] – mówi Różycki.
Pies musiał być kilkukrotnie uderzony ostrym narzędziem: maczetą albo nożem.
- Ktoś chciał po prostu Maksa zabić. Na szczęście robił to bardzo nieudolnie, więc tylko go pociął – opowiada weterynarz.
Stalowa linka, która oplatała szyję psa była przecięta. Dzięki temu zwierzęciu udało się uciec. Nie wiadomo, kto uwolnił psa – jego oprawca, czy przypadkowa osoba. Zwierzę na pewno nie uwolniło się samo. Linka została przecięta, nie przegryziona czy przerwana.
Kim jest oprawca z Godzięcina?
W poszukiwania jego oprawcy Maksa zaangażowany jest Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Podejrzenia padają na środowisko kłusowników, które jest w tej okolicy dość aktywne.
- Przyzwyczailiśmy się do tego, że trafiają do nas psy i koty z łapkami zmiażdżonymi czy nawet obciętymi przez wnyki. Za każdym razem są to przypadki drastyczne – mówi lekarz.
- To się musi skończyć. Liczymy na to, że policji uda się znaleźć sprawcę, ale najbardziej zależy nam jednak na tym, aby takie sytuacje się nie powtarzały – dodaje lekarz weterynarii.
Sprawa została zgłoszona na policję i do prokuratury w Wołowie.
Sierż. szt. Marzena Pawlik z KPP w Wołowie mówi, że trwają poszukiwania sprawcy. Oprawca może usłyszeć wyrok nie tylko za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem, ale i za kłusownictwo.
- To jest tajemnica poliszynela. Ludzie z okolicy wiedzą, kto jest w kręgu podejrzanych. Niestety panuje też milczące przyzwolenie na takie zachowania, więc nikt nic nie mówi – mówi Artur Różycki.
- W takich małych społecznościach ludzie wiedzą więcej niż mówią. Liczymy na to, że ktoś się wyłamie i poinformuje policję – dodaje Konrad Kuźmiński, szef Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt.
Maks cały czas znajduje się pod opieką weterynarza – codziennie pojawia się na wizytach kontrolnych. Z dnia na dzień zdrowieje. Rany się goją, a pies zaczyna machać ogonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz