2019/08/28
2019/08/21
NA WESOŁO
Tata siedział przed telewizorem i poprosił mnie, żeby przynieść mu ciepłe kapcie. Poszedłem, a do głowy wpadł mi diabelski pomysł. Wszedłem do pokoju mojej siostry, gdzie siedziała z przyjaciółką i powiedziałem:
- Tato powiedział, żebym żebym złapał za cycki twojej koleżanki.
- CO? Co ty bredzisz!
- Nie wierzysz mi?
Krzyknąłem w stronę salonu:
- Tatooo! Lewego czy prawego?
Tata pokoju:
- Obydwa, synku! Mężczyzna przychodzi do doktora i mówi:
- Doktorze, bardzo mnie niepokoi fakt, że mój syn przespał się z taką jedną dziewczyną... i ona zaraziła go taką jedną, wstydliwą chorobą.
- Niech przyjdzie do mnie, coś poradzimy - odpowiedział doktor.
- Ale to jeszcze nie wszystko. Syn zaraził służącą!
- Nieprzyjemna sytuacja.
- I to jeszcze nie wszystko, doktorze. Służąca zaraziła mnie, a ja żonę.
- No patrz pan - wykrzyknął z oburzeniem doktor - jedna dziwka, a zaraziła tylu przyzwoitych ludz Słyszałam, że wyszłaś za mąż? I jak mąż, przystojny?
- Trochę ładniejszy od diabła.
- To pewnie w łóżku, no wiesz...
- Nie, raczej przeciętnie.
- Kasa?
- Średnia krajowa.
- To co ty w nim widzisz?
- Nie przesiaduje w Internecie.
- Jak ja ci zazdroszczę! Do wielu problemów zaprzątających głowę Stefana ostatnio dołączył jeszcze jeden. Stefan wyczytał w pewnym piśmie, że mężczyźni w jego wieku zaczynają przedkładać rozkosze stołu nad rozkoszami łoża. Problem w tym, że Stefanowi i tak trudno jest namówić żonę do seksu w łóżku, a co dopiero na kuchennym stole. Dwóch starych Czechów ogląda wiadomości, a tam w Iraku wojna, zamachy, ofiary bombardowań. Zmieniają kanał, a tam o wojnie w Afganistanie, biedzie, emigracji i masowej produkcji Opium. Tak jeden na to patrzy i mówi:
- Wiesz co, my to mamy szczęście.
- Dlatego, że żyjemy w centrum Europy, jesteśmy w UE i w NATO?
- Nie. Dlatego, że jak Ruscy do nas weszli w 68, to nie po to, by demokrację wprowadzać. Żył sobie Bubka.
Bubka znał wszystkich, wszyscy znali Bubkę, a pracował w zakładzie samochodowym. Pewnego dnia do zakładu w którym pracował wpadła kontrola i orzekają, że zakład zostaje zamknięty. Szef załamany nie wie co robić.
Nagle gość z kontroli widząc Bubkę pyta:
- Bubka ty tu pracujesz?
- A no pewno, że pracuję.
- A to jak tak to nie ma problemu.
Panowie pożegnali się i wyszli.
Szef mówi:
-Bubka ty rzeczywiście wszystkich znasz.
-A jakoś tak wyszło.
-To co może znasz samego Papieża?
-A no pewno że znam.
-To zaraz dzwonie na lotnisko i rezerwuje bilety do Watykanu.
Szef dzwoni, ale najbliższy bilet za 2 tygodnie.
Bubka mówi:
-Szefie daj słuchawkę.
-No cześć,....ok ok.....to na razie
-Lecimy jutro pierwszą klasą o 15.
-Bubka ty rzeczywiście wszystkich znasz.
No i polecieli. Udali się na Plac Św. Piotra, stanęli na środku i Bubka do szefa:
-Szefie punkt 12 wybije dzwon i wyjdę z papieżem na ambonę.
Tłum na placu się zgromadził. Szef gdzieś tam stoi po środku. Nagle wybija dzwon i Bubka rzeczywiście razem z papieżem wychodzą na ambonę. Nagle szef pada sztywny. Bubka widząc to zbiega szybko na dół, przeciska się przez tłum dobiega do szefa, trzaska go po twarzy, szef po chwili odzyskuje przytomność i mówi:
-To że znałeś wszystkich w kontroli zrozumiałem, to że znałeś wszystkich na lotnisku, też szło zrozumieć, ale jak kurwa podszedł do mnie murzyn i pyta się "co to za koleś w białym kubraczku stoi koło Bubki" - to już nie wytrzymałem!
- Tato powiedział, żebym żebym złapał za cycki twojej koleżanki.
- CO? Co ty bredzisz!
- Nie wierzysz mi?
Krzyknąłem w stronę salonu:
- Tatooo! Lewego czy prawego?
Tata pokoju:
- Obydwa, synku! Mężczyzna przychodzi do doktora i mówi:
- Doktorze, bardzo mnie niepokoi fakt, że mój syn przespał się z taką jedną dziewczyną... i ona zaraziła go taką jedną, wstydliwą chorobą.
- Niech przyjdzie do mnie, coś poradzimy - odpowiedział doktor.
- Ale to jeszcze nie wszystko. Syn zaraził służącą!
- Nieprzyjemna sytuacja.
- I to jeszcze nie wszystko, doktorze. Służąca zaraziła mnie, a ja żonę.
- No patrz pan - wykrzyknął z oburzeniem doktor - jedna dziwka, a zaraziła tylu przyzwoitych ludz Słyszałam, że wyszłaś za mąż? I jak mąż, przystojny?
- Trochę ładniejszy od diabła.
- To pewnie w łóżku, no wiesz...
- Nie, raczej przeciętnie.
- Kasa?
- Średnia krajowa.
- To co ty w nim widzisz?
- Nie przesiaduje w Internecie.
- Jak ja ci zazdroszczę! Do wielu problemów zaprzątających głowę Stefana ostatnio dołączył jeszcze jeden. Stefan wyczytał w pewnym piśmie, że mężczyźni w jego wieku zaczynają przedkładać rozkosze stołu nad rozkoszami łoża. Problem w tym, że Stefanowi i tak trudno jest namówić żonę do seksu w łóżku, a co dopiero na kuchennym stole. Dwóch starych Czechów ogląda wiadomości, a tam w Iraku wojna, zamachy, ofiary bombardowań. Zmieniają kanał, a tam o wojnie w Afganistanie, biedzie, emigracji i masowej produkcji Opium. Tak jeden na to patrzy i mówi:
- Wiesz co, my to mamy szczęście.
- Dlatego, że żyjemy w centrum Europy, jesteśmy w UE i w NATO?
- Nie. Dlatego, że jak Ruscy do nas weszli w 68, to nie po to, by demokrację wprowadzać. Żył sobie Bubka.
Bubka znał wszystkich, wszyscy znali Bubkę, a pracował w zakładzie samochodowym. Pewnego dnia do zakładu w którym pracował wpadła kontrola i orzekają, że zakład zostaje zamknięty. Szef załamany nie wie co robić.
Nagle gość z kontroli widząc Bubkę pyta:
- Bubka ty tu pracujesz?
- A no pewno, że pracuję.
- A to jak tak to nie ma problemu.
Panowie pożegnali się i wyszli.
Szef mówi:
-Bubka ty rzeczywiście wszystkich znasz.
-A jakoś tak wyszło.
-To co może znasz samego Papieża?
-A no pewno że znam.
-To zaraz dzwonie na lotnisko i rezerwuje bilety do Watykanu.
Szef dzwoni, ale najbliższy bilet za 2 tygodnie.
Bubka mówi:
-Szefie daj słuchawkę.
-No cześć,....ok ok.....to na razie
-Lecimy jutro pierwszą klasą o 15.
-Bubka ty rzeczywiście wszystkich znasz.
No i polecieli. Udali się na Plac Św. Piotra, stanęli na środku i Bubka do szefa:
-Szefie punkt 12 wybije dzwon i wyjdę z papieżem na ambonę.
Tłum na placu się zgromadził. Szef gdzieś tam stoi po środku. Nagle wybija dzwon i Bubka rzeczywiście razem z papieżem wychodzą na ambonę. Nagle szef pada sztywny. Bubka widząc to zbiega szybko na dół, przeciska się przez tłum dobiega do szefa, trzaska go po twarzy, szef po chwili odzyskuje przytomność i mówi:
-To że znałeś wszystkich w kontroli zrozumiałem, to że znałeś wszystkich na lotnisku, też szło zrozumieć, ale jak kurwa podszedł do mnie murzyn i pyta się "co to za koleś w białym kubraczku stoi koło Bubki" - to już nie wytrzymałem!
Strajk nauczycieli Co dalej z protestem nauczycieli? "Referendum przesądzi, czy będzie strajk" (http://www.tvn24.pl)
Decyzję o ewentualnej kontynuacji protestu, jego terminie i formie pod koniec sierpnia podejmą związki zawodowe, które nie podpisały porozumienia z rządem - poinformowali prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz i szef branży oświaty Forum Związków Zawodowych Sławomir Wittkowicz. - O tym, jakie będą działania ZNP, będziemy rozmawiali na zebraniu prezydium 26 sierpnia. Wtedy podejmiemy decyzję o dalszych działaniach związku i o dacie ewentualnego referendum. Nie mogę w tej chwili potwierdzić, czy odbędzie się ono we wrześniu - powiedział prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Ruszyły wypłaty dla nauczycieli z funduszu strajkowego 500 złotych... czytaj dalej » - Referendum przesądzi o tym, czy będzie strajk. Termin strajku, jeśli takowy by był, musi być skorelowany z wolą nauczycieli i z wynikami referendum - dodał. "Sytuacja do najlepszych nie należy i stąd determinacja nauczycieli" Broniarz odniósł się do wyników raportu dotyczącego nastrojów wśród nauczycieli, opracowanego na prośbę Ogólnopolskiego Międzyszkolnego Komitetu Strajkowego przez naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, Jagiellońskiego i Gdańskiego. Podano w nim, że 41 procent nauczycieli, z ponad siedmiu tysięcy zapytanych o zdanie, uważa ogłoszenie nowego strajku za potrzebne, a 82 procent popierających protest opowiada się za działaniami polegającymi na zmniejszeniu liczby dodatkowych obowiązków dla nauczycieli. - Będziemy pytać nauczycieli i pracowników oświaty niebędących nauczycielami, jaka forma protestu byłaby przez nich najbardziej akceptowana. Jak pokazuje raport, nauczyciele mają serdecznie dość ataków na środowisko, których doświadczyli podczas strajku - powiedział. Dodał, że duża grupa nauczycieli jest rozczarowana wysokością podwyżki od 1 września. - Mają dość sytuacji, że płaca minimalna będzie równa płacy nauczyciela po studiach - powiedział. Szef ZNP uważa, że może wystąpić problem z realizacją podwyżek wynagrodzeń dla nauczycieli. - Samorządy mówią wyraźnie, że nie mają pełnej puli pieniędzy. Z naszych wyliczeń wynika, że mimo miliarda złotych, który ministerstwo przekazało na ten cel, będzie brakowało ponad 350 milionów złotych. To oznacza, że powstaną napięcia ekonomiczne na tym tle - powiedział. Oświatowa Solidarność traci członków, chce "odbudować wizerunek". Ale broni układu z rządem Chcemy odbudować... czytaj dalej » - Sytuacja do najlepszych nie należy i stąd determinacja nauczycieli do podjęcia protestu - dodał. "Z większą skutecznością będą wybierane inne formy" O odłożeniu decyzji o ewentualnym podjęciu akcji strajkowej do końca sierpnia poinformował też przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych Sławomir Wittkowicz. Jak powiedział, obrady Zarządu Krajowego FZZ zostały wyznaczone na 29-30 sierpnia. - Jest szereg wątpliwości dotyczących możliwości wznowienia zamierzonej akcji strajkowej, dotyczą one samej procedury - wyjaśnił. - Mamy wątpliwości, czy będzie możliwe przeprowadzenie akcji strajkowej wyłącznie w oparciu o przeprowadzone referendum. Z naszych analiz wynika, że potrzebne będzie wznowienie procedury sporu zbiorowego, a to w znaczący sposób wydłużałoby termin rozpoczęcia akcji strajkowej - dodał. Jego zdaniem, jeśli decyzja o strajku nauczycieli zostanie podjęta, to "trzeba będzie przemodelować akcję strajkową na inny wariant niż ten kwietniowy". - Nauczyciele doświadczeni sposobem potraktowania ich przez władzę rządową w kwietniu, będą ostrożni, jeśli chodzi o kwestię podjęcia strajku czynnego. Myślę, że zdecydowanie większym poparciem i z większą skutecznością będą wybierane inne formy, na przykład rezygnacja z wszelkich nadobowiązkowych zadań - dodał. Pensje niższe przez strajk. Wiceminister: można zapłacić za dodatkowe zajęcia Samorządy mogą... czytaj dalej » Według Wittkowicza kluczowym problemem pozostają kwestie wynagrodzeń nauczycieli. - Bez rozwiązania problemu, który nazwę znaczącym, skokowym wzrostem wynagrodzeń zasadniczych, nie ma szans, żeby rozwiązać jakiekolwiek inne problemy w oświacie - powiedział. Dlatego, jak dodał, tak ważne będą rozmowy z rządem na ten temat. Strajk nauczycieli zawieszony Ogólnopolski strajk nauczycieli i pracowników oświaty zorganizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych trwał od 8 do 27 kwietnia. 26 kwietnia został zawieszony do września. Uczestniczyli w nim członkowie ZNP, Forum Związków Zawodowych, część nauczycieli należących do Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" oraz niezrzeszeni. Autor: ads//rzw / Źródło: PAP Podziel się:Bądź na bieżąco:(http://www.tvn24.pl)
SOR zmienił się w poczekalnię. Kilka dni w kolejce do przyjęcia na oddział
Ci w gorszym stanie leżą, ci, którzy jeszcze mogą siedzieć, siedzą. Zostali zakwalifikowani do leczenia szpitalnego, ale czekają na przyjęcie na oddział. Rekordzista nawet pięć dni. Tak wygląda sytuacja na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Szpitalu Bielańskim. Problemowi przyjrzała się Anna Wilczyńska z magazynu "Polska i Świat" TVN24.
Trudna sytuacja w Szpitalu Bielańskim została opisana w sieci, na stronie zrzeszającej ratowników medycznych "To nie z mojej karetki".
Kilka dni czekania?Według podanych tam informacji, w sobotę ratownicy medyczni mieli problem z dostarczeniem pacjentów na oddziały ratunkowe warszawskich szpitali.
Najgorzej sytuacja wyglądała w Szpitalu Bielańskim, gdzie w niedzielę - w szczytowym momencie - czekało 23 chorych.
"Na SOR - brak wolnych łóżek, personel nie jest w stanie fizycznie przejąć pacjentów od ZRM (zespołów ratownictwa medycznego - red.) - jednocześnie sprawując stały nadzór nad pacjentami już znajdującymi się na SOR" - napisali.
Według ratowników zrzeszonych w grupie, jeden z pacjentów na pomoc czekał od ubiegłego wtorku.
"Nie było żadnych zaniedbań"
Dyrekcja potwierdza ten opis. - Tak, była taka sytuacja, ale pacjent był cały czas konsultowany, otrzymywał leki, nie było żadnych zaniedbań, jeśli chodzi o opiekę nad nim - twierdzi doktor Piotr Kryst, wicedyrektor Szpitala Bielańskiego do spraw lecznictwa.
I przyznaje, że doniesienia o liczbie oczekujących pacjentów również są prawdziwe. - Ta liczba się utrzymała do następnego dnia rano, jeden pacjent przybył - to było 24. Z tych 24 pacjentów 15 zostało przyjętych na oddziały - mówi dr Kryst.
We wtorek w podobnej sytuacji było kolejnych 18 osób. Wszystko przez to, że największy w Warszawie SOR ma po bakteryjnym zakażeniu zamknięty jeden 70-łóżkowy oddział wewnętrzny.
We wtorek w podobnej sytuacji było kolejnych 18 osób. Wszystko przez to, że największy w Warszawie SOR ma po bakteryjnym zakażeniu zamknięty jeden 70-łóżkowy oddział wewnętrzny.
SOR-owe poczekalnie
"Mając powyższe na uwadze, proszono Dysponentów Zespołów Ratownictwa Medycznego o uwzględnienie jego trudnej sytuacji podczas kierowania zespołów ratownictwa medycznego z pacjentami, którzy według wiedzy medycznej będą wymagać hospitalizacji w oddziałach internistycznych" - czytamy w wiadomości przesłanej do redakcji magazynu "Polska i Świat".
Rzecz w tym, że kolejne zespoły wciąż przywożą pacjentów. W bielańskim SOR-ze pojawia się nawet 100 osób dziennie.
Ministerstwo Zdrowia pytane o sprawę odsyła nas do Narodowego Funduszu Zdrowia. Odpisuje nam oddział mazowiecki, że poproszono innych dyrektorów szpitali o wsparcie.
Ci mogą odmówić. Sami mają przeciążone oddziały. Dlatego w niektórych szpitalach taka SOR-owa poczekalnia to jedyne rozwiązanie dla chorych.
Ci mogą odmówić. Sami mają przeciążone oddziały. Dlatego w niektórych szpitalach taka SOR-owa poczekalnia to jedyne rozwiązanie dla chorych.
Problem niedofinansowania
Czy bezpieczne? Pracujący niegdyś na bydgoskim SOR-ze Bartek Fiałek ma wątpliwości. - W chwili obecnej niestety szpitalne oddziały ratunkowe są niedofinansowane, przez co nie ma odpowiedniej kadry, nie ma odpowiedniego sprzętu i bezpieczniej dla pacjenta byłoby leżeć w oddziale szpitalnym, w którym są pielęgniarki, w którym są lekarze zajmujący się pacjentami z danego oddziału - mówi Fijałek.
Ratownicy medyczni, którzy informowali o sytuacji w bielańskim SOR-ze zamieścili zdjęcie, które pokazuje, że stan jednej z pacjentek był monitorowany przy pomocy defibrylatora.
- Widziałem to zdjęcie i w mojej ocenie to jest naprawdę skandaliczne. Ja to nawet skomentowałem, że takie warunki występują często w warunkach polowych, żeby pacjent leżał na korytarzu i był monitorowany za pomocą sprzętu przenośnego - ocenia Fiałek.
Szpital zaprzecza, by taka sytuacja miała u nich miejsce.
Ratownicy medyczni, którzy informowali o sytuacji w bielańskim SOR-ze zamieścili zdjęcie, które pokazuje, że stan jednej z pacjentek był monitorowany przy pomocy defibrylatora.
- Widziałem to zdjęcie i w mojej ocenie to jest naprawdę skandaliczne. Ja to nawet skomentowałem, że takie warunki występują często w warunkach polowych, żeby pacjent leżał na korytarzu i był monitorowany za pomocą sprzętu przenośnego - ocenia Fiałek.
Szpital zaprzecza, by taka sytuacja miała u nich miejsce.
Ratownicy szukają szpitali
O dramatyczne doniesienia ratowników portal tvnwarszawa.pl zapytał rzeczniczkę pogotowia ratunkowego Elżbietę Weinzieher.
- Rzeczywiście w ostatnich dniach ratownicy medyczni na przekazanie pacjentów w Szpitalu Bielańskim czekają dłużej niż zwykle - przyznaje.
Szpitale kilka razy dziennie informują ratowników o liczbie wolnych łóżek w swoich placówkach. Tam, gdzie wolnych miejsc nie ma, ratownicy medyczni chorych nie zawiozą, szukają sąsiednich szpitali.
- Z tym, że problem dotyczy wszystkich oddziałów ratunkowych - podsumowuje Elżbieta Weinzieher.
Anna Wilczyńska, TVN24
kz/kk/b
Od września niemal wszystkie foliówki będą płatne. Jeden wyjątek
Od września za prawie wszystkie torby foliowe trzeba będzie zapłacić 20 groszy plus VAT - przypomniał minister środowiska Henryk Kowalczyk. Zmiany są efektem obchodzenia przepisów przez sklepy.
Szef resortu środowiska w "Jedynce" Polskiego Radia przyznał, że przepisy ustawy tzw. foliówkowej były obchodzone przez przedsiębiorców, którzy wprowadzali na rynek grubsze torby (powyżej 50 mikrometrów), za które nie trzeba było płacić. Jego zdaniem ustawa nie spełniła swojej roli.
- Nie osiągnęliśmy też efektów ekologicznych, stąd decyzja o objęciu wszystkich foliówek powyżej 15 mikrometrów opłatami - wyjaśnił.
Przypomniał, że od 1 września za każdą torbę foliową w sklepie, oprócz zrywek, czyli bardzo cienkich torebek do pakowania np. owoców, będziemy płacić 20 gr plus VAT. - Mam nadzieję, że ta zmiana sprawi, że powoli będziemy odchodzić od używania foliówek - dodał.
Mniej pieniędzy w budżecie
Tzw. nowela ustawy śmieciowej (ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz niektórych innych ustaw) czeka na podpis prezydenta.
Ustawa wprowadza także odpłatność za wszystkie plastikowe torby, jakie dostajemy w sklepach poza tak zwanymi zrywkami.
Z powodu obchodzenia przepisów przez sieci handlowe do budżetu trafiło znacznie mniej pieniędzy z opłat niż przewidywano - było to kilkadziesiąt milionów złotych.
Według szacunków resortu finansów objęcie wszystkich toreb foliowych opłatą recyklingową ma dać jeszcze w tym roku 63 mln zł do budżetu, a w 2020 r. - ponad 1,4 mld zł. Ministerstwo, wyliczając wpływy za 2020 rok, przyjęło założenie wykorzystania 150 sztuk foliówek na jednego mieszkańca Polski. Obecnie możemy wykorzystywać nawet 300 toreb z tworzyw sztucznych na mieszkańca rocznie.
Czwarty dzień przeczesują jezioro. Prokuratura wszczyna śledztwo ws. wypadku producenta filmowego (http://www.tvn24.pl)
Prokuratura Rejonowa w Giżycku wszczęła śledztwo w sprawie niedzielnego wypadku motorówki, z której wypadł do wody producent filmowy Piotr Woźniak-Starak. W środę nad ranem służby ratownicze wznowiły poszukiwania zaginionego. O śledztwie poinformował w środę rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Krzysztof Stodolny. Dotyczy ono spowodowania wypadku w ruchu wodnym, na skutek którego jedna osoba prawdopodobnie poniosła śmierć. Prokurator zaznaczył, że na obecnym etapie postępowania prokuratura nie informuje o szczegółach zdarzenia, nie ujawnia żadnych dowodów znajdujących się w aktach sprawy i danych osobowych przesłuchanych świadków ani nie odnosi się do doniesień medialnych. Czwarty dzień przeczesywania jeziora Od niedzieli taflę, dno i brzegi jeziora przeszukują policyjni wodniacy, strażacy, ratownicy MOPR i Pomorskiego WOPR. Do akcji wykorzystują specjalistyczny sprzęt, w tym sonary, śmigłowiec, drony i robota do prac pod wodą. (http://www.tvn24.pl) W środę rano na jezioro wypłynęli wodni policjanci z Giżycka i Mikołajek oraz strażacy z Giżycka. W akcji biorą też udział żołnierze z Wojsk Obrony Terytorialnej. Niestety pogoda nie sprzyja służbom ratunkowym. Na Warmii i Mazurach pada i jest pochmurno. - Najistotniejszy jest wiatr, który może spychać łódki i powodować falowanie, ale obecnie wiatr nie powoduje zakłóceń – zauważa kapitan Mariusz Pupek, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Giżycku. Wypadli z motorówki Pierwsze zgłoszenie o motorówce dryfującej na jeziorze Kisajno służby dostały w niedzielę w nocy. Żeglarze alarmowali, że po jeziorze w okolicach miejscowości Fuleda pływa motorówka, która "miała zakłócać spokój". Gdy na miejsce przyjechali funkcjonariusze, motorówka miała wyłączony silnik i była pusta. Służby ratunkowe na brzegu odnalazły 27-letnią kobietę, mieszkankę Łodzi. Podczas przesłuchania przyznała, że pływała wraz z 39-letnim mężczyzną, mieszkańcem Warszawy, i wpadli do wody. Kobieta i mężczyzna wypadli z motorówki najprawdopodobniej w trakcie nawrotu. 27-latka sama dopłynęła do brzegu. Według jej relacji, mogła przepłynąć około 100 metrów. Badanie stanu trzeźwości wykazało u niej śladowe ilości alkoholu. 27-latka była w dobrym stanie. Nie została zabrana do szpitala. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie poinformował w poniedziałek, że osobą poszukiwaną jest producent filmowy Piotr Woźniak-Starak. Żoną Piotra Woźniaka-Staraka jest prezenterka TVN Agnieszka Woźniak-Starak. Autor: nina/i / Źródło: PAP/ TVN24 (http://www.tvn24.pl)
2019/08/05
Dzikie róże - wizyta w kinie.
To film, który wywołuje różne uczucia: irytację, złość, znudzenie, przygnębienie, smutek nawet współczucie.
Długie przejazdy kamerą na łany zboża, wieś w oddali i nie śpieszną akcja mają pokazać marazm i nudę jaka panuje w tej sfilmowanej wsi. Nie wiele mówiąca młoda matka wpisuje się w ogólną ciszę i spokój. Początek może wydawać się irytujący w swoim spokoju i powolnym przeglądzie otoczenia.
Młoda kobieta, dwójka dzieci, samotność, strach, nieskończony dom i otoczenie, trzeszcząca nad głową matka i ciągła nieobecność męża.
Tak maluje się pierwszy plan, ale jest i drugi, ucieczka w zakazaną miłość (z nastolatkiem), nie radzenie sobie z samą sobą, ogromnym poczuciem osamotnienia i lawiną wyrzutów sumienia. Jest też tajemnica, ciążąca jak kamień u szyi.
Kiedy pewnego dnia przyjeżdża mąż, głównie na komunię córki, zawisa między nimi jak siekiera masa niedopowiedzeń, żalów, smutku i zarzutów. Kiedy pewnego dnia znika z pola róż ich dwuletni synek, rozpętuje się piekiełko emocji, oskarżeń i pretensji. Akcja poszukiwawcza angażuje społeczność, rodzinę i małżonków, którzy z czasem, zrzuciwszy najgorsze uczucia, uchylają dla siebie na nowo drzwi. Odnaleziony syn daje nadzieję na kolejny etap. Kobieta postanawia objawić tajemnicę, nie ukrywać już nic, dać sobie i małżeństwu szansę.
Łatwiej oceniać, trudniej zrozumieć, zwłaszcza jeśli się nie jest w danej sytuacji. Jadowska wysłała bohaterkę na drogę pokuty i wzięcia odpowiedzialności za czyn swojej niewierności.
Do filmu wkradł się niespójny element, bo w maju miesiącu komunii, dzika róża nie kwitnie, nie szumi zboże i nie ma takiej słonecznej i ciepłej aury (albo jest zjawiskiem rzadkim).
Mysz, która chciała być lwem - Jim Field, Rachel Bright
Co zrobić kiedy jest się niezauważanym z jakiegoś powodu przez innych a bardzo się tego pragnie.
Tytułowa bohaterka, nie była zachwycona swoim losem, bo z racji swojego rozmiaru ciągle narażona była na nieprzyjemności: popchnięcia, przydeptania, potrącenia, itp. Poszkodowana, niewesoła, samotna, żaliła się cichutko na swój los - maleńkiej istoty. Pewnego dnia przepełniła się czara goryczy, myszka miała już dość dotychczasowego traktowania i postanowiła odmienić swój los. Pomimo strachu postanowiła poprosić o radę lwa. Ten symbol władzy i szacunku z pewnością mógł jej pomóc. Lew miał swoje legowisko wysoko na skale, niedostępne dla innych zwierząt gdzie odpoczywał po polowaniach i obserwował otaczający go tłum zwierząt. Musiała wykazać się dużym samozaparciem i odwagą, aby wspiąć się tak wysoko. Ale kiedy tego dokonała, okazało się, że nie taki lew straszny jak go malują. Mysz dowiedziała się, że lew choć groźne zwierze, ma swoje kłopoty i smutki i często czuje się samotny. Porozmawiali, poryczeli, pouczyli się od siebie, powymieniali się obserwacjami i doznali olśnienia.....
Bardzo ciekawa książka dla 3-5 letnich dzieci. Uczy poczucia własnej wartości, nie upadania na duchu, pokonywania lęków i korzystania z każdej chwili. Pokazuje jak się nie poddawać w podnoszeniu komfortu swojego życia, jak realizować swoje zamierzenia i marzenia i jak doceniać swoją ważność w świecie, bo po coś na nim jesteśmy i to właśnie tacy a nie inni.
Zabić głodem. Sowieckie ludobójstwo na Ukrainie - Miron Dolot
Około 7 mln mieszkańców ma np. Bułgaria, 6 mln mieszkańców jest w Libanie, 5,5 mln ludzi mieszka w Słowacji.
To są realne kraje i liczby.
Według różnych źródeł na Ukrainie podczas wielkiego planu kolektywizacji umarło z głodu między 5-7 mln mieszkańców. To liczba niewyobrażalna, unicestwiono 1 kraj i nikt za to nie wziął odpowiedzialności. Ci ludzie zginęli w potworny sposób - zagłodzono ich - proceduralnie, umierali na oczach najbliższych.
Z powodu chorych urojeń jednostek zginęły miliony ludzi. To było systemowe, absurdalnie okrutne niszczenie drugiego człowieka. Opisy w książce Mirona Dolot'a i tak nie oddały całości potworności jakie działy się na Ukrainie podczas masowego zagładzania. Autor starał się ochronić czytelnika przed najstraszliwszymi potwornościami. Stalin rozpętał masakryczną machinę, która siała śmierć i upodlenie człowieka, bo chciał zlikwidować zapędy Ukraińców do niepodległości. Chciał silnej armii aby rządzić żelazną ręką i rozprzestrzeniać swoją władzę na inne narody, niemniej wojsko trzeba było wyżywić. Chłopi, zwłaszcza ukraińscy uznani zostali za bogaczy, którzy mieli wesprzeć rząd bolszewicki w jego planach. Mieli pod dostatkiem zboża, mięsa i innych płodów rolnych. Mieli jednak też swoje przywary, które blokowały żądania Moskwy. Chłopi ukraińscy szanowali i pielęgnowali swoje umiłowanie do rodziny, tradycji i ziemi i nie chcieli narzuconych brutalnie pomysłów. Za swoją nieugiętość zostali straszliwie ukarani.
Metody jakimi władza radziecka ubezwłasnowalniała rolników były tyle samo kuriozalne co straszne. O tym trzeba przeczytać, bo trudno opisać całą spiralę wymyślnych metod, działań i zmasowanych aktów znęcania się oraz dramatycznych scenariuszy manipulacji. Przeplatające się ze sobą absurdy, zastraszenia, fantasmagoryczne i oderwane od rzeczywistości opowieści propagandowe były codziennością. Nieustająca indoktrynacja, nie dająca pracować, odpoczywać, spać, żyć z rodziną zamieszkała na wsiach na stałe. Zniszczenie wartości, wiary, złamanie ducha sprawiedliwości, szacunku dla ziemi i ludzi stało się normą. Ludzie najpierw zirytowani i zbuntowani, potem zastraszeni i ogłupiani ze zmęczenia poddawali się. Nie mieli siły walczyć z chorym, ale brutalnie silnym systemem.
Sam autor pisze o tym tak: "Kiedy teraz myślę o tamtych wydarzeniach, wydaje mi się, że żyłem w świecie rodem z chorych fantazji.Wszystko, co wtedy widziałem i czego doświadczyłem, a co teraz opisuję, wydaje się nie realne ze względu na swoje niewypowiedziane, przerażające okrucieństwo. Po prostu nie sposób powiązać tego wszystkiego z prawdziwym życiem w normalnym ludzkim społeczeństwie."( str. 160).
Mimo, że rolnicy byli ograbiani z coraz większej ilości zboża i innych dóbr, mimo, że umierali z głodu, wyznaczeni przez partię przedstawiciele zabierali im ostatnie resztki, wydzierali wszystko co miało wartość. Jeśli znajdowali tylko zwłoki to kontynuowali przeszukiwanie, byli nie zrażeni w przeobrażaniu prywatnych dóbr we "własność socjalistyczną".
Zabrano pszenicę, zabrano zwierzęta rolne, zabrano sprzęt do zmielenia innych zbóż (gryka), pilnowano, czy z kominów unosi się dym, bo to oznaczało gotowanie. Zamknięto sklepy, zakazano handlu żywnością i innymi artykułami konsumpcyjnymi. Wprowadzono wewnętrzne paszporty dla zamieszkujących w miastach aby rolnicy nie emigrowali doń w celu znalezienia zarobku lub jedzenia. Pozamykano wszelkie drogi do życia.
Ludzie pozbawieni wszystkiego po prostu umierali, zabijali współczłonków rodzin i siebie, zjadali pobratymców, wariowali. Wymierały domy, wioski i miasteczka, trupy leżały wszędzie, zobojętnienie na drugiego człowieka było normalnością. W takich warunkach nie dało się żyć, ale przecież Ci ludzie krzyczeli, ale nikt nie słyszał albo nie chciał słyszeć ich wołania o pomoc.
Autor pokazał, że zrobiono wszystko, aby zabić Ukraińców, ukarać za dążenia do niepodległości i prawie się udało, ale Ci którzy przetrwali jakoś podnieśli z kolan swój kraj.
To straszna opowieść, wstrząsająca i nie dająca o sobie zapomnieć. Niestety mój smutek pogłębia dodatkowo fakt, że nikt za to nie odpowiedział i nikt tym ludziom życia nie zwrócił. Ta potworność przeminęła przysypana popiołem czasu, wyparta, niepojęta, nie do odwrócenia.
To człowiek człowiekowi zgotował takie piekło, nie pierwsze i nie ostatnie.
Mój tato szczęściarz - Joanna Papuzińska, Maciej Szymanowicz
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci.
Tą książkę Joanna Papuzińska poświęciła pamięci swojego ojca.
Autorka prowadzi czytelnika przez Stare Miasto i Śródmieście z czasów kiedy była mała, a jej tata brał udział w walce przeciwko najeźdźcy niemieckiemu. W bardzo przystępny sposób opisuje zasady działania obowiązujące podczas oblężenia w Warszawie: barykady, kanały, szpitale polowe, "Kubusia", pocztę polową, Kukiełki pod Barykadą. W mojej opinii wiedza z okresu Powstania Warszawskiego została podana czytelnikowi w jak najbardziej zrozumiały i obrazowy sposób. Autorka przybrała formę przewodnika po uliczkach i wydarzeniach w tamtym czasie, co zaciekawia i wciąga. Ilustracje Macieja Szymanowicza to już klasa sama w sobie, która jak zwykle nadaje książce aury i wymiaru.
Książka jest też opowieścią o losach taty autorki. Autorka opisała jego przejścia podczas obrony Warszawy, odniesione obrażenia, leczenie w warunkach wojennych. Opowiedziała o czynach taty, min. o przeprowadzaniu ludzi przez kanały, o ratowaniu dzieci żydowskich, pomoc wielu potrzebującym młodszym i starszym. Opowiedziała o wyprawach niedzielnych, podczas których tato przybliżał swoim dzieciom ideę Powstania Warszawskiego, wydarzenia i miejsca. Autorka starała się wykazać, że mimo niebezpiecznych czasów i trudnych przejść, tata miał wiele szczęścia i wychodził z wielu opresji, może nie cało, ale żywy. I mimo, że po wojnie został inwalidą nie brakowało mu siły i chęci aby dzieciom pokazywać i opowiadać o swoim mieście.
Bardzo ciekawa książka, myślę, że doskonała do nauki historii na wstępnym etapie edukacji. Mimo tematu niesie dużo optymizmu.
Tą książkę Joanna Papuzińska poświęciła pamięci swojego ojca.
Autorka prowadzi czytelnika przez Stare Miasto i Śródmieście z czasów kiedy była mała, a jej tata brał udział w walce przeciwko najeźdźcy niemieckiemu. W bardzo przystępny sposób opisuje zasady działania obowiązujące podczas oblężenia w Warszawie: barykady, kanały, szpitale polowe, "Kubusia", pocztę polową, Kukiełki pod Barykadą. W mojej opinii wiedza z okresu Powstania Warszawskiego została podana czytelnikowi w jak najbardziej zrozumiały i obrazowy sposób. Autorka przybrała formę przewodnika po uliczkach i wydarzeniach w tamtym czasie, co zaciekawia i wciąga. Ilustracje Macieja Szymanowicza to już klasa sama w sobie, która jak zwykle nadaje książce aury i wymiaru.
Książka jest też opowieścią o losach taty autorki. Autorka opisała jego przejścia podczas obrony Warszawy, odniesione obrażenia, leczenie w warunkach wojennych. Opowiedziała o czynach taty, min. o przeprowadzaniu ludzi przez kanały, o ratowaniu dzieci żydowskich, pomoc wielu potrzebującym młodszym i starszym. Opowiedziała o wyprawach niedzielnych, podczas których tato przybliżał swoim dzieciom ideę Powstania Warszawskiego, wydarzenia i miejsca. Autorka starała się wykazać, że mimo niebezpiecznych czasów i trudnych przejść, tata miał wiele szczęścia i wychodził z wielu opresji, może nie cało, ale żywy. I mimo, że po wojnie został inwalidą nie brakowało mu siły i chęci aby dzieciom pokazywać i opowiadać o swoim mieście.
Bardzo ciekawa książka, myślę, że doskonała do nauki historii na wstępnym etapie edukacji. Mimo tematu niesie dużo optymizmu.
Asiunia - Joanna Papuzińska, Maciej Szymanowicz
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci.
To kolejna historia o dawnych niespokojnych czasach utkana ze wspomnień autorki.
Joanna Papuzińska wraca do swojego dzieciństwa. Przypomina jej się dom na skraju miasta w którym "było dużo dzieci, dużo książek, bajek i piosenek" (str.3). Było więc dużo hałasu, zamieszania i miłości. Po 5-tych urodzinach Asiuni jej dom runął, zawalił się jej dotychczasowy świat.
Pewnego dnia niemieccy żołnierze wkroczyli do ich mieszkania i zabrali mamę. Kiedy zabiera się mamę to ktoś musi się zająć dziećmi, a że było ich kilkoro to każde trafiło do innej rodziny. Asiunia najpierw trafiła na ul.Filtrową do trzech smutnych pań, które chyba nie bardzo lubiły dzieci. Potem trafiła do Pani Oli dla odmiany wesołej i pomysłowej. Na lato Asiunia przeniosła się do domku letniskowego babci, gdzie co dobre, było też jej rodzeństwo. Było weselej, ale wystrzały nie ustawały, trzeba było się chować do piwnicy. Czasami było śmiesznie, ale częściej strasznie. Pewnego razu przyszli żołnierze niemieccy i wyrzucili ich z domu. Prowadzili ludzi wielką grupą, za którą nie nadążały dzieci z babcią, o dziwo udało im się zostać na samym tyle kolumnady, aż wreszcie odłączyć od grupy. Kiedy wrócili do domu okazało się, że jest on podziurawiony i poniszczony, tak jak i Warszawa - umierająca, zagruzowana i konająca. Kiedy przyszła zima do garnków zajrzał głód a do domku wleciał mróz i chłód. Babcia starała się gotować coś z niczego, a chłopcy przynosili wszystko co nadawało się do ogrzania domu, ale łatwo nie było. Czasami wspierali ich obcy ludzie i jakoś dawali radę, chociaż choroby ich nie omijały a tęsknota za rodzicami i spokojem towarzyszyły codziennie.
Udało się im wyjechać ze zrujnowanego miasta do Stoczka. Tam było dużo dzieci, więcej jedzenia i spokoju. Mogły się uczyć, bawić i spać bez wystrzałów.
A kiedy wojna się skończyła po dzieci przyjeżdżali rodzice, cóż to było za wydarzenie.
Każda autorka opisuje inaczej swoje wspomnienia. Joanna Papuzińska nie dramatyzowała, opisała rzeczywistość z perspektywy małego dziecka. Opowiedziała o rozstaniu, tęsknocie, odpowiedzialności za rodzinę i ojczyznę. Opowiedziała o codzienności, często trudnej i niespokojnej. Przybliżyła czytelnikom w łagodnych słowach dramat swojego dzieciństwa.
To kolejna historia o dawnych niespokojnych czasach utkana ze wspomnień autorki.
Joanna Papuzińska wraca do swojego dzieciństwa. Przypomina jej się dom na skraju miasta w którym "było dużo dzieci, dużo książek, bajek i piosenek" (str.3). Było więc dużo hałasu, zamieszania i miłości. Po 5-tych urodzinach Asiuni jej dom runął, zawalił się jej dotychczasowy świat.
Pewnego dnia niemieccy żołnierze wkroczyli do ich mieszkania i zabrali mamę. Kiedy zabiera się mamę to ktoś musi się zająć dziećmi, a że było ich kilkoro to każde trafiło do innej rodziny. Asiunia najpierw trafiła na ul.Filtrową do trzech smutnych pań, które chyba nie bardzo lubiły dzieci. Potem trafiła do Pani Oli dla odmiany wesołej i pomysłowej. Na lato Asiunia przeniosła się do domku letniskowego babci, gdzie co dobre, było też jej rodzeństwo. Było weselej, ale wystrzały nie ustawały, trzeba było się chować do piwnicy. Czasami było śmiesznie, ale częściej strasznie. Pewnego razu przyszli żołnierze niemieccy i wyrzucili ich z domu. Prowadzili ludzi wielką grupą, za którą nie nadążały dzieci z babcią, o dziwo udało im się zostać na samym tyle kolumnady, aż wreszcie odłączyć od grupy. Kiedy wrócili do domu okazało się, że jest on podziurawiony i poniszczony, tak jak i Warszawa - umierająca, zagruzowana i konająca. Kiedy przyszła zima do garnków zajrzał głód a do domku wleciał mróz i chłód. Babcia starała się gotować coś z niczego, a chłopcy przynosili wszystko co nadawało się do ogrzania domu, ale łatwo nie było. Czasami wspierali ich obcy ludzie i jakoś dawali radę, chociaż choroby ich nie omijały a tęsknota za rodzicami i spokojem towarzyszyły codziennie.
Udało się im wyjechać ze zrujnowanego miasta do Stoczka. Tam było dużo dzieci, więcej jedzenia i spokoju. Mogły się uczyć, bawić i spać bez wystrzałów.
A kiedy wojna się skończyła po dzieci przyjeżdżali rodzice, cóż to było za wydarzenie.
Każda autorka opisuje inaczej swoje wspomnienia. Joanna Papuzińska nie dramatyzowała, opisała rzeczywistość z perspektywy małego dziecka. Opowiedziała o rozstaniu, tęsknocie, odpowiedzialności za rodzinę i ojczyznę. Opowiedziała o codzienności, często trudnej i niespokojnej. Przybliżyła czytelnikom w łagodnych słowach dramat swojego dzieciństwa.
Ostatnie piętro - Irena Landau, Joanna Rusinek
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci.
Na Warszawskiej Pradze państwo Ródyccy porządkują garderobę. Pieczołowicie wyrzucają zbędne rzeczy, ustawiają niewielkie meble, na drzwiach do garderoby zostaje zawieszona półka, która stwarza kamuflaż. Z ciekawością i z ciągłymi pytaniami patrzy na te działania ich córka Krysia. To działanie nie jest zwyczajne, bo ma służyć uratowaniu dziewczynki.
Poza tym to tajemnica, ta dziewczynka będzie zamknięta w tym mieszkaniu, w tej garderobie, nie może jej zobaczyć nikt obcy.
Cóż to za tajemnicza postać? I jakie okoliczności towarzyszą tej tajemnicy? Wojna, bo ona powołuje do życia różne dziwne, tajemnicze a często straszne rzeczy.
Kiedy dziewczynka Cesia pojawia się w mieszkaniu jest zaskoczona, poruszona i gdyby nie to, że cała jej rodzina została w gettcie, zadowolona,bo to znajomi z ostatnich wakacji. Czas u Państwa Ródycckich nie zawsze był spokojny, a trzeba było się mieć na baczności, w szczególności przed obcymi. Znalazła się i wścibska sąsiadka nachodząca i szperająca, interesowny kuzyn i inni znajomi. Czasami Cesia siedziała w swoim pokoiku/garderobie i czuła się samotnie. Niemniej dała radę, bo takie były czasy. Czasami dowiadywała się okropnych rzeczy o tym co działo się w gettcie, płakała, ale trwała dalej.
Musiała się przeprowadzić do domku babci Uli Ródyckiej. A tam czekała na nią najwspanialsza niespodzianka. Prawdziwy cud, jakich mało zdarzało się podczas wojny.
Historia oparta została na wspomnieniach autorki. Irena Landau odnalazła swoją mamę, przeżył także jej ojciec. Opisała swoje wspomnienia, aby zachować pamięć o tych wydarzeniach i pokazać zachowania ludzi podczas wojny.
Na Warszawskiej Pradze państwo Ródyccy porządkują garderobę. Pieczołowicie wyrzucają zbędne rzeczy, ustawiają niewielkie meble, na drzwiach do garderoby zostaje zawieszona półka, która stwarza kamuflaż. Z ciekawością i z ciągłymi pytaniami patrzy na te działania ich córka Krysia. To działanie nie jest zwyczajne, bo ma służyć uratowaniu dziewczynki.
Poza tym to tajemnica, ta dziewczynka będzie zamknięta w tym mieszkaniu, w tej garderobie, nie może jej zobaczyć nikt obcy.
Cóż to za tajemnicza postać? I jakie okoliczności towarzyszą tej tajemnicy? Wojna, bo ona powołuje do życia różne dziwne, tajemnicze a często straszne rzeczy.
Kiedy dziewczynka Cesia pojawia się w mieszkaniu jest zaskoczona, poruszona i gdyby nie to, że cała jej rodzina została w gettcie, zadowolona,bo to znajomi z ostatnich wakacji. Czas u Państwa Ródycckich nie zawsze był spokojny, a trzeba było się mieć na baczności, w szczególności przed obcymi. Znalazła się i wścibska sąsiadka nachodząca i szperająca, interesowny kuzyn i inni znajomi. Czasami Cesia siedziała w swoim pokoiku/garderobie i czuła się samotnie. Niemniej dała radę, bo takie były czasy. Czasami dowiadywała się okropnych rzeczy o tym co działo się w gettcie, płakała, ale trwała dalej.
Musiała się przeprowadzić do domku babci Uli Ródyckiej. A tam czekała na nią najwspanialsza niespodzianka. Prawdziwy cud, jakich mało zdarzało się podczas wojny.
Historia oparta została na wspomnieniach autorki. Irena Landau odnalazła swoją mamę, przeżył także jej ojciec. Opisała swoje wspomnienia, aby zachować pamięć o tych wydarzeniach i pokazać zachowania ludzi podczas wojny.
Wszystkie moje mamy - Renata Piątkowska, Maciej Szymanowicz
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci.
Przecież mama jest tylko jedna, ale okazuje się, że nie. Renata Piątkowska opisała historię żydowskiego chłopca Szymona, który zapewne miałby jedną mamę gdyby nie wojna. Ona zburzyła jego życie i zabrała mamę. Stracił przez nią tatę, siostrę, mamę i kolegów. Przez nią głodował, cierpiał chłód, ciasnotę, bród i strach. Musiał nosić znienawidzoną opaskę z gwiazdą i mieszkać w gettcie.
Opiekował się mamą, ale ona była coraz chudsza i słabsza. Zabrała a tym samym uratowała go w przemyślany sposób siostra Jolanta. Zamieszkał u pani Marii, potem Anny, gdzie była już trójka dzieci. Po wojnie zgłosiła sie po niego ciocia Pola.
Wszystkie te kobiety były mami, zostawiły po sobie ślad w emocjach Szymonach. Jedna zapisała się szczególnie to Jolanta, a właściwie Irena Sendlerowa, która z getta wyprowadziła 2500 dzieci. Ważne zapiski o dzieciach prowadziła na wąskich paseczkach, które przechowywała w słoiku zakopanym przy ulicy Lekarskiej 9. Dzięki jej odwadze ocalało tak wiele żyć. To niezwykła kobieta i nadzwyczajny czyn, o którym prosto i przystępnie napisała autorka. Rzeczowa, łagodnie napisana książka o wspomnieniach wojennego dzieciństwa.
Przecież mama jest tylko jedna, ale okazuje się, że nie. Renata Piątkowska opisała historię żydowskiego chłopca Szymona, który zapewne miałby jedną mamę gdyby nie wojna. Ona zburzyła jego życie i zabrała mamę. Stracił przez nią tatę, siostrę, mamę i kolegów. Przez nią głodował, cierpiał chłód, ciasnotę, bród i strach. Musiał nosić znienawidzoną opaskę z gwiazdą i mieszkać w gettcie.
Opiekował się mamą, ale ona była coraz chudsza i słabsza. Zabrała a tym samym uratowała go w przemyślany sposób siostra Jolanta. Zamieszkał u pani Marii, potem Anny, gdzie była już trójka dzieci. Po wojnie zgłosiła sie po niego ciocia Pola.
Wszystkie te kobiety były mami, zostawiły po sobie ślad w emocjach Szymonach. Jedna zapisała się szczególnie to Jolanta, a właściwie Irena Sendlerowa, która z getta wyprowadziła 2500 dzieci. Ważne zapiski o dzieciach prowadziła na wąskich paseczkach, które przechowywała w słoiku zakopanym przy ulicy Lekarskiej 9. Dzięki jej odwadze ocalało tak wiele żyć. To niezwykła kobieta i nadzwyczajny czyn, o którym prosto i przystępnie napisała autorka. Rzeczowa, łagodnie napisana książka o wspomnieniach wojennego dzieciństwa.
Dziękujemy Ci, Amelio Bedelio! - Peggy Parish
Po przerwie w moje ręce znowu wpadła Amelia Bedelia i bardzo dobrze, bo dostarcza nam nieustającej rozrywki. Pokazuje swoją prostodusznością i prostolinijnością jakie nie oczywiste są przekazy człowieka do człowieka. Jak trudno jest przekazać prosto i zrozumiale swoje potrzeby. Jeszcze inaczej - myśli jednej osoby nie są tożsame z myślami innej, nie pojmujemy siebie w lot, dlatego warto nie mierzyć innych swoją miarą i potwierdzać u innych zrozumienie przekazywanych treści.
W tej książce Pani Rogers zostawia Amelii Bedeli listę zadań, które dla jednej są oczywiste a dla drugiej nie pojęte. Wynikają z tych zadań śmieszne w czasami wręcz absurdalne sytuacje, co jeszcze bardziej podkręca komizm poleceń. Po szeregu nie opatrznych działań, często niszczycielskich, Amelia Bedelia przygotowuje ciasto, co jest najlepsze i zrozumiałe dla niej. Zmazuje nim swoje "przewinienia" i zyskuje sympatię domowników i gościa.
Autorka pokazuje w tych książkach wieloznaczność używanych zwrotów i rozumienie zgoła tych samych treści w zupełnie inny sposób. Amelia jest bardzo gorliwą służącą, może nawet w tym być irytująca, ale jest też bardzo rzeczowa i skrupulatna. Ma w sobie dużo wdzięku i subtelności.
Śmieszne i urocze opowieści o Amelii Bedeli pomogą rozjaśnić nawet zachmurzone czoła.
Adekwatne ilustracje dopełniają książkę i miłe wrażenia z jej lektury.
Ignaś Ziółko gotuje. Przygoda w młynie - Joanna Krzyżanek
To pierwsze zetknięcie z Ignasiem Ziółko, ale wielce przyjemne:)
Ta książka ma kilka warstw, dzieje się na dwóch płaszczyznach, zawiera też opisy zbóż, ciekawostek ich dotyczących i wiele interesujących przepisów.
Dzieci chciały sprawdzać przepisy, a najpierw z zainteresowaniem wysłuchały opowieści o szalonej wyprawie do młyna. Książka zawiera piękne i zabawne ilustracje, opis powstania mąki, jej rodzaje i porady ogólne dotyczące mąki.
Młyn to zacne miejsce, bo w nim powstaje mąka, z której robi się pyszne wypieki. Któż ich nie lubi za ich różnorodność i możliwości. Można w nim spędzić ciekawie czas, wielu rzeczy się nauczyć i zrozumieć wartość "chleba" i tradycji. Bardzo wartościowa książka, o rodzinie, tradycjach i o mące.
Teraz tu jest nasz dom - Barbara Gawryluk, Maciej Szymanowicz
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci.
To historia ukraińskiej rodziny, która ucieka przed działaniami zbrojnymi
w Doniecku.
Dzieci podsłuchując szeptane rozmowy rodziców coraz więcej dowiadują się o niepokojach, które mają miejsce w ich mieście. Zaczynają też same dostrzegać ukrywane dotąd niebezpieczne zdarzenia. Wreszcie słyszą to najstraszniejsze słowo "WOJNA". Boją się wszyscy, ale to rodzice są odpowiedzialni i muszą podjąć szybką i trudną decyzję jak zadbać o ich wspólne bezpieczeństwo.
Uciekają do Polski. Dzieci tęsknią za domem i dziadkami, za swoimi pokoikami i zabawkami. Mają różne swoje kłopoty i rozterki. Spotykają je niemiłe sytuacje w szkole. Niemniej jest cały ogrom ludzi, którzy pomagają się zaadaptować w tych nowych realiach. Dzieci też z czasem coraz lepiej sobie radzą: z językiem, barierami kulturowymi, relacjami z rówieśnikami. Czas pomaga, leczy tęsknoty i wspiera w poczuciu bezpieczeństwa. Dzieci pytają, ale też coraz bardziej rozumieją.
Bardzo mądra książka o niezawinionych sytuacjach, trudnych decyzjach i radzeniu sobie z ich konsekwencjami. Autorka opisuje trudności w adaptacji w nowym środowisku, tęsknotę za domem i znanymi miejscami i rzeczami. Pokazuje także jak wiele jest osób, które otwierają się na takich ludzi, realnie ich wspierając. To historia wsparta prawdziwymi wydarzeniami, warta refleksji.
To historia ukraińskiej rodziny, która ucieka przed działaniami zbrojnymi
w Doniecku.
Dzieci podsłuchując szeptane rozmowy rodziców coraz więcej dowiadują się o niepokojach, które mają miejsce w ich mieście. Zaczynają też same dostrzegać ukrywane dotąd niebezpieczne zdarzenia. Wreszcie słyszą to najstraszniejsze słowo "WOJNA". Boją się wszyscy, ale to rodzice są odpowiedzialni i muszą podjąć szybką i trudną decyzję jak zadbać o ich wspólne bezpieczeństwo.
Uciekają do Polski. Dzieci tęsknią za domem i dziadkami, za swoimi pokoikami i zabawkami. Mają różne swoje kłopoty i rozterki. Spotykają je niemiłe sytuacje w szkole. Niemniej jest cały ogrom ludzi, którzy pomagają się zaadaptować w tych nowych realiach. Dzieci też z czasem coraz lepiej sobie radzą: z językiem, barierami kulturowymi, relacjami z rówieśnikami. Czas pomaga, leczy tęsknoty i wspiera w poczuciu bezpieczeństwa. Dzieci pytają, ale też coraz bardziej rozumieją.
Bardzo mądra książka o niezawinionych sytuacjach, trudnych decyzjach i radzeniu sobie z ich konsekwencjami. Autorka opisuje trudności w adaptacji w nowym środowisku, tęsknotę za domem i znanymi miejscami i rzeczami. Pokazuje także jak wiele jest osób, które otwierają się na takich ludzi, realnie ich wspierając. To historia wsparta prawdziwymi wydarzeniami, warta refleksji.
Kot Karima i obrazki - Liliana Bardijewska, Anna Sędziwy
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci
Kolejna historia wojenna, tym razem czytamy o losach syryjskiej rodziny uciekinierów, poszukujących miejsca, w którym dało by się żyć spokojnie, bez wojny, strachu i głodu.
Mimo, w rzeczywistości, niesprzyjającego klimatu dla uchodźców, nasi książkowi bohaterowie wybierają Polskę jako kraj do życia i bycia szczęśliwym.
Książkę czyta się inaczej niż wiele z tej serii, bo też autorka zastosowała ciekawy zabieg. Poprowadziła dwa wątki, uzupełniające się, ale różne konstrukcyjnie i twórczo.
Pierwszy to historia Kota Karima, który zapoznaje się z mieszkańcami domu, w którym przyszło mu zamieszkać w Polsce. Niebieski kot jawi się różnym tubylcom (osa, kotka, mucha, mysz, chomik, sroka, wiewiórka, bocian) jako zadziwiające zwierzę i reagują na niego zazwyczaj z zaciekawieniem, najczęściej szybko się zaprzyjaźniając. Z ludźmi już tak nie jest, oni na przybyszów reagują różnie, jedni przyjaźnie, inni obojętnie a jeszcze inni wrogo. Niemniej kot przeżywa codzienne przygody i przy okazji opowiada historie o przeszłości z Syrii i ucieczce z niej. Ta opowieść przekazywana jest krótkimi zdaniami lub wręcz pojedynczymi wyrazami. Trzyma się schematów i powtarzalnych konstrukcji. Buduje napięcie i daje wyobrażenie sytuacji i dramatyzmu. Pokazuje poszczególne etapy ucieczki z Syrii, przeżywane lęki i niedolę.
Książka w przeciwieństwie do większości z tej serii jest ubogo ilustrowana, pozostaje się zdać na własną wyobraźnię i pomysłowość.
Kolejna historia wojenna, tym razem czytamy o losach syryjskiej rodziny uciekinierów, poszukujących miejsca, w którym dało by się żyć spokojnie, bez wojny, strachu i głodu.
Mimo, w rzeczywistości, niesprzyjającego klimatu dla uchodźców, nasi książkowi bohaterowie wybierają Polskę jako kraj do życia i bycia szczęśliwym.
Książkę czyta się inaczej niż wiele z tej serii, bo też autorka zastosowała ciekawy zabieg. Poprowadziła dwa wątki, uzupełniające się, ale różne konstrukcyjnie i twórczo.
Pierwszy to historia Kota Karima, który zapoznaje się z mieszkańcami domu, w którym przyszło mu zamieszkać w Polsce. Niebieski kot jawi się różnym tubylcom (osa, kotka, mucha, mysz, chomik, sroka, wiewiórka, bocian) jako zadziwiające zwierzę i reagują na niego zazwyczaj z zaciekawieniem, najczęściej szybko się zaprzyjaźniając. Z ludźmi już tak nie jest, oni na przybyszów reagują różnie, jedni przyjaźnie, inni obojętnie a jeszcze inni wrogo. Niemniej kot przeżywa codzienne przygody i przy okazji opowiada historie o przeszłości z Syrii i ucieczce z niej. Ta opowieść przekazywana jest krótkimi zdaniami lub wręcz pojedynczymi wyrazami. Trzyma się schematów i powtarzalnych konstrukcji. Buduje napięcie i daje wyobrażenie sytuacji i dramatyzmu. Pokazuje poszczególne etapy ucieczki z Syrii, przeżywane lęki i niedolę.
Książka w przeciwieństwie do większości z tej serii jest ubogo ilustrowana, pozostaje się zdać na własną wyobraźnię i pomysłowość.
O wilku który nie lubił chodzić - Orianne Lallemand
Jest to jedna z wielu z serii książeczek o Wilku....
Tym razem przeczytałyśmy o tym, że pewnego dnia Wilk postanawia zarzucić chodzenie, bo strasznie bolą go nogi.
Próbuje zatem poruszać się różnymi pojazdami. W każdym miesiącu roku jest to inny pomysł. Mamy więc: rower, narty, samochód, wrotki, buty siedmiomilowe, pociąg, samolot, statek, niemniej żaden nie spełnił jego oczekiwań. Zawsze okazywało się, że środki służące do przemieszczania się miały jakiś feler, a Wilk był niezadowolony albo wręcz poszkodowany fizycznie. Na grudniową propozycję Świętego Mikołaja dotyczącą użyczenia sań, Wilk mówi stanowcze NIE i wraca do starego, dobrego chodzenia. Nie ma jak możliwość trzymania się ziemi:)
Zabawna książeczka, kolorowa i ciekawa dla trzy - czterolatków.
Polki, które zadziwiły świat - Joanna Puchalska
W tym miesiącu w DKK książka o kobietach.
Joanna Puchalska zebrała 13 życiorysów Polek, które dobitniej zaznaczyły swoją obecność w tym świecie. Wydobyła je z czeluści historii, bo choć zasłużone to zostały przysypane pyłem zapomnienia. Rozmieściła je na osi czasu, począwszy od XVII wieku skończywszy na XXI.
W książce znalazły się kobiety odważne, ciekawe, zaangażowane w działania na rzecz ojczyzny i współobywateli, którym często nie straszne były trudy i niewygody życiowe. Brały się do działań, choć niektórym śmierć zaglądała w oczy lub faktycznie je spotkała.
Bohaterki pochodzące z różnych czasów, warstw społecznych, stanów, wykształcenia i możliwości. Każda jednak na swój sposób przebojowa, niezwyczajna i dająca z siebie jak najwięcej.
I choć to trzynaście życiorysów a tylko 361 stron z wieloma zdjęciami, autorka postarała się poświęcić każdej z bohaterek sporo uwagi. W każdym życiorysie znalazły się najważniejsze fakty, wydarzenia i ciekawostki. Rola i zasługi większości z nich zasługiwałyby na ujęcie ich nazwisk w podręcznikach do historii.
Pierwszy rozdział poświęcony został Annie Dorocie Chrzanowskiej, która jako czynna uczestniczka obronny twierdzy Tremblowolskiej przed Turkami, wykazała się odwagą i dzielnością. Z nadzwyczajną energią, oddaniem i żarliwością zagrzewała podupadłych na duchu mężczyzn do walki. Dzięki niej twierdza wytrzymała napór nieprzyjaciół, a jej mąż został odznaczony przez króla i awansowany. Hm - brawo przykładna żona.
Wielce ciekawa, choć i irytująca wydała mi się kolejna bohaterka, Salomea Regina z Rusieckich Pilsztynowa, która była bardzo sprytną i inteligentną kobietą, biegłą w sztuce lekarskiej i okulistycznej znachorką. Choć czasami brak wiedzy nadrabiała sprzyjającymi okolicznościami to jej zasługi dla ówczesnej medycyny są bardzo znaczące, co potwierdziły zapiski w jej pamiętnikach. To nietuzinkowa postać, przebojowa podróżniczka, odważna z nieposkromionym apetytem na życie. Niemniej choć odnosiła sukcesy na polu zawodowym nie znalazła satysfakcji w sferze uczuciowej. Wybierała mężczyzn, którzy na niej żerowali, bez ogródek korzystając z jej portfela. Nie udało jej się spełnić w roli matki.
Kolejna ciekawa postać swoich czasów to Maria Amalia z Bruhlów Mniszchowa, córka wszechwładnego ministra za czasów Augusta III. Znająca języki, świetnie wykształcona, elokwentna, inteligentna i zapobiegliwa osoba z szerokimi koneksjami. Po zmianie władzy, odsunięta i obrażona osiedliła się w Dukli, gdzie prowadziła ośrodek kulturalny i polityczny. Stworzyła koło politykujących kobiet, wykorzystywała swoje znajomości na zachodnich dworach, aby intrygować przeciwko królowi Stanisławowi Poniatowskiemu.
Kolejna bohaterka to Izabela z Flemmingów Czartoryska, dama, patriotka, mecenaska sztuki, propagatorka wszystkiego co polskie, ogrodniczka, miłośniczka teatru, architektury i ogrodnictwa. Prekursorka, światła i światowa kobieta, z umiejętnościami dyplomatycznymi, pełna wdzięku i uroku. Tworzyła słynne rezydencje z ogrodami, najpierw na Powązkach a potem w Puławach, które stały się ośrodkami kulturalno-politycznym. Izabela Czartoryska to niebywała postać, nazywana Matką Ojczyzny niewątpliwie wniosła wielki wkład w jej rozwój, dobro i wreszcie w ratowanie.
Anna Henryka Pustowójtówna, następna bohaterka, kobieta walcząca, odważna, pełna godności i skromności. Adiutantka Mariana Langiewicza, dowódcy Powstania Styczniowego, oddana sprawie i ojczyźnie, czego dała dowód w bitwie pod Małogoszczem wzywając żołnierzy do walki. Przez całe swoje życie ratowała ojczyznę, jej męstwo docenili Polacy i Czesi a w końcu Paryżanie. Jej niezłomny charakter, życzliwość, szacunek, pomoc potrzebującym i oddanie ojczyźnie zjednał jej uznanie ludzi i oddał należne miejsce w historii.
Helena Majewska-Kirkorowa to aktorka wileńska i krakowska a także kurierka Rządu Narodowego. Po prywatnych zawirowaniach z mężem i kochankiem osiadła w Warszawie, gdzie oddała się działaniom emisariuszki i konspiratorki. Stała się także opiekunką Romualda Traugutta, dbała o niego, przenosiła tajną korespondencję, ochraniała. Skazana i wywieziona na wschód do Usola z powodu amnestii nie długo była więźnie. Dożyła spokojnej i niezależnej starości.
Alicja Dorabialska to absolutnie nadzwyczajna kobieta naukowiec. Pierwsza w Polsce profesor politechniki, człowiek wysokiej kultury, nienagannej polszczyzny. Wybitna chemiczka, wykładowca, pedagog ciesząca się szacunkiem i ogromną popularnością wśród studentów. Szczęśliwie przetrwała wojnę a po niej objęła katedrę Chemii Fizycznej na Politechnice Łódzkiej. Doceniono ją w kraju i za granicą. Swoje życie poświęciła nauce i studentom a kiedy przeszła na emeryturę, nie martwiła się tym, swojej starości nadała kształt dopełnienia.
Janina Lewandowska, kolejna interesująca postać w historii Polski, dzielna i ambitna kobieta, licencjonowana pilot. Odważna, niezłomna, wykształcona i ciekawa świata. Swoim zaangażowaniem w lotnictwo spełniła ambicje ojca, generała Józefa Dowbora-Muśnickiego. Niestety los był niełaskawy dla niej, niebawem po rozpoczęciu wojny została wzięta przez Rosjan do niewoli i przetrzymywana w obozie w Kozielsku. W kwietniu 1940 została stracona w Katyniu, w archiwach nie znaleziono innej kobiety, która by podzieliła jej los.
Beaty Obertyńska, poetka, córka poetki, pochodząca z domu wypełnionym sztuką, obrazami, książkami i towarzystwem inteligencji. Otoczona znanymi i ciekawymi twórcami,zachęcana przez matkę sama rozwinęła w sobie talent. Najpierw realizowała się w teatrze a potem jako poetka. Doświadczona przez los śmiercią męża, ojca i brata. Pozbawiona majątku, choć nie życzliwej pamięci ludzkiej, trafiła do Lwowa, gdzie aresztowano ją za "burżujstwo". Przeszła długą i trudną drogę do wolności,nie ominęły ją łagry i upodlenia, niemniej przeżyła. Pisała po wojnie i była za to doceniana zwłaszcza w Anglii, gdzie zamieszkała. Zainteresowana jej życiorysem postanowiłam zapoznać się z jej twórczością.
Helena Konopacka, nadzwyczajna osobowość, piękna kobieta, niezwykle utalentowana artystka, elegancka dama, reprezentacyjna żona swego męża, patriotka. Jednak nade wszystko słynna i wszechstronnie uzdolniona sportsmenka. Kobieta w każdym calu spełniona i doskonała. Nadzwyczajne talenty nie były okupione ciężką pracą, ale wrodzonymi zdolnościami. Była podziwiana i lubiana a przy tym skromna i życzliwa. Rozsławiła Polskę dzięki wyczynom sportowym. Niestety nie ominęła jej pożoga wojenna, musiała uciekać z ojczyzny do USA i choć tam też zmarła pochowana jest na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.
Wanda Ossowska, szlachcianka, patriotka, pielęgniarka, łączniczka. Przeszła przez piekło obozów, ale przeżyła. Uratowała też Francuską żydówkę, czego ta nigdy jej nie zapomniała. Po wojnie podjęła pracę w szpitalu na Lindleya w zespole ortopedy profesora Adama Grucy.W 1987 roku spotkała się z Janem Pawłem II na Majdanku. Dożyła XXI wieku. Jej imieniem nazwano szkołę w miejscowości jej dzieciństwa - Kunicach.
Cezariia Iljin-Szymańska, działaczka podziemia AK, aresztowana przez NKWD i osadzona w Ostaszkowie, przeżyła jednak wojnę. Z wykształcenia i zamiłowania architektka, odbudowywała stolicę, podnosiła ją z gruzów. Jej dziełem jest min. kino Wisła, a także wiele budynków w mniejszych miasteczkach w całej Polsce. Niezwykle życzliwa, ciepła i otwarta na ludzi. Uwielbiała podróżować po Polsce i świecie.
Maria Anto, malarka, oddana matka, organizatorka życia rodzinnego.Znana za granicą, zwłaszcza we Francji. Ciepła, życzliwa, oryginalna w swojej twórczości. Jej twórczość była napiętnowana doświadczeniami wojennymi,traumami i śmiercią najbliższych. Jej obrazy, były inspirowane snami, dlatego są jedyne w swoim rodzaju, magiczne i ulotne. Organizowała Solidarność Artystów, wspierała innych w trudnych czasach 80-tych.
Czytałam z przyjemnością losy tych ciekawych kobiet, oddanych swoim celom. Podziwiałam je za odwagę, talenty, niezłomność i wykorzystywanie wszystkich możliwości, aby przeżyć życie najpełniej jak się da. Zaprawdę zasłużyły, aby znaleźć się na kartach historii.
Bardzo mnie zainteresowała twórczość Beaty Obertyńskiej, podziwiałam Helenę Konopacką, zainteresowała mnie barwnym życiorysem Salomea z Rusieckich, byłam pełna podziwu dla prof Dorabialskiej. Wspaniałe kobiety, dlatego cieszę się, że Joanna Puchalska spisała ich losy, a ja mogłam je przeczytać.
Ostatni statek z Odessy - Erzsébet Fuchs
Należy docenić autorkę, bo w jesieni swojego życia zdecydowała się opisać swoje najtrudniejsze a w tym wszystkim swoje najmilsze wspomnienia z ogarniętego wojną jej ukochanego Budapesztu. Warto pochylić czoło nad pamięcią do faktów i zdarzeń z tak odległej przeszłości.
Niemniej, albo ciężar lektur czytanych przeze mnie, albo "lekkość" zdarzeń w wojennym Budapeszcie, albo może też pisarstwo autorki (wszak nie zawodowe) wpłynęło na moje ostateczne odczucia co do tej pozycji. Książka pokazuje, że przeżycia wojenne w różnych częściach Europy, nawet względem tego samego narodu, bardzo się różniły. Życie w stolicy Węgier, państwa, które kolaborowało z Niemcami, miało inny wymiar niż w okupowanych stolicach. Żydzi choć upokorzeni i zwalczani, to dopiero w końcowych latach wojny mocno doświadczyli prześladowań, które były na porządku dziennym np. w Polsce od początku. Opowieść autorki jest prostą historią, bez zbędnej dyskusji, rozważania, wypuklenia tragizmu, po prostu opisała "zwyczajne" życie podczas wojny. Wszystkie wydarzenia działy się naturalnie wraz z rozwojem sytuacji.
Erzsébet Fuchs, Żydówka, pochodziła z bogatej rodziny. Jej ojciec był właścicielem fabryki, dlatego do osiemnastego roku życia miała doskonałe warunki do życia i samorozwoju. Realizowała się w szkole i pobierając naukę gry na fortepianie. Dorastała w dobrej atmosferze, była kochana i tym samym obdarzała swoją rodzinę, zwłaszcza wspaniałego starszego brata.
W dzień swoich osiemnastych urodzin na jaw wyszły dotąd nieznane fakty z jej dzieciństwa, otóż matka okazuje się być macochą, odwiedzany od czasu do czasu „wujek Peter” dziadkiem, a ojciec kłamcą i obłudnikiem.Te zdarzenia jednak mącą niepokój na niedługo, bo prawdziwa burza nadeszła wraz z wprowadzonymi rasistowskimi ustawami odbierającymi Żydom prawo do własności. Mimo prób ocalenia ojciec traci cały majątek, brat zaś musi wyjechać na przymusowe roboty. Ojciec nie mogąc się podnieść po utracie dzieła jego życia popełnia samobójstwo. Pozostawione same sobie kobiety przenoszą się do małego dwupokojowego mieszkania. Erzsébet poszukuje pomysłu na wyjście z trudnej sytuacji i znalezienie sposobu na zdobycie środków do życia. Kiedy poznaje młodego francuskiego lekarza Henri-ego Lanusse, emigranta, odmienia się jej los. Henri przedstawia jej wielu swoich kompanów, z którymi i ona zaczyna tworzyć całość. Po bliższym poznaniu i w obliczu obostrzeń przeciwko Żydom, postanawiają się pobrać. W związku ich miłość kwitnie, wzajemnie dodają sobie siły i nadziei. Po różnych przeżyciach wojennych Erzsébet z mężem i większością przyjaciół wojnę przetrwała.
Książka pokazuje kawałek historii wojennej napisanej przez uczestniczkę tych wydarzeń. Widziana oczami młodej kobiety, która na progu swojego dorosłego życia chciała po prostu żyć. W tym chceniu przeszkodziła jej wojna, zabrała jedną cząstkę lat, ale dała też wiele na późniejsze czasy. Książka napisana lekko, bez zadęcia, do przeczytania dla każdego w różnych okolicznościach, nawet w komunikacji miejskiej.
Syberyjskie przygody Chmurki - Dorota Combrzyńska-Nogala, Maciej Szymanowicz
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci
To historia oparta na losach rodzin Krajewskichi i Stolle, właścicieli huty szkła nad Niemnem (obecnie na Białorusi). Którzy to po wkroczeniu wojsk radzieckich jako "kapitaliści i wrogowie ludu" zostali aresztowani, wywiezieni do łagrów i w niedługim czasie zgładzeni. Rodziny skazane na 25 lat zsyłki zostały wywiezione na Syberię nad Jenisej. Uczestniczką tych wydarzeń była trzyletnia wówczas Anna (Szwykowska-Michalska), która najszybciej ze wszystkich zaadoptowała się do realiów życia w tych trudnych warunkach. Zaprzyjaźniła się z dziećmi, nauczyła języka i radzenia sobie z zastaną rzeczywistością. W książce przeczytamy tylko opisy istotne dla dziecka, postrzeganie świata i "ciekawostki" z dnia codziennego. Dziewczynka opowiada o mądrym kocie i jego zwyczajach, o sankach robionych z deski i krowiego łajna, szczurach, które mieszkały w ich chacie i były miłe. O różnych sposobach na zdobywanie jedzenia, np. zbieranie malin "wraz" z niedźwiedziem, łowienie ryb gatkami, podbieranie jaj ptakom.
Dowiadujemy się o tym jak ciocia pisała pamiętnik z ich zsyłki, dzięki czemu Ania uczyła się polskiego, że została sierotą, bo mama została zmieciona z torów przez pociąg.
Czytamy o przeprowadzce do miasta - Aczyńska, gdzie zaczęła chodzić do szkoły a skąd w 1946 roku wraz z babcią i ciotkami wróciła do Polski, do Łodzi, gdzie na początku było jej bardzo trudno, bez znajomości języka i z otaczającym ją "zbytkiem", zaaklimatyzować się.
Autorka prosto, poprzez zwykłe, codzienne sprawy dziecka, opisuje życie w nieprzyjaznym klimacie Syberii. Stara się delikatnie przybliżyć młodym czytelnikom fakt z historii II Wojny Światowej, który był trudnym a często i tragicznym losem tysięcy Polaków.
To historia oparta na losach rodzin Krajewskichi i Stolle, właścicieli huty szkła nad Niemnem (obecnie na Białorusi). Którzy to po wkroczeniu wojsk radzieckich jako "kapitaliści i wrogowie ludu" zostali aresztowani, wywiezieni do łagrów i w niedługim czasie zgładzeni. Rodziny skazane na 25 lat zsyłki zostały wywiezione na Syberię nad Jenisej. Uczestniczką tych wydarzeń była trzyletnia wówczas Anna (Szwykowska-Michalska), która najszybciej ze wszystkich zaadoptowała się do realiów życia w tych trudnych warunkach. Zaprzyjaźniła się z dziećmi, nauczyła języka i radzenia sobie z zastaną rzeczywistością. W książce przeczytamy tylko opisy istotne dla dziecka, postrzeganie świata i "ciekawostki" z dnia codziennego. Dziewczynka opowiada o mądrym kocie i jego zwyczajach, o sankach robionych z deski i krowiego łajna, szczurach, które mieszkały w ich chacie i były miłe. O różnych sposobach na zdobywanie jedzenia, np. zbieranie malin "wraz" z niedźwiedziem, łowienie ryb gatkami, podbieranie jaj ptakom.
Dowiadujemy się o tym jak ciocia pisała pamiętnik z ich zsyłki, dzięki czemu Ania uczyła się polskiego, że została sierotą, bo mama została zmieciona z torów przez pociąg.
Czytamy o przeprowadzce do miasta - Aczyńska, gdzie zaczęła chodzić do szkoły a skąd w 1946 roku wraz z babcią i ciotkami wróciła do Polski, do Łodzi, gdzie na początku było jej bardzo trudno, bez znajomości języka i z otaczającym ją "zbytkiem", zaaklimatyzować się.
Autorka prosto, poprzez zwykłe, codzienne sprawy dziecka, opisuje życie w nieprzyjaznym klimacie Syberii. Stara się delikatnie przybliżyć młodym czytelnikom fakt z historii II Wojny Światowej, który był trudnym a często i tragicznym losem tysięcy Polaków.
Krasnale i olbrzymy - Joanna Papuzińska, Maciej Szymanowicz
Seria: Wojny dorosłych - historie dzieci
Joanna Papuzińska opowiada o swoim dzieciństwie i ukochanym miejscu takiej swojej małej ojczyźnie - Śródmieściu. Joasia mieszkała na ulicy Lwowskiej w pobliżu Placu Politechniki i o dziwo ta część Warszawy wyszła obronną ręką z działań wojennych. Zachowały się kamienice, uliczki, bramy a w nich kamienne krasnale, które zabezpieczały mur budynku przed uderzeniem otwierającej się bramy.
Kiedy skończyła się wojna Joasia obserwowała jak zmienia się jej otoczenie, nie koniecznie na ładniejsze i milsze. Joasia zauważyła pojawienie się czegoś nowego, a mianowicie "Władzy Ludowej", która zabraniała mówić głośno np. o znikaniu tatusiów powracających z wojny i która była straszną kłamczuchą, dwulicową. Pod hasłami "dla dobra ludu" robiła złe rzeczy, obiecywała i nie dotrzymywała słowa, odbierała własność, bezkarnie robiła co chciała. Joasia ze smutkiem patrzyła jak znikają małe sklepiki z życzliwymi sprzedawcami, którzy znali swoich klientów, a w to miejsce powstawały wielkie sklepy z dziwnymi artykułami i z nie uprzejmymi ekspedientkami. Zmieniały się ulice, budynki, zaczęły straszyć groźne olbrzymy wmurowane w budynki na Placu Konstytucji.
Joanna Papuzińska starała się rozbudzić ciekawość i chęć poznawania tej części Warszawy. Proponowała zadawanie pytań rodzicom, poszerzanie swojej wiedzy i odkrywanie miejsc historycznych. Książka z ciekawymi ilustracjami i wyjaśnieniami. Na końcu opis gry podwórkowej z mojego dzieciństwa, która była i jest.
Joanna Papuzińska opowiada o swoim dzieciństwie i ukochanym miejscu takiej swojej małej ojczyźnie - Śródmieściu. Joasia mieszkała na ulicy Lwowskiej w pobliżu Placu Politechniki i o dziwo ta część Warszawy wyszła obronną ręką z działań wojennych. Zachowały się kamienice, uliczki, bramy a w nich kamienne krasnale, które zabezpieczały mur budynku przed uderzeniem otwierającej się bramy.
Kiedy skończyła się wojna Joasia obserwowała jak zmienia się jej otoczenie, nie koniecznie na ładniejsze i milsze. Joasia zauważyła pojawienie się czegoś nowego, a mianowicie "Władzy Ludowej", która zabraniała mówić głośno np. o znikaniu tatusiów powracających z wojny i która była straszną kłamczuchą, dwulicową. Pod hasłami "dla dobra ludu" robiła złe rzeczy, obiecywała i nie dotrzymywała słowa, odbierała własność, bezkarnie robiła co chciała. Joasia ze smutkiem patrzyła jak znikają małe sklepiki z życzliwymi sprzedawcami, którzy znali swoich klientów, a w to miejsce powstawały wielkie sklepy z dziwnymi artykułami i z nie uprzejmymi ekspedientkami. Zmieniały się ulice, budynki, zaczęły straszyć groźne olbrzymy wmurowane w budynki na Placu Konstytucji.
Joanna Papuzińska starała się rozbudzić ciekawość i chęć poznawania tej części Warszawy. Proponowała zadawanie pytań rodzicom, poszerzanie swojej wiedzy i odkrywanie miejsc historycznych. Książka z ciekawymi ilustracjami i wyjaśnieniami. Na końcu opis gry podwórkowej z mojego dzieciństwa, która była i jest.
Cudowny chłopak - wizyta w kinie
Jest to urocza i wzruszająca historia chłopca Auggie, który urodził się ze zniekształconą twarzą. Przeszedł całe mnóstwo operacji, pomimo to jego twarz pozostała naznaczona deformacjami i bliznami pooperacyjnymi. Zważywszy na stan jego zdrowia, jego rozwój społeczny ograniczał się głównie do szpitala i domu, zaś jego edukacją zajęła się mama. Chłopiec był bardzo inteligentny, oczytany, ciekawy wiedzy o świecie, brylował zwłaszcza w przedmiotach ścisłych: fizyka i chemia były jego pasjami. Interesował go kosmos i marzył aby tam kiedyś polecieć. Auggie to dowcipny, rezolutny, serdeczny chłopiec, kochający, ciepły i opiekuńczy. Jego rodzina to ciepła i wspierająca się wspólnota, łącznie z fantastyczną córką i starszą siostrą Vią.
Nadszedł jednak taki moment, że Auggie miał rozpocząć edukację w "zwyczajnej" szkole. Wszyscy domownicy byli bardzo przejęci i zdenerwowani, bo bali się reakcji chłopca na zaczepki ze strony dzieci w klasie i szkole. Auggie nie był przekonany do tego pomysłu i bał się spojrzeń, śmiechu, żartów ze swojego wyglądu. Jego wzmacniaczem stał się hełm astronauty, który izolował go przed wzrokiem innych, bo czuł się wtedy pewniej. Niestety tak już jest, że to powłoka zewnętrzna postrzegana jest przez otoczenie jako pierwsza i często na tym się kończy, co oczywiście jest niesprawiedliwe i płytkie.
W szkole nie jest łatwo, ale Auggie to niezwykle silny emocjonalnie i dzielny chłopiec, mimo otwartych śmiechów nie załamuje się. Ma świetnego wychowawcę (jakże brakuje mi takich w naszej szkole), i absolutnie nadzwyczajnego dyrektora, prawdziwego pedagoga i wychowawcę (zzieleniałam z zazdrości). Z czasem zaczyna rozmawiać z jednym z kolegów- Jake, znajomość się rozwija, chłopcy wspierają się wzajemnie i bawią, Auggie pomaga koledze w nauce. Przychodzi jednak moment rozczarowania.
Niestety tych nieprzyjaznych osób, które jawnie go izolują i poniżają jest więcej. Auggie się jednak nie poddaje, mimo słabszych chwil, podnosi się i znów staje w szranki.
Mamy w tym filmie mamę, która składa na ołtarzu matczynej miłości swoje marzenia i ambicje. Ojca, który tryska humorem i wnosi pozytywną aurę w czasem nie łatwe chwile. Vie, starszą siostrę chłopca, absolutnie nadzwyczajną dziewczynę, która rozumie trud rodziców i ma ogromne pokłady empatii i miłości w stosunku do brata. Radzi sobie z życiem sama nie obciążając swoimi sprawami nikogo.
Ogląda się ten film z rozczuleniem czasem z rozrzewnieniem, ale trochę trąci o typową amerykańską słodką historię. Podział na dobrych i złych, przy czym ci drudzy z czasem zaczynają przecierać oczy i stają w obronie pokrzywdzonego przez naturę chłopca. Auggie ma w sobie tyle ciepła i serdeczności, że jego czarowi można ulec w krótszej lub w dłuższej perspektywie. Jest w tym filmie kilka niemiłych zachowań dzieci wobec głównego bohatera, ale generalnie to łagodny i ugłaskany film, nawet jeśli chłopiec płacze po dokuczliwym dniu.
Ciekawym zabiegiem twórcy był podział filmu na kilka rozdziałów poświęconych różnym postaciom pokazujące ich punkt widzenia na Auggiego i jego rodzinę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)