2019/03/30

Ostro jak nigdy! Macierewicz nie zostawił na nich suchej nitki

              Dyrektywa ACTA 2 to brutalny atak na wolność, który stoi po stronie pieniędzy, po stronie wielkich, gigantycznych, oligarchicznych struktur. PO głosując za ACTA 2 „podłożyła się” wielkim oligarchom, wielkim interesom. Może być, że jest to związane także z niemieckimi interesami – mówił b. szef MON Antoni Macierewicz na antenie Polskiego Radia 24.

– Nie ma wolności także bez wolności mediów. Bez wolności mediów jednostka może być manipulowana i nie zagwarantuje sobie wolności. Decyzja Parlamentu Europejskiego pozwala cenzurować internet – mówił były minister obrony narodowej.
– Dyrektywa ACTA 2 to brutalny atak na wolność, który stoi po stronie pieniędzy, po stronie wielkich, gigantycznych, oligarchicznych struktur – mówił Macierewicz. – ACTA 2 jest zagrożeniem. Jeżeli otworzy się furtkę to wielkie korporacje i służby specjalne zrobią z tego olbrzymie wrota. To zagrożenie doprowadzi do bardzo daleko idących patologii. Będzie gigantyczny chaos w internecie i wzrost przestępczości internetowej.
– Wprowadzenie ACTA 2 było błędem. To, co mówili pan prezes Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki: będziemy to implementować tak, żeby jej istota została wyrugowana, żeby nie zagrozić wolności internetowej. To coś, co polski parlament może zrobić – podkreślił szef podkomisji smoleńskiej.
– PO głosując za ACTA 2 „podłożyła się” wielkim oligarchom, wielkim interesom. Myślę, że taka jest geneza tej decyzji. Może być, że jest to związane także z niemieckimi interesami.
Źródło: Polskie Radio 24

Koniec z nękaniem dłużników. Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada ograniczenie samowolki windykatorów


fot; YTfot; YT
Nękanie telefonami i wiadomościami SMS nie tylko dłużnika, lecz także jego rodziny, sąsiadów i pracodawcy. Wywieranie presji przez informowanie o jego długu osób postronnych. Tak prowadzona windykacja ma się skończyć, a ci, którzy nie zrezygnują z tych metod, będą musieli liczyć się z surowymi konsekwencjami prawnymi. I to poważnymi.

Ministerstwo Sprawiedliwości chce, aby takie windykowanie długów groziło więzieniem od 6 miesięcy do 8 lat. Nowe prawo ma obowiązywać także komorników i banki upominające się o spłaty zobowiązań. Planowane przepisy mają dotyczyć wszystkich wierzycieli. Teoretycznie już w obecnym stanie prawnym takie windykowanie długów było nielegalne, ale o tym, czy doszło do przestępstwa tzw. stalkingu (uporczywego prześladowania), decydował każdorazowo sąd.

Kiedy zaczyna się dręczenie?
Przeciwko zmianie prawa – o dziwo – nie protestują, na razie, firmy windykacyjne. Przedstawiciele jednej z większych Grupy Kruk, wręcz deklarują, że mają nadzieję, iż nowe prawo wyeliminuje z rynku tych, którzy stosują agresywne metody. Komornicy także nie boją się zmian. Prezes Krajowej Rady Komorniczej Rafał Fronczek jest zdania, że czynności egzekucyjne przewidziane przepisami w procedurze cywilnej nie mogą zostać uznane za nękanie. Sami komornicy działają w oparciu o sądowe klauzule wykonalności. Oznacza to tyle, że sąd daje im przyzwolenie na stosowanie przymusu podczas egzekucji długu w imieniu państwa.

Czy zatem każdy, kto uzna, że jest nękany przez wierzyciela, będzie mógł korzystać z nowego prawa? Nie. Twierdzenie dłużnika, że się go dręczy, narusza jego prywatność musi mieć charakter obiektywny. Chodzi o uzasadnione okoliczności. Nie wystarczy samo subiektywne przekonanie o tym, że jest się dręczonym niespłaconym długiem. Taka sytuacja skutkowałaby tym, że każdy, kto ma niespłacony dług, mógłby wskazywać takie zagrożenie i domagać się więzienia dla wierzyciela.

Można domniemywać, że za łamanie prawa będzie uznawane przypominanie o długu kilka razy w ciągu dnia. Telefony w tej sprawie nad ranem lub po nocy czy wysyłanie listów poleconych, które dłużnik będzie musiał odebrać na poczcie. Nowe przepisy mają chronić przede wszystkim tych, którzy chcą oddać pieniądze i robią w tej sprawie wszystko, co w ich mocy.

Cywilizowanie windykacji
Przestrzegania prawa w tym zakresie od kilku lat stara się pilnować Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), który już wielokrotnie ostrzegał przed nieuczciwymi praktykami niektórych firm windykacyjnych. Urząd nakładał także liczne kary finansowe na nieuczciwych wierzycieli, głównie firmy windykacyjne. Jedną z pierwszych takich kar była ta z 2008 r., gdy urząd nałożył na firmę Kruk i Ultimo karę łącznie prawie 600 tys. zł. Ale największa kara na firmę windykacyjną została nałożona pod koniec 2018 r. i dotyczyła ona spółki GetBack − kara to ponad 5 mln złotych.Postępowanie przeciwko praktykom windykacyjnym GetBack rozpoczęło się pod koniec 2016 r. Wątpliwości urzędu wzbudziło dziesięć praktyk związanych z windykacją należności. GetBack stosował przymus i presję (…). W pismach, które wysyłał GetBack dłużnikom, brakowało obowiązkowych danych o tym, np. z jakiego tytułu powstał dług, u jakiego przedsiębiorcy, jaki był termin spłaty. W związku z tym konsument mógł nie wiedzieć, czy rzeczywiście jest dłużnikiem, a jeżeli tak, to ile jest winien wierzycielowi pieniędzy” - czytamy w piśmie UOKiK. Sprawa nie zakończyła się prawomocnie, ponieważ spółka się odwołała.
Znamy też wypadki, w których firma zlecała również komornikowi sądowemu, aby wysyłał dłużnikom wezwania do zapłaty, mimo że nie toczyło się żadne postępowanie egzekucyjne. Wezwania były opatrzone pieczęcią z godłem państwa, natomiast ich treść, forma oraz doręczenie przez komornika mogły wywołać mylne wrażenie, że takie pismo zostało wysłane przez komornika sądowego w toku egzekucji. To wszystko ma się skończyć wraz z wprowadzeniem nowego prawa.

Dwie kolejne osoby dołączyły do protestu głodowego w krakowskim kuratorium

..... czyli lenistwa ciąg dalszy !!!!!                                                                                                                                                                                                                                                                                 Dwie kolejne osoby dołączyły w piątek do protestu głodowego oświatowej Solidarności w krakowskim kuratorium. To nauczyciel z Rzeszowa i nauczycielka z Olsztyna. W sumie głoduje już sześć osób.                                                                                                                        Mogła Hardwich na sejmowej posadzce , mogą  oni na kuratorskiej haaaaaa                   Strajk gÅ‚odowy w krakowskim kuratorium / Jacek Bednarczyk   /PAP           W innej sali budynku dziewięciu przedstawicieli Solidarności kontynuuje rozpoczętą 19 dni temu okupację, która ma charakter rotacyjny. Głodówka rozpoczęła się w poniedziałek.  
"Kiedy dowiedzieliśmy się o tej akcji, stwierdziliśmy, że trzeba zrobić wszystko, żeby jak najmocniej wesprzeć naszych kolegów i koleżanki i przeprowadzić tę akcję protestacyjną do końca. Będziemy walczyć jak się da, aż może rząd ugnie się i w końcu pochyli się nad naszymi problemami, które istnieją w oświacie od wielu lat i cały czas nie są rozwiązane. Jeśli nie zostaną rozwiązane teraz, zawsze będziemy do nich wracać. Chcemy się dogadać jak dorośli z dorosłymi" - mówiła dziennikarzom Katarzyna Jakubowska z Olsztyna.  
"Jesteśmy z 'Solidarności'. Wszystkie pomysły 'Solidarności', które wiążą się z tym, żeby poprawić dolę nauczycieli, o czym mówimy od dłuższego czasu są nam bliskie. Wydaje mi się, że ta droga jest dobrą drogą. My wyciągamy rękę do rządu i mamy nadzieję, że z drugiej strony też będzie wyciągnięta ręka i rząd spełni nasze postulaty, które wydają mi się są sensowne, logiczne i korzystne dla nauczycieli" - dodał Dariusz Zięba z Rzeszowa. 

Piąty dzień głodówki

Głodujący piąty dzień nauczyciele mają dobre nastroje. W piątek osoby, które w tej formie protestu uczestniczą od poniedziałku, zostały przebadane przez lekarza - nie stwierdził on przeciwwskazań do kontynuowania głodówki.  
Protestujący zamierzają zostać w kuratorium, dopóki rząd nie podejmie decyzji poprawiających sytuację w oświacie. "Stres i frustracja jest niebotyczna" - przyznają. W sobotę mają do nich dołączyć kolejne osoby.  
Rozmowy o sytuacji w oświacie z udziałem strony rządowej i związków mają być kontynuowane w poniedziałek w Warszawie. Jak poinformowała szefowa MRPiPS Elżbieta Rafalska rozpoczną się one o g. 9.00. "Jestem umiarkowanym optymistą. Oby te rozmowy przyniosły efekt. Poprzednio mieliśmy rozmawiać do wieczora, a już po południu okazało się, że nie ma o czym. Mam nadzieję, że w takiej sytuacji powinno jednak dojść do porozumienia i zakończymy ten protest" - powiedział w piątek PAP przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa.  
Minister Rafalska przypomniała w piątek, że wicepremier Beata Szydło podczas ostatniego spotkania w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" zwróciła się, aby strona związkowa doprecyzowała oczekiwania i by centrale związkowe w miarę możliwości uzgodniły swe stanowiska. Wszystkie trzy największe związki zawodowe działające w oświacie: Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP), Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych domagają się podwyżek wyższych niż proponuje rząd.  
ZNP i FZZ chcą wzrostu wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli oraz pracowników administracji i obsługi szkół i placówek oświatowych o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r.   Nauczycielska "S" domaga się m.in. skrócenia ścieżki awansu zawodowego, zmiany przepisów dotyczących oceny pracy nauczycieli i wzrostu wynagrodzeń: od 2019 r. o 15 proc., a od 2020 r. o kolejne 15 proc.                                                                                                                                                                                                                            Pasożyty i lenie . Zamiast  pracować wolą leniuchować haaaa . A szantaż to zła forma czegoś w ogóle !!!! Niczego nie dostana bo rząd dość ma szantażystów . Jedyne co mogą dostać to ZBIOROWE ZWOLNIENIA !!!!!!!
PAP

2019/03/29

Zmiana czasu. W nocy z soboty na niedzielę śpimy godzinę krócej

Zegarki przestawiamy w nocy z soboty na niedzielÄ™ /123RF/PICSELW nocy z soboty na niedzielę przechodzimy z czasu zimowego na letni. O godz. 2 trzeba przestawić wskazówki zegarów na godz. 3. To oznacza, że w niedzielę będziemy spać o godzinę krócej. Będzie to jedna z ostatnich zmian czasu. W 2021 roku przestawimy wskazówki zegarów ostatni raz.Zmiana czasu, obecnie odbywająca się dwa razy w roku, ma służyć efektywniejszemu wykorzystaniu światła dziennego i oszczędności energii. Jednak po latach doświadczeń, pojawiają się krytyczne głosy ekspertów, co do korzyści ekonomicznych i zdrowotnych takiego rozwiązania.
Zmianę czasu stosuje blisko 70 krajów. Obowiązuje ona we wszystkich państwach europejskich z wyjątkiem Islandii. Czasu nie zmieniają też na przykład Białoruś i Rosja.
W całej Unii Europejskiej do czasu zimowego wraca się w ostatnią niedzielę października, a na czas letni przechodzi się w ostatnią niedzielę marca. Mówi o tym obowiązująca bezterminowo dyrektywa UE ze stycznia 2001 roku. W Polsce zmianę czasu reguluje rozporządzenie prezesa Rady Ministrów. Ostatnie zostało wydane w 2016, na lata 2017-2021.
Jednak wkrótce sytuacja ulegnie zmianie. Kilka dni temu (26 marca) Parlament Europejski zatwierdził przepisy, które mają znieść w państwach unijnych obowiązek przestawiania zegarów dwa razy w roku. Zagłosowano jednak za przesunięciem daty zakończenia tej praktyki z roku 2019 - jak było ustalone wcześniej - na 2021.Teraz, do końca 2020 roku, w tej sprawie będą musiały opowiedzieć się kraje członkowskie UE, a także wybrać, przy jakim czasie pozostaną. Państwa, które zdecydują się na zachowanie czasu letniego, dokonają ostatniej zmiany czasu w marcu 2021 roku, zaś te, które wybiorą zimowy - w październiku 2021.
Latem ubiegłego roku Komisja Europejska przeprowadziła konsultacje publiczne, których uczestnicy niemal w 85 procentach opowiedzieli się za zniesieniem zmian czasu.



Szok! Syrop śmierci powoduje raka! Jest w produktach z Biedronki i Lidla!

Biedronka i Lidl. / fot. WikimediaRakotwórcza substancja znajdzie się w niejednym produkcie sprzedawanym w Lidlu czy Biedronce. Agency for Research on Cancer (IARC) szacuje, że tylko w tym roku na raka umrze blisko 10 mln ludzi. Jak pokazują wyniki za rozwój niektórych nowotworów odpowiedzialna jest nieodpowiednia dieta. Żywność zawiera bowiem substancje rakotwórcze. Syrop glukozowo-fruktozowy, zwany inaczej syropem kukurydzianym jest śmiertelnym niebezpieczeństwem. 
Jak podaje focus.pl naukowcy alarmują, że w ostatnim czasie wzrosła liczba zachorowań na raka jelita grubego wśród młodych ludzi. Przyczyn tego zjawiska ma być znaczny wzrost konsumpcji napojów słodzonych cukrami.
Z tego powodu przeprowadzono badania, które miały na celu sprawdzić, czy istnieje bezpośredni związek między spożywaniem takich płynów, a ryzykiem nowotworu.
No niestety, okazało się, że spożywanie ok. 350 ml napojów słodzonych syropem glukozowo-fruktozowym dziennie przyczynia się do rozwoju raka jelita grubego. Picie tak słodzonego napoju wzmocniło u myszy rozrost guza nowotworowego, który prowadzi do raka jelit.
Sami naukowcy jednak przekonują, że cukier sam w sobie nie został określony jako przyczyna raka, bo dostały go także zwierzęta, które go nie dostawały.
Ale już te, które były karmione syropem glukozowo-fruktozowym, zachorowały na nowotwór. Guzy powiększały się zarówno od glukozy, jak i fruktozy.
Syrop glukozowo-fruktozowy zawierają – oprócz słodzonych w ten sposób napojów – także słodycze, niektóre rodzaje pieczywa, sałatki, konserwy i ciastka.
Naukowcy nie mogą w 100 % określić, że takie same wyniki badań pojawiłyby się gdyby przeprowadzono je na ludziach.
Twierdzą jednak wprost, że „chroniczne spożywanie słodzonych napojów może skrócić czas, jaki jest potrzebny do rozwoju rakowi jelita”.
Jak podaje focus.pl jest to wniosek doktor Jihye Yyn z Baylor College of Medicine.
Źródło: Focus.pl

Seria fałszywych alarmów pożarowych w Drawsku Pomorskim. Zatrzymano 38-latkę -

Zdj. ilustracyjne /Łukasz Solski /East NewsDrawscy policjanci ustalili, kto jest odpowiedzialny za serię fałszywych alarmów pożarowych, do których służby wzywane były na przełomie lutego i marca br. Zatrzymana została 38-latka. Usłyszała zarzuty fałszywego zawiadomienia o zagrożeniu.Jak poinformowała w piątek oficer prasowa drawskiej policji, Karolina Żych, sprawczyni kilkukrotnie dzwoniła z różnych telefonów komórkowych na numer alarmowy, zawiadamiając m.in. o pożarach w budynkach mieszkalnych. Na miejscu rzekomych zagrożeń zaangażowane w interwencje służby stwierdzały, że mają do czynienia z fałszywym alarmem.
Drawscy policjanci ustalili, że autorką zgłoszeń jest 38-latka. Kobieta została zatrzymana i usłyszała zarzuty fałszywego zawiadomienia o zagrożeniu. Za popełnienie tego przestępstwa grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Prokurator zastosował wobec podejrzanej dozór policji.
Policja ostrzega, że sprawcy fałszywych alarmów oprócz sankcji karnych muszą liczyć się także z możliwością obciążenia kosztami przeprowadzonej akcji i koniecznością zapłaty odszkodowania za straty finansowe związane z przerwaniem funkcjonowania obiektów.


Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/zachodniopomorskie/news-seria-falszywych-alarmow-pozarowych-w-drawsku-pomorskim-zatr,nId,2909739#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

Pielęgniarki ze szpitala Matki Polki: zakładałyśmy sobie wenflony, by dotrwać do końca dyżuru

Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki. ZdjÄ™cie ilustracyjnePielęgniarki z Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi pracują ponad siły. - Mam zniszczony kręgosłup, bo codziennie dźwigam 12-letnich pacjentów z otyłością. A niektórzy ważą nawet 120 kilogramów - mówi jedna z nich.
Sytuacja w służbie zdrowia jest równie niezdrowa, co w polskiej edukacji. Pielęgniarki sprzeciwiają się wyzyskowi, który ma miejsce w wielu szpitalach. Te z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki od kilku lat bezskutecznie toczą spór zbiorowy z dyrekcją szpitala. W ubiegłym tygodniu z 950 pielęgniarek tam pracujących 120 miało przebywać na zwolnieniu chorobowym. Rzecznik placówki Adam Czerwiński zaprzeczył jednak doniesieniom o strajku zbiorowym. Według niego to norma w okresie grypowym. 

Pielęgniarka: Sama boję się być pacjentką
Tymczasem "Newsweekowi" pielęgniarki anonimowo opowiedziały o swojej pracy. - Od listopada przychodziłyśmy do pracy przeziębione, z grypą, na antybiotykach, zakładałyśmy sobie wenflony, podawałyśmy leki, by dotrwać do końca dyżuru. W efekcie u większości z nas pojawiły się powikłania pogrypowe: zapalenia oskrzeli, zapalenia płuc, kłopoty z sercem. A to wszystko dlatego, że jest nas za mało - mówi jedna z nich.

- Mam zniszczony kręgosłup, bo codziennie dźwigam 12-letnich pacjentów z otyłością. A niektórzy ważą nawet 120 kilogramów - twierdzi inna. Zaznacza, że wielokrotnie prosiła o dodatkowy sprzęt, który ułatwiłyby jej pracę. Bez efektu.

Kolejna stwierdziła, że pielęgniarek jest tak mało, że nie są w stanie w pełni rzetelnie wykonywać swojej pracy. - Sama boję się być pacjentką - przyznaje.

Dyrekcja karze pielęgniarki, które idą na L4?
Z relacji pracownic szpitala wynika, że dyrekcja zastrasza lekarzy, aby nie dawali im długich zwolnień. Ma również "mścić się" na pielęgniarkach, które idą na L4. - Za karę, po powrocie, przenosi je na inne oddziały - tłumaczy jedna z nich. 

Pielęgniarki ze szpitala Matki Polki walczą m.in. zwiększenie kadry, dodatki finansowe dla pielęgniarek zabiegowych i kardiologicznych oraz większych pensji dla tych, które mają staż większy niż 30 lat.
Więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,24596004,pielegniarki-ze-szpitala-matki-polki-w-lodzi-podawalysmy-sobie.html#s=BoxOpImg2

Agata Duda milczy w sprawie strajku w szkołach. "Ma kontakt z uczniami i nauczycielami" l

Agata DudaMimo oczekiwań części nauczycielskiego środowiska pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda nie skomentuje planowanego strajku w szkołach. - Zasada jest taka, że pierwsza dama publicznie nie zabiera głosu w takich sytuacjach - mówi w rozmowie z Gazeta.pl rzecznik prezydenta RP Błażej Spychalski.Według najnowszych - niepełnych jeszcze - danych dotyczących referendum strajkowego gotowość do udziału w strajku 8 kwietnia zadeklarowało prawie 79 proc. szkół, przedszkoli i placówek oświatowych, w których odbyły się referenda. Związek Nauczycielstwa Polskiego domaga się m.in. tysiąca złotych podwyżki do wynagrodzenia zasadniczego.

Poniedziałkowe spotkanie oświatowych związków nauczycielskich i przedstawicieli rządu w sprawie podwyżek nie przyniosło porozumienia. Kolejne zaplanowane jest na poniedziałek 1 kwietnia.

W obliczu rosnącego napięcia wciąż aktualne jest pytanie, czy głos w sprawie strajku zabierze pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda, z zawodu nauczycielka języka niemieckiego. Przed wyborami prezydenckimi w 2015 r. pracowała w II Liceum Ogólnokształcącym w Krakowie.

Byłoby to bardzo istotne wsparcie i bardzo istotny głos, na który nauczyciele czekają
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego Magdalena Kaszulanis.

- W rozmowach nauczycieli często pojawia się wątek, że przecież pani prezydentowa jest nauczycielką i wie, jak wygląda ta praca, mogłaby się wstawić za nauczycielami i powiedzieć o trudnej sytuacji swoich koleżanek i kolegów - dodaje Magdalena Kaszulanis.

Nie będzie stanowiska pierwszej damy ws. strajku
Wszystko wskazuje na to, że apele ZNP nie przyniosą rezultatu. Nie dowiemy się, czy Agata Duda popiera strajk, czy raczej jest temu przeciwna.

- Zasada jest taka, że pierwsza dama publicznie nie zabiera głosu w takich sytuacjach. Skupia się na normalnej pracy, ma ciągły kontakt z uczniami, nauczycielami, odwiedza wiele szkół - mówi w rozmowie z Gazeta.pl prezydencki rzecznik Błażej Spychalski.

18 marca Błażej Spychalski przyznał w rozmowie z RMF FM, że według pierwszej damy "powinno wzrastać wynagrodzenie podstawowe u nauczycieli". Takie stanowisko przedstawicieli Związku Nauczycielstwa Polskiego jednak nie satysfakcjonuje.

- Forma bezpośrednia, czyli sytuacja, w której pani prezydentowa zabiera głos, byłaby wyraźnym sygnałem, że los nauczycieli i przyszłość edukacji leżą pani prezydentowej na sercu - komentuje Magdalena Kaszulanis.


Oszustwo Trzaskowskiego właśnie wyszło na jaw! Warszawiacy są wściekli

                                                                                    ŚWINIA  I MENDA !!!  Był w stanie obiecać wszystko byle się dostać do koryta . A teraz , no cóż ma to wszystko w dupie !!Opozycja ma co chciała , a obietnice  ????A ch... z nimi , kto  by się tam przejmował tym co paplał Trzaskowski w drodze do Ratusza ?????                                                                                                                                                                                                                    Niepokojące doniesienia płyną na temat przedwyborczej deklaracji Rafała Trzaskowskiego dotyczącej miejsc w stołecznych żłobkach i deklarowanego wykupienia miejsc w żłobkach prywatnych w celu odpowiedzi na potrzeby zainteresowanych takim rozwiązaniem rodziców.

Jak się dowiedzieliśmy, istnieje uzasadniona obawa, że deklarowane przez Rafała Trzaskowskiego rozwiązanie problemu z miejscami w warszawskich żłobkach nie będzie rozwiązaniem, którego oczekiwali rodzice.
Wedle słów Rafała Trzaskowskiego, wypowiedzi Sławomira Potapowicza oraz odpowiedzi na moją interpelację w sprawie wykupienia miejsc w żłobkach prywatnych może się okazać, że rodzicom zostanie złożona propozycja wysłania dziecka do żłobka na drugim końcu miasta. Miasto ciągle nie informuje o rozpisaniu przetargu na wykupienie miejsc żłobkowych. Przypominam, że Rafał Trzaskowski w kampanii obiecał w 2019 roku wykupienie wszystkich miejsc żłobkowych w placówkach prywatnych z uwagi na deficyt tych miejsc w żłobkach publicznych.
– tłumaczy portalowi niezalezna.pl warszawski radny PiS Sebastian Kaleta.
Za pośrednictwem Twittera Kaleta przypomina również nagrania oraz materiały źródłowe dotyczące treści złożonej przez Rafała Trzaskowskiego obietnicy w sprawie żłobków.
„Od 2019 roku wszystkie dzieci w Warszawie będą miały zagwarantowaną opiekę żłobkową. Jeżeli dziecko nie znajdzie miejsca w żłobku publicznym (miejskim), miasto zapłaci za opiekę nad dzieckiem w placówce prywatnej”.
– można przeczytać w programie wyborczym Trzaskowskiego.

Klasztor Świętej Trójcy , GRECJA

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, dom, na zewnątrz i przyroda

Parówki z ziemniakami w waflach krok po kroku



To koniec Wałęsy. Wyciekły jego rozmowy z SB! To co mówił PRZERAŻA

    W najnowszym wydaniu programu „Koniec Systemu” Dorota Kania ujawniła nowe fragmenty sensacyjnego nagrania rozmów Lecha Wałęsy z gdańskimi milicjantami. W lutym 1990 roku Lech Wałęsa spotkał się z gdańskimi milicjantami. Żartował i pozwalał sobie na… chwilę szczerości.
Należy podkreślić, że do tej pory w mediach znane były jedynie kilkuminutowe fragmenty tego nagrania, które opublikowały portal rebelya.pl., „Gazeta Polska” i Telewizja Republika. „Gazeta Polska” poznała cały zapis rozmowy przyszłego prezydenta RP i funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Wyłania się z niego ponury obraz – Lech Wałęsa przekonany, że rozmawia z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa, zapewnia ich, że zawsze ich szanował i nie ma do nich żadnych pretensji.
Lech Wałęsa w latach 80’ był stale przez 24h/na dobę chroniony operacyjnie przez funkcjonariuszy SB w Gdańsku. On się z nimi skolegował do tego stopnia, że obiecywał tym funkcjonariuszom pracę w czasach, kiedy on zostanie prezydentem – i tak się właśnie stało. Dwaj najbliżsi jego funkcjonariusze, którzy świadczą do dziś o niewinności Lecha Wałęsy – major Żabicki i major Grzegorowski to są właśnie ludzie z tych czasów, którzy współpracują z Lechem Wałęsą do dnia dzisiejszego. Jedno było wtedy pewne – Wałęsa nie zadowoli się byciem tylko przewodniczącym NSZZ „Solidarność” i że prędzej czy później ten spór z obozem Tadeusza Mazowieckiego musi się pojawić. Nie ulega wątpliwości, że Wałęsa już wtedy wiedział, że o tą prezydenturę będzie walczył. Z resztą jego zaplecze polityczne z tamtych czasów to potwierdza.
– tłumaczy prof. Sławomir Cenckiewicz.
Ostrych słów pod adresem Wałęsy nie szczędzi działacz opozycji antykomunistycznej, a obecnie szef Klubu „Gazety Polskiej” w Warszawie Adam Borowski.
Te dokumenty potwierdzają tylko wiedzę, którą już posiadam. Pokazują powikłania, które miały bezpośredni wpływ na jego prezydenturę. Był na krótkiej smyczy komunistycznych służb. Dokumenty jasno pokazują, że musiał wykonywać politykę, którą pisała strona postkomunistyczna. To porażające.
– mówił w programie „Koniec systemu” Borowski.
Z kolei Roman Zwiercan z „Solidarności Walczącej” wspomina:

Lecha Wałęsę poznałem w kwietniu 1985 roku w dość nietypowych okolicznościach. Dwa miesiące wcześniej zostałem pobity przez nieznanych sprawców. Wraz z Wiesią Kwiatkowską z Gdyni udaliśmy się do domu Lecha Wałęsy. Chodziło wtedy o nagłośnienie tej sprawy. „Lechu, oni go następnym razem zabiją” – powiedziała. Pobito mnie za udział w strajku, który Wałęsa odwołał. Wbrew zarządzeniu, poprowadziliśmy strajk. Za to uznał nas za wrogów. Do tamtego momentu był osobą bardzo ważną. Był niejako autorytetem. Okazał się jednak małym człowiekiem. Poczułem się wtedy jakbym w twarz dostał. Nie wiedziałem o co chodzi, dlaczego jest tak małostkowy.
– mówił Roman Zwiercan.