2018/09/30


Znalezione obrazy dla zapytania nasz nowy domNasz Nowy Dom !!!!                                                                                                                                 Program Kasi Dowbor budzi we mnie skrajne emocje . To program w którym  za pieniądze sponsorów remontuje się ludziom rudery  , coś co ma przypominać mieszkanie czy dom ale tak naprawdę często nim nie jest .Jak widzę samotną kobietę z gromadką dzieci , nad którą znęcał się bydlak mąż więc zwiała gdzie mogła , popieram to .Należy pomoc kobiecie i jej dzieciom skoro postawiła się wyswobodzić od męża tyrana . Trzeba jej pomóc stworzyć normalne warunki do życia Dalej już sobie poradzi . Nie są to kobiety darmozjady , to normalne pracujące kobiety i matki które  trafiły na męża tyrana . To jest spoko .  To samo jeśli chodzi o rodzinę z niepełnosprawnym dzieckiem którego rehabilitacja pochłania większość środków.. !!Ale jak widzę pełną rodzinę tzn tatuśko nierób , mamuśka leń i kupę dzieci to jest nie halo !!!!  Facet który nigdy nie splamił się żadna pracą , żona taka sama , spłodził gromadkę dzieci więc mu się wydaje że jest pękiem świta i wszyscy muszą mu pomoc . Pomóc odbudować jakaś ruderę , wyposażyć  itp, itd .  A on nadal będzie siedzieć z dupskiem przed nowym telewizorem i się cieszyć że znalazł się ktoś na tyle głupi że odwalił za niego jego robotę .  Takim darmozjadom nic się nie należy i nic  nie  powinno być dane bo........ nie zasłużyli ?????  Pomóc można komuś kogo skrzywdził los ale trudno nazwać skrzywdzeniem losu rodzinę która nic nie robiła , poza płodzeniem dzieci . Skoro sobie nie radzą , dzieci bym im odebrała a oni nich się wezmą za uczciwa pracę a jak wszystko ogarną dzieci mogą do nic wrócić .  Ale to oni muszą stworzyć  dzieciom dom nie sponsorzy .  Darmozjadom i  leniom nic się nie należy !!!!!        gb                                                                                                                                                                                                                                                                                 „Nasz nowy dom" ekipa budowlana Katarzyny Dowbor wybrała się do małej wsi Kaliga w województwie świętokrzyskim. Tam na 25 metrach w niemal 100-letnim domu i w ekstremalnie ciężkich warunkach mieszkała Sylwia Szymanowska z czwórką dzieci. W domu nie było wody, łazienki, ani kanalizacji. Dzieci nie miały na czym spać, a toaleta była na zewnątrz budynku.                                                                              â€žNasz nowy dom"  â€žNasz nowy dom"                                                                                              
Szymanowska w trakcie programu „Nasz nowy dom" poinformowała, że „zdecydowała się na rozwód, którego chciały nawet dzieci, bo bały się nieprzewidywalnego alkoholika".Toaleta była na zewnątrz .  Po wizycie ekipy Katarzyny Dowbor wnętrza stuletniego domu zyskały nowe życie                                     

Ta rodzina żyła na 25 metrach kwadratowych. Tak zmienił się ich dom!





Znalezione obrazy dla zapytania nasz nowy domNasz Nowy Dom !!!!                                                                                                                                 Program Kasi Dowbor budzi we mnie skrajne emocje . To program w którym  za pieniądze sponsorów remontuje się ludziom rudery  , coś co ma przypominać mieszkanie czy dom ale tak naprawdę często nim nie jest .Jak widzę samotną kobietę z gromadką dzieci , nad którą znęcał się bydlak mąż więc zwiała gdzie mogła , popieram to .Należy pomoc kobiecie i jej dzieciom skoro postawiła się wyswobodzić od męża tyrana . Trzeba jej pomóc stworzyć normalne warunki do życia Dalej już sobie poradzi . Nie są to kobiety darmozjady , to normalne pracujące kobiety i matki które  trafiły na męża tyrana . To jest spoko .  To samo jeśli chodzi o rodzinę z niepełnosprawnym dzieckiem którego rehabilitacja pochłania większość środków.. !!Ale jak widzę pełną rodzinę tzn tatuśko nierób , mamuśka leń i kupę dzieci to jest nie halo !!!!  Facet który nigdy nie splamił się żadna pracą , żona taka sama , spłodził gromadkę dzieci więc mu się wydaje że jest pękiem świta i wszyscy muszą mu pomoc . Pomóc odbudować jakaś ruderę , wyposażyć  itp, itd .  A on nadal będzie siedzieć z dupskiem przed nowym telewizorem i się cieszyć że znalazł się ktoś na tyle głupi że odwalił za niego jego robotę .  Takim darmozjadom nic się nie należy i nic  nie  powinno być dane bo........ nie zasłużyli ?????  Pomóc można komuś kogo skrzywdził los ale trudno nazwać skrzywdzeniem losu rodzinę która nic nie robiła , poza płodzeniem dzieci . Skoro sobie nie radzą , dzieci bym im odebrała a oni nich się wezmą za uczciwa pracę a jak wszystko ogarną dzieci mogą do nic wrócić .  Ale to oni muszą stworzyć  dzieciom dom nie sponsorzy .  Darmozjadom i  leniom nic się nie należy !!!!!        gb                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      „Nasz nowy dom" ekipa budowlana Katarzyny Dowbor wybrała się do małej wsi Kaliga w województwie świętokrzyskim. Tam na 25 metrach w niemal 100-letnim domu i w ekstremalnie ciężkich warunkach mieszkała Sylwia Szymanowska z czwórką dzieci. W domu nie było wody, łazienki, ani kanalizacji. Dzieci nie miały na czym spać, a toaleta była na zewnątrz budynku.                                                                              â€žNasz nowy dom"  â€žNasz nowy dom"                                                                                              



2018/09/29

30.09.2018 **** PESTKI JABŁEK ZABIJAJĄ KOMÓRKI NOWOTWOROWE!

Pestki jabłek to ta część jednego z najpopularniejszych owoców na świecie, której zazwyczaj jedzenia unikamy. A to OGROMNY błąd! To właśnie w ogryzku, a dokładnie w nasionach znajduje się remedium w walce z nowotworami, które koncerny farmaceutyczne wolałyby trzymać z dala od wiedzy świadomego pacjenta.

Jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z daleka

pestki-jabÅ‚ek.jpgJak mawiają Anglicy, „one apple a day keeps the doctor away” – jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z daleka, czyli trzyma nas z dala od chorób i daje nam zdrowie.American Cancer Society zaleca codziennie spożywanie jednego jabłka jako podstawowego składnika pożywienia obniżającego ryzyko zachorowania na raka.
Żadne znane powszechnie owoce nie mają wyższego poziomu antyoksydantów niż jabłka.
To one pomagają w walce z rakiem, zmniejszając ryzyko jego wystąpienia, powodując uszkodzenia oksydacyjne, zatrzymując wzrost nowotworu i mogą rzeczywiście prowadzić do śmierci komórek nowotworowych.
Ważne jest, aby pamiętać, że o wiele zdrowsza od części mięsistej jest sama skórka.
Jednak najsilniej działająca antynowotworowo część jabłka jest prawie nigdy niezjadana, a przynajmniej nie celowo.
Mowa o pestkach jabłka skrywanych w ogryzku.

Pestki jabłek kontra nowotwory

pestki-jabÅ‚ka.jpgMałe, czarne nasiona skrywane w ogryzku, których zwykle unika się z powodu ich gorzkiego smaku, ale które czasami zjadamy przez przypadek to prawdziwe remedium w walce z nowotworami.Pestki jabłek zawierają roślinny związek znany jako amigdalina – witamina B17, którą używa się w medycynie naturalnej do zwalczania komórek rakowych.
Dlaczego zatem pomimo nieprzyjemnej goryczki warto rozgryzać i zjadać pestki jabłek?
Otóż zdrowe komórki naszego organizmu mają enzym zwany rodanazą.
Rodanaza jest całkowicie nieobecna w komórkach nowotworowych, które w zamian mają enzym zwany beta-glukozydazą, niewystępujący w zdrowych komórkach.
Beta-glukozydaza w obecności wody rozbija cząsteczkę na dwie cząsteczki glukozy, do grupy cyjanowej (CN) dołącza jeden atom H (z wody) i powstaje HCN (cyjanowodór), a do pierścienia benzenu dołącza OH (reszta atomu wody) i powstaje kwas benzoesowy, który jest korzystny dla organizmu.
Powstający na jednym z tych etapów we wnętrzu komórki rakowej cyjanowodór niszczy po prostu ją, zabija od środka.

Śmiercionośny mit

Wiele osób uważa, że ​​pestki jabłek są trujące, ponieważ przeprowadzone niegdyś badania wykryły w nich cyjanek.
I owszem jest to prawda, ale…
O ile zawartość amigdaliny w jednym gramie pestek jabłek jest naprawdę prawdziwą bombą witaminy B17 i waha się w zakresie 1-4 mg, w zależności od odmiany jabłoni, to ilość cyjanku jest znacznie mniejsza.
Jeden gram drobno zmielonych lub przeżutych pestek może dostarczyć do 0,06-0,24 mg cyjanku do organizmu, a więc w rezultacie dopiero zjedzenie dwóch filiżanek zmielonych nasion (ok. 200 sztuk) może grozić śmiercią.
Dlatego też zjedzenie pestek z jednego jabłka dziennie jest nie tylko bardzo zdrowe, ale i całkowicie bezpieczne.
Wysokie poziomy witaminy B17 znajdziemy także w nasionach moreli, wiśni, nektarynek, brzoskwini, gruszek i śliwek.
Warto na koniec dodać, że pestki jabłek zawierają nie tylko drogocenną amigdalinę, ale także jod.
Już kilka zjedzonych pestek zaspokaja zapotrzebowanie organizmu na ten pierwiastek.
P.S. Informacje przedstawione w artykule nie są pisane przez lekarza. Nie są one fachową opinią, ani poradą medyczną. Nie mogą zastąpić opinii i wiedzy pracownika służby zdrowia, np. lekarza. Wszelkie rady, które są na mojej stronie stosujesz wyłącznie na własną odpowiedzialność.

30.09.2018 CO CZUJE CZŁOWIEK PO ODEJŚCIU. NAUKOWCY UDOWODNILI, ŻE ISTNIEJE DUSZA I ŻYCIE PO ŚMIERCI

                                                                                   Teoria wysnuta przez naukowców opiera się na wynikach badań przeprowadzonych przy użyciu nowego typu, nadzorowanych medycznie doświadczeń śmierci (Near Death Experience). Polegały one na wywołaniu u pacjentów stanu śmierci klinicznej na około 20 minut. Po tym czasie byli oni ponownie przywracani do życia.
Kontrowersyjny eksperyment przeprowadzono na grupie 944 ochotników. Trwał cztery lata i miał na celu umożliwienie ciału przetrwania stanu śmierci klinicznej bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Naukowcy wykorzystywali w tym celu specjalną mieszankę leków. Ciało ochotnika było wprowadzane w stan śpiączki, a po określonym czasie był on budzony przy pomocy ozonu.
Cały proces był możliwy dzięki specjalnemu urządzeniu o nazwie AutoPulse. Urządzenie to służy do wspomagania resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Urządzenia tego typu były w ciągu ostatnich paru lat wykorzystywane do reanimacji osób, które znajdowały się w stanie śmierci klinicznej nawet 40 minut.
Grupa naukowców, na czele której stoi Dr Berthold Ackermann, nadzorowała wszystkie operacje i dokumentowała relacje, które zdawali ochotnicy. Oczywiście wspomnienia badanych różnią się od siebie, jednak co ciekawe, tylko w nieznacznym stopniu. Każdy z nich doświadczał podobnych odczuć będąc w stanie śmierci klinicznej. Najpopularniejszym wspomnieniem było uczucie oderwania się od ciała, lewitacji, ciepła, błogości i całkowitego spokoju, a także obserwowanie jaskrawego światła.                                                      Naukowcy zdają sobie sprawę z tego, że ich badania mogą zszokować wiele osób. Szczególnie, że przeżycia ochotników pozbawione były jakichkolwiek nacechowań religijnych. Warto jednak zaznaczyć, że ochotnicy byli przedstawicielami różnych wyznań, w tym chrześcijaństwa, judaizmu, hinduizmu i islamu. Wśród ochotników znajdowało się też sporo ateistów.
Wiarygodność tego typu relacji była często podważana w przeszłości. Niektórzy specjaliści skłaniali się nawet ku tezie, że są to zwykłe halucynacje. Dr Ackermann uważa jednak, że jest to przesłanka na istnienie życia po śmierci oraz dowód swoistego dualizmu pomiędzy ciałem a umysłem.

Korwin-Mikke o szczepieniach: Szacunek dla grupy kontrolnej

30.09.2018                                                                                                                                                             Każdy powinien decydować o szczepieniu swoim i swoich dzieci. Państwo nie jest właścicielem niewolników, by decydować za nich w sprawach ich życia i zdrowia – pisze prezes partii Wolność.                                           Zawsze uprawiałem naukę; polityką zająłem się tylko dlatego, że chcę ratować cywilizację. Gdy statek w niebezpieczeństwie, trzeba z młotkiem łatać dziury w dnie, choćby było się np. filozofem. Proszę więc nie traktować poniższego jako wypowiedzi politycznej.


Nie jestem ani pro- ani anty-szczepionkowcem. Ale uważam, że każdy powinien decydować o szczepieniu swoim i swoich dzieci. Zarówno zaszczepienie jak i niezaszczepienie niesie za sobą pewne ryzyko. Państwo nie jest jednak właścicielem niewolników, by decydować za nich w sprawach ich życia i zdrowia. A tłumaczenie, że „osoba niezaszczepiona może zachorować i potem zarazić inne" jest bez sensu, bo zarazić mogą się jedynie osoby niezaszczepione. Oczywiście zakładając, że szczepionki chronią przed chorobą.
Jeśli uczeni robią eksperyment na jakiejś populacji, to przeprowadzają go jedynie na jej części; tylko wtedy można bowiem sprawdzić, jakie są skutki eksperymentu. Ludzie nie chcący się szczepić stanowią taką właśnie grupę kontrolną; zwolennicy tezy, że szczepienia są korzystne, powinni wychwalać tych, co kosztem swego zdrowia gotowi są służyć za króliki doświadczalne. Tylko dzięki nim będziemy mogli przecież zbadać, czy szczepienia są rzeczywiście korzystne – czy nie. Domaganie się przez zwolenników szczepień, by wszyscy zostali zaszczepieni, wygląda jak próba zlikwidowania grupy kontrolnej, by nie można było sprawdzić prawdziwości ich twierdzeń. Jest ciekawe, że ludzie nie chcący stosować elementarnych metod naukowych uważają się za wyznawców nauki usiłujących narzucić racjonalne zasady ciemnemu ludowi.Szkodliwe lub bardzo szkodliwe skutki szczepień mogą wyjść na jaw dopiero po kilkudziesięciu latach od zaszczepienia – np. w formie bezpłodności zaszczepionych. Sytuacja populacji szczepionych i nieszczepionych nie jest tu jednak jednakowa: wiemy z doświadczenia, że populacje niezaszczepione potrafiły przeżyć dziesiątki tysięcy lat – natomiast nie istnieje nawet jedno pokolenie populacji, w których wszyscy byli zaszczepieni. Nie znamy więc skutków długofalowych. Np. (to sprawa mało ważna!) efektem powszechnych szczepień na ospę wietrzną może być za kilkanaście lat epidemia półpaśca. Dzieci przechodzą ospę wietrzną łagodnie – półpasiec jest dla dorosłych groźny. W każdym razie w sytuacji, gdy połowa populacji jest zaszczepiona, a połowa nie, mamy gwarancję, że połowa przeżyje - albo epidemię albo katastrofę, która dotknęłaby osoby zaszczepione.Antyszczepionkowcy powołują się na przypadki, gdzie szczepionka zaszkodziła szczepionemu (najchętniej dziecku). To może być prawdą lub nie – ale jest bez większego znaczenia w dyskusji systemowej, gdzie mówimy o zagrożeniu całej populacji. A zagrożeniem dla populacji nie jest to, że zemrze jej część; jest to selekcja naturalna, dzięki której populacja dopasowuje się do rzeczywistości. Zagrożeniem jest utrata odporności.Dlatego niesłychanie ważne jest obserwowanie wpływu szczepionek na dzieci. Przejście „choroby dziecięcej" nie tylko wyrabia odporność na nią, ale też przechodząc te, bardzo łagodne, choroby organizm człowieka uczy się przechodzić inne choroby. Jak to był ujął nasz największy pisarz, Stanisław Lem: „Kto wie, przed jakimi chorobami chroni nas zwykły katar?". Tak więc jeśli po wprowadzeniu szczepionki np. na odrę mniej dzieci choruje na odrę – to wcale nie wynika z tego, że jest to per saldo korzystne. Przy tym jeśli mówi się, że ludzie stają się ostatnio mniej odporni na choroby, może to być efekt nie „szkodliwości metali ciężkich w szczepionkach" lecz tego, że w dzieciństwie nie nabierali odporności przechodząc odrę, ospę, i inne „choroby dziecięce". Dopóki jeszcze nie wszyscy są zaszczepieni można to obiektywnie badać.Obiektywne badania są jednak bardzo trudne, gdyż niektóre firmy farmaceutyczne po prostu przekupują laboratoria i firmy prowadzące badania statystyczne. Przekupują one również media. Rok temu z przerażeniem czytałem w samolocie do Brukseli w czterech wielkich amerykańskich dziennikach niemal jednobrzmiące artykuły grzmiące na ludzi, którzy nie chcą szczepić dzieci. Jeden autor domagał się nawet, by (wzorem Związku Sowieckiego) nauczyciele mówili dzieciom, że jeśli rodzice nie chcą ich zaszczepić, to są mordercami. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że firmy farmaceutyczne utworzyły fundusz, z którego opłaca się chwalców szczepionek.
Nie chodzi im tylko o to, by zwykli ludzie kupowali szczepionki, ale też by państwa zakupiły te szczepionki hurtowo, po bardzo wysokiej, nierynkowej, cenie. Potem te państwa, by nie narazić się na zarzut marnotrawstwa, wprowadzają obowiązek szczepień.Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze". Przykładem takiej akcji jest ogłoszenie w 2009 r. „pandemii świńskiej grypy". Jak ustalono w Niemczech, sprzedawano rządom szczepionkę po 11 dol., przy koszcie produkcji poniżej dolara. Dwa państwa UE zakupiły wtedy nawet po dwie dawki szczepionki na każdego obywatela. Tymczasem zaszczepić zgodziło się w różnych krajach od 1 proc. do 8 proc. obywateli. Doszły więc koszty utylizacji zbędnych szczepionek. Tymczasem żadnej „pandemii", a nawet zwykłej epidemii w ogóle nie było. W tym czasie na katar zmarło znacznie więcej ludzi, niż na „świńską grypę". Ciekawe jest, że Małgorzata Fung Fu-chun Chan, która ogłosiła tę „pandemię", zamiast po takiej kompromitacji odejść, została potem ponownie wybrana na szefową Światowej Organizacji Zdrowia.Tak się składa, że w przypadku szczepionki na „świńską grypę" dysponujemy dużą grupą kontrolną. Są nią obywatele Rzeczypospolitej Polskiej, która jako jedyne państwo UE tej szczepionki nie kupiła w ogóle. Należy tu oddać hołd Ewie Kopacz, ówczesnej minister zdrowia. I wspomnieć o wściekłych atakach na nią Rzecznika Praw Obywatelskich z ramienia PiS, śp Janusza Kochanowskiego i większości PiS-owskiej opozycji zarzucającej ówczesnemu rządowi niemal ludobójstwo.
A wynik tego eksperymentu jest miażdżący: w Polsce „świńska grypa" praktycznie w ogóle się nie pojawiła. Jasne więc jest, że te szczepienia były zbędne, i zapewne szkodliwe. W państwach, które na tę szczepionkę wydały gigantyczne pieniądze, nie przeprowadzono w tej sprawie żadnego śledztwa. Istnieje zatem poważna obawa, że zachęcone bezkarnością koncerny farmaceutyczne będą przeprowadzać jeszcze śmielsze akcje będące eksperymentami na obywatelach państw demokratycznych.Trzeba bowiem pamiętać, że w demokracjach politycy myślą wyłącznie o najbliższych wyborach, a nie o dobru obywateli. Horyzont zwykłych obywateli jest jeszcze krótszy. Poza tym, jeśli uważa się ich za niekompetentnych do podjęcia decyzji o zaszczepieniu siebie lub swego dziecka, to jak można uznawać ich za kompetentnych w podjęciu w głosowaniu decyzji o zaszczepieniu wszystkich obywateli?
Na zakończenie proszę pamiętać: grypa Kowalskiego to jego prywatny problem; grypa miliona „Kowalskich" to milion prywatnych problemów – a nie „problem społeczny", jak to przedstawiają socjalnie nastawieni dziennikarze, urzędnicy i politycy.              Źródło: Rzeczpospolita

30.09. 2018

Znalezione obrazy dla zapytania miłej niedzieli ruchome obrazki

Dowcipy - O Jedzeniu

Dowcipy O Jedzeniu
Co robi kucharz gdy go atakują?
- Wzywa posiłki.

Do kolesia na ulicy podchodzi brudny, skacowany menel i mówi:
-Panie, poratuj pan! Zbieram na jedzenie. Daj pan trochę grosza!
-O, nie! Pewnie zaraz kupisz flaszkę, nie ma mowy!
-Skąd! Ja już od dawna nie piję!
-Taak? To pewnie przegrasz w karty!
-Panie, ja brzydzę się hazardem!
-No to wydasz na kobiety!
-Jaaa? Ja jestem wierny mojej babie, naprawdę jestem głodny.
Na to koleś:
-No to jedziemy do mnie. Żona zrobi kolację. zjesz z nami.
Menel do końca próbuje ściemniać i mówi:
-Ale zobacz pan, jak ja wyglądam, pańska żona mnie nie wpuści, daj mi pan kilka złotych i już sobie idę.
-Jedziesz ze mną. Muszę pokazać żonie, co dzieje się z człowiekiem, który nie pije, nie gra w karty i jest wierny swojej kobiecie!
Dowcipy O Jedzeniu
Blondynka gotuje obiad.
Nagle mąż zamyka książkę kucharską.
- Prosiłam Cię tyle razy żebyś mi nie przeszkadzał w kuchni! Zamknąłeś książkę kucharską i nie wiem co ugotowałam!

Blondynka siedzi w samolocie pierwszej klasy.
Podchodzi do niej stewardessa i pyta, czy chce coś do pica.
- Poproszę orange juice, może być jabłkowy.

Diabeł złapał Polaka, Rosjanina i Niemca.
Mówi do nich:
- Wypuszczę was dopiero za rok, ale musicie spełnić 1 warunek. Dam wam po psie i musicie przez ten rok nauczyć go jakiejś sztuczki. Musicie również wiedzieć, że każdy z was dostanie jedzenie tylko dla jednej osoby, albo pies będzie jadł, albo ty.
Przychodzi diabeł po roku, wchodzi do Niemca, patrzy Niemiec chudy jak sztacheta, pies gruby jak beka.
- No Niemiec, coś nauczył tego psa?
Niemiec mówi osłabionym głosem:
- S ss s siad (pies siadł).
- OK jesteś wolny.
Wchodzą do Rosjanina, patrzą Rosjanin chudy jak sztacheta, pies gruby jak beka.
- Dobra, a ty czego nauczyłeś psa?
Rosjanin mówi osłabionym głosem do psa:
- l ll ll leżeć (pies się położył).
- OK Ruski, jesteś wolny.
Wchodzą do Polaka.
Patrzą, Polak gruby jak beka a pies chudy jak sztacheta.
- Ty to sobie jeszcze rok posiedzisz.
- Zaraz, zaraz.
Polak usiadł sobie wygodnie na kanapie, wziął w dłoń pęto kiełbasy i zaczyna jeść.
Pies patrzy na niego i mówi:
- H HH Heniuś, daj gryza.
Dowcipy O Jedzeniu
Przychodzi rabin do księdza i mówi:
-Słuchaj mam świetny pomysł, jak się najeść za darmo w dobrej restauracji.
No mów szybko co trzeba zrobić - odpowiada ksiądz.
-Zamawiasz co chcesz, a potem czekasz, aż zaczną zamykać restaurację i kiedy podchodzi kelner, to mówisz, że płaciłeś jego koledze, który już wyszedł.
Następnego dnia poszli do restauracji.
Zamówili wszystkie najwykwintniejsze i najdroższe potrawy, i czekają, aż zaczną zamykać lokal.
W końcu zbliża się godzina zamknięcia.
Podchodzi kelner i przynosi rachunek.
Ale my już zapłaciliśmy panu koledze - mówi rabin.
I do tej pory czekamy na resztę - dodaje ksiądz.

Facet w restauracji zamówił obiad.
Jadł i przy pierwszym daniu okropnie chlipał.
Przy drugim strasznie bekał.
Gdy nadszedł czas na rachunek kelner mówi:
- 1 zł za pierwsze danie + 50 gr za chlipanie, 2 zł za drugie danie + 50 gr za bekanie. Razem 4 zł.
Facet daje 5 zł i mówi:
- za resztę jeszcze sobie popierdzę.

Płynie facet na bezludną wyspę i widzi innego:
- są tu ludożercy?
Facet mu odpowiada:
- nie, właśnie zjadłem ostatniego!

Do sklepu spożywczego przybiega facet:
- Kilogram twarogu proszę!
Sprzedawca dał facetowi ser, po czym facet szybko wybiegł ze sklepu.
Po chwili ten sam facet przybiega do sklepu:
- Dwa kilo twarogu, ale szybko!
Zdziwiony sprzedawca sprzedał facetowi twaróg i facet znowu wybiegł ze sklepu.
Sytuacja powtarza się kilkakrotnie, w końcu sprzedawca się pyta gościa po tym jak ten zamówiłem jeszcze taczkę twarogu:
- Po co panu aż tyle twarogu?
- Pokażę panu, ale niech pan ładuje!
Po chwili obaj wybiegli ze sklepu.
Dobiegają do wykopanej w ziemi dziury i facet zaczyna łopatą wrzucać twaróg do ziemi.
Z dziury dobiegają głośne odgłosy jedzenia, mlaskania, beknięcia.
- O kurcze, co to takiego? - pyta sprzedawca.
- Nie mam zielonego pojęcia, ale to coś cholernie lubi twaróg.
Dowcipy O Jedzeniu
Wjeżdża żaba na wózku inwalidzkim do francuskiej restauracji i mówi z wyrzutem:
- I jak? Smakowały?

Nie mówi się podczas jedzenia - poucza matka Jasia, gdy zauważyła (przy zupie) że Jasio chce coś powiedzieć - powiesz jak zjesz.
- no i co chciałeś powiedzieć? - pyta matka gdy zjedli zupę, drugie danie i deser.
- chciałem powiedzieć, że na tatusia koszuli zostawiłaś włączone żelazko.

Podczas obiadu:
- Mamo, mamo, jestem tak silny jak tata. Też złamałem widelec!
- Cholera jasna… Następny debil rośnie…
Dowcipy O Jedzeniu
Nauczycielka daje klasie zadanie:
-ułóżcie zdanie zawierające słowo ANANAS.
Pierwsza zgłasza się Małgosia:
-Ananas jest zdrowym owocem.
Później zgłasza się Paweł:
-Ananas rośnie na palmach.
Teraz ty Jasiu mówi nauczycielka.
A Jasiu na to:
-Basia puściła bąka A NA NAS leci smród.

Jaś do jedzącego obiad kolegi w szkolnej stołówce:
- Co tam tak wcinasz?
- Jajko sadzone.
- Daj kawałek!
- Nie warto Same kości!

Dwa jelenie stoją przy paśniku i żują ospale siano.
- Chciałbym, żeby już była wiosna.
- Tak ci mróz doskwiera?
- Nie, tylko już mi obrzydło przysłówkowe jedzenie.
Dowcipy O Jedzeniu
Małpa pyta małpę:
- Co jesz?
- Banana.
- Czego taki brązowy?
- Bo jem go drugi raz.

Do wytwórni pasztetów przyjechała kontrola z sanepidu.
Insektor pyta:
- Czy ten pasztet z zająca jest naprawdę z zająca?
- Tak, ale prawdę mówiąc dodajemy jeszcze koninę.
- A w jakich proporcjach?
- Pół na pół... Jeden zając, jeden koń.

Zapłaciłem za pięć cytryn a pani mi zapakowała tylko trzy! - burzy się klient.
- Dwie były zepsute to po co miałam je pakować.
Dowcipy O Jedzeniu
- Jak udał się Twojej żonie pierwszy samodzielny nie ugotowany obiad?
- Szkoda gadać, nawet książka kucharska się spaliła!

- Dlaczego pijesz tak dużo wody?
- Bo właśnie zjadłem jabłko.
- A co to ma do rzeczy?
- Zapomniałem je umyć!
Dowcipy O Jedzeniu
Młodzi małżonkowie zasiadają do pierwszego obiadu, który jest debiutem kulinarnym żony:
- A czym kochanie nadziewałaś tego pieczonego kurczaka?
- Jak to nadziewałam? Przecież nie był w środku pusty...

2 muchy jedzą kupę.Jedna puściła bąka,a na to druga: no wiesz tak przy jedzeniu.
Dowcipy O Jedzeniu
Kochanie, jak ci smakował obiad, który dziś ugotowałam?
Dlaczego Ty stale dążysz do kłótni?!

Biegnie kromka chleba, taka zdyszana a za nią cała Rumunia, która wyciąga do niej ręce.
Kromka napotyka schabowego i mówi:
- Schabowy ty spieprzaj bo Cię zjedzą!
- Coś ty, mnie tu nie znają.

Siedzą dwie muchy na gównie.
Jedna pierdnęła a druga na to:
-Ty świnio, nie przy jedzeniu!
Zosiu, co tak długo robisz w kuchni?
- Wpadła mi kostka lodu do wrzątku i nie mogę jej znaleźć.
Dowcipy O Jedzeniu
- Zośka! Zośka!!!
- Co?
- Twój Antoś ze śmietnika coś wyjada.
- Antek, cholero, nie żryj dużo, zaraz obiad będzie.

Trzej ludożercy umówili się w sobotę na grilla.
Dwaj już rozpalają ogień.
Pierwszy piecze smakowite kobiece udko.
Drugi przyniósł duże i muskularne męskie ramię z łopatką.
W końcu nadchodzi trzeci kanibal, niesie urnę z prochami.
– Coś Ty przyniósł? A gdzie mięsko? – pytają koledzy.
– Ja mam dietę, dzisiaj tylko „gorący kubek".
Dowcipy O Jedzeniu
Jedzą dwie świnie w korycie.
Nagle jednej się odbekło.
A druga na to:
-nie dokładaj bo nie zjemy.

Przychodzi zmarznięty turysta do bacówki i pyta się bacy:
- Baco macie coś do jedzenia?
- Ni, ni momy.
- A macie chociaż wrzątek?
- Mom, ino mi wystygł.
Dowcipy O Jedzeniu
Gość do kelnera w restauracji:
-Chciałbym porozmawiać z szefem kuchni.
Interesuję mnie przepis na ten sos, którym były polane ziemniaki.
-Tak panu smakował?
-Nie, ale szukam dobrego kleju do tapet.

Rozmawiają dwaj kanibale przy grillu:
- Nie obracaj tak szybko! Mięso się dobrze nie upiecze!
- Nie ma mowy! To Polak, jeśli będę kręcił wolniej to ukradnie
mi węgiel.
Dowcipy O Jedzeniu
Przychodzi babeczka do mięsnego, przygląda się mrożonym kurczakom, przekłada, wybiera, przebiera, lecz nie znajduje wystarczająco dużego.
Woła ekspedientkę:
- Czy jutro będą większe?
- Nie, k**wa, nie będą! Są martwe!

Mąż wraca do domu zmęczony jak wół i od razu siada do stołu i czeka na obiad.
Żona przynosi mu talerz zupy pomidorowej, której mąż wręcz nie znosi.
Zdenerwowany otwiera okno i wyrzuca talerz na podwórko.
Żona patrzy, obraca się i idzie do kuchni.
Po chwili przynosi mężowi drugie danie: kluseczki polane sosem, golonko i sałatkę z kapusty.
Mężowi aż na ten widok ślinka cieknie.
Już zabiera się za sztućce gdy żona łapie talerz i wyrzuca go za okno.
- O w mordę, co Ty robisz do jasnej cholery?
Na co żona spokojnie odpowiada:
- No myślałam, że drugie danie też zjesz w ogrodzie.

Rozmawiają koledzy po pracy:
- Jak minęły święta?
- Wspaniale! Żona serwowała mi same zagraniczne dania.
- A jakie?
- Barszcz ukraiński, fasolkę po bretońsku, pierogi ruskie i sznycle z kapustą włoską.
Dowcipy O Jedzeniu
Przychodzi akwizytor do Kowalskich:
-Zjem każdy papier, którego nie wciągnie ten odkurzacz.
-To życzę smacznego, od wczoraj nie ma prądu.

Dwie czekolady leżą na stole.
Która z nich jest męska?
Ta z orzeszkami.

Mucha przychodzi do baru i pyta:
- jakie jest dzisiaj danie główne?
- maguląk (gówno z cebulą)
- to poproszę mało cebulki żeby mi z gęby nie śmierdziało
Dowcipy O Jedzeniu
- Co jesz?
- Wątróbkę.
- Daj kawałek.
- E tam. Same kości.

- Mamo, mamo, udawałam ptaszka!
--O, to cudownie! A co robiłaś, śpiewałaś?
- Nie...
-To może ćwierkałaś?
- Nie...
- To co robiłaś?
-Jadłam robaki.

- Czy chory zjadł dzisiaj rosół?
- Tak, zjadł.
- Z apetytem?
- Nie, z makaronem.

W sklepie:
-Jest Snickers?
-Jest.
-A Kitkat?
-Też jest.
-To poproszę Liona.
Dowcipy O Jedzeniu
Pacjent szpitala okropnie się krzywi:
- tfu, ohyda. Nie możecie zapisać innego lekarstwa?
Ależ to nie lekarstwo, to obiad.

Przyjechał chłop ze wsi do miasta, a że podróż była długa to strasznie zgłodniał.
Postanowił więc skorzystać z okazji i zjeść coś wykwintnego.
Szedł więc przez miasto i zobaczył lokal z dużym napisem DANCING. Wszedł więc do środka i mówi do kelnera:
- poproszę DANCING
Kelner zgłupiał, ale idzie do kuchni i mówi, że siedzi tam jakiś wieśniak i chce zjeść dancing.
Niewiele myśląc kucharz zdjął spodnie, zesrał na środek talerza przybrał sałatą i pomidorami i kazał zanieść.
Po pewnym czasie kelner podchodzi do wieśniaka i pyta:
- Jak panu smakuje?
A wieśniak na to:
- Jak bym nie wiedział, że to DANCING to powiedziałbym, że to gówno.

Lecą dwie muchy przez las.
Nagle widzą psią kupę i biorą się do jedzenia.
Jedna mucha puściła bąka.
Druga na to:
- Ej, Zocha! Nie przy jedzeniu!

Kowalski siedzi na kozetce u psychoanalityka .
- Panie doktorze, wydaje mi się, że u nas w lodówce ktoś mieszka.
- Dlaczego pan tak sądzi?
- Bo żona nosi tam jedzenie.
Dowcipy O Jedzeniu
Idą dwie mrówki przez pole i znalazły krowią kupę.
Od razu wzięły się do jedzenia.
W pewnej chwili jedna pościła bąka.
A druga na to:
- No wiesz co! Przy jedzeniu!

Profesor biologii mówi do studentów:
- Zaraz pokażę państwu żabę. Będzie ona tematem dzisiejszego wykładu.
Zaczyna szukać w teczce.
Po chwili wyciąga z niej bułkę z kiełbasą.
- A wydawało mi się - mówi zdziwiony - że śniadanie już jadłem.

Po zbadaniu i wypytaniu pacjenta lekarz oświadcza:
- Mój panie, skoro zjadł pan dwa talerze zupy pomidorowej, pół gęsi
z kartoflami i kapustą, talerz grzybów duszonych, dwa sznycle,
trzy filiżanki czarnej kawy z pięcioma kawałkami tortu, to nic
dziwnego, że pan później nie miał apetytu.
- Kiedy ja, panie doktorze i przed jedzeniem tez nie miałem apetytu.
Dowcipy O Jedzeniu
Przychodzi zajączek do sklepu i mówi:
- Dzień dobry, przepraszam pana bardzo po ile jest makowiec?
- Po 3,8zl za kilogram, zajączku?
- Hmmmm, drogo, a po ile są okruszki?
- Okruszki (mówi sprzedawca śmiejąc się), okruszki są za darmo.
Na to zajączek uradowany:
- To poproszę 2 kilo okruszków.