2025/12/20

Nóż przeszedł na wylot. "Córeczka krzyczała: nie rusz moją mamę"

 20-latka wbiła jej nóż tak, że ostrze przeszło na wylot ręki. Napastniczkę złapano, ale szybko wyszła na wolność. Przerażona ofiara boi się o siebie i swoją córkę, która widziała atak. - A policjant mi mówi: pani się nie obawia, nie ma czego, bo to była pomyłka. Ona była tak naćpana, że nie wiedziała, kogo dźga, ale to nie panią chciała dźgnąć - relacjonuje WP kobieta.

W karcie leczenia pani Natalii* chirurg ze szpitala MSWiA przy ul. Grenadierów w Lublinie napisała tak: "Pacjentka z raną kłutą przechodzącą na wylot ramienia prawego od zewnętrznej części ramienia w kierunku dołu pachowego. Obfite krwawienie z ran. Założono opatrunek uciskowy. Tętno na tętnicy promieniowej zachowane." Dziś kobieta wie, że miała ogromne szczęście. Gdyby nóż, który 20-letnia kobieta wbiła jej w rękę, przeciął wspomnianą tętnicę, jej 4-letnia córeczka nie miałaby już mamy.

Do brutalnego ataku doszło we wtorek 9 grudnia. Pani Natalia wracała z pracy. Około godz. 20 w rejonie ulicy Kunickiego spotkała się z opiekunką swojej 4-letniej córki. Dwie dorosłe kobiety i dziewczynka szły ulicą Mireckiego, między blokami, w kierunku sklepu Stokrotka przy ulicy Mickiewicza. 21-letnia opiekunka mieszka w tamtej okolicy, a pani Kamila chciała jeszcze zrobić zakupy.- Ta dziewczyna nagle wyskoczyła z tyłu. Jak ją zobaczyłam z długim nożem kuchennym w ręku, to chyba zadziałał instynkt. Opiekunkę i córeczkę odepchnęłam za siebie, a ona od razu zaczęła mnie dźgać. Raz włożyła mi ten nóż w rękę, że aż przeszedł na wylot. W pierwszym momencie krew nie zaczęła lecieć, wzięłam córkę, odeszłam, ale patrzę się, że po chwili już cała ręka we krwi - relacjonuje pani Natalia w rozmowie z WP.Drobniejsza opiekunka dziecka pani Natalii schowała się przed napastniczką za samochodami i wezwała pomoc, dzwoniąc na 112.

- Chciałam dojść do miejsca, gdzie byli jacyś inni ludzie. Niestety, obficie krwawiłam i nie dałam rady już iść, usiadłam na krawężniku. Moja mała zaczęła strasznie płakać, próbowałam ją uspokajać, przytulałam ją - relacjonuje kobieta.

Okazało się, że napastniczka wciąż nie odpuszczała i ponownie wybiegła zza krzaków. Tym razem na szczęście nie miała już noża. Wtedy w obronie mamy, nieoczekiwanie stanęła 4-latka. Córeczka stanęła przede mną i zaczęła krzyczeć: nie rusz moją mamę, nie rusz moją mamę. To tamta jeszcze ją złapała za buzię, zaczęła ją ciągnąć za włosy. Nie wiem, czy to opiekunka ją jakoś odgoniła, czy usłyszała policję na sygnałach, ale w końcu uciekła - relacjonuje Natalia.Policjanci szybko ustaliła dane napastniczki. Wkrótce dotarli także do agresorki, która została zatrzymana. Policja pochwaliła się, że w jej mieszkaniu znaleziono 100 gramów narkotyków. Ale już zarzutów w tej sprawie nie usłyszała.W tym czasie na pomoc przyjechali ratownicy medyczni. Karetka zabrała Natalię do szpitala.

- Ponadrywała mi mięśnie, żyły mi poprzecinała. Miałam trzygodzinną operację, mocno się wykrwawiłam, więc przetoczyli mi dwa litry krwi. Nie wiem, czy wrócę do pełnej sprawności, bo dwoma palcami prawie nie ruszam, jestem kosmetologiem, dla mojej pracy zawodowej to tragedia. Lekarz powiedział, że trzeba czekać, może będzie sprawna ręka, a może nie, bo nerwy i mięśnie były poprzerywane - opowiada pani Natalia.

Kobieta pokazuje zdjęcie swojej ręki ze szwami oraz zakrwawionych ubrań i butów bezpośrednio po ataku. Po 6 dniach spędzonych w szpitalu pani Natalia wyszła do domu. Wtedy doznała ponownego wstrząsu, bo przeczytała w internecie, że kobieta, która ją zaatakowała, już jest na wolności.Po konsultacji z prokuratorem, policjanci postawili jej zarzuty jedynie uszkodzenia ciała i naruszenia nietykalności w warunkach czynu chuligańskiego. Do ustalenia takiej kwalifikacji czynu przyczyniła się opinia biegłego, który stwierdził, że obrażenia nie są poważne. Jak poinformowała w poniedziałek na swojej stronie Komenda Miejska Policji w Lublinie, kobieta została objęta jedynie dozorem, a to znaczy, że musi się od czasu do czasu pojawiać na komisariacie.

- Byłam w szoku. Przecież jakbym się nie zaczęła bronić, to ona by zadźgała moje dziecko i opiekunkę. Zadzwoniłam więc na policję i pytam jak to możliwe. Mówię, że ja się boję. A policjant mi mówi: pani się nie obawia, nie ma czego, bo to była pomyłka. Ona była tak naćpana, że nie wiedziała, kogo dźga, ale to nie panią chciała dźgnąć - relacjonuje pani Natalia.

Okazuje się, że to prawda, bo celem napastniczki miała być opiekunka dziecka pani Natalii. Pani Karolina* przyznaje, że już wcześniej dostawała od niej różne niepokojące wiadomości. Wszystko przez jej chłopaka, który wcześniej miał być obiektem zainteresowania agresorki. Ja teraz boję się z domu wychodzić. Jak idę z psem na spacer, to gaz pieprzowy biorę i się za sobą oglądam. Przecież ja podejrzewam, że ona wie, gdzie mieszkam. Dopiero jak mnie gdzieś dopadnie i zabije, to poniesie konsekwencje - oburza się Karolina.Policjanci przyznają, że nie wnioskowali o areszt dla kobiety ze względu na niezbyt poważną kwalifikację czynu. - Pewnie byśmy postawili zarzut poważniejszy, ale nie zawsze możemy - tłumaczy jeden z policjantów znających sprawę. Chodzi o to, że i tak ostateczna decyzja w postępowaniu procesowym należy do prokuratora, który wnioskuje do sądu.Policjanci przyznają, że nie wnioskowali o areszt dla kobiety ze względu na niezbyt poważną kwalifikację czynu. - Pewnie byśmy postawili zarzut poważniejszy, ale nie zawsze możemy - tłumaczy jeden z policjantów znających sprawę. Chodzi o to, że i tak ostateczna decyzja w postępowaniu procesowym należy do prokuratora, który wnioskuje do sądu. Imiona ofiary oraz opiekunki jej dziecka zostały zmienione.

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz