Człowiek kurii, wpływowa osoba w świecie duchownych, ale także poza nim. Ksiądz o dwóch twarzach – dobroczyńcy jeżdżącego z prezentami do domów dziecka, fundującego boiska dla młodzieży, który zmienia się w drapieżnika i brutalnie GWAŁCI bezbronne istoty… Sprawa wychodzi na jaw, kiedy chłopiec trafia z ciężkimi obrażeniami jelit do szpitala – występuje obfite krwawienie – dziecko nie mówi co dokładnie się stało, boi się powiedzieć kto to zrobił. W końcu zostaje przekupiony i wciągnięty w zmowę milczenia.
Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach.
Prawda wychodzi na jaw tylko dzięki jednej osobie – człowiekowi, który stoczył wewnętrzną walkę z traumatycznym wspomnieniem dzieciństwa i odważył się mówić o pedofilii w kościele i pomóc innym. Niestety próba przeciwstawieniu się zamiatania spraw „pod dywan” i ukrywania niewygodnych faktów jest bardzo nierówną walką – walką z ogromną strukturą, która zrobi bardzo wiele żeby zatuszować swoje wady – ciężkie przestępstwa, które nie zdarzają się tylko w kościele, lecz niestety go trawią.
W „Klerze” Wojtka Smarzowskiego widzimy także ludzkie słabości, które dotyczą, co normalne, także księży – m.in. jedne z siedmiu grzechów głównych – poznajemy w gruncie rzeczy dobrego człowieka uzależnionego od alkoholu, który ostatecznie podejmuje jedną z najważniejszych decyzji swojego życia, wcześniej wspomnianego księdza skrzywdzonego przez innego duchownego, który do dziś nie poradził sobie z traumatycznym dzieciństwem.
Kumulację grzechów widzimy w każdym z bohaterów, jednak ksiądz Lisowski, to postać, która ze świadka tragicznych zdarzeń ośrodka wychowawczego prowadzonego przez siostry zakonne, zmienia się w drapieżnika i dzięki bezwzględności połączonej z wpływami i pieniędzmi…
Wielu widzów „Kleru” doszukiwało się w filmie drugiego i trzeciego dna – jednak wiele schematów jest tutaj prostsza niż się wydaje. Ten film to nie atak na kościół w stylu Patryka Vegi. Zwiastun nie oddaje prawdziwego oblicza tego obrazu – dramatu, którego oglądając uśmiechnąłem się może trzy razy.
Smarzowski nie prowadzi Krucjaty przeciwko chrześcijaństwu – jedynie obnaża ludzkie słabości, mechanizmy rządzące psychiką obarczoną pęknięciem w postaci przeżycia dantejskich scen czy siłę układów poza które nie jest w stanie wyłamać się praktycznie żaden duchowny, który decyduje się otwarcie przyznać do błędów kościoła.
Oponenci filmu i tak stwierdzą, że to bezpardonowy, obrzydliwy atak na ich wiarę – bynajmniej, to dość trudny temat charakteryzujący nas samych – ludzi, w końcu „Nic, co ludzkie nie jest im obce”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz