Średniowiecze wraca dziś do Europy drzwiami i oknami, a makrostruktury typowe dla tego okresu wypływają na powierzchnię. To one zorganizują nam porządek społeczny i polityczny w Europie XXI wieku. Neomediewalizm podkopuje dziś neoliberalizm. Im szybciej zdamy sobie z tego sprawę – tym lepiej dla nas wszystkich.Na początku cofnijmy się na moment w przeszłość. Mamy IV wiek n.e. Gdy wielka migracja ludów do serca Cesarstwa Rzymskiego burzy stabilność polityczną w Europie, Rzymianie długo udają, że problemu nie ma. Wręcz przeciwnie, uzasadniają swoją bierność. Następcy Seneki i inni piszą traktaty o tolerancji i równości, a politycy zachodzą w głowę, jak tu zorganizować gniewne tłumy ludzi, aby każdy był w miarę zadowolony. Jednak na długo przed powstaniem małych państewek i królestw los świata jońskich kolumn, legionistów oraz rymów Marcjalisa jest już przesądzony. Nadchodzi średniowiecze.
A teraz przewińmy suwak czasu kilkanaście wieków do przodu. Gdy wielka migracja ludów do serca Unii Europejskiej burzy stabilność polityczną na kontynencie, Europejczycy długo udają że problemu nie ma. Wręcz przeciwnie, uzasadniają swoją bierność. Następcy Foucault i inni piszą traktaty o tolerancji i równości, a politycy zachodzą w głowę, jak by zorganizować gniewne tłumy ludzi tak, by każdy był zadowolony. Jednak na długo przed powstaniem pierwszych państewek islamskich los świata renesansowych fresków, maszyn parowych oraz rymów Szekspira jest już przesądzony. Nadchodzi nowe średniowiecze.Średniowiecze wraca dziś do Europy drzwiami i oknami, a makrostruktury typowe dla tego okresu wypływają na powierzchnię. To one zorganizują nam porządek społeczny i polityczny w Europie XXI wieku. Neomediewalizm podkopuje dziś neoliberalizm. Im szybciej zdamy sobie z tego sprawę – tym lepiej dla nas wszystkich.
Pewne intuicje nadchodzącej zmiany miał włoski pisarz Umberto Eco. W 1986 pisał w eseju Nowe średniowiecze: „Czego więc trzeba, by stworzyć dobre średniowiecze? Przede wszystkim Wielkiego Pokoju, który się kruszy, wielkiej międzynarodowej władzy państwowej, która zjednoczyła świat pod względem języka, obyczaju, ideologii, religii, sztuki oraz technologii i która w pewnym momencie − wskutek własnej niekontrolowanej złożoności − upada. Upada, ponieważ na granice naciskają «barbarzyńcy», niekoniecznie pozbawieni kultury, lecz przynoszący nowe obyczaje i nowe wizje świata”.
Jak widać, Eco próbował odnosić średniowieczne zjawiska do współczesności, szukając analogii oraz uogólnień. Wierzył bowiem, że wiele zjawisk typowych dla średniowiecza w czasach współczesnych powraca na powierzchnię.
Jednak wielu z nas fraza „nowe średniowiecze” kojarzy się jednak co najwyżej z ciemnotą. – Przecież to powrót do średniowiecza – mówimy, gdy chcemy napiętnować czyjeś wstecznictwo, skrajny konserwatyzm czy zapatrzenie w przeszłość. Tymczasem łatka „nowe średniowiecze” (lub: „neomediewalizm”), w ostatnich latach zyskała pewną popularność w humanistyce, także w prognostyce, poszukującej nowego języka do opisu świata w erze globalizacji.
Niektórzy eseiści i naukowcy w XX i XXI wieku zaczęli dochodzić do wniosku, że trendy polityczne i społeczne ery globalizacji dadzą się porównać, choćby aspektowo, do analogicznych trendów, które występowały właśnie w średniowieczu. Czyli ponad tysiąc lat temu. Te analogie są zasadne i niejednokrotnie narzucają się same. Dowodem na to są eseje, których autorzy najpierw spontanicznie wymyślali nazwę „nowe średniowiecze” do opisania jakiegoś aspektu globalnych przemian, by dopiero potem odkryć, że „neomediewalizm” w interesującym ich rozumieniu już istnieje. Dowodem są też prace naukowe, które odnotowują podobieństwa obecnej struktury społecznej i politycznej do średniowiecza, choć nie wiedzą o istnieniu czegoś takiego, jak „neomediewalizm”.
Średniowiecze średniowieczu nierówne
Co takiego rozumiem jako „nowe średniowiecze”, czyli „erę neomediewalną”? Trzeba odpowiedzieć na to pytanie, bo obie frazy pojawiały się w bardzo różnych kontekstach, często absurdalnych, wzajemnie sprzecznych, lub pozornie spójnych, ale prowadzących do sprzecznych konsekwencji.
Pojęcie „neomediewalizm” gości w pracach teoretyków z tak różnych dziedzin, jak stosunki międzynarodowe, religioznawstwo, historiografia, teoria informacji czy kulturoznawstwo. Niestety ze względu na tę wieloznaczność i separację badaczy z różnych dziedzin, neomediewalizm jak dotąd nie doczekał się prób syntez w spójną, interdyscyplinarną teorię globalnych przemian.
Zamiast tego, w wielu kręgach funkcjonował – i dalej funkcjonuje – jako rozmyta, wieloznaczna etykietka, którą można na modłę postmodernistyczną przyklejać na oślep do różnych zjawisk.
Niestety, najwcześniejsze chyba użycie terminu „nowe średniowiecze” w XX wieku należy przypisać rosyjskiemu katastrofiście Mikołajowi Bierdiajewowi. Piszę „niestety”, ponieważ jest to użycie osobliwe, od którego neomediewalizm rozumiany jako narzędzie prognozowania musi się jednoznacznie odciąć. Otóż Bierdiajew w 1924 r. napisał ekstrawagancki esej Nowe średniowiecze, który jest miejscami wewnętrznie sprzeczną, katastroficzną spekulacją pisaną na kanwie moralnej traumy po pierwszej wojnie światowej. Według Bierdiajewa, skoro cywilizacja wraz z jej śmiercionośną technologią doprowadziła do tragicznych wojen, należy ją cofnąć na niższy poziom złożoności i wrócić do tradycyjnej religijności. Niestety Bierdiajew nie wyjaśnia jak dokładnie miałby cały proces wyglądać. Chcąc-nie chcąc, Bierdiajew wzmocnił potoczne rozumienie „nowego średniowiecza” jako „wstecznictwa”.
Powiedzmy więc jasno: neomediewalizm w prognostyce, ten o który mi chodzi, nie ma nic wspólnego z Bierdiajewem, esejami zatroskanych katastrofistów, czy tyradami o wyższości przeszłości nad teraźniejszością. Nie ma więc nic wspólnego z najpopularniejszym „nowym średniowieczem”, czyli tym, które pada jako obelga w gorących debatach czy sporach politycznych.
Neomediewalizm cywilizacyjno-kulturowy, politologiczny, historiograficzny…
Według Eco, chcąc tworzyć porządne, neomediewalne analogie do historii, nie możemy mówić o analogiach całkowitych. Chodzi raczej o trendy, podobieństwa procesualne i generalizacje konkretnych zjawisk. Eco proponuje raczej poszukiwanie zjawisk społeczno-politycznych, takich jak np. kruchliwa, uniwersalna władza zapewniająca pokój na wielką skalę czy intensywne migracje, które zmieniają mapę tożsamościową i kulturową na wielką skalę. Widać wyraźnie, że zjawiska wymienione przez Eco to generalizacje inspirowane przełomem starożytności i średniowiecza – prototypem wielkiej uniwersalnej władzy był Pax Romana, przechodzący potem w Christianitas; z kolei prototypem wielkich migracji, była Völkerwanderung – czyli wędrówka ludów, która zmieniła oblicze imperium i przyczyniła się do nastania średniowiecza. Dla Eco oznaką neomediewalizmu są ponadto takie zjawiska jak: alienacja i decentralizacja struktur metropolii, która – niczym w średniowieczu – staje się zamkniętym grodem z izolującymi się mniejszościami; niedoinformowanie i trywializacja informacji (wynikająca jednak nie z niedoboru, jak kiedyś, ale z przesytu informacyjnego); poczucie narastającej egzystencjalnej niepewności i ryzyka; tendencja do ciągłej aktualizacji, adaptacji, nadpisywania, nadbudowywania w kulturze bez troski o pierwotne źródła.
Oczywiście, u Eco te odniesienia to luźne, eseistyczne idee, ale – co do zasady – dzięki temu autorowi wiemy przynajmniej czym neomediewalista-prognostyk powinien się inspirować: poszukiwaniem we współczesności trendów, które są charakterystyczne dla średniowiecza, lub trendów, które dla średniowiecza są charakterystyczne bardziej, niż dla innych epok.
Z kolei do systematycznego ujęcia neomediewalizmu przybliża nas wydana w 1977 r., klasyczna już praca z dziedziny teorii stosunków międzynarodowych autorstwa Hedleya Bulla The Anarchical Society. Bull – zupełnie bez związku z Eco – zainspirował się średniowieczem, aby opisać globalne przemiany systemu międzynarodowego po drugiej wojnie światowej.
Według Bulla zmierzamy do porzucenia klasycznie rozumianej suwerenności, charakterystycznej dla epoki państw narodowych na rzecz suwerenności opartej o sieciowe nakładanie się różnych hierarchii zależności, zachodzące na siebie kompetencje i mnogie ośrodki władzy.
Według Bulla nowe średniowiecze w stosunkach międzynarodowych to:
a) integracja państw w większe jednostki organizacyjne, czego oczywistym przykładem jest Unia Europejska;
b) dezintegracja państw, które zaczynają być w coraz większym stopniu zależne od aktorów zewnętrznych;
c) załamanie się państwowego monopolu na stosowanie przemocy, to znaczy pojawienie się prywatnych organizacji, które stosują przemoc – grup niepaństwowych, prywatnych organizacji antypaństwowych (na przykład terrorystycznych), dążących do przejęcia istniejących państw bądź stworzenia nowych;
d) istnienie i rozwój organizacji ponadnarodowych – wielonarodowych korporacji, globalnych ruchów politycznych, międzynarodowych organizacji pozarządowych, kościołów, organizacji międzyrządowych (na przykład Bank Światowy);
e) technologiczne zjednoczenie świata, czyli po prostu globalizacja (Bull nie używa tego terminu).
Konsekwencje neomediewalizmu Bulla dla tożsamości zbiorowych oraz cyfrowej wirtualizacji rzeczywistości opisywał z kolei w 1998 r. prof. Uniwersytetu w Pensylwanii Stephen Kobrin w eseju Back to the future. Według niego, nowe średniowiecze będzie sprzyjać konfliktom społecznym, etnicznym i politycznym, ponieważ nachodzące na siebie zależności i fragmentacja tożsamości grupowych będą rodziły konflikty lojalności politycznych i cywilizacyjnych.
Pod koniec XX wieku wyłonił się także inspirujący trend w pracach amerykańskich mediewistów (zob. Medievalism and the Modernist Temper). Obalając mit średniowiecza jako „wieków ciemnych” mediewiści z USA wykazywali, że ten fałszywy wizerunek wytworzyła dopiero kultura Oświecenia, definiująca się w diametralnej opozycji do Wieków Średnich. Siebie samą definiowała pozytywnie (postęp, dynamika), podczas gdy dla średniowiecza rezerwowała skojarzenia przeciwstawne (ignorancja, stagnacja). W rzeczywistości jednak średniowiecze było epoką nie stagnacji, ale nieustannej kulturowej aktualizacji, dynamiki, jak również nierozwiązywalności i nierozstrzygalności, czyli tych samych zjawisk, które analizowali myśliciele ponowocześni, tacy jak choćby Jacques Derrida czy Eco.Podsumowując: Umberto Eco zapoczątkował więc najwyraźniej neomediewalizm cywilizacyjno-kulturowy, Bull neomediewalizm w politologii, a amerykańscy mediewiści – neomediewalizm w historiografii. Te trzy mediewalizmy mają ze sobą cechy wspólne: zarówno Eco jak i historiografowie pokazują płynność średniowiecza i jego tendencję do nadpisującej adaptacji w kulturze; zarówno Eco, jak i Bull, wskazują na fragmentację władzy, wielkie jednostki polityczne i rosnącą współzależność jako istotne dla problemu zjawiska. Takie rozpoznanie podobnych zjawisk przez badaczy z różnych dziedzin jako neomediewalnych każe przypuszczać, że można neomediewalizm zintegrować w spójną teorię globalnych przemian, a nie tylko teorię ograniczoną do jednej czy dwóch naukowych dyscyplin. Wszystko przed nami!
…oraz ekonomiczny, socjologiczny i urbanistyczny
W tym właśnie duchu, oprócz trzech mediewalizmów opisanych wyżej można próbować wyodrębniać np. neomediewalizm ekonomiczny i socjologiczny.
Uważam, że w ekonomii neomediewalizmem jest wtargnięcie rozważań etycznych do teorii ekonomicznej oraz neo-feudalizm, polegający m.in. na powrocie do paternalizmu w relacjach pracy: w epoce intensywnych zmian społecznych i ryzyka finansowego, coraz więcej osób gotowych jest na wzrost stabilności życia w zamian za zrzeczenie się części wolności oraz indywidualizmu.
W zamian za bezwarunkowe posłuszeństwo i wasalską dyspozycyjność od rana do późnych godzin wieczornych ludzie otrzymują bezpieczeństwo ekonomiczne, a czasem też ochronę i opiekę innego typu, np. medyczną. Taki trend jest widoczny zwłaszcza wśród klasy pracującej i prekariatu Zachodu – czyli wśród części populacji finansowo zdolnej do życia z dnia na dzień, ale zbyt ubogiej, by cokolwiek oszczędzić. Kolejną cechą neomediewalizmu ekonomicznego jest też nieukrywany powrót dyskursu klasowego w obiegu publicznym.
Z kolei w socjologii nieopisany dotąd szerzej neomediewalizm społeczny polega na zakładaniu przyszłego wzrostu społecznej roli religii misjonarskich (np. islam, chrześcijaństwo) i ideologii filozoficzno-religijnych, wzroście popularności światopoglądu otwartego na transcendencję, a także na prognozowaniu tarć etnicznych i religijnych, związanych z migracją, fragmentacją władzy politycznej oraz religijnym fundamentalizmem. Takie ujęcie jest po części zgodne z neomediewalizmem politologicznym i kulturowym. Swego czasu razem z redaktorami magazynu „Pressje” zinterpretowaliśmy dorobek jednego z ojców amerykańskiej socjologii, Pitirima Sorokina, właśnie na sposób neomediewalny.
Sorokin, na podstawie badań empirycznych wywnioskował, że systemy społeczno-kulturowe ulegają cyklicznym zmianom według tego, jakim typom sądów ludzie dają największą wiarę. W czasach kultury zmysłowej najbardziej ufają – rzecz jasna – zmysłom, w czasach kultury ideacyjnej – intuicji powiązanej np. z religią, natomiast kultura idealistyczna jest integralnym połączeniem dwóch pierwszych. Z badań Sorokina miało wynikać, że obecna na Zachodzie kultura zmysłowa ulega dziś przemianom w stronę jednego z dwóch pozostałych typów.
W tym samym duchu można zinterpretować prognozy hiszpańskiego filozofa Jose Ortegi y Gasseta, który zakładał, że cyklicznie zmieniają się typy masowych wierzeń i nadchodzi właśnie zmiana podobna do tej, o której pisał Sorokin. Neomediewalne są też rozważania brytyjskiego historyka Arnolda Toynbeego, którzy jeszcze w połowie ubiegłego wieku przewidywał utworzenie w Europie państwa uniwersalnego, zgodnego z intuicją U. Eco, a także alienację grup społecznych, pokładających nadzieje w religii i niepokoje na tle fundamentalistycznym. Co ciekawe, całkiem niedawno w podobnym znaczeniu używał terminu „neomediewalizm” guru lewicy Slavoj Žižek: „Otóż zbliża się nowe średniowiecze, w którym wybuchną etniczne i religijne namiętności, a wartości oświecenia zostaną zatarte” – powiedział w jednym z wywiadów w 2015 roku.
Można także wyodrębnić neomediewalizm urbanistyczny, który szuka nowo-średniowiecznych analogii zarówno w zmianach strukturalnych w obrębie miasta (urbanistyka). Co ciekawe, istnienie tego typu mediewalizmu zaczynają potwierdzać badania naukowe, z których wynika, że współczesne instytucje miejskie fundamentalnie przypominają te średniowieczne.
Czym jest neomediewalizm sieciowy?
Kiedy wreszcie zdamy sobie sprawę, że nowe średniowiecze to nie wymysł intelektualistów, ale początek zupełnie nowej epoki, będziemy próbować uchwycić go na gruncie porównawczym, zestawiając ze sobą różne wiązki zjawisk, struktur i związków przyczynowych. Właśnie tego próbujemy dokonać w antologii prognostycznej Miasta w nowym średniowieczu razem z takimi autorami jak: prof. Piotr Kłodkowski, prof. Kees Terlouw, Jarosław Włodarczyk, Paweł Musiałek i Michał Zabdyr-Jamróz. Publikacja jest dostępna do pobrania za darmo w Internecie.
Jest dla mnie oczywiste, że neomediewalizm to:
1. Okres ciągłej aktualizacji, poprawiania i wielopoziomowości w kulturze i jej przejawach takich jak polityka i kultura; okres, który zrezygnuje z myślenia o postępie w sposób linearny, charakterystyczny dla Oświecenia.
2. Czas, w którym można odnaleźć trendy oraz procesy społeczne, ekonomiczne, kulturowe i polityczne porównywalne do okresu średniowiecza; porównania te będą dotyczyć w głównej mierze okresu przejścia starożytności w średniowiecze i wczesnego średniowiecza, ale także z okresów późniejszych (ma to związek z problemami ontologicznymi, jakie napotykają wszystkie bezpośrednie analogie historyczne, a także stąd, że postęp cywilizacyjny jaki dokonał się od właściwego średniowiecza zmienił część warunków cywilizacyjnych, w których następuje epoka nowośredniowieczna; historia powtarza się, ale w formie spiralnej, a nie kołowej, tzn. że oprócz powtarzalności mamy elementy nowe, związane głównie z postępem technologicznym);
3. Okres, którego charakterystyczną cechą będzie mediewalizacja miasta oraz zmiany urbanistyczne porównywalne do średniowiecza, takie jak izolacja, fragmentacja tożsamości, alienacja grup społecznych, segregacja, migracja i deterytorializacja prawa;
4. Okres, w którym na masową skalę objawiać się będą zjawiska z dziedziny psychologii między/kulturowej, takie jak dokuczliwa niepewność jutra, szok przyszłości, poczucie ponoszonego ryzyka, niedoinformowania i nierozstrzygalności, a także fragmentacja i nachodzenie na siebie tożsamości różnego typu; prowadzić to będzie do niepokojów społecznych i zamieszek;
5. Okres feudalizacji kapitalizmu, czyli stopniowy powrót do hierarchii zobowiązań de factowasalnych, powrót języka etyki do ekonomii a także powrót dyskursu klasowego w obrębie demokracji kapitalistycznych;
6. Czas fragmentacji stosunków społecznych, w którym grupy religijne nabiorą politycznego i cywilizacyjnego znaczenia, a religijne i ideologiczne spoiwa tożsamościowe zostaną zrehabilitowane oraz będą proponowane jako gwarant cywilizacyjnej stabilności społeczeństw; czas, w którym może dojść do deterytorializacji systemów prawnych (tzn. jednym terytorium różne populacje podlegać będą różnym systemom prawnym);
7. Okres, w którym państwo narodowe, aby przetrwać, będzie musiało stać się państwem sieciowym, czyli przedefiniować swoją rolę w obliczu uczestnictwa w wielopoziomowych, sieciowych strukturach; w tym okresie potęgi regionalne – co do zasady – będą dążyć do wykreowania i utrzymania za wszelką cenę ekspansywnych geograficznie, i/lub kulturowo struktur międzynarodowych.
Te zjawiska nazywam zbiorczo neomediewalizmem sieciowym lub integralnym, bo takie podejście eksponuje relacje sieciowe, a także proponuje podejście syntetyczne, integrując w warstwie różne typy neomediewalizmu i powiązania między nimi.
Powrót do przyszłości. UE, multikulturalizm i wędrówka ludów
Czy Unię Europejska jest podobna do późnego Cesarstwa Rzymskiego? Tak. I to w bardzo wielu wymiarach.
Zarówno Pax Europeana jak i Pax Romana powstały w wyniku wyczerpania wojnami. Co więcej, obie struktury dążą do rozszerzania swojej sfery wpływu geograficznie. Ponadto obie wchłaniają i mieszają ze sobą ogromną liczbę zróżnicowanych kulturowo ludów. Obie struktury wspierają też „twardy” multikulturalizm i mają oficjalną filozofię tolerancji, która uzasadnia wprowadzenie nowego porządku (kiedyś: kult Cezara dla mas, a dla elit stoicyzm; dziś: postmodernizm i idea tolerancji oraz równości ludów).
Jakby tego było mało, obie podobnie reagują też na kryzys migracyjny i rozbicie stabilności politycznej kontynentu ze względu na wielokulturowość.
Co ciekawe, w Cesarstwie można było wyodrębnić co najmniej cztery fazy reakcji elit na kryzys migracyjny oraz multikulturalizm.
1. Początkowo Rzymianie udawali że problemu nie ma. Wypierali go ze świadomości.
2. Gdy wielokulturowa „bałkanizacja” kontynentu (czyli izolowanie się grup ludzi według kryteriów etnicznych i religijnych) stawała się nieznośna, Rzymianie zaczęli obwiniać o wszystko religie.
3. Gdy prowadziło to do zamieszek, Rzymianie zaczęli gnębić domniemanych sprawców, co w kulturze chrześcijańskiej znane jest choćby z toposu rzucania chrześcijan na pożarcie lwom.
4. Kiedy rewolucja religijna i kulturowa była już nie do powstrzymania, Rzymianie oparli się o jedną z religii, którą zwalczali. Uczynili ją „spoiwem” tożsamości imperium, dzięki czemu przedłużyli żywot Cesarstwa.
A jak reagują na kryzys migracyjny Europejczycy? Identycznie. Europejska lewica jest na etapie pierwszym: w dalszym ciągu udaje że problemu nie ma i broni „filozofii tolerancji” oraz twardego multikulturalizm bez refleksji nad jej założeniami. Na przykład w Niemczech nie można w debacie publicznej kwestionować założeń obecnie obowiązującej wersji mulikulturalizmu bez narażenia się na oskarżenia o nazizm, rasizm, lub co najmniej ksenofobię. W naiwnym dualizmie rasizm vs. multikulturalizm nie ma bowiem miejsca na inne, mniej radykalne formy multikulturalizmu.
Powoli rozpoczyna się jednak etap drugi: europejska prawica obwinia o wszystko nową religię – islam. Z kolei według lewicy tarcia i niepokoje występują ze względu na zbytnie przywiązanie części Europejczyków do dziedzictwa chrześcijaństwa. W całej Europie zachodzi zadziwiające podobieństwo postulatów partii prawicowych, które rosną w siłę w Czechach, Austrii, w Niemczech czy w Polsce. Podobne do siebie są też naiwne recepty, którymi w tych państwach chce zwalczać prawicową falę elita lewicowa (czytaj: postulat większej świeckości).
Ale to nie koniec podobieństw. Także dynamika bulgotania religijno-kulturowego kotła w Unii i Cesarstwie oraz sekwencja przemian cywilizacyjnych w obu przypadkach jest zadziwiająco podobna. O rywalizacji religii w Cesarstwie Rzymskim i ostatecznym triumfie chrześcijaństwa Jezusa i Pawła mówiłem m.in. podczas wykładu TEDxGdańsk:
A jak to wygląda w Unii Europejskiej? Bardzo podobnie. Tak samo jak w Cesarstwie, religie wprowadzają swój porządek poza radarem systemu politycznego. Głównymi graczami jest chrześcijaństwo, islam oraz areligia (światopogląd laicki). Kultywują one sieci powiązań organizacyjnych (kościoły, meczety, szkoły), konsolidują swój kod tożsamościowy i wprowadzają strefy panowania w sferze symbolicznej. Swój własny kod tożsamościowy proponują jako cywilizacyjne spoiwo i promują go na szczeblu lokalnym (model typu grassroots oraz down-to-top).
Przykład: w wielu europejskich miastach na święta pojawi się choinka – pogańskie święte drzewko, które stało się potem symbolem tożsamości chrześcijańskiej. Jednak to pogańskie drzewko drażni część muzułmanów: w efekcie w części Europy pojawiają się miejsca, w którym sprawcza staje się społeczności muzułmańska – tam powoli znikają choinki, a urzędy osiedlowe i miejskie finansowo wspierają święta islamskie. Wynika to z niepisanej logiki obowiązującej w krajach UE, radykalnej wersji multikulturalizmu – skoro państwo narodowe jest tylko agregatem kultur, to przecież nie mamy prawa żądać, by taka czy inna religia miała monopol na symbole. O obecności religii w miejscu publicznym zdecyduje demokratycznie wspólnota lokalna.
Popękana Europa i ratowanie liberalizmu
Dlatego w niedalekiej przyszłości Unia Europejska pęknie tożsamościowo na trzy grupy:
1. Część krajów z silną chrześcijańską większością zadekretuje, że istnieje coś takiego jak kultura wiodąca, która dostaje „premię” i jest uprzywilejowana w warstwie symbolicznej.
2. Część krajów w dalszym ciągu będzie, w duchu laickim, agregatem różnych kultur przyjmując wyłącznie rolę arbitra – w tych krajach kulturowa i religijna większość w danym regionie będzie definiować jego tożsamość; będzie dochodzić w nich do deterytorializacji prawa – zależnie od zadeklarowanego wyznania obywatele tej samej społeczności będą mogli podlegać różnym systemom prawnym (świeckiemu, islamskiemu etc.)3. Wraz z „bałkanizacją” Europy, w części regionów oraz krajów uaktywni się populacją islamską. Będzie to prowadzić do powstania w wielu regionach Europy nowej organizacji społecznej o różnym stopniu nasycenia szariatem – tradycyjnym prawem islamskim; w konsekwencji mogą powstawać regionalne państewka islamskie z Koranem jako źródłem prawa.
Co ciekawe i pocieszające, takie pęknięcie i bałkanizacja Europy nie musi być wcale tożsama z pęknięciem politycznym całej Unii. Wręcz przeciwnie, w zbałkanizowanym stanie UE może trwać jeszcze długo. Musi tylko zaakceptować, że utraci część kompetencji na rzecz samorządnych grup religijnych i etnicznych. Alternatywą jest znany z Cesarstwa „wybór Konstantyna” – czyli uczynienie jednej z rywalizujących religii religią wiodącą.
Oczywiście, nie będą to spokojne czasy. Oczekujmy zamachów, alienacji, separatyzmów, gettoizacji i gniewnego krzyku tłumu. Pamiętajmy jednak, że porównanie UE i Cesarstwa Rzymskiego nie jest wcale żadnym katastrofizmem. Cesarstwo, zanim upadło, trwało wiele wieków, a część jego dorobku (m.in. prawo rzymskie) trwa do dziś.
Unia Europejska też może trwać, jeśli tylko zda sobie sprawę, że neoliberalizm i multikulturalizm w wersji forsowanej obecnie we Francji czy Niemczech nie jest jedyną możliwą receptą na bolączki tego świata.
Lepszą receptą długoterminowo okaże się neomediewalizm – czyli dopuszczenie zróżnicowanych i spersonalizowanych rozwiązań organizacyjnych, politycznych oraz ideowych rodem ze średniowiecza. Być może, jeśli w porę zdamy sobie z tego sprawę i poświęcimy część neoliberalnych rozwiązań na ołtarzu historii, to paradoksalnie wtedy właśnie część idei liberalnych da się ocalić. Jeśli jednak będziemy iść w zaparte, trwać przy neoliberalizmie i multikulturalizmie w ich obecnych formach oraz szukać winnych w islamie czy chrześcijaństwie, to wtedy na pewno liberalizm w Europie się skończy.
Tekst zawiera fragment wstępu do książki prognostycznej „Miasta w nowym średniowieczu” pod redakcją autora. Publikacja powstała w ramach projektu „Miasto przyszłości”, prowadzonego przez biuro Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Książka dostępna jest w PDF po polsku i angielsku, m.in. na stronie www.neomedievalism.net.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz