2019/11/30

POMOCY. „WSTYD MI, JAKO MĘŻCZYŹNIE, PŁAKAĆ NA STAROŚĆ”

Krystyna Wojcieska ma 87 lat. Choć sama jest schorowana, codziennie opiekuje się blisko 100-letnią siostrą i szwagrem.
- Wstaję o godz. 4:45. Gotuję, jem śniadanie. Jedzenie pakuje w gazety, żeby nie ostygło. I wtedy do nich jadę. Mam autobus o 6.40. Jestem u nich o 7:10 – mówi Wojcieska.
Siostra pani Krystyny ma poważne problemy z pamięcią.
­- Robi różne straszne rzeczy. Zapala gaz, albo odkręca wodę i idzie spać. Ale szwagrowi, choć jest starszy, głowa jeszcze pracuje.
Pan Edward codziennie wyczekuje na przyjazd pani Krystyny.
- Jak ona nie przychodzi to się denerwuje. Któregoś razu przewróciłem się, upadłem, doczołgałem się do fotela w kuchni i tam wstałem. Drugi raz upadłem na podłogę, na wznak w kuchni. Tak jest często – przyznaje Edward Rzepecki.
Zdarza się, że pani Krystyna przyjeżdża w środku nocy.
- Wtedy biorę taryfę i jadę. Czasami nie chce mi się wstać, też mnie coś boli, nieraz usiądę i się popłaczę. Nie mam pojęcia, co to będzie. Szkoda mi siostry, ale wiadomo, to jest rodzina – mówi Wojcieska.
Opinia lekarska
Pani Krystynie w opiece nad siostrą i szwagrem pomaga syn, który raz w tygodniu przyjeżdża z Olsztyna, by zrobić zakupy i załatwić sprawy urzędowe. Ponieważ stan zdrowia małżeństwa, jak i pani Krystyny pogarszał się – ponad rok temu pan Ryszard poprosił Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej o umieszczenie staruszków w domu pomocy społecznej.
- Poszedłem do opiekunki środowiskowej. Ta pojawiła się u państwa Rzepeckich, przeprowadziła wywiad środowiskowy, wypełniliśmy dokumenty. Złożyłem je w MOPS-ie i czekaliśmy. Do tych dokumentów dołączona miała być opinia lekarza rodzinnego. Myślałem, że tę opinię załatwi MOPS. Czekałem trzy miesiące. W końcu sam poszedłem do lekarza rodzinnego po opinię.
- Lekarz rodzinny napisał, że oni nie mogą być sami. Napisał, że są niepełnosprawni i muszą być w domu opieki, żeby mieć opiekę przez całą dobę – mówi pani Krystyna.
- Zaniosłem opinię bezpośrednio do opiekunki środowiskowej. Ona mnie obfukała, zapytała, jakim prawem przynoszę jej opinię. Że to nie należy do nas. Odpowiedziałem jej, że pół roku czekałem i nie zrobiono nic – mówi Ryszard Wojcieski.
Zamiast skierowania do DPS-u MOPS zaproponował schorowanym małżonkom opiekunkę, która miała się nimi zajmować przez dwie godziny dziennie. Jednak państwo Rzepeccy nie zaakceptowali obcej osoby w swoim domu. Rodzina nadal starała się o całodobową opiekę, tym bardziej, że zalecił ją także lekarz rodzinny państwa Rzepeckich.
Decyzja odmowna
Po kilku miesiącach oczekiwania w końcu zapadła decyzja: MOPS odmówił staruszkom skierowania do DPS-u. Uznał, że małżonkom wystarczy opieka domowa, a ponadto 96-letnia pani Halina może liczyć na wsparcie starszego o dwa lata męża. Według MOPS-u pozostanie we własnym mieszkaniu przyniesie małżonkom więcej korzyści niż pobyt w domu pomocy społecznej. Da im dłuższą aktywność, niezależność, lepsze samopoczucie i zdrowie.
- Uzasadnienie mnie nie przekonuje. Ono idzie w kierunku, czy ta osoba spełniła warunki ustawowe. Są to osoby starsze i chore, pierwsza część warunków została spełniona. Druga, którą powinien zbadać ośrodek, to możliwość zabezpieczenia tych osób w środowisku naturalnym. I tu, jeśli ktoś potrzebuje pomocy całodobowej, a proponuje mu się godzinę, czy dwie godziny opiekunki do osoby, która ma prawie 100 lat, to jest niewystarczające, żeby zabezpieczyć jej potrzeby. Decyzja była wydawana ponad sześć miesięcy, w przypadku osób w tym wieku, to bardzo długo. Czas może mieć duże znaczenie dla ich życia i zdrowia – mówi Paweł Maczyński, przewodniczący Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej.
Zdruzgotany taką decyzją jest pan Edward.
- Nie tylko bym chciał [trafić do DPS-u – red.], ale ja muszę. Musze koniecznie znaleźć jakieś lokum. Błagam pana – wszystko róbcie, aby nas wzięli z domu. Wstyd mi, jako mężczyźnie, płakać na starość. Jak człowiek jest bez wyjścia, to, co mam robić. Targnąć się na życie? Ja już nie mogę wytrzymać.
Reporter Uwagi! próbował porozmawiać o sytuacji państwa Rzepeckich z dyrektor MOPS-u.
- Jestem zajęta. Wykonuje swoje codzienne obowiązki. Bardzo proszę o pytania na piśmie i na piśmie dostaniecie odpowiedź – oświadczyła Stefania Michalik-Rosa z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bartoszycach.
Pracę MOPS-u nadzoruje burmistrz Bartoszyc. On także znana sytuację państwa Rzepeckich. Kilka tygodni temu deklarował nawet pomoc dla małżeństwa, ale do dziś nie wiadomo, na czym miałaby ona polegać. Nie zastaliśmy go w urzędzie, dlatego spotkał się z nami zastępca burmistrza.
- Uczynię wszystko, żeby tym ludziom pomóc – deklaruje Krzysztof Hećman, wiceburmistrz Bartoszyc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz