2019/11/30

UCIEKŁ ZE SZPITALA PSYCHIATRYCZNEGO I ZAMORDOWAŁ OJCA

Choroba
Dawid od kilku lat leczył się psychiatrycznie. Pomimo leczenia, często był agresywny. Dwa miesiące temu pobił cztery osoby i zdemolował sklep. Prokuratura wszczęła przeciw niemu postępowanie. Do szpitala psychiatrycznego trafił jednak po tym, kiedy kolejny raz zaatakował rodzinę.
- On ma dwie twarze. Z jednej strony to dobry, do rany przyłóż chłopak. Drugą twarz pokazywał podczas ataków choroby – opowiada Elżbieta Warzecha, siostra zamordowanego.
Kilkanaście dni temu 27-latek uciekł z oddziału zamkniętego szpitala psychiatrycznego w Morawicy.
- Dawid już trzykrotnie był w zakładzie psychiatrycznym. W styczniu miałam wrażenie, że jest poprawa. Wyjechał do Niemiec do pracy, po czym wrócił i jakby popadł w depresję – dodaje Warzecha.
Pierwsze kroki po ucieczce Dawid skierował w stronę swojego domu.
- Tego dnia byłam  przez cały dzień w pracy. Nie miałam ze sobą telefonu, więc nie wiedziałam, że on uciekł ze szpitala. Gdybym wiedziała, zrobiłabym wszystko żeby tata po pracy nie wracał do domu – wspomina pani Klaudia, córka zamordowanego.
Dawid K. miał uwięzić swoją babcię, grożąc jej nożem. Kobiecie udało się oswobodzić i uciec. W tym czasie do domu wrócił 51-letni ojciec Dawida K. Doszło do awantury, podczas której syn miał zadać mu kilka ciosów nożem. Następnie, prawdopodobnie wciągnął zakrwawionego ojca do samochodu i odjechał.
- Ludziom się wydaje, że zwykły człowiek się oddalił ze szpitala, ale to nie był zwykły człowiek. To recydywista, który się leczył psychiatrycznie i był niebezpieczny – mówi siostra podejrzanego.
Ojciec
Po ucieczce, szpital powiadomił policję, która rozpoczęła poszukiwania. Patrol policji przyjechał do domu rodzinnego Dawida. Po rozmowie z babcią, policjanci odjechali.
- Przedmiotem śledztwa jest ustalenie, w którym momencie doszło do zbrodni. Ta sprawa jest bardzo obszerna i wielowątkowa. Nie mogę dziś zapewnić, że wszelkie procedury były zachowane – komentuje Kamil Tokarski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.
Dawid K. prawdopodobnie przyznał się do zabójstwa ojca tuż po zatrzymaniu, do którego doszło po dwóch dniach poszukiwań. Mężczyzna miał zadać ojcu mu kilkanaście ciosów nożem, a jego ciało ukryć w przydrożnym zagajniku i podpalić je benzyną.
Ojciec Dawida miał 51 lat. Pracował w elektrowni. Był rozwiedziony. Mieszkał razem z Dawidem i teściową. Syn często awanturował się z ojcem. O agresywnym zachowaniu chłopaka wiedziała cała rodzina.
- Ojciec był u mnie w Warszawie tydzień temu. Nie wiedziałam, że widzę go po raz ostatni. Tata to był wspaniały człowiek, wszyscy to wiedzieli. Był za dobry dla Dawida, cały czas wierzył, że da się jeszcze z nim coś zrobić – mówi córka zabitego i dodaje: Tata bywał u niego w szpitalu, ale go do niego nie dopuszczali, więc rozmawiał tylko z lekarzami. Mówił, że Dawid nie nadaje się do wyjścia, nie nadaje się do ludzi, że jest agresywny.
Plan zbrodni
Według rodziny Dawid zaplanował zbrodnię w szpitalu psychiatrycznym. Miał stworzyć listę osób, które chce zabić.
- Gdzie byli lekarze, jak on robił te listy? Narysował sobie plan, co zrobi jak wyjdzie, czy ucieknie, zabije mojego tatę, brata, matkę i babcię – wylicza siostra.
Na liście potencjalnych ofiar Dawid K. umieścił całą swoją rodzinę. Kiedy wszystko było gotowe, uciekł.
- Nic nie wiem o takiej liście – ucina krótko Beata Matulińska, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii w Morawicy.
Dawid K. w szpitalu ćwiczył walkę wręcz. Filmy z ćwiczeń wrzucał do internetu. Mimo, że działo się to na oddziale zamkniętym, nikt z personelu nie reagował. Dawid mógł też wychodzić na spacery. Uciekł w czasie jednego z nich.
- Był to pacjent pod nadzorem fachowych pracowników. Nie sądzę, że gdyby mieli jakąś wiedzę, że on może stwarzać zagrożenie, to pozwoliliby mu wyjść na spacer. On był tu długo, chodził na spacery. Wszystkie procedury zostały zachowane. Stało się, jak się stało. Zarówno ja, jak i cały personel nad tym ubolewamy – dodaje Matulińska.UWAGA! PO UWADZE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz