To jeden z wątków ciągnącej się od lat historii gangu sprzedającego chłopców z Polski do świadczenia usług seksualnych w Niemczech. Wszystko działo się w latach 2002-2006. Ale dopiero w 2017 roku akt oskarżenia trafił do sądu.
Chłopcy byli werbowani we Wrocławiu oraz w Poznaniu. Niektórzy wiedzieli dokąd i po co jadą, inni nie mieli pojęcia. Przekonywano ich, że to będzie normalna praca. Dopiero na miejscu w Essen dowiadywali się, że mają świadczyć usługi seksualne. Prokuratura naliczyła dwudziestu młodych chłopców, których do 2006 roku wysłano do Essen. Zarabiali niewiele albo nic. Robiono im nagie zdjęcia, publikowane na portalach dla gejów. Jechali, bo byli w trudnej sytuacji i potrzebowali pieniędzy.
„Wyrzucimy cię nagiego na ulicę” - usłyszał jeden z nich, gdy nie chciał się zgodzić na świadczenie usług seksualnych. Któryś z chłopców, gdy się dowiedział, że mają mu zrobić nagie zdjęcia, rozpłakał się, a wtedy dostał w twarz.
We Wrocławiu głównym miejscem, w którym werbowano chłopców, był park przy Panoramie Racławickiej. Bo tutaj bardzo często spotkać można było osoby orientacji homoseksualnej. Na przykład szesnastoletniego Pawła. Gangsterom nie przeszkadzało, że jest nieletni. A on zgodził się świadczyć usługi seksualne w agencji w Niemczech.
Inna ofiara szajki to chłopak, który nie wrócił z przepustki z poprawczaka. Zgodził się na pracę „na zmywaku” w Essen. Wsadzono go do autobusu. Na miejscu odebrał go Hans M. Człowiek, który - zdaniem śledczych - prowadził agencję dla gejów. Dopiero gdy weszli do mieszkania, chłopak dowiedział się, co naprawdę ma robić. Nie zgodził się. Wcześniej jednak odebrano mu dokumenty. Usłyszał, że musi odpracować je, wykupić za 800 euro. Chłopak pracował więc przez sześć dni. Obsługiwał po trzech, czasem czterech klientów dziennie. W sześć dni zarobił żądane 800 euro, oddał je, odzyskał swoje dokumenty i wrócił do Polski.
W Poznaniu młody chłopak został zaangażowany do pracy przy montażu boazerii. Tak jak w poprzednim przypadku, dopiero na miejscu usłyszał, co naprawdę ma robić. Kazali mu się rozebrać i pozować do zdjęć. Nie chciał. Dostał pałką po nogach - wynika z ustaleń śledztwa. Bić go mieli Hans i Mariusz M., dla którego oskarżenie żąda dziś 13 lat więzienia.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w 2008 roku. Zatrzymano też Hansa M. Przesiedział dwa lata w areszcie i wyszedł. Mieszka w Niemczech.
Po zwolnieniu Hansa śledztwo zawieszono, by odszukać wszystkich pokrzywdzonych. Dopiero w 2017 roku posłano akt oskarżenia. Wyrok zapadnie 25 lipca.
Po zwolnieniu z wrocławskiego aresztu Hans powrócił do biznesu i nadal kupował chłopców od swoich polskich wspólników. Znów pojawiły się relacje o zwabianiu podstępem i zmuszaniu do seksu. Wszczęto kolejne śledztwo.
Prokuratura doliczyła się dziewięciu pokrzywdzonych wysyłanych do Essen w latach 2014/2015. Przed sądem postawiono trzy osoby i zapadły już prawomocne wyroki: od czterech do ośmiu lat więzienia. I po 5 tys. zł nawiązki dla każdego z dziewiątki pokrzywdzonych.
To jeden z wątków ciągnącej się od lat historii gangu sprzedającego chłopców z Polski do świadczenia usług seksualnych w Niemczech. Wszystko działo się w latach 2002-2006. Ale dopiero w 2017 roku akt oskarżenia trafił do sądu.
Chłopcy byli werbowani we Wrocławiu oraz w Poznaniu. Niektórzy wiedzieli dokąd i po co jadą, inni nie mieli pojęcia. Przekonywano ich, że to będzie normalna praca. Dopiero na miejscu w Essen dowiadywali się, że mają świadczyć usługi seksualne. Prokuratura naliczyła dwudziestu młodych chłopców, których do 2006 roku wysłano do Essen. Zarabiali niewiele albo nic. Robiono im nagie zdjęcia, publikowane na portalach dla gejów. Jechali, bo byli w trudnej sytuacji i potrzebowali pieniędzy.
„Wyrzucimy cię nagiego na ulicę” - usłyszał jeden z nich, gdy nie chciał się zgodzić na świadczenie usług seksualnych. Któryś z chłopców, gdy się dowiedział, że mają mu zrobić nagie zdjęcia, rozpłakał się, a wtedy dostał w twarz.
We Wrocławiu głównym miejscem, w którym werbowano chłopców, był park przy Panoramie Racławickiej. Bo tutaj bardzo często spotkać można było osoby orientacji homoseksualnej. Na przykład szesnastoletniego Pawła. Gangsterom nie przeszkadzało, że jest nieletni. A on zgodził się świadczyć usługi seksualne w agencji w Niemczech.
Inna ofiara szajki to chłopak, który nie wrócił z przepustki z poprawczaka. Zgodził się na pracę „na zmywaku” w Essen. Wsadzono go do autobusu. Na miejscu odebrał go Hans M. Człowiek, który - zdaniem śledczych - prowadził agencję dla gejów. Dopiero gdy weszli do mieszkania, chłopak dowiedział się, co naprawdę ma robić. Nie zgodził się. Wcześniej jednak odebrano mu dokumenty. Usłyszał, że musi odpracować je, wykupić za 800 euro. Chłopak pracował więc przez sześć dni. Obsługiwał po trzech, czasem czterech klientów dziennie. W sześć dni zarobił żądane 800 euro, oddał je, odzyskał swoje dokumenty i wrócił do Polski.
W Poznaniu młody chłopak został zaangażowany do pracy przy montażu boazerii. Tak jak w poprzednim przypadku, dopiero na miejscu usłyszał, co naprawdę ma robić. Kazali mu się rozebrać i pozować do zdjęć. Nie chciał. Dostał pałką po nogach - wynika z ustaleń śledztwa. Bić go mieli Hans i Mariusz M., dla którego oskarżenie żąda dziś 13 lat więzienia.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w 2008 roku. Zatrzymano też Hansa M. Przesiedział dwa lata w areszcie i wyszedł. Mieszka w Niemczech.
Po zwolnieniu Hansa śledztwo zawieszono, by odszukać wszystkich pokrzywdzonych. Dopiero w 2017 roku posłano akt oskarżenia. Wyrok zapadnie 25 lipca.
Po zwolnieniu z wrocławskiego aresztu Hans powrócił do biznesu i nadal kupował chłopców od swoich polskich wspólników. Znów pojawiły się relacje o zwabianiu podstępem i zmuszaniu do seksu. Wszczęto kolejne śledztwo.
Prokuratura doliczyła się dziewięciu pokrzywdzonych wysyłanych do Essen w latach 2014/2015. Przed sądem postawiono trzy osoby i zapadły już prawomocne wyroki: od czterech do ośmiu lat więzienia. I po 5 tys. zł nawiązki dla każdego z dziewiątki pokrzywdzonych.
To jeden z wątków ciągnącej się od lat historii gangu sprzedającego chłopców z Polski do świadczenia usług seksualnych w Niemczech. Wszystko działo się w latach 2002-2006. Ale dopiero w 2017 roku akt oskarżenia trafił do sądu.
Chłopcy byli werbowani we Wrocławiu oraz w Poznaniu. Niektórzy wiedzieli dokąd i po co jadą, inni nie mieli pojęcia. Przekonywano ich, że to będzie normalna praca. Dopiero na miejscu w Essen dowiadywali się, że mają świadczyć usługi seksualne. Prokuratura naliczyła dwudziestu młodych chłopców, których do 2006 roku wysłano do Essen. Zarabiali niewiele albo nic. Robiono im nagie zdjęcia, publikowane na portalach dla gejów. Jechali, bo byli w trudnej sytuacji i potrzebowali pieniędzy.
„Wyrzucimy cię nagiego na ulicę” - usłyszał jeden z nich, gdy nie chciał się zgodzić na świadczenie usług seksualnych. Któryś z chłopców, gdy się dowiedział, że mają mu zrobić nagie zdjęcia, rozpłakał się, a wtedy dostał w twarz.
We Wrocławiu głównym miejscem, w którym werbowano chłopców, był park przy Panoramie Racławickiej. Bo tutaj bardzo często spotkać można było osoby orientacji homoseksualnej. Na przykład szesnastoletniego Pawła. Gangsterom nie przeszkadzało, że jest nieletni. A on zgodził się świadczyć usługi seksualne w agencji w Niemczech.
Inna ofiara szajki to chłopak, który nie wrócił z przepustki z poprawczaka. Zgodził się na pracę „na zmywaku” w Essen. Wsadzono go do autobusu. Na miejscu odebrał go Hans M. Człowiek, który - zdaniem śledczych - prowadził agencję dla gejów. Dopiero gdy weszli do mieszkania, chłopak dowiedział się, co naprawdę ma robić. Nie zgodził się. Wcześniej jednak odebrano mu dokumenty. Usłyszał, że musi odpracować je, wykupić za 800 euro. Chłopak pracował więc przez sześć dni. Obsługiwał po trzech, czasem czterech klientów dziennie. W sześć dni zarobił żądane 800 euro, oddał je, odzyskał swoje dokumenty i wrócił do Polski.
W Poznaniu młody chłopak został zaangażowany do pracy przy montażu boazerii. Tak jak w poprzednim przypadku, dopiero na miejscu usłyszał, co naprawdę ma robić. Kazali mu się rozebrać i pozować do zdjęć. Nie chciał. Dostał pałką po nogach - wynika z ustaleń śledztwa. Bić go mieli Hans i Mariusz M., dla którego oskarżenie żąda dziś 13 lat więzienia.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w 2008 roku. Zatrzymano też Hansa M. Przesiedział dwa lata w areszcie i wyszedł. Mieszka w Niemczech.
Po zwolnieniu Hansa śledztwo zawieszono, by odszukać wszystkich pokrzywdzonych. Dopiero w 2017 roku posłano akt oskarżenia. Wyrok zapadnie 25 lipca.
Po zwolnieniu z wrocławskiego aresztu Hans powrócił do biznesu i nadal kupował chłopców od swoich polskich wspólników. Znów pojawiły się relacje o zwabianiu podstępem i zmuszaniu do seksu. Wszczęto kolejne śledztwo.
Prokuratura doliczyła się dziewięciu pokrzywdzonych wysyłanych do Essen w latach 2014/2015. Przed sądem postawiono trzy osoby i zapadły już prawomocne wyroki: od czterech do ośmiu lat więzienia. I po 5 tys. zł nawiązki dla każdego z dziewiątki pokrzywdzonych.
Ale to nie koniec. Trwa kolejne śledztwo i kolejnym osobom prokuratura zarzuca udział w przestępczym procederze handlu ludźmi. Za Hansem M. rozesłano list gończy i Europejski Nakaz Aresztowania. Niemieckie władze odmówiły wydania go do Polski. Dlaczego? Z obawy o stan zdrowia podejrzanego mężczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz