2018/12/25

Miss psychiatryka. 91 dni na oddziale zamkniętym

Sale w szpitalu psychiatrycznym sÄ… pod staÅ‚ym nadzorem                                                                                                                                      Justyna musiała oddać ładowarkę do telefonu, bo można się na niej powiesić. Krem w szklanym słoiczku, bo szkłem można się pociąć. Maszynki jednorazowe – to samo. Zostawili jej temperówkę, bo powiedziała, że rysowanie ją odpręża. Po tym jak wybrali ją miss psychiatryka odkręciła malutką śrubkę i ostrze kilkadziesiąt razy wbiła sobie w lewe udo.          Justyna ma za sobą 28 lat życia, trzy próby samobójcze, powracające stany depresyjne, tytuł miss oddziału zamkniętego i mnóstwo blizn na całym ciele. Są wypukłe, różowe, niektóre zdążyły już zblednąć. Wstydzi się ich, dlatego nosi ubrania z długim rękawem. Żadnych spódnic czy szortów. Nawet w upały. Nigdy nie zakłada szpilek. Zawsze miała długie blond włosy. Teraz ścięła je na krótko. Z tyłu wygląda jak chłopak, z przodu zdradza ją piękna jak u lalki buzia.
- Bardzo bolało?
- Nie. Mnie bolało już wszystko. Całe ciało. Nie miałam siły siedzieć, nawet leżenie było męczące. Na dwór nie wychodziłam od kilku dni. Siostra musiała przychodzić, żeby wyprowadzać psa. W końcu go zabrała, bo mieszkanie zaczęło śmierdzieć. Też śmierdziałam, ale kąpiel była ponad moje siły.
- Ale miałaś siłę wziąć… co właściwie wzięłaś?
- Najbliżej leżały takie małe nożyczki do paznokci, ale jakoś nie szło. Znalazłam w szufladzie mały kozik. Nóż dla grzybiarzy. Chyba ojciec go zostawił, gdy latem byliśmy w lesie. Idealnie pasował do mojej ręki. Gładko poszło.
- Dlaczego zdecydowałaś się na tak ostateczny krok?
- Nic nie czułam. Zero emocji. Ekstremalna pustka. Obojętność. Wcześniej trochę pomagało kaleczenie nóg, rąk, brzucha. Chciałam cokolwiek poczuć i ból ranionego ciała mi wystarczał.
- To było dwa lata temu. Jak jest teraz?
- Już nie myślę o tym, żeby to powtórzyć, chociaż na początku przez kilka tygodni robiłam siostrze awantury, że mnie uratowała.
- Teraz jesteś jej wdzięczna, że zadzwoniła po karetkę?
- Nie wiem jak jest po tamtej stronie. Może lepiej? Ciężko więc dziękować.Za pierwszym razem Justyna nałykała się tabletek i popiła whisky z osiedlowego spożywczaka. Od lekarza pogotowia usłyszała, że połknęła za mało. Od psychiatry, że to jeden z ulubionych zestawów samobójców. Drugi raz – znów tabletki. Tym razem z wódką i red bullem. Znów płukanie żołądka.

Trzeci raz wypadł w pierwszy dzień świąt. Od kilku dni Justyna nie wychodziła z domu. Nie pojechała do rodziny. Matka zadzwoniła, że idą do kościoła pomodlić się o to, by przestała się nad sobą użalać i wreszcie wstała z łóżka. Justyna posłuchała. Wstała, poszła do kuchni i wzięła kozik ojca.
Jej siostra miała własne klucze z czasów, gdy jeszcze mieszkały razem. Miała też długi pasek przy płaszczu, którym szybko obwiązała Justynie nadgarstek. Drugi ściskała ręką, jednocześnie dzwoniąc po pogotowie.

Witamy na oddziale zamkniętymDwa dni później Justyna obudziła się w białym pokoju. W oknach stare kraty. Z sufitu odpada farba. Łóżko skrzypi. Zza ściany dobiegają krzyki. – Witamy na oddziale zamkniętym szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych – rzuciła pielęgniarka. Siostra przywiozła jej rzeczy osobiste. Pielęgniarka wzięła torbę i wywaliła wszystko na środek. Zabrała ładowarkę do telefonu, słuchawki, suszarkę, pilniczek i nożyczki do paznokci, sznurek od bluzy i sznurówki. Kosmetyki w szklanych słoiczkach też musiała oddać.

Wszystkie rzeczy na oddziale zamkniętym są uznane za potencjalnie niebezpieczne. Gdy trzeba sobie obciąć paznokcie, pielęgniarka wydaje na określony czas nożyczki. Tak samo jest z ładowarką do telefonu czy suszarką. Wszystko odbywa się pod nadzorem opiekuna.
Chorzy są w stanie zranić się wszystkim. Nawet gdy nie mają już nic ostrego. Jedna z pacjentek pokaleczyła się kartkami z zeszytu. Ranki były bardzo małe, ale zrobiła ich kilkaset. Wdało się zakażenie, bo dodatkowo je rozdrapywała. Dziewczyna z depresją próbowała się powiesić na ramiączku od stanika. Znalazła ją pielęgniarka, która przechodząc zajrzała przez małe okienko w drzwiach do sali. Justyna znalazła inny sposób. Poprosiła siostrę o przybory do rysowania. W liceum lubiła szkicować. Przekonała lekarza, że to ją relaksuje i dostała zgodę na kilka ołówków, temperówkę i blok. Paznokciem wykręciła malutką śrubkę z temperówki i kilkadziesiąt razy wbiła sobie ostrze w lewe udo.Krew kapała na szarfę z papieru toaletowego z napisem "Miss psychiatryka". Gdy przez kilka dni na oddziale nie było awantur i nikt nie zrobił sobie krzywdy, opiekunowie pozwalali na chwilę zabawy. Jakiś chłopak rzucił: "wybierzmy naszą miss". Głosowali wszyscy, wygrała Justyna. Pomyślała, że najwidoczniej dobrze ukrywa blizny.
– Najpierw cieszyłam się z tego tytułu, ale zaraz pojawiły się myśli: może się ze mnie naśmiewają, bo tak naprawdę jestem brzydka. Może to jakaś nauczka dla nowej pacjentki. Gdy mnie znaleźli, nawet się nie opierałam. Dali zastrzyk, potem drugi. Obowiązkowo pasy na ręce i nogi – mówi Justyna. W pasach leżała kilkanaście godzin na korytarzu. Tak przynajmniej zapamiętała. Równie dobrze mógł to być tydzień.
Pielęgniarki uważały, że to dobra nauczka dla innych. - Mają też drugą metodę. Masz zbyt dobry humor i za głośno się śmiejesz? Relanium. Łapie cię dół? Relanium. Nie chcesz jeść? Relanium. Na początku tyle mi tego dawali, że z trudem mogłam wypowiedzieć słowo - mówi Justyna.Potem zaczęły się rozmowy z lekarzem prowadzącym. Najpierw codziennie, później raz na tydzień. Do tego terapia grupowa. Psychiatra pytał: "po co się krzywdzisz?". Milczała. Gdy za karę znów dostała relanium, zaczęła odpowiadać. Że zawsze była najbrzydsza. Że dzięki temu czuje się lepiej i czasem, gdy krew popłynie mocniej, nawet się uśmiechnie. Że po prostu to lubi. - Ile razy mam w kółko powtarzać dlaczego? Z czasem już wiesz, co opiekun chce usłyszeć i jest z górki. Tyle że wtedy przestajesz sobie radzić i znów lecisz w dół - przyznaje Justyna.

Depresanci i maniacy

Na oddziale najwięcej było dziewczyn z problemami dotyczącymi odżywiania – bulimiczki i anorektyczki. Codziennie musiały stawać na wagę. Pielęgniarki kontrolowały ile jedzą. Jeśli odmawiały – za karę pasy i odebranie telefonu komórkowego. Druga grupa – depresanci, do tego jeszcze schizofrenicy i maniacy. Podobno też kilku symulantów, którzy próbowali uniknąć więzienia. Ci w najgorszym stanie byli w innej części oddziału. Często o ich obecności przypominały krzyki, wycie i jęki.
Prysznic można wziąć tylko w określonych godzinach, przy otwartych drzwiach i pod nadzorem pielęgniarki. Nie bez powodu. Tam najłatwiej zrobić sobie krzywdę. Telewizor jest tylko we wspólnej sali. Trzeba było oglądać to, co akurat interesowało pielęgniarki. Na stołówce plastikowe sztućce. – Podobno kiedyś pacjent wbił drugiemu nóż w oko, ale może to tylko taka legenda. Tak naprawdę to i takim plastikowym można sobie krzywdę zrobić – mówi Justyna.Musiała spędzić na oddziale zamkniętym 91 dni. 25 grudnia jej blizny na nadgarstkach będą miały dwa lata. Ma kilkadziesiąt nowszych – na nogach i rękach. Psychiatrze przyznała się do kilku. Musi brać leki, ale czasem woli wino. W szufladzie nadal ma poplamioną krwią szarfę "Miss psychiatryka". W święta chce ją wyrzucić. Zamówiła już sobie prezent gwiazdkowy. Blizny na nadgarstkach zasłoni tatuażami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz