O kwestiach wiary w podejmowaniu takiej decyzji oraz względach obyczajowych opowiada dr Iwona Podlińska, koordynatorka do spraw transplantacji Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie. To ona jest na pierwszej linii trudnych rozmów z rodzinami zmarłej osoby.
To muszą być bardzo trudne momenty. Można przyzwyczaić się do takich rozmów?
Dr Iwona Podlińska: Wydaje mi się, że nie da się do tego przyzwyczaić. Zawsze wiąże się to z przykrymi emocjami. Mowa o bólu i cierpieniu osób, które tracą kogoś bliskiego. Najczęściej dzieje się to w gwałtownych okolicznościach, dlatego łączy się z szokiem rodziny.W tak trudnej sytuacji zaczynamy rozmawiać o czymś jeszcze, co jeszcze bardziej rozdrapuje tę ranę. To postrzegam jako najtrudniejsze w tych rozmowach.
Można przez całe lata pracować nad tym, aby nie chłonąć tych emocji. Jednak to zawsze robi wrażenie. Gdyby było inaczej, to oznaczałoby wypalenie lub nieumiejętność prowadzenia takich rozmów. Ludzie potrzebują zarówno rzetelnej wiedzy, jak i czegoś w rodzaju wsparcia emocjonalnego.
Jeżeli dojdziemy do konsensusu, rodzina powtarza wolę zmarłego, to mamy wrażenie, że to cierpienie jest odrobinę niwelowane. Bliscy często mówią, że chcieliby, aby cząstka tego zmarłego żyła w kimś innym, komuś innemu pomagała żyć. Przynosi to odrobinę ulgi w cierpieniu.Dlaczego bliscy nie godzą się na pobranie narządów zmarłego do przeszczepu?
Powodów bywa wiele. Najczęściej rodziny sygnalizują, że mają obawy, że dojdzie do zaniedbania leczenia, po to, aby mówić o potrzebie pobrania narządów do przeszczepu. Tak oczywiście nie jest. Rozmowy zaczynamy, kiedy jest już stwierdzona śmierć mózgu i zgon danej osoby.
Tu chodzi chyba o nadzieję. Rodzina do końca wierzy, że uda się uratować bliską im osobę?Kiedy mamy stwierdzony zgon, rzetelnie przedstawiamy rodzinie informacje o tym, jak przebiegała diagnostyka śmierci mózgu, na czym ona polega. Pokazujemy protokół komisji. Bywają jednak takie sytuacje, kiedy rodzina próbuje w jakiś sposób podważyć nasze działania.
Trzeba sobie zdać sprawę też z tego, że rozwój medycy spowodował, że w tej chwili zgon człowieka stwierdzamy w wyniku zatrzymania krążenia, bądź w wyniku ustania czynności mózgu.
Jeżeli dochodzi do zatrzymania krążenia, to także osoby niezwiązane z medycyną nie mają problemu z przyjęciem do wiadomości, że ten ktoś nie żyje. Natomiast jeśli mamy do czynienia ze śmiercią mózgu, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Osoba, która leży w oddziale intensywnej terapii, jest podłączona do respiratora, dlatego kiedy umiera, jej serce bije, a ciało jest ciepłe. Wygląda jakby spała. W związku z tym trudno się dziwić rodzinie. Dwie godziny wcześniej bliscy widzieli takie samo ciało i jeszcze nie mówiliśmy o tym, że ten ktoś nie żyje, a w tej chwili, przy tak samo bijącym sercu, przy takim samym cieple pacjenta, przy widocznym poruszaniu się klatki piersiowej z oddechem - trzeba pamiętać, że ten oddech pochodzi tylko i wyłącznie z respiratora - rozmawiamy o jego śmierci.
Czy niektórzy nie chcą zgodzić się na przeszczep ze względu np. na wiarę?
Często chodzi o kwestie obyczajowe, ale wiara także pojawia się w tych rozmowach. Pojawiają się obawy o zbezczeszczenie ciała, naruszenie jego integralności. Bywa tak, że lęk budzi się ze względów religijnych. W katolicyzmie jest mowa o zmartwychwstaniu, dlatego niektórzy boją się, że jeżeli zostaną pobrane narządy, to ta osoba nie będzie mogła zmartwychwstać, albo zmartwychwstanie z ciałem niepełnym, pozbawionym jego części. Rodziny często mówią także, że chciałyby pochować członka rodziny w całości. Stanowisko Kościoła katolickiego jest jednoznaczne. Kościół popiera transplantację, mówi o tym, że nie ma większego aktu miłosierdzia względem drugiego człowieka, jak właśnie to bezinteresowne ofiarowanie części własnego ciała, z myślą o ratowaniu zdrowia i życia kogoś innego.Ludzie boją się, że zmarły będzie źle wyglądał w trumnie? Słyszałam, że nie chcą zgodzić się na przeszczep rogówki, bo boją się, że bliski nie będzie miał oczu.
To jest częsta i jak najbardziej racjonalna obawa. Natomiast jeśli chodzi o rogówki, to powiedzmy nie jest jeszcze tak wielka rzecz. Są pobierane przecież np. kończyny i to co ostatnio się rozwija, czyli transplantacja twarzy.
Pobierana jest część twarzy łącznie ze szkieletem kostnym. W takich sytuacjach transplantolodzy dysponują protezami, które są nakładane w miejsce pobranych tkanek. Robi się tak, aby przy pochówku ta osoba nie była zniekształcona w jakiś sposób, aby ciało wyglądało dobrze.
Wracając do rogówek, jest to właściwie jeden z najmniejszych problemów z tego względu, e pobierany jest właściwie płatek rogówki, nie jest pobierana gałka oczna. W to miejsce są wkładane protezy z tworzywa sztucznego. Poza tym oczy są przecież zamknięte w trakcie pochówku.
Jeżeli są pobierane np. kończyny, to też są przygotowane takie protezy, które daje się w taki sposób, aby ciało wyglądało estetycznie.
Jeśli chodzi o kwestie wiary, to są najtrudniejsze rozmowy?
Te rozmowy z całą pewnością są trudne, głównie dla najbliższych, dlatego rozmowa jest nakierowana na to, aby tak ją poprowadzić, żeby rodzina nie wyszła po niej jeszcze bardziej pokaleczona emocjonalnie.Trwają one czasami kilka godzin. Czasami trzeba przerwać, dać czas rodzinie na przemyślenia. Zaleca im się np. żeby skontaktowali się z bliskimi, ze znajomymi, z księdzem. Czasami prosimy też księdza z naszego szpitala, który rozmawiając z nimi mógłby ułatwić zaakceptowanie takiej sytuacji.
Poza tym tak naprawdę my nie pytamy rodziny o zgodę na pobranie narządów od zmarłego członka rodziny, czy kogoś bliskiego. Prawo jednoznacznie wypowiada się w tych kwestiach. Mamy tutaj tzw. zgodę domniemaną, czyli jeżeli dana osoba za życia nie wyraziła sprzeciwu na pobranie narządów po śmierci, to można je pobrać.
W jakim celu w takim razie rozmawia pani z rodziną?
Głównie po to, aby odtworzyć wolę zmarłego w kwestii pobrania narządów po śmierci. Aby sprawdzić, czy za życia ten ktoś nie wypowiadał się na ten temat. Mimo wszystko staramy się też uzyskać akceptację rodziny dla naszych działań.Jeśli nie ma zgody to rezygnujecie?
Jeżeli jest kategoryczny sprzeciw i mimo rozmów nie umiemy przekonać rodziny do możliwości pobrania narządów w celu przeszczepienia, to faktycznie zwyczajowo się od tego odstępuje. Są to sytuacje bardzo trudne emocjonalnie, a medycyna cechuję się jednak humanitaryzmem.
Wspomniała pani także, że niektórzy nie chcą zgodzić się na pobranie narządów ze względów obyczajowych. Jakie sytuacje miała pani na myśli?
Zdarzyła się taka sytuacje, że rodzina mimo długich rozmów i mimo własnego przekonania o dobroczynności takiego czynu, dalej wyrażała kategoryczny sprzeciw w obawie o napiętnowanie w swojej miejscowości. Czy też w obawie o to, czego najbardziej się bali, czyli napiętnowania dzieci. Chcieli je ochronić.Takie sytuacje zdarzają się coraz rzadziej. Tutaj ogromną rolę w przekazywaniu wiedzy odgrywają np. media. Coraz więcej osób wie, że ten akt jest aktem z gruntu dobrym. Takie sytuacje mam nadzieję, że się nie będą zdarzały.
Był to taki moment, w którym doszłam do wniosku, że faktycznie dalej już nie będziemy rozmawiać. Uszanujemy wolę rodziny. Za tą decyzją nie może iść cierpienie wielu innych osób.
Przepraszam, ale trudno mi sobie wyobrazić powody, dla których ktoś chciałby napiętnować innych za wyrażenie zgody na pobranie narządów. To trochę absurdalne. Chodzi przecież o uratowanie komuś innemu życia. Lokalna społeczność mogłaby mówić, że np. rodzina "pozwoliła pokroić bliskiego"?Nie wnikam w aspekty socjologiczno-psychologiczne napiętnowania, ponieważ wiem, że jeśli ktoś chce kogoś napiętnować, to zawsze pretekst sobie znajdzie. Jednak jeżeli chodzi o tę rodzinę, to rzeczywiście mówili o tym, na co pani zwróciła uwagę, że inni ich krytykowali: "pozwoliliście zabić", "daliście pokroić". Używali faktycznie takich sformułowań. Dlatego mimo prób i wielu rozmów nie udało się tej rodziny przekonać.
Uszanowaliśmy ich wolę. Uszanowaliśmy to, że życie bywa różne. To, że ich cierpienie, nad którym my nie będziemy w stanie w żaden sposób zapanować, mogłoby ten akt dobroczynności zupełnie zniweczyć. Skutki napiętnowania potrafią być przez wiele lat w człowieku i wiele złego robić.
Jeden dawca może uratować kilka osóbTak. Jeden dawca może oddać kilka narządów i te narządy idą do różnych osób. Pobierane są np. serce, nerki, wątroba i mogą one uratować życie nawet 5 czy 6 osób.
Na czym polega uruchamianie procedury?
Najpierw jest diagnoza medyczna, czyli diagnostyka śmierci mózgu. Jeżeli zostanie stwierdzona, to tym samym stwierdzamy śmierć człowieka. W każdej takiej sytuacji rozpatrujemy możliwość pobrania narządów, aby uratować życie komuś innemu.
Pierwszym krokiem jest tzw. autoryzacja pobrania, czyli sprawdzenie, czy dana osoba nie zastrzegła sprzeciwu na pobranie narządów po śmierci. Jeśli zmarły jest ofiarą wypadku, lub jeżeli występują inne okoliczności, w których brały udział osoby trzecie, to musimy wystąpić również o brak sprzeciwu prokuratora, który taką sprawę prowadzi lub będzie prowadził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz