Dodano: 02.10.2015 [21:57]
Jeżeli ktoś twierdzi, że przybywający do nas imigranci się zintegrują, to lekceważy półtora tysiąca lat historycznych wzajemnych doświadczeń między naszą cywilizacją a cywilizacją islamu. Lekceważy też fatalne doświadczenia ostatnich dekad w Europie Zachodniej – mówi ks. prof. Waldemar Cisło, dyrektor polskiej sekcji Stowarzyszenia Papieskiego „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”, w rozmowie z „Gazetą Polską”.
Jak ocenia Ksiądz ostatnie zobowiązania polskiego rządu na forum Unii Europejskiej do przyjęcia kilku tysięcy uchodźców z Syrii i Erytrei?
Zacznijmy od tego, że zdziwienie Europy setkami tysięcy imigrantów stojących u jej bram świadczy o całkowitej ignorancji unijnych polityków. Organizacje kościelne i humanitarne już dawno ostrzegały, że sytuacja w Syrii i Iraku grozi wybuchem kryzysu uchodźczego i że nielegalna imigracja narasta – przecież w wypadku Iraku trwa ona już od 2003 r. Niestety, gdy prosiliśmy na forum Unii Europejskiej o pomoc i interwencję, aby poprawić tragiczny los mieszkańców Syrii i Iraku, nie mogliśmy doczekać się żadnej reakcji. Na domiar złego Unia, przy współudziale Polski, nałożyła na Syrię zupełnie bezsensowne sankcje, które uderzyły przede wszystkim w ofiary działań zbrojnych i w najbiedniejszych mieszkańców tego kraju. Na skutek tych źle pomyślanych akcji represyjnych zmarło ok. 350 tys. osób, pozbawionych podstawowych leków, np. na nadciśnienie lub wymaganych przy rozpoczęciu dializy. Nic dziwnego więc, że ucieczka obywateli Syrii z kraju przekształciła się obecnie w masowy exodus, choć, jak podkreślam, organizacje kościelne bezskutecznie przestrzegały Unię przed tym scenariuszem już jakiś czas temu. Sytuację pogorszyły oczywiście lekkomyślne wypowiedzi niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, która do Unii Europejskiej zaprosiła w zasadzie wszystkich imigrantów – niezależnie od miejsca ich pochodzenia i właściwego celu podróży. W ten sposób fala uchodźców przekształciła się w wędrówkę ludów, która przez wielu Europejczyków odbierana jest jako istna imigracyjna inwazja. Niemcy, zorientowawszy się, co zrobili – bo przecież gros imigrantów dąży ze względu na wysokość zasiłków właśnie do nich – postanowili podzielić się swoimi kłopotami z resztą Unii.
Narzucając liczbę uchodźców biedniejszym krajom UE...
Właśnie. Sposób załatwienia tej sprawy przez najbogatsze kraje Unii Europejskiej jest bulwersujący, podobnie jak zgoda polskiego rządu na ten dyktat. Postanowienia unijnego szczytu w sprawie uchodźców, któremu towarzyszyło grożenie karami finansowymi, straszenie siłą oraz opowieści o rzekomej polskiej ksenofobii i niewdzięczności, trudno zaakceptować. Co gorsza, zgodziliśmy się na niemieckie warunki, zachowując się nielojalnie wobec państw z Grupy Wyszehradzkiej. A wszystko w imię „solidarności europejskiej”, której najdoskonalszym symbolem stał się ostatnio zaplanowany przez Berlin i Moskwę gazociąg Nord Stream 2, umożliwiający w przyszłości dostarczanie gazu ziemnego z Rosji do Niemiec z pominięciem Polski i Ukrainy. Ta osławiona „solidarność” ma więc polegać przede wszystkim na słuchaniu Niemiec przez mniejsze i biedniejsze kraje, bo jakoś o tym, by Niemcy wysłuchały Polskę, Czechy czy Węgry, mowy być nie może.
Część głównych polskich mediów prowadzi kampanię, której głównym przesłaniem jest: „Nie bójcie się uchodźców, to tacy sami ludzie jak my”. Czy faktycznie nie powinniśmy niczego się obawiać?
Oczywiście z punktu widzenia antropologii i nauki chrześcijańskiej wszyscy jesteśmy równi i powinniśmy być dla siebie braćmi, niezależnie od narodowości czy wyznania. Ale nie oznacza to, że wszyscy jesteśmy identyczni. Chrześcijanie nie posługują się terrorem w celu osiągnięcia pewnych celów. Ks. Douglas Al-Bazi z Iraku, który był więziony przez islamskich fundamentalistów, wypowiedział w tym roku we Wrocławiu niezwykle ważne słowa: „Mówicie, że islam to religia pokoju, że tylko 15 proc. wyznawców Allaha to terroryści. Gratuluję więc wam, że 300 mln terrorystów nie stanowi dla was problemu”. To, co robią tzw. media głównego nurtu, jest zatem zwykłym zaklinaniem rzeczywistości. Nauczania Ojca Świętego używa się do oskarżania polskiego społeczeństwa o ksenofobię i islamofobię. Ja sam – choć jestem dyrektorem instytucji od lat pomagającej uchodźcom z Syrii, Iraku i innych państw – zostałem ostatnio zaliczony przez „Gazetę Wyborczą” do grupy tych, którzy nie słuchają papieża, uprawiają „spychologię” i są „niechętni uchodźcom”. Wykorzystanie słów głowy Kościoła oraz chrześcijańskiej nauki o miłosierdziu do uzasadniania unijnego dyktatu w sprawie imigrantów niczym nie różni się od twierdzenia, że Pismo Święte nakazuje: „Judasz poszedł i powiesił się. [...] Idź i czyń podobnie”. Oba zdania znajdziemy, rzecz jasna, w Piśmie Świętym, ale nikt rozsądny nie powie, że jest to przesłanie Ewangelii. Na szczęście rzeczywistości i faktów nie da się zakrzyczeć ani „Gazecie Wyborczej”, ani TVN. Ostatnie wybory prezydenckie pokazały, że Polacy potrafią myśleć samodzielnie – i że coraz mniej przejmują się tym, co do ich głów sączą media nazywane „opiniotwórczymi”.
Zwłaszcza że polscy katolicy nie mają się czego wstydzić. Takie stowarzyszenia jak kierowane przez Księdza „Pomoc Kościołowi w potrzebie” od wielu lat wydatnie pomagają mieszkańcom Syrii i Iraku...
Sekcja polska Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie przekazała już ponad 6 mln zł na pomoc ludności z Syrii i Iraku. Nie pytając o wyznanie tych ludzi, od lat dostarczamy tam żywność, leki i artykuły pierwszej potrzeby. Pomogliśmy zbudować „Wioskę im. Ojca Werenfrieda” dla ok. 1000 osób, wznieśliśmy cztery szkoły w obozach dla uchodźców. Wielu rodzinom z Syrii współfinansujemy wynajem mieszkań.
W niektórych krajach Europy Zachodniej powstaje już więcej meczetów niż kościołów. Czy zgadza się Ksiądz z opinią premiera Węgier Viktora Orbána, że przyjęcie dziesiątek tysięcy imigrantów grozi islamizacją Europy?
Ależ oczywiście. Jeżeli ktoś twierdzi, że przybywający do nas imigranci się zintegrują, to lekceważy półtora tysiąca lat historycznych wzajemnych doświadczeń między naszą cywilizacją a cywilizacją islamu. Lekceważy też fatalne doświadczenia ostatnich dekad w Europie Zachodniej. Multi-kulti mimo ogromnych środków finansowych przeznaczanych przez rządy nie sprawdziło się ani w Niemczech, ani w Wielkiej Brytanii, ani we Francji. W tym ostatnim państwie tylko w ubiegłym roku odnotowano ponad 700 ataków na chrześcijańskie i żydowskie miejsca kultu. Nie łudźmy się, że w Polsce będzie inaczej.
Jak ocenia Ksiądz ostatnie zobowiązania polskiego rządu na forum Unii Europejskiej do przyjęcia kilku tysięcy uchodźców z Syrii i Erytrei?
Zacznijmy od tego, że zdziwienie Europy setkami tysięcy imigrantów stojących u jej bram świadczy o całkowitej ignorancji unijnych polityków. Organizacje kościelne i humanitarne już dawno ostrzegały, że sytuacja w Syrii i Iraku grozi wybuchem kryzysu uchodźczego i że nielegalna imigracja narasta – przecież w wypadku Iraku trwa ona już od 2003 r. Niestety, gdy prosiliśmy na forum Unii Europejskiej o pomoc i interwencję, aby poprawić tragiczny los mieszkańców Syrii i Iraku, nie mogliśmy doczekać się żadnej reakcji. Na domiar złego Unia, przy współudziale Polski, nałożyła na Syrię zupełnie bezsensowne sankcje, które uderzyły przede wszystkim w ofiary działań zbrojnych i w najbiedniejszych mieszkańców tego kraju. Na skutek tych źle pomyślanych akcji represyjnych zmarło ok. 350 tys. osób, pozbawionych podstawowych leków, np. na nadciśnienie lub wymaganych przy rozpoczęciu dializy. Nic dziwnego więc, że ucieczka obywateli Syrii z kraju przekształciła się obecnie w masowy exodus, choć, jak podkreślam, organizacje kościelne bezskutecznie przestrzegały Unię przed tym scenariuszem już jakiś czas temu. Sytuację pogorszyły oczywiście lekkomyślne wypowiedzi niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, która do Unii Europejskiej zaprosiła w zasadzie wszystkich imigrantów – niezależnie od miejsca ich pochodzenia i właściwego celu podróży. W ten sposób fala uchodźców przekształciła się w wędrówkę ludów, która przez wielu Europejczyków odbierana jest jako istna imigracyjna inwazja. Niemcy, zorientowawszy się, co zrobili – bo przecież gros imigrantów dąży ze względu na wysokość zasiłków właśnie do nich – postanowili podzielić się swoimi kłopotami z resztą Unii.
Narzucając liczbę uchodźców biedniejszym krajom UE...
Właśnie. Sposób załatwienia tej sprawy przez najbogatsze kraje Unii Europejskiej jest bulwersujący, podobnie jak zgoda polskiego rządu na ten dyktat. Postanowienia unijnego szczytu w sprawie uchodźców, któremu towarzyszyło grożenie karami finansowymi, straszenie siłą oraz opowieści o rzekomej polskiej ksenofobii i niewdzięczności, trudno zaakceptować. Co gorsza, zgodziliśmy się na niemieckie warunki, zachowując się nielojalnie wobec
Część głównych polskich
Oczywiście z punktu widzenia antropologii i nauki chrześcijańskiej wszyscy jesteśmy równi i powinniśmy być dla siebie braćmi, niezależnie od narodowości czy wyznania. Ale nie oznacza to, że wszyscy jesteśmy identyczni. Chrześcijanie nie posługują się terrorem w celu osiągnięcia pewnych celów. Ks. Douglas Al-Bazi z Iraku, który był więziony przez islamskich fundamentalistów, wypowiedział w tym roku we Wrocławiu niezwykle ważne słowa: „Mówicie, że islam to religia pokoju, że tylko 15 proc. wyznawców Allaha to terroryści. Gratuluję więc wam, że 300 mln terrorystów nie stanowi dla was problemu”. To, co robią tzw. media głównego nurtu, jest zatem zwykłym zaklinaniem rzeczywistości. Nauczania Ojca Świętego używa się do oskarżania polskiego społeczeństwa o ksenofobię i islamofobię. Ja sam – choć jestem dyrektorem instytucji od lat pomagającej uchodźcom z Syrii, Iraku i innych państw – zostałem ostatnio zaliczony przez „Gazetę Wyborczą” do grupy tych, którzy nie słuchają papieża, uprawiają „spychologię” i są „niechętni uchodźcom”. Wykorzystanie słów głowy Kościoła oraz chrześcijańskiej nauki o miłosierdziu do uzasadniania unijnego dyktatu w sprawie imigrantów niczym nie różni się od twierdzenia, że Pismo Święte nakazuje: „Judasz poszedł i powiesił się. [...] Idź i czyń podobnie”. Oba zdania znajdziemy, rzecz jasna, w Piśmie Świętym, ale nikt rozsądny nie powie, że jest to przesłanie Ewangelii. Na szczęście rzeczywistości i faktów nie da się zakrzyczeć ani „Gazecie Wyborczej”, ani TVN. Ostatnie wybory prezydenckie pokazały, że Polacy potrafią myśleć samodzielnie – i że coraz mniej przejmują się tym, co do ich głów sączą media nazywane „opiniotwórczymi”.
Zwłaszcza że polscy katolicy nie mają się czego wstydzić. Takie stowarzyszenia jak kierowane przez Księdza „Pomoc Kościołowi w
Sekcja polska Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie przekazała już ponad 6 mln zł na pomoc ludności z Syrii i Iraku. Nie pytając o wyznanie tych ludzi, od lat dostarczamy tam żywność, leki i artykuły pierwszej potrzeby. Pomogliśmy zbudować „Wioskę im. Ojca Werenfrieda” dla ok. 1000 osób, wznieśliśmy cztery szkoły w obozach dla uchodźców. Wielu rodzinom z Syrii współfinansujemy wynajem mieszkań.
W niektórych krajach Europy Zachodniej powstaje już więcej meczetów niż kościołów. Czy zgadza się Ksiądz z opinią premiera Węgier Viktora Orbána, że przyjęcie dziesiątek tysięcy imigrantów grozi islamizacją Europy?
Ależ oczywiście. Jeżeli ktoś twierdzi, że przybywający do nas imigranci się zintegrują, to lekceważy półtora tysiąca lat historycznych wzajemnych doświadczeń między naszą cywilizacją a cywilizacją islamu. Lekceważy też fatalne doświadczenia ostatnich dekad w Europie Zachodniej. Multi-kulti mimo ogromnych środków finansowych przeznaczanych przez rządy nie sprawdziło się ani w Niemczech, ani w Wielkiej Brytanii, ani we Francji. W tym ostatnim państwie tylko w ubiegłym roku odnotowano ponad 700 ataków na chrześcijańskie i żydowskie miejsca kultu. Nie łudźmy się, że w Polsce będzie inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz