Istotą reformy Sądu Najwyższego są kadry: pozbycie się większości sędziów i nowa Izba Dyscyplinarna. Projekty prezydenta Andrzeja Dudy idą w tym kierunku, ale zgrabniej niż chcieli Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński.
- Na zbity pysk bym wyrzucił każdego sędziego, który demonstrował na ulicy przeciwko reformom. Wyrzuciłbym całe to towarzystwo, niezależnie od tego, ile oni mają lat - mówi osoba z Pałacu Prezydenckiego. To przytyk między innymi wobec I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzaty Gersdorf, która ze świeczką w ręku uczestniczyła w demonstracji przeciwko zaoraniu SN przez PiS.Rozhuśtane emocje w obozie władzy i próba utarcia kompromisu między prezydentem a PiS sprawiają, że ostateczny kształt projektów jest wciąż sprawą otwartą. Co jednak wiemy o projektach Andrzeja Dudy, które teraz się klarują, a oficjalnie mają zostać zaprezentowane za dwa tygodnie? Pracuje nad nim bardzo wąskie grono urzędników z Kancelarii Prezydenta i zewnętrzni eksperci - prym wiedzie prof. Michał Królikowski.
Sąd Najwyższy pod nóż
PiS nigdy nie zagłosuje za ustawami, które będą pudrować stan obecny - zarówno skład personalny Sądu Najwyższego, jak i jego strukturę. Z publicznych sugestii i nieoficjalnych przecieków z Pałacu Prezydenckiego można zarysować kształt ustawy o SN w jej najważniejszych dla obozu władzy punktach.
Po pierwsze: to prezydent ma zyskać nowe uprawnienia, a nie minister sprawiedliwości.
Po drugie: sędziowie Sądu Najwyższego będą przenoszeni w stan spoczynku, jeśli osiągnęli wiek 65 lat - w takim wariancie mogłaby odejść nawet połowa sędziów SN. Tacy sędziowie mogliby dalej orzekać, gdyby zgodził się na to prezydent. To w dużej mierze realizacja postulatu PiS o czystce wśród sędziów SN. Ze względu na wiek odejść musiałaby też prof. Małgorzata Gersdorf, bo w listopadzie skończy 65 lat. Tu jednak pozostaje wątpliwość, czy powinna odejść zaraz po swoich urodzinach, czy pozostać na stanowisku, bo jej kadencja pierwszej prezes Sądu Najwyższego trwa sześć lat.
Ponadto w ustawie prawdopodobnie znajdzie się też zapis, że sędziowie młodsi - mający co najmniej 60 lat - mogliby na własną prośbę odejść w stan spoczynku. Wobec starszych projekt przewiduje zatem kij, a wobec nieco młodszych może przewidywać marchewkę. Szybsza "emerytura", czyli stan spoczynku za równie dobre pieniądze dla niechcianych przez obóz władzy sędziów to przecież atrakcyjna perspektywa.
Słowem: skutkiem byłaby czystka wśród sędziów SN, ale dokonana w bielszych rękawiczkach. O ile wobec hurtowego przeniesienia sędziów SN w stan spoczynku prof. Królikowski mówił wprost jako o rzeczy wstrząsającej, o tyle już wobec bardziej wyrafinowanej metody takiej obiekcji nie zgłaszał.
Izba dyscyplinarna SN
Z powołania Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym PiS w żadnym razie nie zrezygnuje. Izba ta jest przez PiS przedstawiana jako bat na nieuczciwych sędziów. Nieprzypadkowo w ustawach PiS wynagrodzenia sędziów tej Izby ustawiono o 40 proc. wyższe niż dla pozostałych sędziów. Zawetowana ustawa dawała ministrowi sprawiedliwości możliwość powołania własnego rzecznika dyscyplinarnego - prokuratora - do prowadzenia jakiejś sprawy. Projekt prezydencki, jeśli będzie zawierał podobne zapisy, to już bez tego prawa dla Ziobry, ale dla samego prezydenta.
Ciekawa jest ewolucja poglądu samego Królikowskiego. Profesor jeszcze w lipcu mówił ("SE") dość ostrożnie: - Nie twierdzę, że pion dyscyplinarny wystarcza, ale nie jest tak, że nie działał.
A w ostatnich dniach ("DGP") już bardzo ostro: - Sama potrzeba zmian kadrowych wydawała mi się nadmierna, dopóki nie przyjrzałem się osobom orzekającym w Sądzie Najwyższym. (...) Czy to możliwe, by ci ludzie odeszli dobrowolnie, skoro przez 27 lat nie widzieli takiej potrzeby? Może trzeba ich po prostu usunąć?
Królikowski proponuje więc - a w ślad za nim zapewne też Pałac Prezydencki - więcej niż PiS. Bo doradca prezydenta sugeruje, że warto by do Izby Dyscyplinarnej wprowadzić "głos ludu", czyli ławników. - Będzie wrzask, że rewolucyjny lud chce wymierzać sprawiedliwość sędziom. No trudno, jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to nie ma się czego obawiać - mówił Królikowski w "Dzienniku". Postulat wprowadzenia do SN "składnika ludowego" ma sporą tradycję w PiS, więc partia powinna go przełknąć bez kłopotu.
Ofensywa doradcy
Profesor Królikowski wyraźnie zmienił także formę komunikowania swoich pomysłów. Przeszedł on od krytycznego recenzowania ustaw PiS w mediach bliskich PiS do publicznego sugerowania, jak mogą wyglądać ustawy Andrzeja Dudy - w mediach wobec PiS krytycznych.
W takiej publicznej aktywności prof. Królikowskiego nie ma przypadku. Zapowiedzią powrotu Królikowskiego do polityki, choć on sam woli mówić o sobie jako głosie eksperckim, był wywiad dla "Do Rzeczy" z lipca - opublikowanym na kilka dni przed ogłoszeniem wet prezydenta. Nieprzypadkowo tam.
Tygodnik sympatyzuje z ekipą "dobrej zmiany", a Królikowski chciał dotrzeć ze swoją opinią o ustawach orających KRS i SN do środowiska PiS. Uznał tam, że "w kilku punktach nowej ustawy o SN dochodzi do rzeczywistej zmiany konstytucji". A na to się nie godzi. Krótki wywiad z nim opublikowano również w dzienniku "SE", który w prawo patrzy życzliwiej.
Nowość: apelacja nadzwyczajna
Dwa punkty w projektach Dudy wydają się pewne. To po pierwsze stworzenie instytucji apelacji nadzwyczajnej. Sprowadzać ma się ona do tego, że wyroki skandaliczne i błędne, ale jednak prawomocne, można by zaskarżyć do Sądu Najwyższego. Prawo do takiej apelacji miałby np. rzecznik praw obywatelskich i minister sprawiedliwości, a sędziowie musieliby ją rozpatrzeć nie tylko pod względem formalnym, lecz także merytorycznym. To byłaby nowość.
Izba Karna może zostać?
A po drugie - mówi to nam osoba z Kancelarii Prezydenta - warto jednak utrzymać osobną Izbę Karną w Sądzie Najwyższym. Likwidację izby zakładał zawetowany projekt.
Obniżyć determinację
Już po wetach prof. Michał Królikowski z miejsca zagościł w mediach, które wobec PiS są krytyczne - jak na przykład Oko.press i TVN. A także w katolickim, ale raczej liberalnym piśmie "Więź". Trudno przypuszczać, że taka aktywność to jedynie własna chęć rozgłosu. To zaplanowany scenariusz, bo właśnie profesor prawa na Uniwersytecie Warszawskim jest ustami Pałacu Prezydenckiego w sprawie SN i KRS.
Królikowski nie jest nadgorliwym doradcą, który chce wykorzystać swoje pięć minut. Jego tour po mediach to świadome działanie i jego samego, i - co ważniejsze - Pałacu Prezydenckiego.
Żaden z urzędników ani prezydenckich ministrów nie byłby w stanie tak kompetentnie i zarazem dosadnie mówić o zmianach w Sądzie Najwyższym i KRS. Sugestie Królikowskiego o tym, co by wpisał w ustawy, są jednocześnie sondowaniem tego, jak konkretne przepisy będą przyjmowane przez Nowogrodzką. Ale to też sposób na obniżanie stopnia mobilizacji społecznej, by znów wyjść na ulice i chwycić za płonące świeczki. A cel jest prosty: przeorać SN, ale finezyjnie, by nie narażać się na zarzut złamania konstytucji.
Nasz rozmówca z Pałacu Prezydenckiego i tak spodziewa się awantury wokół tych projektów. - Cała ta zawetowana reforma w gruncie rzeczy opierała się o personalia - słyszymy.
KRS do liftingu
Osoba z Kancelarii Prezydenta mówi wprost: - Krajowa Rada Sądownictwa nie jest tu najistotniejsza, bo ona w sumie niewiele może. Znaczenie ma Sąd Najwyższy.
Prezydent zapowiedział, że razem z ustawą o SN przedstawi i nową o Radzie. O ile wcześniej mogło się wydawać, że ustawa PiS o KRS jest dla Andrzeja Dudy do przełknięcia pod warunkiem wprowadzenia większości 3/5 przy wyborze sędziów-członków KRS, o tyle teraz sprawa ma się już inaczej. Skoro prezydent pisze ustawy od nowa, to zaproponowanie słowo w słowo takiej samej jak PiS byłoby kapitulacją. Od tygodni krążą sugestie, że większość 3/5 ma pozostać, ale w razie klinczu inicjatywę miałby przejąć prezydent.
Z kolei prof. Królikowski postuluje bardziej otwarte wybieranie członków KRS, czyli aby obywatele i środowiska prawnicze uczestniczyły w zgłaszaniu kandydatur na członków Krajowej Rady Sądownictwa. I inna - może ważniejsza - kwestia: jeśli już dwie izby w KRS ("polityczna" i "sędziowska"), to ta "polityczna" nie mogłaby blokować decyzji całej KRS, jak to przewidywał projekt PiS.
Podsumowując - można powiedzieć, że prezydent w swoich ustawach zmieni dużo detali, zwiększy własną władzę, a cel główny PiS - czystkę kadrową w SN - chce osiągnąć bez deptania konstytucji i powtórki z ulicznych protestów. CZYŻBY był to wyrafinowany plan Kaczyńskiego??? Jak zobaczył że " tak się nie da " postanowił zrobić tak żeby się dało , czyli za pomocą marchewki i kija !!!!!! Czyli zrobić tak jak mądra żona , zrobisz wszystko co chcę ale będziesz przekonany że to twoja decyzja !!!!! To chyba zbyt wyrafinowane posunięcie jak na Dudę !!!! Żeby coś takiego wymyślić trzeba mieć ogromne doświadczenie polityczne i nie tylko ! Duda ? no cóż nie ma tego jeszcze !!! Kto ma wiemy , KACZYŃSKI MA !!!!! gb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz