fot: YouTube
Najbardziej wpływowi polscy prawnicy są opłacani i honorowani przez Niemców. Dzięki temu nasi zachodni sąsiedzi mają wpływ na kształt nie tylko naszego prawa, ale i naszej demokracji.
19 grudnia zakończyła się ostatecznie epoka kierowania Trybunałem Konstytucyjnym przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Na pewno przejdzie ona do historii polskiego konstytucjonalizmu, zapisując w niej swój własny rozdział, tyle tylko, że nie będzie on chlubny. Głównie dlatego, że były szef TK, zamiast stać na straży polskiej Konstytucji, tak naprawdę stanął ponad nią. Stronnicy Rzeplińskiego w Trybunale do ostatnich chwil zapewniali go, że „jest wieczny”, jak zrobił to sędzia Stanisława Biernat. Jednak zapewnienia te mogły co najwyżej utwierdzić Rzeplińskiego w przeświadczeniu, że jest osobą wyjątkową. Rzepliński musiał odejść i wreszcie odszedł. Jego miejsce zajęła sędzia Maria Przyłębska, która teraz pokieruje Trybunałem i być może uda jej się wreszcie wyciszyć atmosferę wokół TK i przywrócić mu właściwe miejsce. Tego na pewno oczekuje zdecydowana większość Polaków, zmęczona „trybunalskimi” wyczynami Rzeplińskiego. W każdym razie możemy sobie tego życzyć. Rzepliński na pewno nie pozostanie w cieniu naszego życia publicznego. Jego osobiste ambicje sięgają daleko, co zresztą wiele razy wydawał się sugerować jeszcze jako prezes TK. Czas pokaże, czy znajdą one rzeczywiście swoje spełnienie i Rzepliński dopisze nowy rozdział do swojej biografii, jeszcze ważniejszy od poprzednich. Biografia byłego prezesa TK zasługuje na uwagę z wielu powodów. Ale jeden z nich zawsze gdzieś umykał tym, którzy się jej przyglądali.
Honorowany przez Niemców
To pochwały i wyróżnienia, jakie spotkały go ze strony naszych zachodnich sąsiadów – Niemców. Tak naprawdę opinia publiczna po raz pierwszy szerzej dowiedziała się o tym dopiero w czerwcu ub.r., gdy Wydział Prawa Uniwersytetu w Osnabrücku nadał mu tytuł doktora honoris causa za, jak podkreślono, „niezłomne występowanie w obronie rządów prawa”. To była czysto polityczna decyzja strony niemieckiej, która przede wszystkim miała uderzyć w polski rząd. Stał za nią guru niemieckiego prawa, jakim jest dzisiaj prof. Christian von Bar, specjalista w zakresie prawa cywilnego, międzynarodowego oraz porównawczego, od lat związany z uniwersytetem w niemieckim Osnabrücku. Von Bar to także postać wpływowa nie tylko w Niemczech, ale i w całej UE. W latach 2010–2014 był m.in. doradcą unijnej komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding, która pełniła także funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej José Barroso. Von Bar zna i pozostaje w bliskich relacjach ze wszystkimi unijnymi politykami. Tak naprawdę, żadna unijna rezolucja w sprawie przestrzegania prawa i jakości demokracji w krajach członkowskich nie może nie przejść przez jego ręce, pomimo że oficjalnie nie pełni on już żadnych funkcji w unijnych instytucjach. Von Bar jest po prostu takim unijnym „autorytetem” w dziedzinie prawa i może naprawdę wiele. To właśnie on postanowił uhonorować Rzeplińskiego tytułem doktora honoris causa i wskazać go unijnym przywódcom jako autorytet z Polski, na który warto postawić. Zresztą polscy profesorowie prawa, zwłaszcza konstytucjonaliści, traktują von Bara niczym swojego europejskiego zwierzchnika i podejmują wiele zabiegów, aby go uhonorować. Von Bar otrzymał już tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (UWM), Uniwersytetu Śląskiego (UŚ), a w kolejce do niego czekają już następne polskie uczelnie.
Polsko-niemiecka „przyjaźń”
Von Bar decyduje również o tym, który z polskich prawników może wypłynąć na szerokie „europejskie wody”. Od lat promuje byłego szefa TK prof. Andrzeja Zolla, który wielokrotnie gościł w Osnabrücku. Ten, jak pamiętamy, wydatnie wspierał Rzeplińskiego w jego walce z PiS-em. Zoll może zawsze liczyć na zaproszenie strony niemieckiej, suty grant, a także publikację w prestiżowych niemieckich wydawnictwach prawniczych. Obecnie w Osnabrücku wykłada jego syn Fryderyk, także profesor prawa. Młody Zoll to członek wielu europejskich korporacji prawniczych i wschodząca gwiazda europejskiego prawa, wypromowana przez Niemców, nie pierwsza zresztą. W 2009 r. z inicjatywy von Bara uniwersytet w Osnabrücku uhonorował tytułem doktora honoris causa także prof. Irenę Lipowicz, która w 2010 r. (po śmierci Janusza Kochanowskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej) objęła stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Lipowicz w 2006 r. miała być z rekomendacji PO sędzią TK, ale jej kandydatura nie uzyskała wówczas wystarczającej większości. Gdy w 2007 r. PO doszła do władzy, Lipowicz została dyrektorem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, oczywiście za przyzwoleniem strony niemieckiej. Ona również nie ma najmniejszych problemów z tym, aby zostać wykładowcą niemieckich uczelni czy uzyskać finansowe wsparcie ze strony którejś z potężnych niemieckich fundacji. Na pieniądze i zaszczyty od Niemców mogą liczyć także inni koledzy Rzeplińskiego z prawniczej branży. Przez lata otrzymywał je jego stary „kumpel” – prof. Witold Kulesza, z którym Rzepliński wspólnie stworzył w 1998 r. koślawą ustawę o IPN-ie, uzależniając jego funkcjonowanie od polskich służb (UOP, WSI), albowiem to one w praktyce decydowały o tym, jakie akta i komu mogą zostać udostępnione. Zanim Kulesza został szefem pionu śledczego IPN-u i zastępcą jego pierwszego prezesa – prof. Leona Kieresa, odbył w Niemczech wiele staży naukowych, będąc m.in. stypendystą Fundacji im. Alexandra von Humboldta. W 2004 r. wyszło na jaw, że w IPN-ie brakuje tysięcy dokumentów archiwalnych z prowadzonych kiedyś przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (poprzedniczkę IPN) śledztw w sprawach dotyczących zbrodni popełnionych w Polsce przez niemiecki Wermacht. Okazało się, że zostały one przekazane Niemieckiej Centrali Ścigania Zbrodni w Ludwigsburgu. Sprawę ujawnił wówczas tygodnik „Wprost”, wskazując jasno, że odpowiedzialnym za to jest właśnie prof. Witold Kulesza. Można było wówczas zadawać pytanie, czy przypadkiem ten „archiwalny dar” dowodzący niemieckich zbrodni w naszym kraju, których IPN nie mógł zbadać, nie był przypadkiem zapłatą za stypendia i granty, jakie Kulesza otrzymywał od Niemców. Na zaproszenia z Niemiec i publikacje w niemieckich wydawnictwach może również liczyć inny kolega Rzeplińskiego, wspomniany już przez nas prof. Leon Kieres, dzisiaj urzędujący sędzia TK.
Odniemczyć polskie prawo
Profesorów prawa, którzy są opłacani i nagradzani przez Niemców, jest dzisiaj w Polsce znacznie więcej. Dotyczy to w szczególności tych, których w III RP mianowano prawniczymi autorytetami. Skutek tego jest jednak taki, że nie tylko reprezentują oni niemiecką filozofię prawniczą, ale i są emanacją niemieckich interesów w naszym kraju. O tym, że tak jest, mogliśmy się w ostatnich latach przekonać wiele razy. Wystarczy wspomnieć, że niedawne obchody 30. rocznicy utworzenia TK zostały sfinansowane przez niemiecką Fundację Adenauera i było na nich wielu gości z Niemiec. To były prawdziwie niemieckie obchody rzekomo polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Dowodów świadczących o zniemczeniu naszego prawa, zwłaszcza konstytucyjnego, możemy znaleźć znacznie więcej. Najwyższy czas, aby zmienić tę sytuację i uruchomić proces „odniemczania”.
Tekst ukazał się w tygodniku Warszawska Gazeta! Nowy numer już w kioskach!
---
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz