Położył się na nim i uprawiał seks analny tak, że złamał mu kręgosłup, zatrudniał do pomocy na plebanii a później zaciągał pod prysznic i kazał brać penisa do buzi. Grupa księży pedofilów gwałciła i nagrywała ofiary” – to tylko niektóre zdarzenia, które wyszły na jaw dzięki śledczym – poniżej obszerny materiał TVN24.plZłoty krzyżyk otrzymał od księdza jako dziecko. Nie był to jednak zwykły podarunek. Łańcuszek na jego szyi stanowił sygnał dla innych pedofilów w sutannach, że został już wykorzystany i jest znieczulony na molestowanie. Duchowni wręczali je swoim ulubionym ministrantom. Krąg zboczeńców działał przez lata przy milczącym przyzwoleniu biskupa. Na konferencji prasowej w Harrisburgu w Pensylwanii prokuratorowi generalnemu Joshowi Shapiro towarzyszy 15 osób. Kilkoro z nich z trudem powstrzymuje łzy. To ofiary księży pedofili. Dziś dorośli ludzie. Wreszcie ich głos zostanie usłyszany. Choć wiedzą, że większości oprawców sprawiedliwość nie dosięgnie już nigdy.
Przez lata milczał. Długi czas samotnie zmagał się z traumą i tragicznymi wspomnieniami. Nie dawały mu spokoju. W końcu postanowił wyjawić swoją tajemnicę. Opowiedział ją najbliższej osobie – babci. Potem także matce i siostrze. Dopiero wtedy zrozumiały, co stało się z tym wesołym i otwartym chłopcem, którego pamiętały z przeszłości. Jego historia była dla bliskich szokiem. Zdawała się niemal równie nieprawdopodobna, co opowieści science fiction, które tak bardzo lubił jako dziecko. Na nieszczęście wydarzyła się naprawdę. Wydanie gazety „The Allentown Morning Call” z 27 listopada 2002 roku / Źródło: The Allentown Morning Call Został zgwałcony. Jego oprawcą okazał się człowiek, którego darzył zaufaniem.
Ksiądz Edward Graff był wobec niego wyjątkowo brutalny. W trakcie stosunku analnego położył się na chłopcu z takim ciężarem, że uszkodził mu kręgosłup. Molestowanie w końcu się skończyło, ból pozostał. Zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Przez lata Joey uzależnił się od leków przeciwbólowych, które ostatecznie doprowadziły do jego śmierci. Zmarł z przedawkowania. Nie zdążył złożyć zeznań przed ławą przysięgłych. W jednej z wiadomości do diecezji Allentown napisał: „To, co zrobił mi ten ksiądz, było gorsze niż gwałt. On zabił mój potencjał i tym samym zabił człowieka, którym miałem się stać”. Mimo krzywdy, jaką wyrządził mu w dzieciństwie duchowny, Joey pozostał w Kościele do końca swoich dni. Nie winił Boga, winił człowieka. Jak się okazało, nie był jedyny. Ofiarą Graffa na przestrzeni lat padło łącznie kilkadziesiąt dzieci. Z ich zeznań wyłania się postać człowieka, który z zadawania bólu czerpał równie dużą przyjemność, co z samego aktu seksualnego.
Gustował w chłopcach latynoskiego pochodzenia. Zatrudniał ich do pracy na plebanii. Sprzątali, kosili trawę. Zawsze miał rzeczy, które przyciągały dzieciaki: gry wideo, colę, cukierki. Tak wpadały w jego pułapkę. Potem ksiądz molestował. Zmuszał do wspólnych pryszniców. Później obmacywał i masturbował. Zanim zaczynał dobierać się do swoich ofiar, często poił je alkoholem. Jednemu dziecku miał powiedzieć, że to, co robi jest „w porządku”, bo jest on „narzędziem Boga”. 4 października 2002 roku ksiądz Graff został aresztowany. Przebywał już wtedy w Teksasie, gdzie został przeniesiony w związku z „problemami alkoholowymi”. Postawiono mu zarzut molestowania 15-letniego chłopca. Miał pokazywać mu filmy pornograficzne i uprawiać z nim seks oralny.
Niedługo po aresztowaniu duchowny złamał biodro pod więziennym prysznicem. Powikłania okazały się śmiertelne. Zmarł za kratkami, oczekując na proces. Sprawiedliwość nie zdążyła go dopaść. Kiedy jego czyny wyszły na jaw, przedstawiciele diecezji zaprzeczyli, by wiedzieli o nich wcześniej. Nie było to prawdą. Oświadczenie duchownych stało w sprzeczności z dowodami znalezionymi w kościelnych dokumentach. Na ich kartach znajdowały się opinie biskupów, którzy w odniesieniu do Graffa wielokrotnie używali słów takich jak „ryzyko” czy „obawa”. Był to język ewidentnie odnoszący się do „księdza pedofila”, a nie – jak twierdzono – do człowieka z problemami alkoholowymi. W toku dochodzenia udało się ustalić, że tuszowanie prawdy w diecezji trwało latami.
Ksiądz Graff nie był wyjątkiem. Setki oprawców, tysiące ofiar W świetle amerykańskiego prawa prokuratura może powołać specjalną komisję do zbadania, czy dana sprawa powinna stać się przedmiotem postępowania sądowego. Prowadzi je wówczas tzw. Wielka Ława Przysięgłych – grupa osób cieszących się zaufaniem publicznym – stanowiąca w amerykańskim systemie wymiaru sprawiedliwości niezależną instytucję… Złoty krzyżyk otrzymał od księdza jako dziecko. Nie był to jednak zwykły podarunek. Łańcuszek na jego szyi stanowił sygnał dla innych pedofilów w sutannach, że został już wykorzystany i jest znieczulony na molestowanie. Duchowni wręczali je swoim ulubionym ministrantom. Krąg zboczeńców działał przez lata przy milczącym przyzwoleniu biskupa. Na konferencji prasowej w Harrisburgu w Pensylwanii prokuratorowi generalnemu Joshowi Shapiro towarzyszy 15 osób. Kilkoro z nich z trudem powstrzymuje łzy. To ofiary księży pedofili. Dziś dorośli ludzie. Wreszcie ich głos zostanie usłyszany. Choć wiedzą, że większości oprawców sprawiedliwość nie dosięgnie już nigdy. Raport, który właśnie zostaje upubliczniony to najobszerniejszy dokument na temat przemocy seksualnej w amerykańskim Kościele. W czasie, kiedy powstawał, jedna z ofiar próbowała popełnić samobójstwo. Ze szpitalnego łóżka prosiła tylko o jedno: "Kontynuujcie swoją pracę. Niech świat pozna prawdę o tym, co naprawdę się wydarzyło". Joey Przez lata milczał. Długi czas samotnie zmagał się z traumą i tragicznymi wspomnieniami. Nie dawały mu spokoju. W końcu postanowił wyjawić swoją tajemnicę. Opowiedział ją najbliższej osobie – babci. Potem także matce i siostrze. Dopiero wtedy zrozumiały, co stało się z tym wesołym i otwartym chłopcem, którego pamiętały z przeszłości. Jego historia była dla bliskich szokiem. Zdawała się niemal równie nieprawdopodobna, co opowieści science fiction, które tak bardzo lubił jako dziecko. Na nieszczęście wydarzyła się naprawdę. Został zgwałcony. Jego oprawcą okazał się człowiek, którego darzył zaufaniem. Ksiądz Edward Graff był wobec niego wyjątkowo brutalny. W trakcie stosunku analnego położył się na chłopcu z takim ciężarem, że uszkodził mu kręgosłup. Molestowanie w końcu się skończyło, ból pozostał. Zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Przez lata Joey uzależnił się od leków przeciwbólowych, które ostatecznie doprowadziły do jego śmierci. Zmarł z przedawkowania. Nie zdążył złożyć zeznań przed ławą przysięgłych. W jednej z wiadomości do diecezji Allentown napisał: "To, co zrobił mi ten ksiądz, było gorsze niż gwałt. On zabił mój potencjał i tym samym zabił człowieka, którym miałem się stać". Mimo krzywdy, jaką wyrządził mu w dzieciństwie duchowny, Joey pozostał w Kościele do końca swoich dni. Nie winił Boga, winił człowieka. Jak się okazało, nie był jedyny. Ofiarą Graffa na przestrzeni lat padło łącznie kilkadziesiąt dzieci. Z ich zeznań wyłania się postać człowieka, który z zadawania bólu czerpał równie dużą przyjemność, co z samego aktu seksualnego. Gustował w chłopcach latynoskiego pochodzenia. Zatrudniał ich do pracy na plebanii. Sprzątali, kosili trawę. Zawsze miał rzeczy, które przyciągały dzieciaki: gry wideo, colę, cukierki. Tak wpadały w jego pułapkę. Potem ksiądz molestował. Zmuszał do wspólnych pryszniców. Później obmacywał i masturbował. Zanim zaczynał dobierać się do swoich ofiar, często poił je alkoholem. Jednemu dziecku miał powiedzieć, że to, co robi jest "w porządku", bo jest on "narzędziem Boga". Wydanie gazety "The Allentown Morning Call" z 27 listopada 2002 roku / Źródło: The Allentown Morning Call 4 października 2002 roku ksiądz Graff został aresztowany. Przebywał już wtedy w Teksasie, gdzie został przeniesiony w związku z "problemami alkoholowymi". Postawiono mu zarzut molestowania 15-letniego chłopca. Miał pokazywać mu filmy pornograficzne i uprawiać z nim seks oralny. Niedługo po aresztowaniu duchowny złamał biodro pod więziennym prysznicem. Powikłania okazały się śmiertelne. Zmarł za kratkami, oczekując na proces. Sprawiedliwość nie zdążyła go dopaść. Kiedy jego czyny wyszły na jaw, przedstawiciele diecezji zaprzeczyli, by wiedzieli o nich wcześniej. Nie było to prawdą. Oświadczenie duchownych stało w sprzeczności z dowodami znalezionymi w kościelnych dokumentach. Na ich kartach znajdowały się opinie biskupów, którzy w odniesieniu do Graffa wielokrotnie używali słów takich jak "ryzyko" czy "obawa". Był to język ewidentnie odnoszący się do "księdza pedofila", a nie – jak twierdzono – do człowieka z problemami alkoholowymi. W toku dochodzenia udało się ustalić, że tuszowanie prawdy w diecezji trwało latami. Ksiądz Graff nie był wyjątkiem. Setki oprawców, tysiące ofiar W świetle amerykańskiego prawa prokuratura może powołać specjalną komisję do zbadania, czy dana sprawa powinna stać się przedmiotem postępowania sądowego. Prowadzi je wówczas tzw. Wielka Ława Przysięgłych - grupa osób cieszących się zaufaniem publicznym – stanowiąca w amerykańskim systemie wymiaru sprawiedliwości niezależną instytucję. Prokurator stanu Pensylwania Bruce Beemer skorzystał z tej możliwości. W styczniu 2016 roku zwrócił się w tej sprawie do stanowego Sądu Najwyższego i otrzymał zgodę. Rok później pieczę nad tajnym dochodzeniem przejął jego następca, Josh Shapiro. Nie chodziło jednak o to, by postawić winnym zarzuty karne. Większość z opisanych w raporcie przestępstw podlega bowiem przedawnieniu. Celem było ujawnienie skali problemu i oddanie sprawiedliwości tym, którzy przez lata nie mogli się o nią doprosić. Trwające 18 miesięcy śledztwo przysięgłych objęło sześć spośród ośmiu diecezji w Pensylwanii: Pittsburgh, Greensburg, Erie, Harrisburg, Allentown i Scranton. Pozostałe dwie diecezje - Altoona-Johnstown i Filadelfia - były przedmiotem osobnego dochodzenia w latach 2003-2011. W przeszłości przeprowadzano podobne śledztwa w innych stanach. Nigdy jednak na taką skalę. Wielu osobom z kręgu Kościoła i władzy zależało, aby raport nigdy nie ujrzał światła dziennego. Po zaciekłej batalii 14 sierpnia decyzją Sądu Najwyższego USA dokument został upubliczniony. W liczącym prawie 1400 stron raporcie zidentyfikowano ponad 1000 osób, które na przestrzeni 70 lat padły ofiarą 301 księży pedofilów. To jednak tylko znane przypadki. W rzeczywistości ofiar mogło być znacznie więcej – tysiące. Zeznania części z poszkodowanych prawdopodobnie zaginęły. Inni mogli nigdy nie znaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi. Przez półtora roku przesłuchano setki świadków i przeanalizowano ponad pół miliona diecezjalnych dokumentów. Wiele z nich latami obrastało w kurz w tajnych parafialnych archiwach. Do tej pory klucz do nich posiadali jedynie biskupi. W końcu stare kościelne szafy zostały otwarte. To, co w nich znaleziono, zszokowało opinię publiczną. Nie tylko w Ameryce. W szkołach, domach, szpitalach, na plebaniach. W czterech ścianach miejsc, które z reguły stanowią oazę bezpieczeństwa, trwał dramat molestowanych dzieci. Ci, którzy mogli mu zapobiec, postanowili tego nie robić. George Pochodził z pobożnej, chrześcijańskiej rodziny. Uczęszczał do katolickiej szkoły, gdzie spędził 12 lat swojego życia. Podobnie jak wielu jego kolegów, przez pewien czas służył jako ministrant. Z młodym księdzem George'em Zirwasem zaprzyjaźnił się pod koniec lat 70. Duchowny zapraszał go do siebie, często zabierał na wspólne obiady. Spędzali razem dużo czasu. Rodzina chłopca cieszyła się z ich zażyłych relacji. Uważali, że ksiądz ma na niego dobry wpływ. W ich oczach był człowiekiem godnym zaufania i bardzo uduchowionym. Więź z czasem się pogłębiała. Kapłan zabierał chłopaka na przejażdżki. Nauczył nawet prowadzić samochód. Nadszedł czas, by George poznał jego przyjaciół… W sąsiedniej parafii czekało na nich kilku księży. Spotkanie odbywało się w prywatnym pokoju na plebanii. Między duchownymi wywiązała się rozmowa na temat figur kościelnych. George został poproszony, by wejść na łóżko. Przez chwilę bacznie mu się przyglądali. Polecili, aby zdjął koszulkę. Wtedy zaczęli komentować między sobą, porównując chłopaka do ukrzyżowanego Chrystusa. Kazali mu zdjąć także spodnie, żeby – jak twierdzili - wierniej przypominał obnażonego Jezusa. Jeden z księży wyciągnął aparat i zaczął robić chłopcu zdjęcia. Pozostali wlepiali w niego wzrok. W końcu powiedzieli, by rozebrał się również z bielizny. Spanikował. Był bardzo zestresowany, ale wykonał polecenie. Dostrzegli jego niepokój i zapewnili, że chodzi o cel czysto artystyczny. Miał posłużyć jako model do przyszłej rzeźby. Pośród chichotów duchownych polaroid drukował kolejne fotografie. Na nich przerażony, całkiem nagi dzieciak. George miał wtedy 14, może 15 lat. Jego podobizna miała wkrótce dołączyć do kolekcji dziecięcej pornografii. Złoty krzyżyk, jaki ksiądz Zirwas wręczał swoim ofiarom Jak się okazało, w diecezji Pittsburgh działał krąg księży pedofilów. Każdy z duchownych upatrywał sobie ulubionych ministrantów. Następnie wręczał im osobliwy prezent - złoty łańcuszek z krzyżem. George też taki dostał. 40 lat później wciąż go ma. Podarunek służył do czegoś więcej niż tylko uwiedzeniu ofiary. Były sygnałem. Miały informować, że noszące je dziecko zostało już wykorzystane seksualnie. Jest znieczulone na molestowanie i stanowi łatwiejszy kąsek dla innych pedofilów. W diecezji działali przez lata, wymieniając się ofiarami i tworząc wspólnie dziecięcą pornografię. Odznaczali się szczególnym okrucieństwem. Gwałcąc, znęcali się nad dziećmi. Jednym z akcesoriów, których używali, był bicz. Akty seksualne z nieletnimi nagrywali za zamkniętymi drzwiami plebanii. Później wracali do swoich kościelnych obowiązków. Odprawiali msze, podawali komunię, odpukiwali grzechy. Kiedy istnienie kręgu zboczeńców wyszło na jaw, część z nich trafiła za kratki. Zirwas nie tylko pozostał na wolności. Dalej służył jako ksiądz. Nowy biskup diecezji Pittsburg Donald Wuerl – dziś kardynał – wiedział o poczynaniach duchownego. Kilka ofiar zwróciło się do diecezji. Sprawcy nie oddano w ręce policji. Zamiast tego seryjny gwałciciel był przenoszony z parafii do parafii. Cztery razy w ciągu siedmiu lat. Dwukrotnie wysyłano go na badania psychiatryczne. Za każdym razem po opuszczeniu szpitala kontynuował pracę w diecezji. W końcu, po kolejnym doniesieniu o molestowaniu, Zirwas został wydalony ze stanu duchownego "z powodów osobistych". Przeniósł się na Kubę. W 2001 roku został zamordowany w swoim apartamencie w Hawanie. Na jego pogrzebie - wtedy jeszcze biskup - Wuerl powiedział: "Kapłan jest kapłanem. Po wyświęceniu, pozostaje kapłanem na zawsze". Strategia tuszowania prawdy Księża gwałcili małych chłopców i dziewczynki, a słudzy Boży, którzy byli za nich odpowiedzialni nie tylko nic z tym nie robili. Oni to ukrywali. Przez dekady. cytat z raportu To, co szokuje niemal równie mocno, co drastyczne opisy gwałtów i molestowania, to fakt, że kościelni hierarchowie bardzo często o nich wiedzieli. Duchowni nie tylko milczeli i odwracali wzrok. Chcąc za wszelką cenę uniknąć skandalu, aktywnie, z zimną kalkulacją i pełną świadomością kryli oprawców. Księży, biskupów, arcybiskupów, kardynałów. Sposób, w jaki to robili, był zaskakująco podobny we wszystkich sześciu badanych diecezjach. Wyłania się z niego dobrze przemyślany schemat postępowania. Swoista "strategia tuszowania prawdy". Ławnicy dokładnie przeanalizowali sposób działania kościelnych hierarchów. Zebrali i uogólnili na potrzeby raportu najczęściej powtarzające się metody. Na ich podstawie stworzyli zbiór siedmiu głównych reguł, jakimi kierowały się władze diecezji. Siedem zasad głównych Zasada nr 1 Stosuj eufemizmy. Język ma ogromne znaczenie. Nigdy nie używaj słowa "gwałt". Zamiast tego napisz "niewłaściwa relacja" bądź "przekroczenie granicy". Unikaj bezpośrednich stwierdzeń. Zasada nr 2 Nie przeprowadzaj rzetelnych dochodzeń w sprawach molestowania. Nie angażuj dobrze wyszkolonych ludzi i profesjonalistów. Wyznaczaj do tego zwykłych, niedoświadczonych duchownych. Zadbaj o alibi oraz wiarygodność podejrzanych księży. Zasada nr 3 Stwórz wrażenie troski i zaangażowania. Wysyłaj księży na "badania" psychiatryczne do ośrodków terapii, prowadzonych przez Kościół. Pozwól, by eksperci "diagnozowali", czy dany ksiądz ma skłonności pedofilskie wyłącznie na podstawie wywiadu z nim. Bez względu na to, czy w przeszłości dopuścił się stosunku seksualnego z dzieckiem. Zasada nr 4 Kiedy ksiądz musi zostać przeniesiony, w żadnym wypadku nie ujawniaj dlaczego. Parafianom powiedz, że idzie na zwolnienie albo cierpi na załamanie nerwowe. Najlepiej jednak nie mów nic. Zasada nr 5 Jeżeli wiesz, że ksiądz gwałci dzieci, mimo wszystko zapewnij mu dach nad głową i środki do życia. Nawet jeśli będzie je wykorzystywał do dalszego krzywdzenia swoich ofiar. Zasada nr 6 Kiedy wyjdzie na jaw, że ksiądz gwałcił i molestował dzieci, nie wyrzucaj go ze stanu kapłaństwa, by upewnić się, że nikogo już nie skrzywdzi. Zamiast tego przenieś go do innej parafii, gdzie nikt nie będzie wiedzieć o jego pedofilskich skłonnościach. Zasada nr 7 Najważniejsza. Pod żadnym pozorem nie zawiadamiaj policji. Nie traktuj molestowania i gwałtu jako przestępstwa. Uznaj je za problem wewnętrzny Kościoła. Niech sprawa zostanie "w rodzinie". Bezimienny* * Nie każda z ofiar jest w raporcie wymieniona z imienia W szkole przy parafii świętego Bernarda trwała właśnie lekcja religii, kiedy do drzwi zapukała pielęgniarka. Zabrała jednego z uczniów i zaprowadziła do pokoju księdza Thomasa Benestada. Tego dnia wbrew zasadom obowiązującym na zajęciach chłopiec był ubrany w krótkie spodenki. Duchowny zwrócił mu uwagę na niezgodny z regulaminem ubiór i dodał, że noszenie niewłaściwego stroju jest grzechem. Potem nakazał klęknąć i modlić się. W tym samym czasie ksiądz rozpiął spodnie. Stanął przed chłopcem i zmusił do seksu oralnego. Później zamienili się rolami. Kiedy skończył, Benestad przyniósł butelkę wody święconej. Następnie wlał ją 9-latkowi do ust. Miał go w ten sposób "oczyścić". To pierwsze wspomnienie z czasów molestowania, jakie dziś przychodzi mu na myśl. Koszmar trwał przez dwa lata. To, że padł ofiarą Benestada, wyjawił po raz pierwszy w 2011 roku. Policja uwierzyła w jego zeznania, ale na pozew było już za późno. Skarg było znacznie więcej. Benestad nigdy nie przyznał się do winy. Zamiast ofiarom i organom ścigania diecezja postanowiła uwierzyć oprawcy. Nie podjęto żadnych starań, by odsunąć księdza pedofila od posługi kapłańskiej. Zamiast tego duchowny przeszedł na emeryturę i obecnie mieszka w Boca Raton na Florydzie, gdzie pomaga w miejscowej parafii. Machina kłamstw Od molestowania przez dziecięcą pornografię po gwałty. W każdym z tych przypadków zwierzchnicy kościelni "woleli przede wszystkim chronić sprawców i samą instytucję". Przez dekady wielu zamieszanych w ten proceder duchownych było nie tylko chronionych przed pociągnięciem do odpowiedzialności. Sporą część z nich awansowano. Lata mijały, czas, w którym ofiary mogły wytoczyć sprawy sądowe swoim oprawcom, kurczył się. W świetle prawa stanu Pensylwania miały 12 lat od osiągnięcia pełnoletniości na złożenie pozwu. Oznacza to, że musieli to uczynić, nim ukończyli 30. roku życia. Historie opisane przez ławę przysięgłych sięgają jeszcze lat 40. XX wieku. Dla większości ofiar jest już za późno na sprawiedliwość. Najstarsza z nich ma dziś 83 lata. Do tej pory zarzuty karne postawiono zaledwie dwóm spośród ponad 300 księży wspomnianych w raporcie. Ukrywanie pedofilów odebrało tym ludziom prawo do ukarania tych, którzy zniszczyli im życie. Machina kłamstw sięgała prawdopodobnie aż Stolicy Apostolskiej. - Mamy dowody na to, że Watykan wiedział o tuszowaniu – powiedział dwa tygodnie po publikacji raportu prokurator Shapiro w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji NBC. Siostry Kiedy ksiądz Gus Giella został przydzielony do ich parafii, przyjęli go ciepło. Dwunastoosobowa rodzina cieszyła się z nowego duchownego. Niemal od razu ksiądz zaczął molestować pięć spośród ośmiu sióstr. Jego ofiarą padli także inni członkowie rodziny. Duchowny często zapraszał parafian do siebie. W trakcie wizyt potajemnie kolekcjonował próbki ich moczu, włosy łonowe i krew menstruacyjną. Używał do tego urządzenia, które umieszczał w swojej toalecie. Później niektóre z nich spożywał. Krzywdy, jakich doświadczyły ze strony księdza, miały trwały wpływ na ich późniejsze życie. Przysięgłym opowiedziały o trudnościach, z jakimi musiały się zmagać. Emocjonalnych i psychicznych szkód, których doznały, nie da się ocenić. Większość z sióstr nie chciała dzielić się szczegółami swoich tragicznych historii z pozostałymi. Bały się tego, co mogą usłyszeć. Ich dramat mógł skończyć się znacznie wcześniej, gdyby tylko diecezja Harrisburg zareagowała należycie na ich skargę, złożoną jeszcze w latach 80. Wstyd i skrucha Gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki. (1 Kor 12, 26) Dziś Kościół uderza się w pierś. W Ameryce biskupi organizują "msze przebaczenia". Wśród nich Ronald Gainer, którego nazwisko pojawia się w raporcie. Miał zwrócić się do Stolicy Apostolskiej o protekcję dla dwóch księży oskarżonych o molestowanie. Teraz przeprasza "wszystkie ofiary" nadużyć seksualnych. Głos w sprawie zabrał także papież Franciszek. "Ze wstydem i skruchą, jako wspólnota kościelna, przyznajemy, że nie potrafiliśmy być tam, gdzie powinniśmy być, że nie działaliśmy w porę, rozpoznając rozmiary i powagę szkody spowodowanej w tak wielu ludzkich istnieniach. Zlekceważyliśmy i opuściliśmy maluczkich" - powiedział. Jego słowa rozbrzmiewają teraz głośniej niż kiedykolwiek. Z papieskiego listu do wiernych bije skrucha. "Nigdy nie będzie dość proszenia o przebaczenie" - podkreślił Franciszek. Stanowisko głowy Kościoła wydaje się szczególnie ważne teraz, kiedy uwaga całego świata – wierzących i niewierzących – zwrócona jest na Stolicę Apostolską. Raport został ujawniony niedługo po rezygnacji amerykańskiego kardynała Theodore’a E. McCarricka, byłego arcybiskupa Waszyngtonu, oskarżonego o molestowanie seksualne księży i nieletnich. Poprzedziły go skandale seksualne w kościele w Chile i Australii. Papież Franciszek popełnił wiele błędów. Przez długi czas bronił południowoamerykańskiego biskupa Juana Barrosa mimo doniesień, że ten tuszował molestowanie przez jednego z księży. Teraz były nuncjusz apostolski w USA abp Carlo Maria Vigano oskarża samego biskupa Rzymu o krycie kardynała pedofila. Choć wielu podaje twierdzenia duchownego w wątpliwość. To decydujący moment dla Franciszka. Swoim reformatorskim podejściem i wielokrotnym przełamywaniem tematów tabu zaskarbił sobie serca wiernych – i nie tylko - na całym świecie. Zawsze skromny, krytyczny wobec siebie i Kościoła. Nagle sam znajduje się w centrum wielkiego skandalu.
Wydaje się, że to, jak się z nim upora, przesądzi o ostatecznej ocenie jego pontyfikatu. Jak się czyta taki raport, to jest jak cios w brzuch. Jest ból i się człowiek po prostu zgina, nie jest w stanie złapać oddechu. Ujmijmy to piłkarsko. Ty po prostu starasz się być uczciwym księdzem. I dostajesz na boisku – tym kościelnym - piłkę na skrzydło, idziesz na bramkę, a z boku to trener ci podcina nogi i cię kopie. Dostaje się od swoich strzał w plecy wtedy, kiedy chce się być po prostu jakoś przyzwoitym. Troską księdza jest zbawienie dusz, dbałość o to, żeby ludzie odnajdowali drogę do Boga, żeby w niego wierzyli. A takie sytuacje i takie historie sieją straszne zgorszenie. Właściwie nie ma się argumentów wobec takiej sytuacji. W przypadku Kościoła to jest szczególnie gorsząca rzecz, jeżeli dowiadujemy się, że stoją za tym duchowni, że stoi za tym głupota, niekompetencja, jakiś rodzaj przyzwolenia, złego zarządzania, ukrywania, obłudy. To jest szczególnie trudne dla ludzi. Ludzie nie oczekują, żebyśmy byli bezbłędni, perfekcyjni. Ludzie oczekują przede wszystkim, żebyśmy nie byli obłudni. Żebyśmy starali się żyć uczciwie, ale kiedy popełniamy błędy żebyśmy nie stwarzali wrażenia, że ich nie ma, że jesteśmy idealni, bo jesteśmy katolikami. Reprodukujemy niestety z pokolenia na pokolenie nie tylko schemat złego rodzica, który zawsze musi mieć rację wobec dzieci, ale też reprodukujemy schemat katolika, który po prostu musi trzymać fasadę, musi udowadniać za wszelką cenę innym , że jest od nich lepszy, bo – wiadomo – to jest prawdziwa wiara, to musimy być lepsi. To jest całkowicie nonsensowne. Mamy bardzo delikatny i ważny dla papieża moment. Trzeba cierpliwie poczekać na to, jak papież ostatecznie odpowie na tą sytuację. Gdyby było tak, że rzeczywiście w czymś zawinił, to krótko mówiąc, byłoby to samobójcze dla niego. To by go pogrążyło bardzo mocno. Natomiast nie podejrzewam, żeby papież popełnił jakiś gruby błąd. Prędzej ktoś mógł mu podłożyć "świnię" mówiąc, że wiedział o pewnych sprawach i nie reagował. (Dominikanin o. Paweł Gużyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz