Warszawa. Chilijski pianista pobity, bo wyglądał na Araba
27.02.2016 10:00
Christian mieszka w Warszawie od 2004 r. Jest pianistą, pedagogiem, stypendystą polskiego ministra kultury. Niedawno został pobity w pociągu, napastnikowi rzuciła się w oczy jego ciemna karnacja. - Zacząłem się bać. Coraz częściej słyszę o "Polsce dla Polaków", o zamykaniu granic - mówi
Sobota, 20 lutego. Christian wracał z koncertu swoich uczniów. W Sochaczewiewsiadł do pociągu Kolei Mazowieckich, usiadł w ostatnim wagonie pod oknem, założył okulary i sięgnął po książkę. Nie pamięta, kiedy przysiadł się łysy chłopak z piwem. Może już w Piasecznie? Chłopak zasnął od razu. Przebudził się koło stacji Warszawa Włochy. Zapytał Christiana: "Co to za stacja?". On nie był pewny, zaczytał się. - "Chyba Zachodnia" - powiedział po polsku, z wyraźnym akcentem. "Nie Zachodnia, k..., tylko Włochy" - zdenerwował się łysy.Żona od razu zawiozła go do szpitala. W badaniach tomografem wyszło, że ma torbiel pajęczynówki w okolicach lewej półkuli móżdżku, ale nie wiadomo, czy nie miał jej już wcześniej. Pojechali też do prywatnego dentysty. Ten zmieszany, zaczął przepraszać za Polaków i ząb załatał za półdarmo.
Christian nie chce podawać nazwiska, mówi, że nie zależy mu na rozgłosie. Porozmawiał ze "Stołeczną", bo czuje, że w Polsce zaczyna się dziać coś niedobrego.
Karolina Słowik: Ludzie w przedziale widzieli, co się dzieje?
- Szykowali się do wyjścia, już stali koło drzwi. Mogli słyszeć, ale nie wiem, czy widzieli. Jeśli widzieli, to pewnie się bali.
Nie zgłosił pan pobicia na policję. Dlaczego?
- Byłem wystraszony. Nie chciałem robić większego zamieszania. Teraz zdecydowałem, że to zgłoszę. Zrozumiałem, że to ważne.
Mieszka pan w Polsce od 2004 r.
- Tak, z przerwami. I nigdy nie przydarzyło mi się coś takiego. Przyjechałem tu, bo kocham Chopina. Pisałem o nim pracę dyplomową w konserwatorium La Serena w Chile. Od dawna marzyłem o Warszawie. Otrzymałem stypendium polskiego Ministerstwa Kultury i trafiłem na Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina.
Tu poznałem Joannę. Jest flecistką. Najpierw stworzyliśmy duet, potem została moją żoną. Gramy razem do dziś. Mieszkaliśmy w Chile, ale trzy lata temu wróciliśmy do Polski. Żona nie chciała zostawać. Dla mnie cztery stopnie w skali Richtera to codzienność, dla niej szok. Poza tym stwierdziliśmy, że jako nauczyciele i muzycy mamy więcej możliwości w Warszawie. W ciągu dwóch miesięcy dostałem pracę w prywatnej szkole muzycznej. A posadę w państwowej szkole w Sochaczewie dostałem po dwóch latach.
Boi się pan zostać w Polsce?
- Zacząłem się bać. Coraz częściej słyszę o "Polsce dla Polaków", o zamykaniu granic. Słyszę nienawistne hasła kierowane pod adresem uchodźców. W takiej atmosferze imigrantom też nie będzie lekko.
W Chile jest dużo obcokrajowców, również Polaków. Nasze społeczeństwo jest otwarte. Dobrze wiemy, że na wymianie kulturowej, na wymianie idei i informacji tylko zyskamy. To pomieszanie perspektyw może dać cudowny produkt.
Mamy takie powiedzenie: "Tam gdzie jesteś, rób to, co widzisz". Dlatego naśladuję Polaków, staram się dopasować. Teraz to nie wystarczy. Coraz bardziej czuję, że jestem tu niechciany. To zdarzenie w pociągu to tylko pierwiosnek dalszych podziałów. Znów myślimy z Joanną o powrocie do Chile. Moja rodzina na to nalega, martwią się o nas. Zanim postanowimy o wyjeździe, spróbujemy najpierw unikać pociągów. Jutro kupujemy samochód.
"A kim ty właściwie jesteś? Arabem?" - spytał i spojrzał podejrzliwie na Christiana: na jego czarne włosy, piwne oczy i twarz o ciemnej karnacji. "Jestem z Chile" - odpowiedział Christian. "A angielski znasz?" "Znam". "To będziesz mnie uczył. Dawaj numer telefonu". Christian mówił spokojnie, że nie uczy angielskiego, tylkogry na fortepianie i numeru nie da. Łysy się wściekł. "Nie dasz?" - pytał. Kopnął Christiana. Bił po głowie i twarzy. Musiał mieć w ręce butelkę po piwie, bo Christian poczuł, jak jedynka mu się odłamała. Próbował uspokajać łysego. W końcu powiedział: "Przepraszam, ale odłamał mi się ząb, spadł koło twojego buta. Możesz mi go podać?". Łysy się skonsternował, ząb podał i zaśmiał się: "To twój?". Christian podziękował, skorzystał z chwili nieuwagi, ominął łysego i wyskoczył na peron Warszawy Śródmieście.
Christian nie chce podawać nazwiska, mówi, że nie zależy mu na rozgłosie. Porozmawiał ze "Stołeczną", bo czuje, że w Polsce zaczyna się dziać coś niedobrego.
Karolina Słowik: Ludzie w przedziale widzieli, co się dzieje?
- Szykowali się do wyjścia, już stali koło drzwi. Mogli słyszeć, ale nie wiem, czy widzieli. Jeśli widzieli, to pewnie się bali.
Nie zgłosił pan pobicia na policję. Dlaczego?
- Byłem wystraszony. Nie chciałem robić większego zamieszania. Teraz zdecydowałem, że to zgłoszę. Zrozumiałem, że to ważne.
Mieszka pan w Polsce od 2004 r.
- Tak, z przerwami. I nigdy nie przydarzyło mi się coś takiego. Przyjechałem tu, bo kocham Chopina. Pisałem o nim pracę dyplomową w konserwatorium La Serena w Chile. Od dawna marzyłem o Warszawie. Otrzymałem stypendium polskiego Ministerstwa Kultury i trafiłem na Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina.
Tu poznałem Joannę. Jest flecistką. Najpierw stworzyliśmy duet, potem została moją żoną. Gramy razem do dziś. Mieszkaliśmy w Chile, ale trzy lata temu wróciliśmy do Polski. Żona nie chciała zostawać. Dla mnie cztery stopnie w skali Richtera to codzienność, dla niej szok. Poza tym stwierdziliśmy, że jako nauczyciele i muzycy mamy więcej możliwości w Warszawie. W ciągu dwóch miesięcy dostałem pracę w prywatnej szkole muzycznej. A posadę w państwowej szkole w Sochaczewie dostałem po dwóch latach.
Boi się pan zostać w Polsce?
- Zacząłem się bać. Coraz częściej słyszę o "Polsce dla Polaków", o zamykaniu granic. Słyszę nienawistne hasła kierowane pod adresem uchodźców. W takiej atmosferze imigrantom też nie będzie lekko.
W Chile jest dużo obcokrajowców, również Polaków. Nasze społeczeństwo jest otwarte. Dobrze wiemy, że na wymianie kulturowej, na wymianie idei i informacji tylko zyskamy. To pomieszanie perspektyw może dać cudowny produkt.
Mamy takie powiedzenie: "Tam gdzie jesteś, rób to, co widzisz". Dlatego naśladuję Polaków, staram się dopasować. Teraz to nie wystarczy. Coraz bardziej czuję, że jestem tu niechciany. To zdarzenie w pociągu to tylko pierwiosnek dalszych podziałów. Znów myślimy z Joanną o powrocie do Chile. Moja rodzina na to nalega, martwią się o nas. Zanim postanowimy o wyjeździe, spróbujemy najpierw unikać pociągów. Jutro kupujemy samochód.
"A kim ty właściwie jesteś? Arabem?" - spytał i spojrzał podejrzliwie na Christiana: na jego czarne włosy, piwne oczy i twarz o ciemnej karnacji. "Jestem z Chile" - odpowiedział Christian. "A angielski znasz?" "Znam". "To będziesz mnie uczył. Dawaj numer telefonu". Christian mówił spokojnie, że nie uczy angielskiego, tylkogry na fortepianie i numeru nie da. Łysy się wściekł. "Nie dasz?" - pytał. Kopnął Christiana. Bił po głowie i twarzy. Musiał mieć w ręce butelkę po piwie, bo Christian poczuł, jak jedynka mu się odłamała. Próbował uspokajać łysego. W końcu powiedział: "Przepraszam, ale odłamał mi się ząb, spadł koło twojego buta. Możesz mi go podać?". Łysy się skonsternował, ząb podał i zaśmiał się: "To twój?". Christian podziękował, skorzystał z chwili nieuwagi, ominął łysego i wyskoczył na peron Warszawy Śródmieście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz