Ludzie wielkiego serca - (część pierwsza) Siostra Hanna (Wanda Łyda) ze Zgromadzenia Sióstr Serafitek
Ks. Sławomir Sznurkowski SSP
2012-08-03 10:02
Siostra Hanna (Wanda Łyda) ze Zgromadzenia Sióstr Serafitek pracuje w Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnych Intelektualnej w Białce Tatrzańskiej k. Zakopanego. Na co dzień opiekuje się chorymi, niepełnosprawnymi dziećmi, którym zastępuje prawdziwych rodziców. W dobie współczesnej, gdzie liczy się człowiek zdrowy i piękny, jej codzienne poświęcenie dzieciom jest wymownym znakiem, że każdy człowiek, nawet najsłabszy, jest darem Bożej miłości dla świata.
Fot. br. Krzysztof Zdanowicz SSP |
Ks. Sławomir: Co dają Siostrze spotkania z dziećmi niepełnosprawnymi?
S. Hanna: Dzieci są największym skarbem, jaki mamy tutaj, na ziemi. Są uosobieniem cierpiącego Kościoła, a przez to Chrystusa cierpiącego. Często zamykając drzwi kaplicy, po adoracji Najświętszego Sakramentu, mam wrażenie, że zmieniają się tylko drzwi, by służyć Chrystusowi cierpiącemu w dzieciach. One otwierają serce, ubogacają człowieka, są wielką moją troską, bardzo je kocham. Wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć, staram się być im siostrą, matką, kimś bliskim, kimś kto jest na każde zawołanie. Kimś, kto będzie niesprawnemu dziecku „ręką”, która odgoni muchy, bo nie może nią ruszyć, czy „nogami” które pójdą i przyniosą to, co ono sobie życzy, bo samo nie może pójść.
Ks. Sławomir: Co najbardziej zaskakuje Siostrę podczas spotkań z tymi dziećmi?
S. Hanna: One najbardziej zaskakują mnie swoją postawą. Są to osoby niepełnosprawne, które będąc leżącymi przede wszystkim nie używają mowy artykułowanej. Posługują się mową niewerbalną, swoje odczucia, emocje przekazują za pomocą gestów, mimiki twarzy. Można się z nimi bardzo dobrze porozumieć – oczywiście pod warunkiem, że jesteśmy otwarci na sygnały, które przekazują. Kontakt z tymi dziećmi pokazuje mi, że warto się z nimi komunikować. One są wspaniałymi ludźmi. Każde z nich ma wspaniałą osobowość; każde jest inne. Osoby, które przychodzą w odwiedziny wiedzą, że te dzieci mają do zaoferowania coś, czego nie dadzą osoby zdrowe, pełnosprawne.
Ks. Sławomir: Dlaczego w społeczeństwie funkcjonuje mit, że takie osoby są jak „roślinki”, a przez to są niepotrzebnym balastem?
S. Hanna: Dlatego, że my ich nie rozumiemy. One nigdy nie powinni być dla nas balastem, bo są wielkim skarbem. Te dzieci mają w sobie ogromne bogactwo, wielkie człowieczeństwo. Współcześni ludzie próbują zakamuflować prawdę o sobie, a tym samym ukryć swoje prawdziwe „ja”. One natomiast są taką nagą prawdą o człowieku, o człowieczeństwie, o tym, co w człowieku jest piękne, nad czym warto się zatrzymać, zastanowić. Dlatego nigdy nie można sądzić, że osoby te mogą być balastem. Natomiast są skarbem, którego osoby zdrowe, sprawne nie doceniają na co dzień. Nie można także mówić, że te osoby są roślinkami, ponieważ mają swoje uczucia, swoją wrażliwość, swoje zainteresowania. Zrozumienie tego wymaga po prostu empatii, wczucia się w tego człowieka, w jego położenie, odkrycia jego psychiki, jego wnętrza, które niejednokrotnie jest bogatsze od niejednej osoby sprawnej, która goni za wielkością, za pieniędzmi, za tym, za czym wszyscy się uganiamy, za pięknem zewnętrznym, które można ocenić, oklaskać, oni mają to piękno w sobie.
Ks. Sławomir: Z jednej strony te dzieci, znajdując się u Sióstr, odnalazły prawdziwy dom, prawdziwą miłość, ale z drugiej strony faktem jest, że zostały oddane przez rodziny. Co, według Siostry, motywuje te rodziny do takiego postępowania?
S. Hanna: Rodzinami kierują bardzo różne powody, często są to rodziny patologiczne, które otaczamy modlitwą, którym staramy się pomóc. Dziecko wymaga dobrego wychowania, wymaga serca, a w patologicznych rodzinach często brakuje tej wielkiej miłości, troski, a nawet fizycznej bliskości w postaci codziennych gestów, takich jak: karmienie dziecka, przewinięcie, zadbanie o higienę, wykąpanie, zaprowadzenie do szkoły, wspólne odrabianie lekcji. U nas siostry to robią na co dzień. Po powrocie dzieci ze szkoły zaglądają do ich teczek, tornistrów. Pomagają w odrabianiu lekcji, tłumaczą, w ten sposób zastępują mamę. Trafiają do nas także dzieci z rodzin zdrowych biologicznie, gdzie prawdziwa niepełnosprawność osoby często przerasta możliwości rodziców, czasem taka sytuacja koliduje z ich zawodowymi obowiązkami. Zdarza się również, że bardzo często rodzice nie potrafią zająć się swoim niepełnosprawnym dzieckiem, po prostu go nie rozumieją. Na to trzeba ogromnego czasu, wielkiego serca, empatii i na pewno dużej pokory.
Ks. Sławomir: Jak często naturalni, biologiczni rodzice odwiedzają swoje dzieci w ośrodku pomocy, prowadzonym przez Siostry?
S. Hanna: Z odwiedzinami bywa bardzo różnie. Niektóre są odwiedzane raz w miesiącu, jest też bardzo dużo dzieci – około 80%, których rodzice w ogóle nie przyjeżdżają. Są to albo pół sieroty albo dzieci z rodzin właśnie patologicznych, gdzie były takim balastem albo po prostu kimś, kim nie warto było się zająć, bo nie warto było inwestować. To bardzo indywidualna sprawa, u każdego dziecka jest inna sytuacja rodzinna, inne podłoże.
Fot. br. Krzysztof Zdanowicz SSP |
Ks. Sławomir: Czy dzieci, będące pod opieką Sióstr, tęsknią za swoimi rodzinami?
S. Hanna: W ich marzeniach i sercach rodzina zawsze była i jest. Pozostanie mi w pamięci Krzysio M., który zmarł w styczniu tego roku. Ten chłopak, po wielu latach nieodzywania się rodziny biologicznej, dostał na Boże Narodzenie kartkę z życzeniami świątecznymi. Patrzył na tę kartkę z taką miłością, uwielbieniem, była dla niego czymś świętym. Dostał ją od rodziców, rodzeństwa, od rodziny i tęsknił.
Ks. Sławomir: Jak Siostry starają się zastąpić tym dzieciom prawdziwą rodzinę?
S. Hanna: My zawsze podczas wszystkich świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku czy Wielkanocy świąteczne posiłki jemy razem z chłopakami. Siostry nie wyjeżdżają do domów, towarzyszą dzieciom, bo trudno jest „skarb” zostawić, każdy „skarb” zabierać ze sobą.
Ks. Sławomir: Czy podczas pobytu Siostry w tym ośrodku wydarzyło się coś, co sprawiło Siostrze największą trudność w opiece nad dziećmi?
S. Hanna: Jest to bardzo trudne pytanie, ale chyba największą trudnością jest traktowanie dzieci przez personel medyczny w szpitalach. Czasami potrzebna jest hospitalizacja dziecka, a personel wielu szpitali po prostu boi się pacjentów niepełnosprawnych. Bardzo dużo w takich sytuacjach pomagają dziewczyny, które przychodzą na praktyki i pielęgniarki z kursu opieki długoterminowej. Dzieci, które trafiają na oddział szpitalny są inaczej postrzegane niż sprawni pacjenci. Często, to biedne cierpiące ciało jest dla niektórych osób odpychające, mało atrakcyjne. Czasem dziecko po prostu ma nadmiar wydzieliny z drzewa oskrzelowego, więc może ktoś się brzydzić, bać się. Niejednokrotnie trzeba personel przekonywać, tłumaczyć… Dopiero po jakimś czasie są w stanie zrozumieć tę sytuację. Jednocześnie jest też bardzo dużo osób życzliwych, które chcą pomóc; starają się załatwić wiele spraw, jakoś załagodzić. Pewien lekarz powiedział, że będzie się opiekował danym dzieckiem; mówił, że będzie dbał o to dziecko, zaglądał; zapewnił, że będzie jego dzieckiem, mimo, że nie należy bezpośrednio do jego sali, bo on pracuje np. na innym oddziale. To są nasi dobrodzieje, za których w naszej kaplicy jest odprawiana Msza Święta, zarówno za żyjących, jak i za tych, którzy już zmarli. W nabożeństwach uczestniczą podopieczni chłopcy i siostry. Modlimy się wszyscy razem. Wokół nas jest bardzo dużo takich dobrych ludzi, którzy współpracują z ośrodkiem, z tym domem pomocy społecznej, z siostrami i podopiecznymi. Oni są tutaj najważniejsi, bo są w posłannictwie naszego zgromadzenia, zgodnie z duchem naszej współzałożycielki, Matki Małgorzaty Łucji Szewczyk, która pod swój dach przygarniała biedne starsze kobiety i mieszkała z nimi. Ja tutaj mieszkam z tymi dziećmi pod jednym dachem, troszkę piętro wyżej, ale jestem dostępna dzień i noc, tak jak matka w domu. Gdy coś się dzieje, to nawet, kiedy chcę odpocząć, gdy mnie zawołają: „Chodź, Siostro, jesteś potrzebna. Coś tam się dzieje” – to idę.
Fot. br. Krzysztof Zdanowicz SSP |
Ks. Sławomir: Skoro zapytałem Siostrę o trudności, to zapytam również o radości, bo z pewnością są takie również?
S. Hanna: Radości jest bardzo dużo. Każdy uśmiech dziecka, każdy wyraz zadowolenia, każdy krok do przodu jest dla mnie radością. Każda poprawa stanu zdrowia neurologicznego jest dla mnie nagrodą, bo jest bardzo dużo chorych dzieci ze schorzeniami neurologicznymi. Ich radość jest moją radością i bardzo się cieszę, jeżeli zdrowieją, kiedy dobrze się mają. Wiele radości sprawia mi to, że dzieci mogą przystępować do Stołu Pańskiego, do Komunii Świętej. Np. 1 maja zorganizowałyśmy ważną uroczystość dla dzieci, które miały niepomyślne rokowania, podczas której mogły przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej. Jednym z nich był chłopiec z bardzo poważnym, obciążającym wywiadem neurologicznym, z diagnozą lekarską rokującą bardzo niepomyślnie. Pan Bóg czasem nas zaskakuje nadzwyczajnymi łaskami. Wcześniej powiedziałam temu chłopcu, że to będzie jego wielki dzień. Kiedy o północy przyjmował lekarstwa, powiedziałam mu, że dziś przyjdzie Pan Jezus do jego serca. Chłopiec rozbudził się, oczy miał otwarte coraz szerzej, tak pięknie się uśmiechnął, a za chwileczkę łezki ze wzruszenia zaczęły mu kapać i do rana już nie zasnął. Mimo, że dostał leki przeciwdrgawkowe i przeciwrakowe, które działają usypiająco. Czekał na tę Pierwszą Komunię Świętą, a później był taki szczęśliwy i radosny. Obecnie przebywa w szpitalu, bo znów jego stan neurologiczny się pogorszył, ale to była wyjątkowa łaska, bo ten chłopak ma założoną gastrostomię i dostał Komunię Świętą pod postacią Krwi Pańskiej. Było to wielkie przeżycie i wiem, że on się bardzo cieszył. Jest to chłopak, o którym nawet profesorowie z Krakowa mówili, że to roślinka. Dopiero potem zauważyli jak bardzo się pomylili. Chłopiec bał się ich, dlatego udawał głuchego, niemego i ślepego. Zupełnie jakby był rzeczywiście roślinką. Okazało się jednak, że on bardzo fajnie reaguje, nawet potrafi coś powiedzieć, ucieszyć się, czasem śpiewa. Są to takie bardzo normalne reakcje.
Ks. Sławomir: Czy wiara w Boga jest dla Siostry wystarczającą motywacją w przezwyciężaniu codziennych trudności?
S. Hanna: Tak, wiara jest potrzebna w każdej pracy pielęgniarki, lekarza… Natomiast w pracy dla człowieka niepełnosprawnego trzeba mieć nie tylko wiarę, ale „oczy wiary”, żeby się dopatrzeć w tym chorym, skręconym ciałku małego dziecka samego Chrystusa, Boga; człowieka, który jest tak samo pełnowartościowy jak osoba zdrowa, z tą tylko różnicą, że on błyszczy pięknem wewnętrznym. Do tego właśnie potrzebna jest wiara, aby to dostrzec. Ktokolwiek ma kontakt z dziećmi niepełnosprawnymi wychodzi zawsze przemieniony, przeżywa swoją metamorfozę. Jest też umocniony. A trudności są nieuniknione, to jest normalne.
Ks. Sławomir: Czy Siostra myśli czasem o tym, że te dzieci cierpią niewinnie, że ich los jest zawiniony przez rodziców, albo z jakiegoś innego powodu?
S. Hanna: Staram się aż tak bardzo nie rozważać z jakiego powodu tak się dzieje, bo to do niczego dobrego by nie doprowadziło. Nie mniej jednak z punktu widzenia medycznego, jako pielęgniarka, mogę powiedzieć, że bywają też obciążenia rodzinne np. z powodu grzechu kazirodztwa, kiedy brat z siostrą mają dziecko. Nie wiadomo czy chodziło o wykorzystanie kobiety, czy inne relacje rodzinne. Staram się jednak tego nie rozważać. Dzieci w tym momencie nie są niczemu winne. Przede wszystkim widzę w nich człowieka cierpiącego, chorego. Jednocześnie wiem, że czasem te rodziny potrzebują też uzdrowienia, dlatego modlę się bardzo za nie i za dzieci.
Ks. Sławomir: Nawiązując do tych rodzin, czy możemy, czy powinniśmy przestrzegać inne rodziny, aby unikały różnego rodzaju niezdrowych zachowań, które mogłyby w przyszłości doprowadzić do krzywdy, cierpienia dziecka?
S. Hanna: Współcześnie w naszym narodzie największym obciążeniem jest alkoholizm. Dużo dzieci zostało poczętych po alkoholu i na pewno towarzyszył on im też po urodzeniu. Dzieci wychowywane w tego rodzaju rodzinach patologicznych często są kierowane do nas. Czasem też opieka społeczna odbierała je rodzicom. Z tego też powodu przekonana jestem, że alkoholizm jest ogromną naszą wadą narodową. A wskazówką do właściwego postępowania są zawsze przykazania Boże.
Ks. Sławomir: Zatem dzięki przestrzeganiu przykazań Bożych można unikać zła w rodzinach.
S. Hanna: Dzięki przestrzeganiu przede wszystkim Dekalogu oraz przykazania miłości bliźniego można uniknąć zła. Jeżeli człowiek żyje według przykazania miłości Boga i bliźniego, to nie zrobi krzywdy drugiej osobie.
Fot. br. Krzysztof Zdanowicz SSP |
Ks. Sławomir: W dobie współczesnej proponowana jest coraz częściej mentalność życia chwilą. Czy ludzie nie myślą o konsekwencjach takiego postępowania?
S. Hanna: W tym domu mieszka dużo osób niepełnosprawnych pod jednym dachem. Każdy, kto nas odwiedza, nawet jeżeli jest osobą niewierzącą, musi przynajmniej się zastanowić, dlaczego jest tu tyle dzieci i z jakiego powodu one się tu znajdują. Często spotykamy się z tego rodzaju pytaniami. Dzieci przebywające w naszym ośrodku naprawdę nie korzystają aż z takich uciech współczesnego świata, jednakże wszędzie się wdziera tzw. chęć użycia. Dlatego mamy tutaj też dzieci, które były np. wykorzystywane seksualnie czy maltretowane przez swoich rodziców, wzorujących się na mentalności, którą kreuje telewizja czy prasa. Kiedyś, na przykład nie słyszało się tak o narkomanach, to było bardzo odległe. Obecnie jednak problem ten dotyka też tego regionu. Znajdują się w tej chwili w ośrodku też dzieci, które próbowały narkotyków, a także dzieci z domu dziecka, które są do nas przysyłane, ponieważ swoją niepełnosprawnością troszkę obniżają poziom w grupie. Z tego też powodu trafiły do naszego ośrodka dzieci niepełnosprawnych intelektualnie.
Ks. Sławomir: Czyżby ta cała gama patologii w społeczeństwie, która się poszerza, owocuje tym, że dzieci, które zamiast być chronione, stają się ofiarami działań dorosłych?
S. Hanna: Tak. Jest na przykład chłopak, który trafił z takiego środowiska, że za pomoc w gospodarstwie był wynagradzany alkoholem, papierosami i dziś już ma problem z uzależnieniem. Czasami pod wpływem chwili próbuje wyjść z ośrodka, żeby powrócić do swojego uzależnienia i potem trzeba go pilnować, chodzić za nim, zaglądać. Związane jest to z tym, że odpowiadamy za niego, nie tylko pod względem moralnym, ale również prawnym. Młody człowiek nie zdaje sobie też sprawy z tego, że przede wszystkim niszczy swoje zdrowie, tym bardziej, że ma poważne obciążenia. Tego rodzaju patologiczne zachowania wdzierają się szerokimi falami nie tylko w środowiska w centralnej Polsce, ale też w inne rejony. Mimo, że zawsze się słyszało o tym, że obcokrajowcy przyjeżdżali i nową modę przywozili. Jednakże górale uchodzili zawsze za bardzo religijnych ludzi o nieugiętej moralności; byli twardzi jak skały tutaj, jak pejzaż i środowisko naturalne. Mimo to i do nas przychodzi ta wątpliwa moda.
Ks. Sławomir: Czy takie zachowania nie są podyktowane osłabieniem wiary w rodzinie oraz nieprzestrzeganiem przykazań Bożych na co dzień?
S. Hanna: Myślę, że trudno oczekiwać jakiegoś wielkiego życia wiarą wtedy, gdy w grę wchodzi patologia. Jeżeli rodzice są pod wpływem alkoholu, narkotyków, czy jakiś innych dopalaczy, o których też się słyszy w okolicy, to naprawdę trudno mówić o wierze. W takiej sytuacji człowiek nawet nie myśli pewnie o Bogu. Chociaż, gdy przychodzi niedziela i górale idą do kościoła, to zastanawiam się, czy dla tradycji bardziej, czy z powodu wiary? Dzieci w naszym ośrodku są raczej z Podhala, ale coraz więcej jest ich z centralnej Polski.
Ks. Sławomir: Jak Siostra uważa, czy powstrzymanie tego rodzaju patologii jest możliwe dzięki wspólnym działaniom zarówno ludzi Kościoła, jak i samorządów lokalnych?
S. Hanna: Na pewno byłoby to bardzo dobre, bo na walkę z wszystkimi patologiami jest zawsze za mało pieniędzy. Bywa też tak, że jeżeli już te pieniądze znalazłyby się, to wówczas brakuje ludzi z charyzmą, którzy obdarzeni byliby darami Ducha Świętego. Uważam, że dużo dobrego zrobiłyby osoby, które mają moc Ducha Świętego. Powinny to być również osoby wierzące i widzące problem, takie, które nie będą zaślepione pieniędzmi; które właściwie podejdą do walki z patologią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz