2016/08/29

Był żywą tarczą strzelecką, dziś umiera w cierpieniu

          Logo_1472051723                        Ile cierpienia jest w stanie znieść niewinne stworzenie? Ile bólu może wytrzymać? Zwierzęta cierpią w milczeniu. Znoszą ból, który dla większości ludzi jest niewyobrażalny i powoduje u nas głośne krzyki. One tak nie robią. Nie żalą się, nie krzyczą…


Dziś my krzyczymy za Misia! Krzyczymy głośno, by ktoś usłyszał o jego cierpieniu. O bólu, który spowodował człowiek! To, że jesteśmy najokrutniejszym gatunkiem nie podlega dyskusji, ale my wciąż nie możemy pojąć, dlaczego. Patrzymy na tyle cierpień i nie możemy znieść tego, że większość tego bólu spowodowana jest działaniem człowieka.

Misiu – cudowny, naprawdę cudowny kot. Staruszek, oddany i wierny człowiekowi. Niebywale grzeczny i słuchający się ludzi jak pies. „Chodź”, „zostań”, „poczekaj” – i Misiu posłusznie wykonuje polecenia. I ten człowiek, któremu ufał bez reszty, któremu oddał całe swoje życie go zawiódł. A przecież to nie tylko kot, to żywa istota.

Misia przywiozła do nas anonimowa osoba, która zabrała go z jego domu. Nie mogła patrzeć, jak z każdym dniem znika, robi się coraz słabszy. Był tak wyniszczony, że ciężko było uwierzyć, że żyje. Szkielet pokryty skórą. Matowa, lepiąca się sierść. Wszy, których było więcej niż sierści. Pchły, świerzb i straszne zarobaczenie. Przewlekła i koszmarna infekcja górnych dróg oddechowych.


 
Miałyśmy plan. Wyleczyć Misia z infekcji, wykąpać, gdy będzie dochodził do siebie, bo przez osłabienie nie był w stanie sam dbać o higienę. Odrobaczyłyśmy go, zaczęło się leczenie. Przez pierwsze dni Misiu zaspokajał głód. Jadł, dostawał leki i wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, by ten staruszek zaznał troski, spokoju i miłości na resztę swojego życia.

Pierwsze wyniki badań krwi, nie odbiegały zbytnio od normy. Był taki wspaniały, taki grzeczny, że bezgranicznie go pokochałyśmy. Przez pierwsze klika dni, poza zapaleniem płuc i oskrzeli, wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku, ale po ok. 5 dniach, coś się zmieniło. Misiu przestał jeść i pić. Infekcja się pogłębiała. Znikał nam w oczach.

Jadł przez pierwsze dni i nikt by nie pomyślał, że właśnie jedzenie tak strasznie pogorszy jego stan. Stan zagłodzenia, choć nie otrzymywał dużych porcji, ujawnił to, co działo się z nim naprawdę. Nie czekając, zabrałyśmy Misia do Śląskiego Centrum Weterynarii i tam wszyscy przeżyliśmy szok. Słysząc diagnozę i rokowania – popłakałam się. 2-5% szans na przeżycie...

Dlaczego mu to zrobiono? Okazało się, że do Misia strzelano! Ktoś zrobił sobie z niego żywą tarczę! A to nie wszystko. Misiu od bardzo dawna choruje na niewydolność nerek. Fakt, że po długim okresie zagłodzenia zaczął jeść, a nerki nie były w stanie filtrować krwi spowodował silne zatrucie organizmu. Cały pyszczek, język i dziąsła Misia pokryły bardzo bolesne wrzody, uniemożliwiając mu wypicie nawet wody. Jego nosek jest jedną, bolesną raną. Zatruty organizm nie jest w stanie zwalczyć infekcji płuc. Niewydolność wielonarządowa już puka do drzwi.

Misiu od ponad tygodnia kompletnie nic nie jej. Bardzo chce, ledwo dochodzi do kuchni, patrząc na nas błagalnie, ale nie jest w stanie nic przełknąć. Ból jest zbyt silny.

Wdrożyliśmy nowe, bardzo intensywne leczenie. Antybiotyki dożylne, odżywianie dożylne… Za to, co zrobił mu człowiek, nie możemy się poddać. Mamy malutką nadzieję, że tak jak Papay, który też choruje na ciężką niewydolność nerek, Misiu da radę, choć… Patrzenie na jego cierpienie, rozrywa nam serce.


Przeżył postrzał w kręgosłup. Przeżył tyle z tak męczącą chorobą. Przeżył długie tygodnie, może nawet miesiące bez dostępu do jedzenia i nadal ufa człowiekowi. Jak możemy odmówić mu szansy? Nie, nie możemy.

Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że te szanse są malutkie i jeśli Misiu nie zareaguje na nowe leczenie, będzie trzeba zakończyć jego cierpienie. Bardzo, bardzo tego nie chcemy. Boże, jeśli istniejesz, pozwól mu żyć i poznać to, czego tak bardzo pragnął swym oddaniem i wiernością – miłość i troskę człowieka. Gdyby właściciele Misia, choć w minimalnym stopniu zajmowali się nim tak, jak powinni, gdyby zabrali go do weterynarza, gdy zaczął słabnąć, dziś to wspaniałe zwierzę tak by nie cierpiało.

O karę dla właścicieli Misia walczymy. Tu w imieniu Misia, krzyczymy do Was z błagalną prośbą o pomoc w jego wyleczeniu, czyli opłaceniu bardzo kosztownego leczenia tej cierpiącej istoty. Jako ludzie – wszyscy jesteśmy mu to winni. Bardzo prosimy o finansowe wsparcie choćby kwotą 1 zł na wyjazdy do Chorzowa i leczenie Misia.


Bez Waszej pomocy, nie będziemy w stanie go leczyć, a on po tym, co przeszedł, zasługuje na najlepszą opiekę! Wiecie, że umiemy to robić i dzięki Waszej pomocy uratowałyśmy już dziesiątki istot w tragicznym stanie, a jedynym ograniczeniem dla nas są środki finansowe! Błagamy, pomóż nam uratować Misia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz