fot. Visual via ZUMA Press
Liderka skrajnie prawicowego, antyunijnego i antyimigracyjnego FN zapewniła, że "najpilniejszych posunięć" dokona natychmiast po wyborze na prezydenta, "jeszcze przed wyborami parlamentarnymi" w czerwcu. Pierwszym z nich – jak zapowiedziała – będzie "przywrócenie Francji granic".
Podczas długiego wystąpienia kandydatka trzykrotnie napiętnowała tzw. pracowników delegowanych. Tak nazywa się obywateli UE, którzy zatrudnieni w firmach ze swego kraju pracują za granicą. We Francji najliczniejszą grupę stanowią Polacy.
Przemówienie sala często przerywała, skandując: "Marine na prezydenta!", "Wygramy!" i – najczęściej i najgłośniej – "Jesteśmy u siebie!".
Obiecując "wielki powrót bezpośredniej demokracji" szefowa Frontu nazwała swego prawicowego konkurenta Francoisa Fillona "agentem wielkich firm ubezpieczeniowych", a "kandydata postępu", centrystę Emmanuela Macrona "wychowankiem Rothschildów" i "przyspieszaczem globalizacji".
Obaj – według niej – są winni masowej imigracji oraz tolerancji wobec islamizmu i dżihadyzmu. "Bojownikiem globalizacji" jest dla niej nawet skrajnie lewicowy Jean-Luc Melenchon, gdyż "jako internacjonalista popiera nieograniczoną imigrację", przyczyniając się w ten sposób do "zubożenia i pozbawiania pracy Francuzów". "Imigracja nie jest szansą dla Francji, imigracja to dla Francji dramat" – podsumowała.
Kandydatka Frontu Narodowego oświadczyła ponadto: "Moja pozycja nie jest ekstremistyczna, moja pozycja jest centralna". A to dlatego - tłumaczyła - że broni wartości narodowych, że broni "słabych, ubogich i krzywdzonych" przed szponami "ponadnarodowej kurateli brukselskich technokratów".
To przez nich – wołała Marine Le Pen – "jesteśmy wywłaszczeni z suwerenności" i "nie decydujemy, kto się do nas wprowadza". "Francuzi – mówiła dalej, wzbudzając entuzjazm zebranych – mają mniej praw niż cudzoziemcy, nawet ci przebywający we Francji nielegalnie".
"Będę was chronić" – obiecała kandydatka FN i zapowiedziała, że za jej prezydentury każdy, kto dokonał przestępstwa, "będzie miał pewność, że zostanie osądzony, pewność, że zostanie skazany i pewność, że kara zostanie wykonana".
Według ogłoszonych w poniedziałek wyników sondażu poparcie dla przywódczyni FN spadło do 22,5 proc. i wyprzedza ją obecnie Emmanuel Macron (23 proc.). Francois Fillon i Jean-Luc Melenchon mają obaj po 19,5 proc. i mogą również mieć nadzieję na przejście do drugiej tury.
Obserwatorzy uważają, że w tej sytuacji Marine Le Pen, starająca się dotąd o łagodne sformułowania, uznała, że pomóc jej może powrót do radykalnego stylu i tradycyjnych tematów Frontu takich jak walka z imigracją i bezpieczeństwo.
Wiec starały się zakłócić dwie przedstawicielki ruchu "Femen". Jedna z nich dotarła aż do pulpitu mówczyni. Marine Le Pen zdziwiła się, że "ekstremiści ze skrajnej lewicy przeszkadzają jedynej kandydatce, która broni kobiet". Zauważyła, że nie ma ich na imprezach salafitów, podobnie jak "dziennikarzy i innych postępowców".
Radykalne ugrupowania skrajnie lewicowe zapowiadały, że nie dopuszczą do wiecu Marine Le Pen. Władze nie zlekceważyły tych gróźb i w sąsiedztwie sali, w której odbywał się wiec, stały dziesiątki wozów policyjnych, a funkcjonariusze w pełnym rynsztunku rozstawieni byli aż do peronów najbliższej stacji metra.
Pierwsza tura wyboru prezydenckich we Francji odbyć się ma w najbliższą niedzielę, a druga 7 maja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz