357 zamkniętych oddziałów
Ostatnio dużo mówi się o zamkniętej porodówce w Zakopanem. To problem, bo rodzące muszą zakorkowanymi drogami jechać do Nowego Targu. Problem polega na tym, że są setki mniej nagłośnionych, niemal identycznych przypadków. Milicz, Bolesławiec, Lubin, Świebodzice, Złotoryja, Polanica Zdrój, Jawor, Wałbrzych, Kłodzko, Wołów - to miasta tylko z Dolnego Śląska, w których w 2019 roku zamknięto przynajmniej jeden oddział. Wśród nich: chirurgię naczyniową, oddział udarowy, kardiologiczny, urologię czy rehabilitację. Oddziały najczęściej pojawiające się na liście zlikwidowanych w całym kraju to: pediatryczny, chorób wewnętrznych, chirurgia, neurologia (bardzo często z pododdziałem udarowym), okulistyka, rehabilitacja i najczęściej oddziały ginekologiczno-położnicze. W kilku województwach znikały też oddziały psychiatryczne czy leczenia zaburzeń nerwicowych. Łącznie z polskich szpitali zniknęło w ciągu ostatnich 20 miesięcy 357 oddziałów.
Mazowsze, Podkarpacie, cały kraj
Najbardziej alarmujące liczby dotyczą Mazowsza. W 2018 roku zamknięto 44 oddziały lub pododdziały: 10 w niepublicznej służbie zdrowia a 34 w szpitalach publicznych. W 2019 roku zamknięto ich aż 97. W dużej mierze dotyczyło to szpitali niepublicznych (57 oddziałów), ale pozostałe 40 przypadków, to oddziały publicznej służby zdrowia z różnych miast. Podkreślmy, że szpitale nie mają obowiązku uzasadniać likwidacji oddziału, więc powody takich decyzji nie są znane. Często chodzi o przekształcenie oddziału, restrukturyzację w samej placówce, zdarzają się też likwidacje całych szpitali. Wiele placówek uznaje też likwidowany oddział za nieopłacalny lub nie dysponuje wystarczającą liczbą pracowników, którzy mogliby go obsługiwać.Dramatyczne dane dotyczą też na przykład Podkarpacia, skąd regularnie dochodzą sygnały o braku lekarzy. Rzeczniczka wojewody, Małgorzata WaksOddział gastroenterologiczny, 2x Oddział kardiologiczny, 3x Oddział intensywnego nadzoru kardiologicznego, Oddział neurologiczny, Oddział udarowy, Oddział onkologiczny, Oddział onkologii klinicznej/chemioterapii, Oddział anestezjologii i intensywnej terapii, Oddział rehabilitacji kardiologicznej, Oddział ginekologiczny, 4x Oddział chirurgiczny ogólny, Oddział wieloprofilowy zabiegowy, 3x Oddział chirurgii naczyniowej, 2x Oddział chirurgii onkologicznej, 2x Oddział neurochirurgiczny, 2x Oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej, 2x Oddział okulistyczny, Oddział otorynolaryngologiczny, 2x Oddział urologiczny, 5x Oddział leczenia jednego dnia, 2x Oddział psychiatryczny dla chorych somatycznie, Oddział leczenia alkoholowych zespołów abstynencyjnych (detoksykacji), 2x Oddział anestezjologii” – wyliczała.
Łącznie w ciągu zaledwie jednego roku zamknięte zostały 42 oddziały. Podobne wyliczenia można by zrobić w stosunku do wielu województw.mundzka-Szarek, przedstawiła nam oddziały zlikwidowane tylko w 2018 roku:
O likwidacji nie decydują potrzeby mieszkańców
Eksperci zaznaczają, że likwidacja niektórych oddziałów rzeczywiście ma sens i wynika z potrzeb zdrowotnych Polaków. - Przez wiele lat utrzymywaliśmy szpitale, w których niektóre łóżka są obłożone na poziomie 20 procent – tłumaczyła doktor Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego oraz dodała, że zmiana struktury polskiej służby zdrowia jest potrzebna. Jej zdaniem problem jednak polega na tym, że wszystko odbywa się bez kontroli państwa, a o tym, które oddziały przetrwają, decyduje rynek i położenie szpitala, a nie potrzeby mieszkańców. Oddziały często są likwidowane nie tam, gdzie są niepotrzebne, ale tam, gdzie nikt nie chce w nich pracować. A to najbardziej dotyka małe miasta i miasteczka.Dochodzi też do sytuacji, w których problemem nie jest brak lekarzy - Jest potencjał ludzki, są lekarze, ale nikt się nie chce podjąć się kierowania oddziałem - mówi w rozmowie z TOK FM dyrektor zachodniopomorskiego NFZ Dariusz Ruczyński. Jak udało nam się ustalić taka sytuacja ma miejsce między innymi w szpitalu w Nowogardzie, ale podobnych przypadków jest w Polsce więcej. Lekarzy z Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie wcale to nie dziwi – Lekarze boją się podejmować takich zadań ze względu na swoje bezpieczeństwo prawne. To znaczy, że system jest na skraju załamania – mówi szef Izby, Łukasz Jankowski. Prawda jest też taka, że lekarze nie chcą kierować oddziałami, bo wiedzą, że często ich praca ograniczy się do walki o spięcie grafików i szukanie kogoś, kto będzie dyżurował.
Nie zamknąć, ale zawiesić – 308 razy!
Zdaniem ekspertów i lekarzy najbardziej alarmujące dane dotyczą liczby wstrzymywanych oddziałów. Szpitale mogą taki zabieg stosować z różnych przyczyn, ale ostatnio takich wniosków jest bardzo wiele. Od stycznia 2018 roku wstrzymano - na kilka dni lub na kilka miesięcy.- działanie 308 oddziałów w kraju. I tak jak w przypadku oddziałów zamykanych, zawieszanie pracy także dotyczy oddziałów wszystkich specjalności: od pediatrycznych, przez neurologię, po chirurgię i psychiatrię.W 104 przypadkach wstrzymania pracy oddziałów dyrektorzy wprost wyjaśniali, że decydują się na taki krok, bo nie ma kto w nich pracować. W pozostałych przypadkach najczęściej tłumaczyli się potrzebą przeprowadzenia remontu. I tu pojawia się problem, czy aby na pewno o remont chodzi. – Do naszej Izby też docierają sygnały o przypadkach ogłaszania remontów, gdy zagrożona jest działalność oddziału. Ogłasza się remont, pracownicy wtedy nie świadczą pracy – mówi lekarz Łukasz Jankowski, a Małgorzata Gałązka-Sobotka potwierdza, że także docierają do niej takie sygnałyCi, którzy przyznają się, że wstrzymują pracę oddziału z powodu braku kadr, mają trudniej. Wojewoda bowiem w takiej sytuacji może się na jego zawieszenie nie zgodzić. Tak stało się między innymi w szpitalu powiatowym w Pruszkowie. W placówce nie było ani jednego internisty, a mimo to wojewoda nie zgodził się na wstrzymanie pracy oddziału chorób wewnętrznych. Po kilku tygodniach dyrektor wbrew zdaniu wojewody przestał przyjmować pacjentów, a szpital tygodniami poszukiwał kadry..
Nie tylko małe miasta
Problemy szpitali nie dotyczą jednak tylko małych miast i powiatów. Z danych, do których dotarliśmy, wynika, że zamykane i zawieszane z powodu braku kadry są także oddziały w szpitalach klinicznych i w szpitalach wojewódzkich. Choć tam problemy są mniej widoczne, bo w dużych miastach można znaleźć inną placówkę świadczącą podobne usługi, i tak dotykają one chorych.We Wrocławiu Szpital Wojewódzki na Kamieńskiego musiał zawiesić porodówkę, bo nie miał w niej kto pracować. Z kolei Szpital Wojewódzki na Gromkowskiego już poinformował wojewodę, że w okresie świąt bożego narodzenia i na przełomie 2019 i 2020 roku zawiesza 5 oddziałów i jeden pododdział. Powód? Oczywiście braki kadrowe. - Te pozamykane oddziały bezpośrednio uderzają w pacjentów – mówi Alicja Chybicka, szefowa kliniki hematologii i onkologii dziecięcej we Wrocławiu, która w wakacje wystosowała dramatyczny apel, bo zabrakło personelu w Przylądku Nadziei. - Chory ma coraz dalej do szpitala, a są sytuacje, w których ta pomoc jest potrzebna natychmiast – podkreśla.Innego zdania są wojewodowie, którzy w zasadzie na każdy kroku i w większości przesłanych do nas pism zapewniają, że bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów jest zapewnione. Pogotowia na bieżąco otrzymują informacje gdzie wieźć chorych, a gdzie ze względu na zamknięcie lub zawieszenie oddziału chory pomocy nie otrzyma.
50 tysięcy lekarzy potrzebnych od zaraz
Izba Lekarska szacuje, że w tej chwili na rynku brakuje około 50 tysięcy lekarzy, ale te rachunki mogą być zaniżone – Trzeba brać pod uwagę, że spora grupa lekarzy już osiągnęła wiek emerytalny. Średnia wieku pediatry na Mazowszu to ponad 59 lat. Najczęściej są to kobiety, które niebawem osiągną wiek emerytalny – mówi Łukasz Jankowski i dodaje, że niestety nadal lekarzy zamiast przybywać może być na rynku coraz mniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz