Ludzie, którzy mieli dużą wiedzę i byli blisko prawdy, w III RP byli niszczeni systemowo. Tym bardziej niszczono ich wiarygodność i reputację, im bardziej zagrażali poważnym interesom i wpływowym osobom, które za nimi stały. Za swoje odkrycia płacili wysoką cenę oskarżeń i pomówień, a bywało też, że cenę najwyższą.
Sprawa śmierci Andrzeja Leppera jest sztandarową sprawą pokazującą oblicze III RP?
W moim przekonaniu tak właśnie jest. Sprawa śmierci Andrzeja Leppera pokazuje, że III RP była systemem kłamstwa i zbrodni. Lepper nie popełnił samobójstwa i myślę, że nikt, kto przeczyta książkę pt. Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera, nie będzie miał w tym względzie najmniejszych wątpliwości. Zasadnicze pytanie brzmi: jak to możliwe, że ważny polityk, były wicepremier i wicemarszałek sejmu zostaje zamordowany i nikogo nie interesuje ani wyjaśnienie prawdziwych okoliczności, ani wskazanie sprawców tej zbrodni? To pytanie retoryczne. To, że formalnie dotąd nikt nie udzielił na nie odpowiedzi, mówi więcej o III RP, niż jakiekolwiek słowa.
Jak to się stało, że Andrzej Lepper, pokazywany jako „człowiek znikąd”, dotarł do największych tajemnic państwowych?
Andrzej Lepper wszedł w bardzo „niebezpieczne związki” zarówno z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, jak i – a może przede wszystkim – ze Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy, a za jej pośrednictwem z rosyjskimi służbami specjalnymi. Służby specjalne z jednej strony takich ludzi jak Andrzej Lepper wykorzystywały, stosując metody nacisku i szantażu, z drugiej dbały o to, by tacy ludzie robili karierę. Bo im więcej znaczą, tym bardziej będą przydatni. Według takiego właśnie mechanizmu SBU Andrzeja Leppera szantażowała, a jednocześnie „karmiła” wiedzą. To właśnie tam, na Ukrainie, a konkretnie nad jeziorem Świteź, Lepper dowiedział się o kulisach kontraktu gazowego…
W internecie można zobaczyć filmik „8 minut, które przesądziło o śmierci Andrzeja Leppera”. Andrzej Lepper z mównicy sejmowej wymienia w nim korzyści majątkowe i nazwiska wpływowych polityków, którzy je przyjęli. Czy faktycznie taka wiedza mogą być dla niego niebezpieczna?
Przewodniczący Samoobrony miał świadomość, że wiedza, którą pozyskał, może być dla niego niebezpieczna. Liczył na to, że może dzięki niej wrócić do wielkiej polityki, ale zarazem zdawał sobie sprawę z tego, że jest to wiedza niebezpieczna dla bardzo ważnych osób, która może stanowić zagrożenie dla bardzo poważnych interesów. To była wiedza z gatunku takiej, która może albo człowieka wynieść wysoko, albo zakopać półtora metra pod ziemią. Niestety, stało się to drugie…
Operacja wyszydzania Andrzeja Leppera trwała wiele lat, ale szczególne rozmiary zyskała po ujawnieniu przez niego sprawy więzień CIA w Polsce. Ci, którzy ją wówczas rozpętali, wiedzieli, że Lepper mówi prawdę?
Oczywiście że wiedzieli. I właśnie dlatego niszczyli jego reputację. Tak to działa, trochę jak w lotnictwie i dotyczy nie tylko Andrzeja Leppera: najsilniejszy ostrzał jest wtedy, gdy jesteś bezpośrednio nad celem. Ludzie, którzy mieli dużą wiedzę i byli blisko prawdy, w III RP byli niszczeni systemowo, tym bardziej niszczono ich wiarygodność i reputację, im bardziej zagrażali poważnym interesom i wpływowym osobom, które za nimi stały. Za swoje odkrycia płacili wysoką cenę oskarżeń i pomówień, a bywało też, że cenę najwyższą.
Czy może Pan zdradzić, skąd Andrzej Lepper posiadł wiedzę o kontrakcie gazowym, co jest uważane za jedną z przyczyn jego śmierci?
Uzyskał ją od takich ludzi jak Mykoła Hinajło* i jego „znajomi” z SBU i z rosyjskich służb specjalnych, czyli od ludzi, którzy z jednej strony Andrzeja Leppera kontrolowali i szantażowali, z drugiej jednak zależało im, by polityk ten powrócił do wielkiej polityki. Mieli już na niego swojego widoki…
Ten kontrakt, niby znany, jest wciąż bardzo tajemniczy. Dlaczego? Co tak naprawdę oznaczał on dla Polski?
Oznaczał, że w sposób niebywały przepłacaliśmy i wciąż przepłacamy za rosyjski gaz – blisko miliard dolarów rocznie przez kilkanaście lat, a Gazprom uzyskał także inne profity, takie jak anulowanie długu i korzystne rozwiązania w systemie własnościowym operatora przesyłowego. Panowie Waldemar Pawlak i Donald Tusk mają naprawdę wielki tupet, nazywając ten kontrakt sukcesem. Tak podpisany kontrakt z pewnością był sukcesem, ale strony rosyjskiej. I tylko rosyjskiej.
Pamiętam, że w lutym 2010 r. podczas spotkania z kilkoma politykami PiS-u w sejmie padły słowa, że podczas pobytu w Moskwie w sprawie tego właśnie kontraktu Waldemar Pawlak nagle gdzieś zniknął „na dwie godziny”. Urwał się na piwo, czy miał tam coś do załatwienia?
Odpowiedzi na to pytanie mogę udzielić dopiero po zwolnieniu mnie z tajemnicy państwowej, co dotąd nie nastąpiło.
Czy jest możliwe, że w sprawie kontraktu gazowego doszło do zdrady interesów Polski?
Odpowiedź na to pytanie z pewnością przyniesie śledztwo, które wszczęto w związku z faktami ujawnionymi w książce Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera. Oczywiście pod warunkiem, że prokuratorom oraz ich przełożonym wystarczy determinacji i odwagi, by pójść wskazanymi przez nas – przeze mnie i Wojtka Sumlińskiego – tropami. Jeżeli tak się stanie, mogę zapewnić, że będzie ciekawie.
Miało dojść do spotkania Andrzeja Leppera z Jarosławem Kaczyńskim, zorganizowanego za pośrednictwem Tomasza Sakiewicza z „Gazety Polskiej”. Andrzej Lepper zginął właśnie dlatego, że mógł powiedzieć Jarosławowi Kaczyńskiemu za dużo?
Jarosław Kaczyński nie ufał Andrzejowi Lepperowi i miał po temu swoje powody. I właśnie dlatego Tomasz Sakiewicz sondował, na ile Andrzej Lepper ma do przekazania przewodniczącemu PiS-u realną wiedzę, a na ile jest to z jego strony pewien rodzaj gry. Lepper nie zdążył powiedzieć tego, co wiedział, a szkoda, bo gdyby zdążył, najnowsza historia Polski mogłaby potoczyć się inaczej. I wiele spraw, dotąd niejasnych, byłoby dziś w pełni zrozumiałych dla opinii publicznej.
Z tego co Pan mówi, wynika, że rodzaj informacji posiadanych przez Andrzeja Leppera był takiego kalibru, iż nawet jeśli zabrał je do grobu, gdzieś powinny zostać „kopie”. Czy one istnieją?
Kopie zostają zawsze. Tak było w 1989 i nie inaczej jest teraz, bo z punktu widzenia pragmatyki służb specjalnych ich zniszczenie byłoby po prostu marnotrawstwem.
W sprawie śmierci Andrzeja Leppera ważna wydaje się osoba mecenasa Ryszarda Kucińskiego, będącego, jak to Pan określił, „na pasku wojskowych służb”. Służby wiedziały, jak groźny jest dla nich Lepper i podstawiły mu swojego człowieka? Skąd wiadomo, że to człowiek wojskowych służb?
Proszę wybaczyć, że na to pytanie nie odpowiem wprost. A nie odpowiem, bo patrząc z mojej perspektywy byłaby to odpowiedź na pytanie: skąd wiadomo, że woda jest mokra? Zresztą bardzo dokładnie wyjaśnił to w swoich książkach Wojtek Sumliński, który w sprawie byłego prokuratora, a później znanego warszawskiego adwokata, Ryszarda Kucińskiego, wyłożył całą wiedzę, jak karty w pasjansie. I jest to wiedza prawdziwa.
Jeśli ABW otoczyło Andrzeja Leppera całą siecią podsłuchów, jeśli w grę wchodziły działania z zakresu tzw. płytkiego wywiadu, to znaczy, że polskie służby posiadły ogromną wiedzę o tym człowieku. Czy w sprawie śmierci Andrzeja Leppera nie jest przypadkiem tak, że służby zostały wykorzystanie nie tyle do ochrony bezpieczeństwa państwa polskiego, co do ochrony polityków, którzy narazili Polskę na niebezpieczeństwo?
Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć bez narażania się na ujawnienie tajemnicy państwowej. Mogę natomiast z całą mocą stwierdzić, że w III RP służby specjalne częstokroć zajmowały się nie tyle ochroną bezpieczeństwa państwa, co bezpieczeństwa polityków, którzy, delikatnie rzecz ujmując, nie byli bielsi niż biel.
Panie majorze, w prokuraturze przedstawił Pan „twarde dowody” w sprawie śmierci Andrzeja Leppera i kontraktu gazowego. Jak zostały przyjęte? Czy coś się dalej dzieje? Prokuratura podjęła jakieś działania? Możemy się spodziewać np. ekshumacji ciała śp. Andrzeja Leppera?
Gwoli ścisłości – powiedziałem prokuratorowi tyle, ile powiedzieć mogłem, nie zdradzając tajemnicy państwowej, bo, jak podkreśliłem to wcześniej, dotąd nikt z tajemnicy państwowej mnie nie zwolnił. Ale w moim najgłębszym przekonaniu powiedziałem dość, by prokurator nie miał najmniejszych wątpliwości, że w śmierć Andrzeja Leppera były zaangażowane tzw. osoby trzecie. Powiem to jeszcze raz, by zostać dobrze zrozumianym: nie ma najmniejszych wątpliwości, że Andrzej Lepper został zamordowany. A jeżeli tak, to automatycznie nasuwa się pytanie: kto zabił i dlaczego? Jeżeli prokuratorom oraz ich przełożonym wystarczy determinacji i odwagi, by idąc wskazanymi przez nas tropami poszukać odpowiedzi na te pytania, dojdziemy do spraw kluczowych dla zrozumienia, czym była III RP. I do ludzi, którzy odpowiadają nie tylko za tę zbrodnię.
A jeżeli śledztwo w sprawie śmierci Andrzeja Leppera znowu utknie w martwym punkcie? Co wtedy?
Byłoby bardzo źle. Bo oznaczałoby to, że wciąż uczestniczymy w grze, w którą gramy od początku powstania III RP, a w której chodzi nie o to, by króliczka złapać, lecz o to, by go gonić. A wtedy moglibyśmy sobie powiedzieć: „tyle się zmieniło, a nic się nie zmieniło”. Tak jak dotychczas, przez ostatnich trzydzieści lat. Chcę wierzyć, że tym razem będzie inaczej.
* Mykoła Hinajło – oficjalnie „tylko” były major Armii Radzieckiej, później prawosławny duchowny z przygranicznego Włodzimierza Wołyńskiego, był doradcą Andrzeja Leppera. Już dziesięć lat temu sprawę jego przeszłości i kontaktów z Andrzejem Lepperem na polecenie ówczesnego koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermana sprawdzało ABW (przyp. Red.).
----
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz