Zwykle spędzam 10 kwietnia w gronie ludzi, który rozumieją istotę katastrofy smoleńskiej. Dziś przyszło mi przeżyć ten szczególny czas w otoczeniu „pokojowej” grupy z białymi różami w dłoniach. Osobliwe zjawisko. Warto zobaczyć dokąd prowadzi bezmyślna i ślepa nienawiść. Gdy nie ma granic, zasad i świętości, pojawia się bezwstydne zdziczenie. Z takim stanem mentalnym nie sposób dyskutować. Przestańmy więc karmić się głodnymi kawałkami o otwartym dialogu. Bez spełnienia podstawowych warunków, nie ma porozumienia.
REKLAMA
Róg Trębackiej i Krakowskiego Przedmieścia. Potężna rzesza ludzi odmawiających różaniec i niewielka grupa krzykaczy z białymi różami, próbujących wedrzeć się na Trakt Królewski. Pomiędzy nimi kordon policji. Stoję pośrodku. Modlitwa kontra dzikie okrzyki. Chęć upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej kontra dziki wrzask. Zaduma i pamięć kontra pogarda. Porażające.
Wśród demonstrantów kobiety. Zapewne uważające się za atrakcyjne, postępowe i nowoczesne.
Podczas przemówienia Jarosława Kaczyńskiego próbują wprowadzić uczestników marszu pamięci w błąd, krzycząc co chwilę „Jarosław”. Niektórzy podejmują. Inni ich uciszają. Po chwili całkowicie zagłuszają przemówienia.
Wmieszani częściowo w grono uczestników uroczystości smoleńskich, podejmują znajome hasła, po czym przejmują je na własność.
Wielu zapewne nadal ma jeszcze w pamięci obrazki z Krakowskiego Przedmieścia sprzed 7 lat, gdy zwołane przez Palikota hordy pijaków wdzierały się w tłum modlących się ludzi. Pamiętamy, jak upici gasili znicze moczem, atakowali starsze panie i szydzili ze świętości. Zbyt bolesne to wspomnienia, by w obliczu dzisiejszych wydarzeń nie odżywały na nowo.
7 lat później środowiska związane z opozycją próbują na nowo odgrzać przećwiczony w 2010 roku scenariusz. Nienawiść, zohydzenie, rozwibrowanie emocji, uwolnienie destrukcyjnych czynników. Wszystko to ma jeszcze bardziej pogłębić podziały i zdestabilizować struktury społeczne.
Dzisiejsza próba okazała się jednak niewypałem. Wspólnota modlących się na Krakowskim Przedmieściu ludzi była na tyle silna, że nie udało się jej wykoleić, sprowokować, doprowadzić do burd. Przeciwnie. Byłam świadkiem wielu rozmów pomiędzy przedstawicielami obu grup. Mimo emocji i irytacji, widziałam, że podejmowano próby argumentacji, wyjaśniania, tłumaczenia.
Niestety, każdy z obserwowanych przeze mnie przypadków kończył się tak samo – rezygnacją z rozmowy przez Obywatela RP, zasypanego argumentami i pytaniami.
Tekturowy światopogląd zwolenników opozycji poraża nieświadomością. Pod wykrzykiwanymi głośno hasłami leżą grube warstwy zmanipulowanej nienawiści, położone starannie przez sprawnych socjotechników.
Czy to katastrofa smoleńska podzieliła społeczeństwo? Niemal codziennie słychać w mediach to banalne stwierdzenie. Jak jest? Ten głęboki podział dzięki katastrofie jedynie się ujawnił. Zdecydowana większość Polaków nigdy nie stanie z białą różą pod szyldem Obywateli RP. Ludzie cywilizowani reagują odruchowym obrzydzeniem na zdziczałe harce, na poniewieranie pamięcią o zmarłych, na deptanie świętości. Tego podziału nie da się zasypać naiwną deklaracją dialogu. Tu potrzeba głębokiej samoświadomości. Spotkać się w pół drogi, oznacza zawsze spotkać się w prawdzie. Bez niej ten podział będzie coraz większy.