Adam Bodnar napisał list do Radziwiłła, bo dochodzi do niego coraz więcej skarg od pacjentów, którym farmaceuci odmawiają sprzedaży leków, przede wszystkim antykoncepcyjnych. Zdaniem RPO aptekarze, którzy powołują się na klauzulę sumienia i wiarę (zazwyczaj katolicką) łamią prawa pacjentów. Co ciekawe, jeszcze latem tego roku resort zdrowia, odpowiadając na interpelację kilku posłów w sprawie klauzuli sumienia w aptekach uznał, że „brak jest regulacji podobnej do tej znajdującej się w art. 39 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, umożliwiającej odmowę sprzedaży produktu leczniczego z powołaniem się na względy sumienia”. Innymi słowy, farmaceuta nie ma wyjścia: musi sprzedać klientowi substancję, którą lekarz przepisał mu na receptę.
Z kwitkiem
Zgodnie z regułą, że nawet krowa nie zmienia zdania, minister Radziwiłł sformatował jednak swoje poglądy i uznał, że farmaceuta może pacjenta odesłać od okienka z kwitkiem. Tylko dlatego, że nie podoba mu się, iż pacjent chce zażyć leki, które dla świętobliwego pigularza są be i fuj.
Dowodem na to, że aptekarz nie łamie prawa, według ministra zdrowia jest m.in. wyrok Trybunału Konstytucyjnego sprzed dwóch, w którym stało, że gwarantem klauzuli jest konstytucja. Minister nie zauważył (lub nie chciał zauważyć), że wyrok TK dotyczył lekarzy, nie magistrów farmacji. I że już wcześniej Europejski Trybunał Praw Człowieka w odpowiedzi na skargę religijnego, francuskiego aptekarza orzekł, że farmaceuci nie mogą narzucać pacjentom swoich zapatrywań etycznych i nie mają prawa odmówić im wydania legalnie przepisanego leku.Orzeczeniem ETPC nie przejęło się także Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polski, które w czerwcu b.r. przesłało do Sejmu projekt zmian w przepisach. Zmian, które pozwoliłby aptekarzowi na aptecznej półce postawić tylko takie pastylki, których używanie jest zgodne z nauką Kościoła.
Bo teraz, biedaczek, musi naginać swoje sumienie i kłamać pacjentowi w żywe oczy. Kręcić, wywijać się. Pigułka „dzień po”, leki hormonalne, antykoncepcyjne? – U nas nie ma i nie wiadomo, kiedy będą, bo hurtownie świecą pustkami – blagują nabożni farmaceuci. Mając przy tym w nosie to, że wiele leków, które budzą w nich odruch wymiotny i migotanie przedsionków, to preparaty istotne dla zdrowia pacjentów, normujące na przykład gospodarkę hormonalną u kobiet.
Głupie i okrutne zarazem Taka niedawna sytuacja: przychodzi do mnie ciężko chory, starszy mężczyzna i skarży się, że w poprzedniej aptece odmówili mu wydania leku na zapalenie stawów. Powód? Nie do uwierzenia! Pacjent usłyszał, że lek może powodować poronienie. Nie dostanie go, bo „pan magister” jest prawie pewien, że tu nie chodzi o żadne stawy, tylko o czyjąś ciążę, z tym że nie wiadomo czyją. Boże, jakie to głupie i okrutne zarazem – opowiada mi farmaceutka z wieloletnim stażem. Co ciekawe, wierząca, ale świadoma tego, że jej poglądy w pracy nie powinny mieć znaczenia. Zdaniem aptekarki, nowe stanowisko ministra Radziwiłła może doprowadzić do sytuacji, w której pod byle pretekstem będzie się odsyłać pacjentów od sasa do lasa, narażając ich nawet na utratę zdrowia i życia. Farmaceutka zauważa, że mętne wypowiedzi ministra zdrowia mogą doprowadzić także do poważnej wojny w jej środowisku. Tłumaczy: – Wyobraźmy sobie sytuację, w której w jednej aptece pracuje dwóch magistrów farmacji, w tym jeden „rydzykowy”. Jak pogodzić przy jednym okienku dwa różne sumienia? Czyje sumienie jest lepsze, czyje gorsze? – zastanawia się specjalistka. – Najgorzej będzie na wioskach,w powiatach – prorokuje. Przeraża ją wizja pielgrzymek pro-life, które zaczną okupować zwykłe, przyzwoite apteki, tylko dlatego, że szanują prawo i prawa pacjenta. – Szykany już się zdarzają, tylko farmaceuci na prowincji boją się głośno o nich mówić – zauważa. Data publikacji: 25.10.2017, 19:15 Ostatnia aktualizacja: 25.10.2017, 19:31
fot. Łukasz Dejnarowicz / źródło: Forum
Z kwitkiem
Zgodnie z regułą, że nawet krowa nie zmienia zdania, minister Radziwiłł sformatował jednak swoje poglądy i uznał, że farmaceuta może pacjenta odesłać od okienka z kwitkiem. Tylko dlatego, że nie podoba mu się, iż pacjent chce zażyć leki, które dla świętobliwego pigularza są be i fuj.
Dowodem na to, że aptekarz nie łamie prawa, według ministra zdrowia jest m.in. wyrok Trybunału Konstytucyjnego sprzed dwóch, w którym stało, że gwarantem klauzuli jest konstytucja. Minister nie zauważył (lub nie chciał zauważyć), że wyrok TK dotyczył lekarzy, nie magistrów farmacji. I że już wcześniej Europejski Trybunał Praw Człowieka w odpowiedzi na skargę religijnego, francuskiego aptekarza orzekł, że farmaceuci nie mogą narzucać pacjentom swoich zapatrywań etycznych i nie mają prawa odmówić im wydania legalnie przepisanego leku.
REKLAMA
REKLAMA
Orzeczeniem ETPC nie przejęło się także Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polski, które w czerwcu b.r. przesłało do Sejmu projekt zmian w przepisach. Zmian, które pozwoliłby aptekarzowi na aptecznej półce postawić tylko takie pastylki, których używanie jest zgodne z nauką Kościoła.
Bo teraz, biedaczek, musi naginać swoje sumienie i kłamać pacjentowi w żywe oczy. Kręcić, wywijać się. Pigułka „dzień po”, leki hormonalne, antykoncepcyjne? – U nas nie ma i nie wiadomo, kiedy będą, bo hurtownie świecą pustkami – blagują nabożni farmaceuci. Mając przy tym w nosie to, że wiele leków, które budzą w nich odruch wymiotny i migotanie przedsionków, to preparaty istotne dla zdrowia pacjentów, normujące na przykład gospodarkę hormonalną u kobiet.
Głupie i okrutne zarazem
– Taka niedawna sytuacja: przychodzi do mnie ciężko chory, starszy mężczyzna i skarży się, że w poprzedniej aptece odmówili mu wydania leku na zapalenie stawów. Powód? Nie do uwierzenia! Pacjent usłyszał, że lek może powodować poronienie. Nie dostanie go, bo „pan magister” jest prawie pewien, że tu nie chodzi o żadne stawy, tylko o czyjąś ciążę, z tym że nie wiadomo czyją. Boże, jakie to głupie i okrutne zarazem – opowiada mi farmaceutka z wieloletnim stażem. Co ciekawe, wierząca, ale świadoma tego, że jej poglądy w pracy nie powinny mieć znaczenia. Zdaniem aptekarki, nowe stanowisko ministra Radziwiłła może doprowadzić do sytuacji, w której pod byle pretekstem będzie się odsyłać pacjentów od sasa do lasa, narażając ich nawet na utratę zdrowia i życia. Farmaceutka zauważa, że mętne wypowiedzi ministra zdrowia mogą doprowadzić także do poważnej wojny w jej środowisku. Tłumaczy: – Wyobraźmy sobie sytuację, w której w jednej aptece pracuje dwóch magistrów farmacji, w tym jeden „rydzykowy”. Jak pogodzić przy jednym okienku dwa różne sumienia? Czyje sumienie jest lepsze, czyje gorsze? – zastanawia się specjalistka. – Najgorzej będzie na wioskach,w powiatach – prorokuje. Przeraża ją wizja pielgrzymek pro-life, które zaczną okupować zwykłe, przyzwoite apteki, tylko dlatego, że szanują prawo i prawa pacjenta. – Szykany już się zdarzają, tylko farmaceuci na prowincji boją się głośno o nich mówić – zauważa.
Według mojej rozmówczyni aptekarze, których gryzie religijne sumienie powinni wyraźnie, na zewnątrz, oznaczać swoje placówki jako katolickie (a tego nie robią). Przynajmniej wszystko byłoby wtedy jasne, choć wciąż nielegalne, bo przepisy mówią wyraźnie, że odmowa sprzedaży produktu leczniczego legalnie dopuszczonego do obrotu jest sprzeczna z prawem. A i w Kodeksie Etyki Aptekarza przeczytamy : „Aptekarz nie może wobec pacjenta wypowiadać opinii dyskredytujących terapeutyczne postępowanie lekarza, podrywających zaufanie do apteki jako instytucji, a także krytycznych uwag dotyczących produktów leczniczych“. Biznes to biznes
Zastanawiam się, dlaczego ci święci już za życia farmaceuci tak się czają...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz