Sejm debatował dziś nad rządowym projektem rozszerzającym granice obrony koniecznej przy odpieraniu napaści na mieszkanie, dom, lokal, czy ogrodzony teren. Projekt został skierowany do dalszych prac w komisji.
- Chcemy poszerzyć sytuację, w której osoba broniąca się będzie miała pewność, że nie spotkają ją przykrości ze strony państwa, jeżeli skutecznie odeprze atak i uczyni krzywdę napastnikowi - tłumaczył Ziobro.
Jak mówił, osoba będąca ofiarą przestępstwa nie wie, jakie intencje ma napastnik. Dlatego - uzasadniał - powinna mieć prawo podjąć wtedy "radykalne działania".
Nie może być z tego powodu konsekwencji - oświadczył minister.
Dopytywany, kto będzie oceniał czy zostały przekroczone granice obrony koniecznej, odparł, że będzie zajmować się tym "organ procesowy".
- Ten organ - prokurator, czy policja, musi wiedzieć o tym, że wolą ustawodawcy jest, aby przede wszystkim uwzględnić interesy osoby broniącej się - zaznaczył Ziobro.
Dodał, że rządowy projekt ma być "jasnym sygnałem, że organ procesowy musi dużo więcej interpretować na korzyść osoby broniącej własnego domu".
Ziobro zaznaczył, że dom jest miejscem, które „usprawiedliwia emocjonalne reakcje człowieka broniącego się, który musi mieć pewność, że ma przewagę nad napastnikiem. I może w sposób stanowczy, nawet nieco nieadekwatny zareagować na zagrożenie”. 
Pytany, dlaczego rządowy projekt nie rozszerza obrony koniecznej przy napaści w samochodzie czy namiocie Ziobro zapewnił, że "jeżeli było to w okolicznościach związanych z emocjami, wzburzeniem czy strachem, to dalej będzie możliwość korzystania z gwarancji bezkarności".
Musi być pewność, że państwo będzie stało za człowiekiem - oświadczył Ziobro.
Minister odniósł się również do skandalu na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie na wydział prawa nie przyjęto rzecznika Ministerstwa Sprawiedliwości Jana Kanthaka na doktorat. Władze Uniwersytetu twierdzą, że przyjęcie osoby, która miała styczność z tworzeniem ustaw reformujących sądownictwo mogłoby zaszkodzić wizerunkowi uczelni. 
Minister sprawiedliwości uznał za bardzo smutny fakt, że w wolnej Polsce przy przyjmowaniu do pracy ktoś kieruje się względami politycznymi.