Opowieści oparte na faktach
Narazie nie mam czasu by dokończyć 3 część „Szatańskiego miasta”, ale opowiem Wam parę Histori które przydażyły się mnie, mojej rodzinie lub moim przyjaciołom.
Moja babcia za czasów młodości mieszkała w małej wsi. Codziennie wieczorem szła do starszej pani, przynosiła jej zakupy i pomagała w codziennych obowiązkach domowych. Pewnego razu, gdy jak zwykle do niej szła zobaczyła dużego białego psa. Zdziwiła się, przecież nigdy wcześniej go tam nie widział. Przez chwilę zastanawiała się czy nie zawrócić, ale ostatecznie przełamała strach i postanowiła dalej iść. Pies szedł cały czas koło niej. Gdy weszła na ogród pies został przed bramką. Od tego dnia zawsze gdy szła do tej pani, pies czekał na nią w tym samym miejscu. Zawsze odprowadzał ją do bramki lecz nigdy za nią nie wszedł. Starsza pani coraz gorzej się czuła, i po prosiła ją żeby przyprowadziła do niej księdza. Moja babcia spełniła jej prośbę. Opowiedziała księdzu o dziwnym psie. Gdy doszli do tego miejsca pies nie czekał na nią jak zwykle. Ksiądz wyjaśnił jej, że pies to było jej sumienie. Dobrze zrobiła, że się nie wycofała wtedy jak szła do starszej pani, i że nie rozmawiała z nim ani nie zwracała na niego uwagi. W przeciwnym razie demony weszłyby do jej umysłu, słaszałaby różne głosy. Mogłaby zwariować. Wyspowiadała się z tego co zrobiła (ale nie powiedziała mi jaki miała grzech) i więcej nie widziała tego dziwnego psa.
Moja przyjaciółka mieszka w nawiedzonym domu. Nie ściemniam Wam. Pewnego dnia byłam u niej i strasznie chciało nam się pić. Postanowiłyśmy zrobić lemoniade. Zrobiłyśmy i zostawiłyśmy ją na stole, wyszłyśmy na chwilkę, już nie pamiętam po co. Gdy usłyszałyśmy trzask tłuczonego szkła. Zrezygnowane wróciłyśmy żeby posprzątać. A tam dzbanek stoi jak stał. Nie było szkła ani rozlanej lemoniady. Więc co to mogło być? Opowiadała mi też, że siedziała w nocy i się uczyła. Gdy jej maleńki piesek zaczął skomleć i podskakiwać w miejscu. Tak jakby się z kimś bawił. Ale tam nikogo nie było. W nocy czasami słychać kroki na strychu. Nawet drzwi same sie czasami otwierają. Jak słucha muzyki to albo sama się ona podgłasza albo cichnie. Światło samo gaśnie a w innych pokojach nadal świeci. Ja na jej miejscu nigdy w życiu bym nie zasneła, ale ona sie już do tego przyzwyczaiła.
Reszte napisze kiedy indziej bo teraz już muszę iść do szkoły. Pozdrawiam
Moja mama miała sześcioletniego brata, był on bardzo chory. Wieczorem szła ona zamknąć bramkę. Popatrzyła w bok, i zobaczyła zjawę,a raczej ducha swojego wójka, który zmarł pare lat temu. Wystraszona pobiegła szybko do domu, chciała otworzyć drzwi wejściowe, ale one się zatrzasneły. Krzyczała żeby ją wpuścili, ale nikt ją nie słyszał. W końcu same sie odblokowały, powiedziała wszystkim to co zobaczyła. Nikt jej nie uwierzył oprócz ciotki. Powiedziała jej, że wójek najprawdopodobniej przyszedł po jej brata. Faktycznie. W nocy jej brat zmarł.
Cmentarz
W Masyrii znajdował się bardzo stary cmentarz żydowski. Od dawna już nie urzywany i zamkniety na cztery kłódki. O tym miejscu krążyły różne legendy, jedna z nich głosi , że w każdą pełnie księżyca, o północy pojawia się duch mnicha który chodzi po cmentarzu i sprawdza czy nikt nie zakłucił spokoju tego świętego miejsca. Gdy tylko zobaczy kogoś chodzącego po jego cmentarzu, zabija go w okrutny sposób. Ciało pochowuje blisko bramy, żeby było przestrogą dla innych osób. Katrina nie wierzyła w tę bajeczkę i postanowiła na własne oczy sprawdzić co się stanie jak wejdzie na cmentarz. Załorzyła się z przyjaciółmi, że przejdzie do końca cmentarza i spowrotem. Przy pełni księżyca katrina ruszyła na podbój cmentarza. Przeszła przez bramę, nie widziała żadnej ścieszki, więc poszła prosto przed siebie. To był duży błąd, nic niewiedząc szła po grobach zmarłych żydów, czym rozzłościła MNICHA. Szedł tuż koło niej, ale ona go nie widziała, wprawdzie czuła czyjąś obecność ale nie przejmowała się tym zbytnio. Gdy już wracała zdała sobie sprawę, że przedtem cmentarz był mniej zarośnięty. Teraz z trudem robiła jeden krok. Czuła, że coś złego się dzieje. Ale nie poddawała się, szła dalej, była już niedaleko bramy – widziała swoich przyjaciól. Pomachała im z wyższością, chciała im dać do zrozumienia, że ona się nie bała i przeszła przez ten okropny cmentarz. Gdy nagle poczuła na swoim karku czyjs oddech, straszny, śmierdzący odór. Odwróciła się, nikogo nie widziała, ale słyszała głos, przerażający, mrożący krew w żyłach. Zaczeła uciekać, na nic się to zdało. Mnich ją złapał, porwał w głąb cmentarza, podciął jej gardło. Z upojną miną patrzył jak umiera. Jej przyjaciele wrócili na drugi dzień i zobaczyli nagrobek „Katrina Malczewska”. A pod jej imieniem były słowa w języku żydowskim: „kaspinata balkiena sloto ahnada, gedfi siutrada venida zaxiu” co oznaczało „Twa dusza przez wieki bedzie sie błąkać po cmentarzu i nigdy nie zazna spokoju”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz