.POLAK PRZAD SZKODĄ I PO SZKODZIE GŁUPI............................................................................... L
iczba przeciwników zakazu handlu w niedziele szybko rośnie. Dorzucenie do puli trzeciej niedzieli w miesiącu przechyliło czarę goryczy. Polakom przeszkadza brak możliwości zrobienia podstawowych zakupów, tłok w sobotę i widok wymęczonych kasjerów i kasjerek. Reakcje na zaostrzony zakaz handlu
Paradoksalnie odebranie polskim konsumentom dwóch niedziel handlowych w miesiącu spotkało się z większym zrozumieniem, niż dołożenie do tego kolejnej. Bo od początku 2019 roku handel jest możliwy jedynie w ostatnią niedzielę każdego miesiąca. W tym roku w niedzielę zakupy mogliśmy zrobić tylko raz. Obowiązująca od marca 2018 r. ustawa ograniczająca handel w niedzielę na początku miała porównywalną liczbę zwolenników i przeciwników, ale w ostatnim czasie sytuacja się zmienia, co pokazuje druga fala badania Maison&Partners dla Związku Przedsiębiorców i Pracodawców – pisze Rzeczpospolita.
W tym badaniu zaktywizowała się średnio radykalna grupa, która nie popiera zakazu handlu. Ostrych przeciwników ciągle jest ok. 39 proc. Nie akceptują oni w ogóle zakazywania sprzedaży w zależności od dnia tygodnia. Od listopada liczba osób popierających zakaz handlu stopniała o 3 pkt. proc. do poziomu 28 proc. Wzrosła za to liczba jego przeciwników – głównie w największych i najmniejszych miastach. Dlaczego właśnie tam? Bo w małych miejscowościach trudniej zrobić jakiekolwiek zakupy, jeśli w okolicy nie ma przysłowiowej Żabki albo stacji benzynowej. Bywa to sporą uciążliwością w sytuacji nagłej potrzeby.
– Głupia sprawa, pękła mi uszczelka pod zlewem. Była sobota wieczór. No i wtedy się przekonałem, co znaczy zakaz handlu w praktyce. Niedziela i poniedziałek z wiadrem pod zlewem, bo przecież naczynia trzeba jakoś umyć. Pod prysznicem tego przecież nie zrobię, a uszczelkę mogłem kupić dopiero w poniedziałek wracając z pracy. Nawet duży 24-godzinny market był zamknięty na cztery spusty – mówi nam Marek, czytelnik z Pomorza.
Z kolei mieszkańcy dużych miast zawsze znajdą jakiś otwarty sklepik, ale mają do niego kawał drogi. A jechanie parę kilometrów po jakiś artykuł pierwszej potrzeby zakrawa na absurd. Mimo wszystko wiele osób jest w stanie się na to zdecydować. Z drugiej strony przeniesienie ciężaru zakupów na inne dni tygodnia – szczególnie sobotę – wpływa na tłok i zamieszanie.– W zeszłym roku jeszcze jakoś dało się z tym żyć. Powiedzmy sobie uczciwie, że jedna czy dwie niedziele z zamkniętymi sklepami to nie był żaden dramat. Ale teraz zrobiło się trudniej, przede wszystkim dlatego, że spędzam na zakupach pół soboty. W sklepach panuje potworny tłok, kilometry kolejek do kas. Owszem, można iść do mniejszego sklepu, ale tam nie kupię wszystkiego, co chcę. Więc mam wybór - albo stać w kolejce i czekać, albo jeździć po różnych sklepach i kupować po trochu. Wolę już pierwszą opcję – mówi nam Joanna, czytelniczka z Warszawy.Dodaje, że zakaz handlu w trzy niedziele jest po prostu nieżyciowy.
– Rozumiem, że poseł ma czas, żeby w tygodniu iść na duże zakupy, a w niedzielę stołować się w restauracjach. Ja nie mam takiej możliwości, żeby w tygodniu po pracy iść spokojnie na zakupy, pooglądać rzeczy w sklepach, poprzymierzać. Jestem skazana na sobotę. A w sobotę trzeba też zrobić zakupy spożywcze, na które w tygodniu nie za bardzo jest czas – narzeka.Zakupy w niedziele
Wyniki badań cytowanych przez Rzeczpospolitą pokazują jeszcze kilka ciekawych kwestii. Okazuje się, że ponad 60 proc. Polaków nadal robi zakupy w „zakazane” niedziele. Zmienił się oczywiście kaliber tych zakupów i miejsca, ale i tak większość z nas coś w siódmy dzień tygodnia kupuje.
Widać też, rozszerzanie ograniczeń handlu powoduje wzrost liczby osób nieprzychylnie nastawionych do tego rozwiązania. Tylko wśród wyborców PiS 42 proc. wypowiada się przeciw zakazowi. W przypadku oceny rozwiązania planowanego na 2020 r. obserwuje się, że grupa „na nie” jest znacznie większa niż grupa „na tak” (54 proc. a 32 proc.).W sumie jak patrzę na pracowników marketów w soboty, to oni po południu wyglądają jak zombie, tyle mają roboty. Nie wiem, czy nie woleliby popracować nie tak intensywnie i w sobotę, i w niedzielę. Nie wiem, tak się po prostu zastanawiam. Bo rok temu dyskusja była właśnie o tym, żeby mieli więcej czasu dla siebie. Ale co to za radość, jak w niedzielę dochodzisz do siebie po sobocie – mówi nam Marek.
Nie da się też nie zauważyć faktu, że na ulicach jest coraz mniej rodzimych sklepów. Dyskonty i supermarkety jakoś sobie poradziły z zakazem handlu, ale w tym roku zdaniem ekspertów upadnie ich ok. 5 tysięcy.
Niewykluczone, że rząd zrobi coś z zaostrzanymi coraz bardziej zakazami handlu w niedziele. Poparcie dla tego pomysłu mocno spada – a wraz z nim słupki w sondażach politycznych. Przypomina to jako żywo wariant węgierski, z którego PiS nie umiał jednak wyciągnąć wniosków. W tym kraju również wprowadzono zakaz handlu w niedziele, by po jakimś czasie się z niego wycofać – pod wpływem topniejącego poparcia społecznego dla takiego rozwiązania.
Skoro węgierskie doświadczenia były znane PiS-owi, zagadką pozostaje, dlaczego ta partia zdecydowała się powtórzyć błąd zaprzyjaźnionych polityków z kraju bratanków. Cóż, są tacy, którzy uwierzą na słowo i tacy, którzy osobiście muszą złapać za przewód elektrycznego pastucha, by sprawdzić, czy prąd kopie. " A Polak i przed szkodą i po szkodzie głupi".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz