2019/02/18

Niepokojące i powodujące gęsią skórkę historie.

Znalezione obrazy dla zapytania opowieÅ›ci o duchach onlineMam kilka mocno strasznych historii w życiu, raczej ze względu na sk%!$ysyństwo i głupotę ludzką.

...przenieśmy się do któregoś z zimowo-jesiennych miesięcy w Polsce środkowo-wschodniej ,małą pipidówa na , ja nudzący się apropo jakiegoś wolnego/weekendu/czegoś tam wybijam do znajomych na pobliskie blokowisko. Byłem wtedy w wieku mocno szkolnym (2-3 gimnazjum) i jeśli chodzi o towarzystwo z osiedlowej paczki to byłem gdzieś w mniej więcej w połowie stawki wiekowej. Było kilku starszych (maksymalnie 2-3 lata) ale chyba większość młodszych (głównie dziewczyn które się lubią pałętać z starszymi chłopakami - m.in w towarzystwie choćby i dziewczyna kumpla - spora część młodsza ode mnie też 2-3 lata, więc 6 podstawówki i gimnazjum)

Tyle ekipa, osób momentami kilkanaście, słońce zachodzi wcześnie, z nudów kumple nakręcają historie o duchach. Część zupełnie nieprawdopodobna, część bardziej, szczególnie te które miały być "miejscowe". Cóż, legendy legendami. A to się ktoś powiesił, a to jakiś stary żul podobno nawiedził małżonkę po śmierci (za jakąś krzywdę) i całą noc bił w drzwi... realność opowieści mocno taka sobie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ale kumpel przyprowadził nas na brzeg osiedla i mówi ,że zna 2 miejsca (a był to w zasadzie brzeg gigantycznych pól/chaszczy, nieużytków w okolicy) które było widać i dzieje się tam coś dziwnego. Jedno to było rzekome światło które nie odpowiada żadnemu znanemu źródłu poza jakąś opuszczoną chatą w głębi owych chaszczy (gdzie chyba żule robiły sobie imprezy - stąd pewnie światło), a drugie... widać już zaraz, bo stały w okolicy blaszane garaże, gdzie miało być widać jasną poświatę krążącą pomiędzy garażami... i ludzie, serio, było coś widać. W nocy patrząc w określone miejsce widziałeś "mgiełkę" pomiędzy garażami która sunęła... raz w tę, raz spowrotem... albo miałem zwidy, razem z innymi.

Ale to nie koniec historii. Towarzystwo zaczęło się rozchodzić (bo późno), jedna z dziewczyn nie miała jak zadzwonić do matki ,że niedługo będzie (a została z nami jeszcze, co ważne) i pożyczyła od kogoś telefon. Przyczyny były 2 - brak kasy na koncie + słaba bateria i zaraz miał paść. Wspominam bo to dość ważne dla historii.

Pod koniec zostało tylko kilka osób, w tym ja, jeden (młodszy) kolega i 2 młodsze dziewczyny. Z kolesiem tuż przed zwinięciem się do domu (bo trochę słabo się w 4 osoby zrobiło) stwierdziliśmy ,że obejrzymy ową "poświatę". Idziemy na miejsce, dziewczyny zostały przy blokach bo się bały... a my stoimy jak 2 głupki w miejscu gdzie to widzieliśmy i... w sumie to nic się nie dzieje. Może trochę metal pozgrzytał i było słychać kilka uderzeń w owe garaże (ale to można było wytłumaczyć silnym wiatrem)... dzwoni mi telefon. Koleżanka bez kasy na telefonie. Odbieram - grobowa cisza. Kończę rozmowę. Stoimy jeszcze chwilę, atmosfera mocno dziwna bo wiatr się wzmaga, garaże nadzwyczajnie zgrzytają ale nic nie widać... dzwoni telefon. Koleżanka bez kasy, znowu głucha cisza. Może coś się stało ? Wracamy.

Dziewczyny stoją na brzegu osiedla tak jak je zostawiliśmy. Podchodzimy i pytamy czemu dzwoniły - te zdziwione, ale jak ? skąd gdzie? - no z Twojego telefonu. Ta mówi ,że nie ma opcji (druga już wystraszona), pokazuję swój telefon (połączenia przychodzące) i chcę jej zobaczyć... nie działał, bateria padnięta, kasy wcześniej brak, szans na oszustwo żadnych bo gówniary 2-3 lata młodsze a i szybko je zobaczyliśmy po wyjściu z garaży, więc widziałbym machinacje z telefonem.

Zdarzyło mi się tak tylko raz w życiu, właśnie w tamtym momencie jak "szukaliśmy ducha/zjawy". Tak dziwnie jak wtedy kiedy się dowiedziałem co się odj?$#ło nigdy chyba wcześniej nie miałem. Jeśli to nie efekt życia pozagrobowego, to albo nieprawdopodobny błąd sieci telekomunikacyjnej, albo... nie wiem, po prostu nie wiem.

I żeby nie było ,że jednak nas oszukały - odprowadziliśmy je i serio były przestraszone/poruszone tym co się stało.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  1. Jako dziecko dorastajace w starej, poniemieckiej kamienicy, duzo czasu spedzalem na naszym strychu. Ja i zazwyczaj dwoch moich przyjaciol z tego samego budynku. Wiekowy juz strych, z drewnianymi podporami, wspornikami, na oko 250-300 mk2 z masa zakamarkow. Prowadzace do niego drzwi, byly ostatnimi drzwiami na 3(moim) pietrze. Mierzyly one ok. 2,5m wysokosci, cale zrobione z drewna. Lata ich uzywania spowodowaly jednak ich delikatne obsuniecie, stad, by je otworzyc trzeba bylo mocno przeciagac je po ostatnim ze schodow, co wydawalo glosny i nieprzyjemny dzwiek.

To bylo lato. Jak codziennie siedzielismy w naszym klubie, zrobionym w jednym z zakamarkow strychu. Zaraz nad wejsciem. Mijaly godziny, gdy my omawialismy kolejne ciekawe tematy. Jednym z nich byl temat strychu. Wiedzielismy ze tu "straszy". Co z tego. W dzien, przez wiele malych okienek wychodzacych po obu stronach wpadalo duzo slonecznego swiatla, tworzac smugi w krazacym,w powietrzu kurzu, a slonce nagrzewalo dach, tak, ze wsrodku byl niemal skwar. To sprawialo ze nasze miejsce bylo przyjemne. Tego dnia zasiedzielismy sie do zachodu slonca. Czerwone slonce od ulicy Sienkiewicza wpadajace przez okno, zapach starego drewna i swiezego prania zostanie ze mna na cale zycie. Usiedlismy wygodnie w naszych fotelach, rozmawiajac. Byla to juz 4 lub 5 godzina naszego pobytu na strychu. W pewnym momencie, wszyscy uslyszelismy dosc bliski nieciekawy dzwiek (trwal okolo 3 sekundy), dzwiek dobiegal z miejsca za moimi plecami, z miejsca gdzie staly meble sasiadow. Jednym z mebli bylo stare lozko z duzymi kolkami (tak jak w lozkach szpitalnych). Dzwiek ucichl, a ja spojrzalem sie na kumpli - kazdy z nas mial mine wskazujaca na strach, ale wymuszonym usmiechem dalismy sobie do zrozumienia ze przeciez go nie odczuwamy. Kilka sekund pozniej dzwiek powrocil. Nasz wzrok skupil sie na powrot na lozku. Kolka zaczely nagle sie krecic z niesamowita szybkoscia, wydajac przy tym ten nieprzyjemny dzwiek, ktory slyszelismy wczesniej. Juz wtedy nie bylo spojrzen, wszyscy zaczeli wybiegac ze strychu na klatke schodowa. Zbieglismy na pietro nizej pod mieszkanie jednego z nas. Kilka minut pozniej. Na gorze, ze strychu, uslyszelismy tylko kilka krokow na charakterystycznie trzeszczacych schodach, ktore powiedzialy nam jedno - ktos schodzil na dol, otwierajac masywne, drewniane drzwi, ktorych dzwiek roznosil sie po calej klatce schodowej. Pozniej tylko cisza...                                                                                                                                                           Byl rok 2020 moze 2030  ,wracalem z Beerfestu w parku Chorzowskim na ktorym krótko mówiąc bawilem sie slabo. Postanowilem wracac do domu okolo 1 w nocy a jako, ze mieszkalem na poludniu Katowic to w nocy mialem tylko jeden autobus ktory oczywiscie omijal moje osiedle. No wiec autobus byl z centrum Katowic o godzinie 1:57 (najezdzilem sie nimi w tamtych czasach tyle, ze rozklady pamietam do tej pory)a na przystanku spotkalem moja pare lat starsza kolezanke. Przez cala podroz gawedzilismy i smialismy jakie to z nas przegrywy bo nawet nie mamy zadnej bani w glowie a latamy po nocy. Jako, ze rozmowa fajnie sie toczyła postanowilem wysiasc razem z nia jakies 7 przystankow przed "moim"(autobus mijal w tamtych czasach moje osiedle wiec i tak mialbym 1km do przejscia). Nasze dzielnice granicza ze soba lasem przez ktory biegna linie kolejowe. No wiec ja jako czlowiek z tzw. "Osiedla w lesie" nie mialem jakichkolwiek oporow żeby isc w srodku nocy przez ciemny las (znam sciezki tak dobrze, ze potrafie po ciemku dotrzec do domu). Jednak tamtej nocy cos mnie tknelo i las strasznie mnie odpychal wiec uznalem, ze przejde do domu trasa troche dłuższą ale oswietlonymi co jakis czas torami. Zaznacze jeszcze raz, ze bylem jak najbardziej trzezwy. I wlasnie idac tymi torami przydazylo mi sie cos bardzo dziwnego a mianowicie nagle urwal mi sie film! Nie wiem co sie stalo i dlaczego to bylo dla mnie totalnie niezrozumiale ale nagle obudzilem sie stojac na srodku torow i poczulem ogromny strach ale taki ktorego nie czulem nigdy wczesniej ani nigdy pozniej. Przeswiadczenie, ze ktos mnie obserwuje z lasu na okolo bylo wrecz przytlaczajace. Bardzo szybko postanowilem zlapac chociaz kamien z torowiska i nie myslac dlugo zlapalem pierwszy lepszy ktory byl strasznie lekki a przy blizszych ogledzinach okazal sie kością! Wyrzucilem go z obrzydzeniem i wtedy stala sie cos czego nie zapomne nigdy. Z kazdej strony zaczalem slyszec smiech. To byl najstraszniejszy smiech jaki kiedykolwiek słyszałem w samym srodku lasu. Jego glosnosc rosla dziwnie rownomiernie. Nie potrafilem okreslic z jakiego kierunku dobiega mialem wrazenie, ze ze wszystkich jednoczesnie co bylo niemozliwe bo byl on pojedynczy. Zaczalem biec tymi torami do domu obsrany ze strachu jak nigdy. Po 100 metrach panicznego sprintu z naprzeciwka po torze na ktorym stalem gdy sie "obudzilem" nadjezdzal pociąg! Do dzisiaj nie wiem co sie wtedy wydarzylo a najgorsze byly ramy czasowe ktore ogarnalem dopiero w domu. Wiedzialem, ze jechalem autobusem o 1:57a do kolezanki autobus jedzie jakies 10 minut w nocy. Rozmawialismy pod jej domem jakies 5 minut i po czym postanowilem wracac trasa ktora normalnie zajmuje maksymalnie (trzeba chyba isc tylem zeby az tyle) 40 minut do mojego domu. Gdy wrocilem (sprintem) byla 3 20. Wnioski przerazily mnie jeszcze bardziejbo stalem ponad pol godziny na torach w srodku nocy totalnie tracąc kontakt z rzeczywistością a gdybym tam stal kilka minut dluzej nadjechalby ten pociąg. Historia tak dziwna, ze staralem sie ja wyrzucic z glowy ale czytajac wasze historie uznalem, ze sie podziele. Zaznacze, ze nie boje sie chodzic po lasach w nocy ale tamtego miejsca nigdy wiecej po zmroku nie odwiedzilem.             

W ubiegłym roku pod koniec stycznia jechaliśmy z kumplem około godziny 19 samochodem do Bytomia na halę pograć w piłkę. Lekko pruszył śnieg, droga dosyć mocno się szkliła więc jechałem powolutku. Kumpel standardowo piwko bo "żona w domu nie pozwala". Po drodze zachciało mu się poprostu lać i dosłownie błagał żebym się zatrzymał na poboczu. Droga na uboczu właściwie żadnych posesji w okolicy tylko las. Kumpel wyskoczył siknąć kiedy skończył i miał już wsiadać podszedł do niego gościu ch!% wie skąd się tam wziął ale zapytał czy może się z nami zabrać do miasta bo ma ciężki plecak a uciekł mu autobus i nie daje już rady iść. Powiedzieliśmy że jedziemy na halę opisując gdzie ona jest powiedział że jak najbardziej mu to pasuje. Wsiadł z przodu między nogami chowając kuuurwny plecak taki na wędrówki górskie. Kumpel rozj$#$ł się z tyłu otwierając kolejnego browara bo "kto mu zabroni". I tak sobie jedziemy powolutku bo ślisko w chuj. A że nie należę do osób cichych stwierdziłem że coś zagadam. Jak autostopowicz ma na imię czy coś. Okazało się że ma na imię Tomasz. Wracał z wycieczki. Nie chciał powiedzieć jakiej. Myślę myślę co by tu zagaić i kumpel wypalił "Tomek co masz w tym plecaku" a on jakby nigdy nic "Gówno Cię to obchodzi. No prychłem a kumpel szok co to koleś odp#!@$$$a. I mówi mu że grzecznie zapytał. A ten znowu że ok ale gówno Cie to obchodzi. W głowie pojawiła mi się myśl że podwozimy "Tomka" a on takimi hasłami do kumpla. Trochę mnie gościu zdenerwował. I sam się zaciekawilem co w tym plecaku jest więc pytam to co w tym plecaku? A on lekko podniesionym głosem mówi "gówno Cię to obchodzi". Zacząłem podejrzewać że gościu coś ma nie tak pod kopułką. Milion myśli na sekunde. Co chwilę patrzyłem na kumpla w lusterku który tylko kiwał głową dając znak który jak się okazało dobrze odczytałem. Zjechałem na pobocze zatrzymałem się i mówię do "Tomka" sory ale dalej radzisz sobie sam. My miło pytamy, podwozimy a Ty jak świnia odpowiadasz. Powiedział tylko krótkie "ok". Nic więcej. Zero podziekowania zero przeprosin za zachowanie. Wk@%%ił mnie tym. Kiedy już wysiadał ruszyłem na pełnej prawie paląc sprzęgło tylko dlatego żeby nie zdążył zabrać plecaka. I udało się plecak został w aucie ha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz