2017/04/04

HORROR

Top

Farma

Arkadiusz Nowakowski


:
Wróciłem z pracy po ciężkim dniu. Był już wieczór, a na ulicy paliły się lampy. Moja głowa pulsowała, nie dając spokojnie usnąć. Wstałem z łóżka i zaparzyłem sobie mocnej kawy. Tej nocy już nie pośpię. Wyjąłem plik dokumentów z teczki i postanowiłem je przeanalizować jeszcze raz. Gdzieś popełniłem błąd i chciałem wiedzieć gdzie. Oczywiście byłem świeży w tym zawodzie, jednak nie zmienia to faktu, że jednocześnie najlepszy spośród stu innych. Właśnie przeglądałem zdjęcia, kiedy zadzwonił telefon.
– Tom, tu szeryf. Nie chcę owijać w bawełnę. Dostajesz przydział, będziesz badał sprawę JJ Rippera.
– Ogromnie się cieszę, ale... Dlaczego właśnie ja?
– Bo ty się do tej roboty najbardziej nadajesz. Jesteś inteligentny, bystry i znasz wszystkie tajniki, jakimi może się posługiwać seryjny morderca, więc odmówić nie możesz. Chyba że rezygnujesz z pracy?
– Oczywiście, że nie rezygnuję.
– Jutro o dziesiątej masz przyjść do biura. Otrzymasz wszystkie materiały związane z JJ Ripperem.
– Dobrze, szefie. Będę punktualnie.
Odłożyłem słuchawkę. Byłem w szoku. JJ Ripper – pierwszy seryjny morderca, którego miałem schwytać. Chciałem śpiewać z radości i jednocześnie płakać, bo wiedziałem, co zrobił JJ. Postanowiłem, że dziś już nie będę przeglądał zdjęć, bo i tak od jutra będę miał aż nadto wpatrywania się w ,,dzieła” Rippera.

6. czerwca
9:59

Stałem przed drzwiami szefa niczym skarcony uczeń. Minuta dzieliła mnie od otrzymania sprawy JJ. Drzwi otworzyły się i ukazała się postać starszego mężczyzny z brodą.
– Wejdź, Tom.
Wszedłem
– Usiądź. Tutaj mam dokumenty, które mogą się przydać. Oczywiście liczę na twoją intuicje, dzięki której nieraz udało ci się strzelić w dziesiątkę. To, że nie dostałeś partnera, nie zmienia faktu, że cały czas będziesz miał wsparcie. Chcę, żebyś to wiedział.
– To nawet lepiej, wolę pracować sam. Wiele słyszałem o JJ...
– Większość to bujda wyssana z palca przez szmatławce, żeby nakład się szybko sprzedał. Prawda jest taka, że mamy seryjnego mordercę i – już – dwadzieścia dwa trupy. On się z nami bawi, potrafi nas mylnie naprowadzać, żebyśmy się ośmieszyli. Jednak jest szansa, że popełni gdzieś błąd. Ty to wykorzystasz, a wtedy wreszcie dopadniemy skurwysyna.
Już miałem wychodzić, kiedy zadzwonił telefon, szef włączył na głośnomówiący.
– Tu posterunkowy Mike. Jestem na miejscu zbrodni. Proszę przysłać techników, to istna masakra.
– Zrozumiałem, podaj namiary – odparł szef.
– Jestem wraz z Henrym na Cristal Fighein. W pobliżu jest farma.
– OK, zrozumiałem – potwierdził szef, kładąc słuchawkę z powrotem.
Spojrzał na mnie. Na jego twarzy rysował się nikły uśmiech.
– Zbieraj tyłek i złap tego sukinkota.
Wypadłem z biura niczym strzała i od razu udałem się do wozu. Jechałem na syrenie.
Padało coraz mocniej. Nawierzchnia była bardzo śliska. Chciałem tam dotrzeć jak najszybciej, jednak straciłem panowanie nad wozem. Wjechałem do rowu. Kiedy odzyskałem świadomość, spostrzegłem, że z mojego czoła spływała się mała strużka krwi. Wyszedłem z auta, aby sprawdzić, w jakim jest stanie. Ku mojemu zdziwieniu wydawało się nieuszkodzone. Usiadłem za kierownicą i zacząłem się modlić, przekręcając kluczyk w stacyjce. Za pierwszym razem nie zapalił. Nie zdziwiło mnie to, bo nigdy nie odpalał za pierwszym razem. Ponowna próba przyniosła upragniony sukces. Po godzinie dojechałem na miejsce wyznaczone przez szefa.
Przy farmie znajdowały pola kukurydzy. W oddali zobaczyłem stodołę. Spojrzałem w lusterko. Krew dalej sączyła się lekko. Wyjąłem plaster, który był w schowku, nakleiłem na czoło i wyszedłem z samochodu. Kilku funkcjonariuszy gadało miedzy sobą, rozciągając taśmę policyjną wokół domu. Podszedłem nich.
– Co tu się wydarzyło? Gdzie jest miejsce zbrodni ?
Jeden z policjantów spojrzał na mnie.
– Proszę wejść do środka – odparł, wskazując drzwi do domu
Dom był drewniany, pomalowany na jaskrawą biel. Nad górną krawędzią futryny wisiała tabliczka „W tym miejscu w 1888 roku toczyła się bitwa”. Na drzwiach znajdowała się wizytówka Herzen Huintin, a pod plakietką wielka masywna kołatka, która trochę nie pasowała do wiejskich realiów. Drzwi były lekko uchylone.
Wszedłem. W środku panował smród stęchlizny, zmieszany z wonią ludzkiej krwi. Przedpokój był niewielki. Mała szafka na buty, obok stojak na parasole, a po prawej drzwi do kuchni. Tam także stali policjanci i robili zdjęcia. Podszedłem bliżej. Wielki wiatrak, który miał ochładzać domowników, teraz tylko rozwiewał na cały dom smród rozkładającego się ciała. Na stole leżały stare płatki śniadaniowe, po których chodziły karaluchy. Spojrzałem w prawo. Ujrzałem małą lodówkę. Typowy model z lat pięćdziesiątych. Kilka kroków dzieliło mnie od policjanta, który trzymał w ręku aparat. Im bliżej podchodziłem, tym bardziej mój umysł próbował odtworzyć to, co się tu wydarzyło. Mimo że było tutaj dziesięciu funkcjonariuszy, bałem się.– Gdzie jest trup? – zapytałem
Policjant odstawił na moment aparat i odpowiedział:
– Ciało denatki jest na piętrze, ale może lepiej nie wchodź tam sam. Ja płakałem dobry kwadrans po wyjściu stamtąd.
– Ja nie należę do płaczków – odparłem i poszedłem dalej.
Korytarz za kuchnią był mały, pomalowany na żółty kolor. Na lewo ciągnęły się schody. Na ścianie przy nich wisiały reprodukcje siedemnastowiecznych obrazów. Na górze znajdowały się tylko jedne drzwi. Widniał na nich krwawy napis: „Spirit et demoni”. Wszedłem. W środku panował istny Armagedon. Lampa potłuczona, szafa przewrócona, na środku łóżka zwłoki kobiety, które wyglądały na rozszarpane przez zwierzę. Ciało miało duże rany kłute, klatka piersiowa była rozerwana jakby od środka, uszy odcięto i pozostawiono na poduszce.
Kobieta trzymała swój własny język w prawej ręce. W oczodołach spoczywały dwie monety. Twarz pozbawiona była dolnej szczęki, w miejscu której znajdował się krzyż. Dwa pentagramy narysowane wokół łóżka splatały się w całość. Na ścianie widniał kolejny napis „Bój się, bo on wrócił. Bój się, bo on już tu jest. Bój się, bo on widzi cię. Bój się, bo tylko to pozostało”.
Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do szefa. Kilka głuchych połączeń, aż wreszcie odebrał.
– Słucham?
– Szefie, jestem na miejscu. Właśnie oglądam miejsce zbrodni albo raczej masakry, która tu została dokonana. Czy jest pewność, że JJ to zrobił? Bo mi tu śmierdzi bardziej jakaś sektą.
– Zbierz materiały. Każdy trop jest ważny, by złapać JJ Rippera.
– OK, szefie.
Rozłączyłem się. Była już czternasta, kiedy spojrzałem na telefon.
Wyszedłem z pokoju, czułem zbyt dużo emocji, by wytrwać tam jeszcze chociaż minutę. Wróciłem do kuchni, postanowiłem wszystko zbadać. Policyjny fotograf ulotnił się gdzieś. W kuchni pojawiła strużka, która ciągnęła się aż do przedpokoju. Nie wyglądała na krew, bardziej na coś, co było połączeniem wody i rdzy. Podążałem za nią aż do piwnicy, ale w dalszym ciągu nie spotkałem żadnego policjanta. Postanowiłem wycofać się, jednak drzwi od piwnicy zostały zamknięte. Uderzałem pięścią w drzwi, lecz nikt nie otwierał. Zszedłem po omacku na dół i zapaliłem światło. Wyjąłem telefon i próbowałem zadzwonić do kogoś, kto by mnie stąd uwolnił. Bezskutecznie. Piwnice mają to do siebie, że nie ma w nich zasięgu. Ta była mała, przerobiona na warsztat. Pełno pajęczyn sugerowało, że nikt tutaj nie gościł od kilku lat. Na stole leżała piła oraz kilka paczek gwoździ, a za stołem kilka pudełek. Podszedłem i otworzyłem jedno z nich. Były w niej gazety, opisujące działania JJ Rippera.
„Diabeł znów bawi się nad stawem” grzmiał jeden z tytułów. Pod gazetą leżał dziennik, a na nim napisano: Jonathan James Reav.

1. kwietnia 1966
Mój ojciec znów mnie pobił, bo nie chciałem iść do Sandersów po ziemniaki. Czuję się źle. Dobrze, że mojej siostry dziś nie dotknął.

2. kwietnia 1966
Mój ojciec dziś mnie nie bił, a nawet pochwalił, że dobrze wykonałem pracę na roli. Moja siostra nie miała dziś szczęścia. Był u niej w nocy. Nie mogłem nic zrobić.

3. kwietnia 1966
Mój ojciec znów się spił. Matka wróciła od rodziny, piła razem z nim. Boję się nocy.

3. kwietnia 1966. Noc
Ojciec z matką kłócą się. Mówią coś o tym, że ona chce od niego odejść. On postanawia ją uciszyć. Słyszę krzyki. Siostra gdzieś zniknęła. Szukałem jej cały dzień. Mam nadzieję, że rodzice ją znajdą.

4. kwietnia 1966
Dalej nie ma mojej siostry. Gdy zapytałem o nią ojca, odpowiedział, że to nie moja parszywa sprawa i mnie pobił. Czuję się fatalnie. Chcę się zabić, przyszykowałem tabletki, jednak ojciec mnie nakrył i znowu pobił.

5. maja 1993
Siedzieliśmy wraz z kuzynem przy piwie i rozmyślaliśmy o życiu. Nagle kuzyn wspomniał coś o mojej siostrze. Zacząłem go bić, a potem podciąłem mu gardło puszką po piwie.

7. maja 1996
Spotkałem moja dziewczynę z jakimś chłopakiem. W nocy dałem jej nauczkę, już więcej mnie nie skrzywdzi.

10. maja 1999
On każe mi zabijać. Cały czas mi kazał, próbowałem się od niego uwolnić, jednak on jest silniejszy. Ma nade mną władzę. Boję się o życie swoje i innych. Boże, miej mnie w swej opiece.

Na tym zakończył się pamiętnik, byłem w szoku, chociaż ujrzałem tylko zalążek tego, czego „dokonał” JJ. Odłożyłem dziennik i postanowiłem raz jeszcze spróbować otworzyć drzwi. Wszedłem ponownie po schodach i z impetem uderzyłem w nie nogą, jednak bez efektu. Wróciłem na dół i zacząłem szukać okienka bądź drugiego wyjścia, także bez skutku. Byłem uwięziony w domu JJ Rippera. Zbliżała się noc. Ponownie podszedłem pod drzwi i zacząłem nasłuchiwać głosów. Nic, tylko cisza, która ogarnęła ten dom.
Zaczęła się burza. Grzmot uderzył niedaleko, powodując silne trzęsienie oraz migotanie światła. Spojrzałem do kabury, moja broń była naładowana. Wróciłem ponownie na górę i strzeliłem w zamek. Udało się, byłem wolny. Wyszedłem. Chciałem udać się na zewnątrz, jednak usłyszałem krzyk wołający o pomoc, który dobiegał – o dziwo – z piwnicy. Szybkim krokiem zbiegłem po schodach, trzymając bron w gotowości. Coraz głośniejsze wołanie o pomoc doprowadzało mnie do szału, bo nie potrafiłem znaleźć osoby, która jej potrzebowała.
– Gdzie jesteś?
Nic, zero odpowiedzi, tylko głuche „pomocy”. Zacząłem podejrzewać, że być może przez przypadek włączyłem jakiś dyktafon, na którym Ripper nagrał swoje zabawy. I tym razem nie myliłem się. Był niedaleko pudełek. Podniosłem go i przewinąłem taśmę do początku.
– Komisariat Tecville, rozmowa Sierżanta Randlera z podejrzanym Jonathanem Jamesem Reavem, pseudonim Ripper – usłyszałem.
– Dlaczego to zrobiłeś?
Szelest, po czym nastąpiła odpowiedź.
– Jam jest piekło, w piekle wychowany, więc się piekła nie obawiam.
– Czy należysz do jakieś sekty? Całe ciało masz pokryte malunkami.– Powiadam wam, bójcie się, gdyż on powrócił. Strzeżcie się cienia, bo on w nim czyha. Waszym lękiem karmi się, bo gdy was dopadnie, to będzie źle.
– Dlaczego ją zabiłeś?
– On jest mym pasterzem i będę kroczył jego krwawą ścieżką.
– O kim mowa?
– Siegiel, jedyny bóg.
Szelest, po czym dziwny dialekt.
– Eh Se eh Se He.
– Kurwa, popaprańcu, powiedz dlaczego ją zabiłeś i rozprułeś, ty chory sukinsynu?
– Daj mi kartkę, to ci napiszę, dlaczego to zrobiłem.
– Masz.
– Co tam namazałeś? Człowiek o twarzy kozy? Co to ma znaczyć?
– To on mi kazał zabijać.
– Gówno prawda. Wymyślasz, by tylko trafić do psychiatryka. Ja się postaram, żebyś poszedł do komory... Muszę wyjść na moment, zacznij gadać normalnie, bo zawołam mojego kolegę, a on lubi łamać wszystko, kiedy nie jest zadowolony.
Trzasnęły drzwi.
– O panie... Wiem, że jestem grzeszny, ale pomóż, abym stąd wyszedł, a spełnię twe ofiary.
Z dyktafonu dobiegł głośny szelest i wołanie o pomoc, a potem cisza. Taśma się skończyła.
Coraz mocniej mnie dziwiło, skąd się tu wzięła taśma z przesłuchania i dlaczego JJ nie został skazany. Schowałem dyktafon do kieszeni płaszcza i udałem się ku schodom prowadzącym na górę. Wychodząc, miałem nadzieję, że już nie wrócę do piwnicy człowieka, który miał na sumieniu dwadzieścia dwie osoby. Gdy stanąłem w przedpokoju, znów usłyszałem wołanie o pomoc. Tym razem dobiegało z pokoju, gdzie znajdowały się rozszarpane zwłoki kobiety. Drzwi były zamknięte. Wołanie coraz głośniejsze. Strzeliłem w zamek i wbiegłem do środka. O dziwo, zwłok nie było. Na łóżku pozostał jedynie ślad. Uznałem, że patolodzy zabrali ciało na sekcję.
Krzyknąłem.
– Gdzie jesteś ? Czy to jakieś żarty?
Płacz powoli przeistaczał się w chory śmiech. Dobiegał z szafy. Otworzyłem ją i zacząłem przesuwać wieszaki z ubraniami. Znalazłem ukryte drzwi. Postanowiłem zadzwonić do szeryfa, jednak brak zasięgu mi to uniemożliwił. Miałem jeszcze cztery naboje, więc wszedłem. Trzymałem telefon, by oświetlać sobie drogę i po chwili ujrzałem drugi pokój bez okien. Przypominał więzienie. Na ziemi leżał koc oraz poduszka, a obok miska z jedzeniem. Nagle telefon zgasł, zapanowały egipskie ciemności, powodując u mnie coraz większy strach. Usłyszałem, że ktoś oddycha lekko za mną. Odwróciłem się, ale w mroku nie potrafiłem nikogo dostrzec.
– Uciekaj – zawołał głos.
– Kim jesteś, do cholery?
Ktoś zaczął się śmiać, a nawet chichotać.
Spróchniałe powietrze ogarniało moje płuca, wciskając w nie dawkę kurzu i stęchlizny, co wywołało u mnie kaszel. Nagle postać poświeciła mi w oczy. Światło latarki mnie oślepiło. Przez ręce, z przymrużonymi oczami próbowałem dostrzec, kto przede mną stoi. Przeżyłem szok. Był to JJ Ripper. Ubrany w stare łachmany, wychudzony, brudny, zarośnięty. Po prostu wrak człowieka.
Wyjąłem broń i wycelowałem w niego. Światło oślepiało mnie, mimo to trzymałem go cały czas na muszce.
– Przyszedłeś po mnie, marny policjancie?
– Tak.
–To proszę, zabierz mnie stąd. Już dłużej tak nie potrafię.
Widząc go, miałem w głowie dwie myśli: albo się ukrywa przed wymiarem sprawiedliwości, co byłoby uzasadnione albo ktoś go tu przetrzymuje.
– Czy ja dobrze słyszę? Chcesz, bym cię aresztował?
– Tak. Przyznaję się do dwudziestu dwóch zabójstw. Mogę wszystko spisać na kartce, jeśli chcesz. Tylko proszę, zabierz mnie stąd.
Wyjąłem kajdanki, po czym ruszyłem w stronę JJ, chcąc go obezwładnić. Cały czas kierował światło latarki na moją twarz.– Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie. Jeśli nie stać cię na adwokata, zostanie ci przydzielony z urzędu.
Spiąłem go kajdankami i poprowadziłem w stronę wyjścia. Czułem się cholernie zadowolony, że jako jedyny potrafiłem złapać JJ Rippera. Nagle usłyszałem jakiś dziwaczny odgłos z kuchni. Pomyślałem, że moi wrócili i kontynuują oględziny, jednak kiedy się tam zjawiłem, poczułem smród, który ciągnął się do piwnicy.
– Proszę, weź mnie stąd, nie chcę tu już być. Tu mieszka zło, to dom Siegiela.
– Kim,do cholery, jest Siegiel ?
– To człowiek o twarzy kozy, który rozdziera ludziom wnętrzności.
Spojrzałem na Rippera. Wydawał się cholernie przerażony. Odgłosy z piwnicy były coraz głośniejsze. Rippera przykułem do stołu, a sam postanowiłem to sprawdzić. Zeszedłem na dół i zapaliłem światło. Przede mną stanął człowiek o twarzy kozy, ubrany w szaty z kapturem. W dłoni trzymał nóż. Początkowo mnie to rozbawiło, jednak widząc pysk pełen krwi, zmieniłem wesołe nastawienie w konkretne działanie. Wyjąłem pistolet i krzyknąłem:
– Nie ruszaj się!
Postać z twarzą kozy zabeczała i rzuciła się na mnie. Wystrzeliłem. Kula podążyła w stronę kozoczłeka, robiąc mu dziurę brzuchu. To jednak nie zatrzymało stwora, który rzucił się na mnie. Przewróciłem się. Broń wypadła mi z dłoni. Chwilę potem oberwałem nożem w rękę. Gdy byłem tak blisko stwora, zauważyłem coś dziwnego. On nie oddychał! Zaczęła się szarpanina, która z mojej strony prowadziła do tego, żebym znalazł się jak najbliżej broni. Oberwałem znowu, tym razem w brzuch. Ból był nie do zniesienia, jednak dalej walczyłem. Próbowałem wybić z jego ręki nóż, ale nie potrafiłem. Moją rękę od broni dzieliło już tylko kilka centymetrów. Moje palce wreszcie ją i strzeliłem w głowę stworowi. Padł. Wstałem i zbliżyłem się do niego. Ogarnęło mnie przerażenie, kiedy zdjąłem stworowi maskę. Okazało się, że to była kobieta! Pobiegłem na górę, by sprawdzić, co u Rippera, jednak gdzieś zniknął. Zacząłem go szukać. Nagle zostałem uderzony w głowę czymś mocnym.
Obudziłem się przywiązany do krzesła. Ripper szykował na mnie nóż. Z brzucha płynęła mi krew. Ręce nie były w lepszym stanie. Oberwałem porządnie, a teraz JJ chciał to dokończyć.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Co?
– Zabiłeś moją siostrę!
– To ona się na mnie rzuciła i chciała zabić.
Widać było coraz większą wściekłość na twarzy Rippera oraz łzy. Patrzyłem na niego, a on, wymachując nożem, kontynuował swoją przemowę. Miałem czas, by wymyślić, jak stąd uciec.
– Stul pysk. Jak mogłeś? Tyle lat ją chroniłem, a ty wszystko zepsułeś.
– Czyli już nie chcesz do więzienia? Chcesz mnie teraz zabić?
– Nie tak miało się to potoczyć. Ona miała cię zabić tak jak pozostałych. Dlatego nie dorwałem cię wcześniej, nie wyprułem twoich flaków i nie zrobiłem dla niej naszyjnika z twoich zębów. Jednak najpierw opowiem ci historię. Kiedy byłem mały, mój ojciec mnie bił, a moją siostrę wykorzystywał seksualnie. Pewnego dnia moja siostra zniknęła. Ojciec ukrył ją w tym pokoju, gdzie mnie znalazłeś i gwałcił po nocach. Pewnej nocy, kiedy matka spała, ojciec wyszedł spod kołdry i znowu poszedł wykorzystać córkę. Poszedłem za nim. Patrzyłem chwilę na to, jak to robili, a później wbijałem mu nóż w pierś, aż przestał oddychać. Siostra była cała obolała, naga i posiniaczona. Wróciłem do matki i zapytałem, czy kocha ojca. Odpowiedziała, że tak, więc i ją zadźgałem.
Na drugi dzień pojawiła się policja. Zabrali mnie, ale jej nie znaleźli. Na policji opowiedziałem, że to Siegiel zabijał, bo wyczytałem o nim w jakiejś starej książce. Posiedziałem dwa lata w poprawczaku i wypuścili mnie. Kiedy wróciłem, kazałem siostrze uwiarygodnić naszą historię. Wpierw opierała się, potem coraz odważniej stawała się Siegielem, aż pewnego dnia kazała mi zabijać.
Nie miałem wyrzutów sumienia. Wystarczyło mi to, że znów mam moją kochaną Roksanę. Pewnie czytałeś mój dziennik, kiedy Roksana zamknęła cię w piwnicy. Cóż, nie do końca chciałem gwałcić moją dziewczynę, ale Roksana mnie zmusiła. Mówiła, że jest parszywą suką i musi zginąć. Siegiel rósł w siłę i Roksana przestawała być kobietą, a stawała się kozoczłekiem, który wypruwa flaki, żywiąc się wnętrznościami. W pokoju na górze widziałeś dzieło Roksany. To była jakaś prostytutka, którą zwabiłem w nocy dla niej...
Cała ta historia wydawała się nieprawdopodobna, lecz teraz siedziałem przywiązany na krześle i nie potrafiłem nic poradzić. JJ nie był mistrzem w wiązaniu węzłów, co dało mi szanse na uwolnienie się. Oswobodziłem szybko ręce i rzuciłem się na niego. Rany kłute, które otrzymałem od Siegiela powodowały, że nie był to energiczny rzut. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Udało mi się jednak wybić Ripperowi nóż z ręki. Zacząłem bić go po twarzy. Kiedy był już nieprzytomny, plunąłem mu w gębę.
– Ty cholerny popaprańcu. Ty i twoja siostrzyczka już nikomu nie zagrozicie, nigdy.
Po tych słowach związałem go tak mocno, że aż krew lekko pociekła mu z nadgarstków. Wydostałem się z nim ze stodoły i zadzwoniłem do szefa.
– Szefie, mam go! Mam JJ i proszę też o karetkę, jest tu zabita kobieta.
– Świetnie, daj go chłopcom, bo jeszcze tam mają oględziny.
– Ja nikogo tu nie widzę.
Nagle JJ przebudził się i oznajmił:
– Siegiel ich dopadł.
Uderzyłem go telefonem, co spowodowało rozłączenie. Zaciągnąłem go do auta. Jeszcze raz sprawdziłem, czy jest dobrze związany. Wsadziłem go na tył samochodu i odjechałem.
Spojrzałem jednak jeszcze w okno domu i ujrzałem Siegiela. To na pewno było tylko moje złudzenie, wywołane ciosami, które mi zadano, bo przecież ona zginęła… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz