Dodano: 02.08.2015 [08:16]
Swoją masą przygniatającą miasto i obcością, i brzydotą symbolizuje, tak jak lepiej nie można, tę obcą przemoc, która przygniata i deformuje życie polskie. Nie można uciec od jego widoku” – pisał o Pałacu Kultury prof. Wiktor Weintraub z Uniwersytetu Harvarda. Fakt, iż mieszkańcom III RP nie przeszkadza dziś, że nad stolicą góruje symbol ustanowiony przez morderców ich dziadków, mówi wiele o okaleczeniu, zdeformowaniu ich mentalności przez lata niewoli
To nie będzie kolejny pełen anegdot, ciekawostek i michałków tekst o Pałacu Kultury, który kiedyś zbudowany został na rozkaz Stalina, ale dziś jest oswojoną przez mieszkańców atrakcją turystyczną, obwieszoną kolorowymi świecidełkami.
Owszem, będzie trochę o tym oswojeniu. Ale jako o jednym z objawów choroby Polaków, która przejawia się ponadto skarleniem, zanikiem dumy, brakiem ambicji, wreszcie – obecnym stanem naszego państwa.
Współpracownik Józefa Piłsudskiego Henryk Józewski, przez osiem lat ukrywający się w PRL przed UB, nie miał wątpliwości, że Pałac Kultury „jest po to, by świat kultury polskiej zmienił się według schematu obowiązującego w Rosji sowieckiej”. Cieszył się, że Pałac Kultury „budzi sprzeciw”. I stwierdzał, że „skala tego sprzeciwu jest miarą polskości każdego z nas”.
Gdyby przyłożyć tę miarę do elit III RP, możemy stwierdzić, iż sowiecka operacja na krnąbrnej polskiej kulturze, najgroźniejszej polskiej broni w czasach zaborów, powiodła się. Nie przypadkiem w czasie, gdy Józewski siedział w więzieniu, w Pałacu mieściła się już redakcja tygodnika „Polityka”, dziś pisma elit III RP.
Anthony Hartley: każdy warszawiak chciałby wysadzić go w powietrze
W artykułach wspomnieniowych z okazji 60-lecia Pałacu zabrakło jakoś przypomnienia najgłośniejszych światowych relacji z placu budowy. Wypełnijmy tę lukę.
W styczniu 1955 r. Graham Green, słynny angielski powieściopisarz, opublikował w „Sunday Times” reportaż, w którym nazwał Pałac „tortem weselnym gangstera”. Rosyjski bandzior zmusił Polskę do ślubu, a gigantyczny betonowy tort jest obrzydliwym dopełnieniem owego rytuału.
Po przeczytaniu tego reportażu poeta Donald Davie w swym poemacie zatytułowanym szyderczo „A Meeting of Cultures”, czyli „Spotkanie kultur”, pisał:
Brytyjski pisarz i krytyk Anthony Hartley napisał 22 marca 1957 r. w reportażu z Polski na łamach „Spectatora”, iż żaden Polak nie zaakceptuje nigdy tego poniżenia:
To nie będzie kolejny pełen anegdot, ciekawostek i michałków tekst o Pałacu Kultury, który kiedyś zbudowany został na rozkaz Stalina, ale dziś jest oswojoną przez mieszkańców atrakcją turystyczną, obwieszoną kolorowymi świecidełkami.
Owszem, będzie trochę o tym oswojeniu. Ale jako o jednym z objawów choroby Polaków, która przejawia się ponadto skarleniem, zanikiem dumy, brakiem ambicji, wreszcie – obecnym stanem naszego państwa.
Współpracownik Józefa Piłsudskiego Henryk Józewski, przez osiem lat ukrywający się w PRL przed UB, nie miał wątpliwości, że Pałac Kultury „jest po to, by świat kultury polskiej zmienił się według schematu obowiązującego w Rosji sowieckiej”. Cieszył się, że Pałac Kultury „budzi sprzeciw”. I stwierdzał, że „skala tego sprzeciwu jest miarą polskości każdego z nas”.
Gdyby przyłożyć tę miarę do elit III RP, możemy stwierdzić, iż sowiecka operacja na krnąbrnej polskiej kulturze, najgroźniejszej polskiej broni w czasach zaborów, powiodła się. Nie przypadkiem w czasie, gdy Józewski siedział w więzieniu, w Pałacu mieściła się już redakcja tygodnika „Polityka”, dziś pisma elit III RP.
Anthony Hartley: każdy warszawiak chciałby wysadzić go w powietrze
W artykułach wspomnieniowych z okazji 60-lecia Pałacu zabrakło jakoś przypomnienia najgłośniejszych światowych relacji z placu budowy. Wypełnijmy tę lukę.
W styczniu 1955 r. Graham Green, słynny angielski powieściopisarz, opublikował w „Sunday Times” reportaż, w którym nazwał Pałac „tortem weselnym gangstera”. Rosyjski bandzior zmusił Polskę do ślubu, a gigantyczny betonowy tort jest obrzydliwym dopełnieniem owego rytuału.
Po przeczytaniu tego reportażu poeta Donald Davie w swym poemacie zatytułowanym szyderczo „A Meeting of Cultures”, czyli „Spotkanie kultur”, pisał:
Z kolei londyńskie pismo „Evening News” w artykule zatytułowanym „Zły smak” pisało, iż „za najohydniejszy („the most hideous”) budynek we wschodniej Europie uważany jest Pałac Kultury w Warszawie”.Pałac Kultury ssie
Centrum, umarłe centrum
Środka Europy, Warszawy
Brytyjski pisarz i krytyk Anthony Hartley napisał 22 marca 1957 r. w reportażu z Polski na łamach „Spectatora”, iż żaden Polak nie zaakceptuje nigdy tego poniżenia:
Tak też głosiła przeróbka Mazurka Dąbrowskiego: „Co nam obca przemoc dała, nocą rozbierzemy”. Zachodni dziennikarze rozumieli polskie uczucia, nie trzeba by było im tłumaczyć, dlaczego Tadeusz Konwicki nazwał Pałac statuą nie-wolności. Dlaczego mieszkańcy Warszawy przezywali go „Pekinem”, nawiązując do nazwy czynszówki na rogu Złotej i Żelaznej, gdzie mieściły się domy publiczne, o czym pisał w „Dzienniku” Leopold Tyrmand. Dlaczego powtarzali sobie dowcip o tym, skąd rozpościera się najpiękniejszy widok na Warszawę. Skąd? Oczywiście z tarasu Pałacu Kultury. Dlaczego? Bo z niego nie widać Pałacu Kultury. Za ten dowcip w latach stalinowskich groziło kilka lat więzienia. Ale dość anegdot. Nie banalizujmy zła.„Biedni Rosjanie! Do głowy im nie przyszło, że dziś każdy mieszkaniec Warszawy radośnie przyłożyłby się do wysadzenia ofiarowanego gmachu w powietrze”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz