Choć pożar wokół Samsungów Galaxy Note 7 trochę przygasł, to ostatnio rozgorzał na nowo. Hui Renjie, mieszkaniec Chin, kupił smartfon Samsung Galaxy Note 7 w niedzielę. Zostawił go podłączonego do ładowarki na noc. Rano zobaczył smużki czarnego dymu unoszące się nad telefonem, po czym urządzenie stanęło w płomieniach.
Tę historię opisuje CNN. Czym ten przypadek różni się od innych dotyczących wadliwych smartfonów Samsunga?
Koreański producent zarządził wcześniej wycofanie urządzeń z dziesięciu rynków celem naprawienia wad fabrycznych lub upewnienia się, że dane urządzenie jest bezpieczne. Do momentu podjęcia tej decyzji sprzedał ok. 2,5 mln urządzeń, choć nie wiadomo, ile w sumie trafiło na rynek i wróciło do fabryk. Dotyczy to również polskiego rynku - Samsung wymieni Note'y 7 na bezpieczne modele.
Sęk w tym, że zwrot ten nie obejmował Chin. Samsung twierdził, że tylko część Note'ów ma wadliwą baterię od jednego z dostawców - swojej spółki zależnej. Baterie tych dystrybuowanych w Chinach pochodziły od innego dostawcy, stąd powinny być bezpieczne. Być może pojedynczy Note 7 przypadkiem znalazł się na tym rynku. Z drugiej strony, może problem dotknął większej liczby urządzeń, niż twierdzi Samsung.
Jak pisze CNN, firma skontaktowała się z chińskim klientem celem wyjaśnienia tej sprawy. Jak dotąd z Państwa Środka nadeszły cztery historie o płonących Note'ach 7, choć w dwóch z nich Samsung nie znalazł dowodów na własną winę.
Nie tylko w Chinach wciąż pojawiają się problemy z nowymi smartfonami Samsunga. W rodzimej Korei Południowej firma zaczęła już wydawać klientom, którzy zakupili wadliwe Note'y, nowe urządzenia, sprawdzone pod kątem bezpieczeństwa. Jednak niektórzy twierdzą, że smartfony przegrzewają się, a bateria szybko się wyczerpuje.
Stąd Samsung w niedzielnym oświadczeniu napisał, że opóźnia wznowienie sprzedaży w Korei Południowej - z 28 września na 1 pierwszego października. Firma przeprosiła za niedogodności i zapewniła, że postara się jak najszybciej rozwiązać problem.
Jak w ogóle do tego doszło? Bloomberg, powołując się na anonimowe źródło zbliżone do sprawy, twierdzi, że Samsung bardzo spieszył się z wypuszczeniem na rynek urządzenia, by zdążyć przed Apple i nowymi iPhone'ami. Według artykułu presja była duża, stąd nietrudno o jakiś błąd.
Cała ta sprawa to ogromna skaza na wizerunku firmy. Trzeba jej jednak oddać, że robi co może, by jakoś rozwiązać tę sytuację. Nie pomaga jej fakt, że klienci nie kwapią się zbytnio do wymiany swoich potencjalnie niebezpiecznych urządzeń. Tylko w mateczniku Samsunga do zwrotu trafiło jedynie 200 tys. smartfonów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz