Afera reprywatyzacyjna w Warszawie zakończy karierę polityczną Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Nie milknie burza wokół ujawnionej w Warszawie afery reprywatyzacyjnej. W jej centrum od początku znalazła się obecna prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz i podlegli jej urzędnicy. Wśród wielu niejasnych decyzji administracyjnych, jakie podejmowały na tym polu władze Warszawy, jedna wzbudziła szczególne emocje opinii publicznej w Polsce.
To ta, dzięki której przekazano wartą 160 mln zł działkę zlokalizowaną w samym centrum miasta (pl. Defilad) obywatelowi duńskiemu, który miał wykazać, że to on jest prawnym jej spadkobiercą. Teraz na wspomnianej działce ma stanąć 245-metrowy wieżowiec, który będzie przynosił milionowe zyski. Decyzję o zwrocie działki rzekomemu spadkobiercy z Danii stołeczne władze podjęły pomimo tego, że wszystkie roszczenia obcokrajowców zostały zaspokojone już w czasach PRL-u i nie było podstaw, aby tego dokonać ponownie. Mało tego, okazało się także, że urzędnik miejski podpisujący decyzję o zwrocie wspomnianej działki i mecenas reprezentujący nabywcę praw spadkobierców byli wspólnikami, bo razem kupili działkę na Podhalu. Takich decyzji „reprywatyzacyjnych” władze Warszawy podjęły w ostatnich latach znacznie więcej. Ich beneficjentami byli ludzie z warszawskiego „układu reprywatyzacyjnego”, w którym oprócz urzędników miasta byli prawnicy, sędziowie, politycy, którzy z reprywatyzacji postanowili uczynić bardzo dochodowy i profesjonalnie zorganizowany prywatny biznes. Jak się okazało, zyski z niego czerpała również rodzina samej Hanny Gronkiewicz-Waltz, która kilka lat temu stała się beneficjentem kamiennicy przy ul. Noakowskiego 16, de facto ukradzionej prawowitym właścicielom.
Od początku warszawskiej afery reprywatyzacyjnej tłumaczenia Hanny Gronkiewicz-Waltz brzmiały niewiarygodnie. Trudno bowiem było uwierzyć w to, że prezydent Warszawy nic nie wiedziała o procederze reprywatyzacyjnym, jaki toczył się w zarządzanym przez nią mieście i że tak naprawdę problem ten uświadomiła sobie dopiero po tym, jak sprawą działki przy ul. Chmielnej zajęła się prokuratura i zaczęły o tym pisać media. Prezydent Warszawy usiłuje się jeszcze bronić, zapowiadając przeprowadzenie pełnego audytu w sprawie reprywatyzacji w mieście. Stara się przy tym „zepchnąć” odpowiedzialność, jaką ponosi w tej sprawie na podległych jej urzędników. Jednak droga ta generuje tylko nowe zagrożenia dla jej i tak trudnego położenia. Mogliśmy się przekonać o tym, gdy szef warszawskiego Biura Gospodarowania Nieruchomościami (BGN) Marcin Bajko zapowiedział pozwanie swojej szefowej do sądu, zarzucając jej, że przedstawiła opinii publicznej nieprawdziwe informacje na temat kierowanej przez niego komórki i zagroził, że będzie domagał się odszkodowania.
Trudno również sądzić, że prokuratura, która bada sprawę decyzji reprywatyzacyjnych w Warszawie nie dostrzeże żadnej odpowiedzialności prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, która na co dzień dozoruje warszawskich urzędników i odpowiada za całość decyzji, jakie w mieście zapadają. W najłagodniejszym scenariuszu pani prezydent zapewne za jakiś czas usłyszy zarzut braku właściwego nadzoru nad podległymi jej komórkami i urzędnikami, którzy nimi kierowali. Z kolei radykalne scenariusze, jakie mogą w tej sprawie zaistnieć, nakazują sądzić, że Hanna Gronkiewicz-Waltz usłyszy tych zarzutów znacznie więcej i o znacznie cięższym kalibrze kodeksowym. Niezależnie od tego, jak będzie orzekał w tej sprawie sąd, pozycja polityczna obecnej prezydent Warszawy bliska jest końca. Jednak to jedna z najdłuższych karier politycznych III RP, „wytapetowana” przez jej własną propagandę wieloma rzekomymi sukcesami, zwłaszcza w czasie warszawskich rządów. Przyjrzyjmy się jej jeszcze raz, także po to, aby lepiej zrozumieć współczesną
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz