2017/03/27

Tego zdjęcia nie zobaczycie w polskich mediach

trup1                           trup2        Zbrodnie ukraińskiego nacjonalizmu (dawnego i obecnego) są skrzętnie pomijane, to wyraźnie temat tabu dla Polskich mediów. Za to realne i wyimaginowane obrazy przemocy ze strony noworosyjskich powstańców zaatakowanych i zabijanych przez „własny” rząd, są rozdmuchiwane do niewiarygodnych rozmiarów.
Samych powstańców z Donbasu nazwa się notorycznie terrorystami, choć ich motywacje w żaden sposób nie pasują do definicji terrorysty, który uprawia szantaż przemocą i strachem. Ci ludzie się bronią, bronią swojego języka, tożsamości kulturowej, etnicznej i swojej ziemi, na której żyją od pokoleń. Zupełnie tak samo jak Polacy na Wołyniu w 1943-44. Terroryzm uprawia rząd w Kijowie zabijając swoich obywateli, których nie potrafi przekonać do swoich racji w pokojowy sposób.
Jeśli noworosyjscy powstańcy są terrorystami, to pokolenia Polaków walczących o niepodległości w kolejnych powstaniach i w czasie okupacji również nimi są. Tak z resztą mówili o naszej partyzantce hitlerowcy.
Nie rozumiem, dlaczego dla polskiego rządu i mass mediów, wprzęgniętych w niewiarygodną operację propagandową przeciwko powstańcom i Rosji, integralność terytorialna Ukrainy pod rządami niedemokratycznej władzy jest ważniejsza niż życie i cierpienie mieszkańców Donbasu.
[Nikt chyba nie ma złudzeń co do tego, że obecny rząd w Kijowie ma jakąkolwiek legitymizację władzy zgodną z europejskimi standardami demokracji.]
W końcu, czy państwa, ich granice, rządy są dla ludzi, czy ludzie dla nich? Jak dziś widać na przykładzie wschodniej Ukrainy ludzie dla rządzących są nadal mierzwą historii, którą można dowolnie poświęcać w imię takich czy innych interesów. Czy od tego, że kilka prowincji być może odłączy się od Ukrainy, nastąpi koniec świata? A może Polska przestanie istnieć?
Czy trzeba integralność terytorialną Ukrainy i jej granice raptem ustalone arbitralnie dwadzieścia kilka lat temu wymuszać ostrzałem artyleryjskim mordującym cywili?
Czy nie można usiąść do stołu rokowań i porozmawiać o przyszłości tych terenów z ich mieszkańcami?
Jeśli ci mieszkańcy nie widzą się jako obywatele Ukrainy Jarosza, Jaceniuka i Poroszenki, to chyba mają do tego prawo. Tym bardziej, że oni tych polityków nie wybierali. Na tym chyba polega niepodległość i demokracja, o którą Polacy walczyli 130 lat, a teraz nagle zapadli na „historyczną” demencję i ślepotę w odniesieniu do sytuacji na Ukrainie? To objawy blokującej rozum rusofobii – niestety na razie nieuleczalnej.
Mam to szczęście, że na nią nie choruję i mogę nieco obiektywniej spojrzeć na sytuację. Nie różni się szczególnie od tej, która miała miejsce w wielu krajach, terytoriach w XX w. Społeczność międzynarodowa ma już pewne doświadczenia z rozwiązywania podobnych konfliktów, jak się okazuje, przemoc rzadko jest dobrym, a już prawie nigdy najlepszym rozwiązaniem. Po każdej wojnie, nawet najdłuższej, następuje czas rokowań, a może nauczeni doświadczeniem powinniśmy zminimalizować etap wojny i od razu przejść do rokowań? Schować urażoną dumę, arogancję i agresję za pazuchę i porozmawiać o przyszłości Ukrainy w takich czy innych granicach, które i tak przecież nie są wieczne. Ustalili je ludzi i ludzie mogą je zmieniać – to nie jest boskie rozporządzenie lub prawa przyrody.
Chyba jedynym krajem, który nawołuje do pokojowego rozwiązania jest Rosja, ale w Polsce ten głos w ogóle się nie liczy – wiadomo, wszystko, co mówi Putin lub jego administracja z definicji jest złe i podstępne. Istna paranoja. Jaki problem postawić sprawę na forum ONZ, zorganizować międzynarodowych obserwatorów, może nawet wprowadzić wojska rozjemcze, przeprowadzić referenda i ustalić status Donbasu? Nie raz pod auspicjami ONZ przeprowadzano takie operacje pokojowe, dlaczego w kwestii Ukrainy to niemożliwe? Dlaczego wciąż muszą ginąć ludzie aby zaspokoić czyjeś ambicje polityczne?
Polska, pomna historycznych doświadczeń z Ukrainą, mogłaby wystąpić z taką inicjatywą, podzielić się doświadczeniami „okrągłego stołu” w rozwiązywaniu konfliktów? Być może zyskałaby tym międzynarodowe uznanie kraju pokojowego, zrównoważonego, rozsądnego zamiast ciągle podgrzewać atmosferę „niewyparzonymi” ustami Radka Sikorskiego? Szczuć i judzić przeciwko sąsiadom. Wojna się skończy, niesmak pozostanie.
Mówi się, że nie dopuszczą do tego powstańcy-terroryści, czyli „zielone ludziki” Putina przysłane rzekomo, aby siać dywersję i chaos w proukraińsko w istocie nastawionych wschodnich regionach. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Wyobraźcie sobie, że Putin desantuje w Polsce (gdzieś na wschodzie) kilkuset, a nawet kilka tysięcy takich „zielonych ludzików”, jak długo by się utrzymali bez wsparcia lokalnej ludności, a nawet miejscowych władz jak to się dzieje w Donbasie. Bez takiego zaplecza zostaliby rychło pojmani lub zabici, sądzę, że nie przetrwaliby dłużej niż 3 doby. A Donbas wojuje już blisko 2 miesiące, i to z pewnymi sukcesami, choć na dłuższą metę w starciu z regularną armią wyposażoną w ciężki sprzęt i lotnictwo nie ma szans.
Skoro nikt nie zaproponował rokowań, to skąd wiadomo, że powstańcy je odrzucą? Dlaczego tych ludzi traktuje się gorzej niż hitlerowców, z którymi zachód paktował?
Wraz z postępami tej wojny domowej będzie ginęło coraz więcej cywilów – komu na tym zależy? Dlaczego społeczność międzynarodowa nie wykazuje woli zakończenia tego konfliktu? Czy was to nie dziwi, bo mnie bardzo.
Nawet Ukraińscy żołnierze odmawiają udziału w tej parszywej wojnie masowo dezerterując, a matki palą karty powołania do wojska swoich synów. Czy nikomu w Polsce nie daje to do myślenia? Czy wszyscy aż tak są zaczadzeni prostacką propagandą? Czy Rosjanie dla Polaków już nie są ludźmi i można ich zabijać jak zwierzęta?
Dopóki będę oglądał takie zdjęcia, nie wierzę w żadne deklaracje ukraińskiego i polskiego rządu i doniesienia polskich mediów w kwestii Donbasu. Rusofobia nie usprawiedliwia zbrodni, a wszyscy którzy biorą udział w tej rusofobicznej histerii, mają krew na rękach, m.in. tej młodej dziewczyny i jej dziecka.
PS
Tak jak przypuszczałem zdjęcia ofiar wczorajszego ostrzału Gorłówki nie trafiły do polskich mediów, za to niewiarygodnie rozdmuchano sprawę rannej polskiej dziennikarki, która pracuje dla ukraińskiej telewizji i została ranna w wyniku ostrzelania (podobno przez powstańców) samochodu wojskowego, w którym jechała wraz z żołnierzami.
O tym, że nie był to specjalnie oznaczony samochód prasowy już nie wspomniano, o tym, że od początku konfliktu zginęło już kilku dziennikarzy (głównie Rosjan) z rąk wojska ukraińskich też się nie mówi. Hipokryzja czy znów obsesyjna rusofobia?   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz