2018/07/31

PiS ofiarą własnego sukcesu. Wyzwania na jesień? Już nie tylko wybory. Fala protestów zaleje kraj?

Jarosław KaczyńskiOstatnie posiedzenia Sejmu i Senatu już za nami, polityczne wakacje rozpoczęte. Dla Prawa i Sprawiedliwości nie będzie to jednak czas odpoczynku, tylko przygotowywania się do trudnej jesieni. Wcale nie chodzi tu o zbliżające się wybory samorządowe.Od wyborczej wygranej w październiku 2015 roku PiS chlubi się tym, że pamięta o najsłabszych, pomaga potrzebującym, wyrównuje szanse. Zakrojona na szeroką skalę polityka socjalna rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego pokazała milionom Polaków, że państwo jednak ma pieniądze, żeby się o nich zatroszczyć (inna rzecz, czy robi to właściwie), że wreszcie nie są sami, że jakość ich życia się poprawi. W tym samym czasie zarządzana przez Jacka Kurskiego Telewizja Polska na okrągło informowała Polaków, że gospodarka się rozpędza, budżet ma się doskonale, a inwestycjom nie ma końca. Słowem: rząd ma mnóstwo pieniędzy, a w Polsce jeszcze nigdy nie żyło się tak dobrze.

W końcu musiał jednak przyjść moment weryfikacji lukrowanej rzeczywistości, którą wmawiano Polakom przez 2,5 roku. Bo jak to możliwe, że państwo mlekiem i miodem płynie, wszystkim żyje się lepiej, ale w ich portfelach tych wszystkich zmian zupełnie nie widać. Determinację kolejnych grup społecznych i zawodowych do walki o swoje interesy spotęgowała akcja #SamiSwoi, w której PSL nagłośniło kolesiostwo PiS-u przy obsadzaniu politykami tej partii wysokopłatnych stanowisk w największych państwowych spółkach.

Efekt jest taki, że w środku lata PiS usłyszało z kilku stron głośne „Sprawdzam!”. Powiedzieli to lekarze-rezydenci, ratownicy i pracownicy medyczni, pielęgniarki i położne, służby mundurowe, rolnicy, nauczyciele
Wszyscy domagają się od rządu realizacji swoich postulatów – normalizacji warunków zatrudnienia lub pomocy w trudnej sytuacji. Ostrzegają, że w przeciwnicy razie jesienią pokażą PiS-owi, co oznacza ignorowanie głosu suwerena.

Na razie rząd porozumiał się jedynie z pielęgniarkami i położnymi. Złożył również pewne obietnice rolnikom i sadownikom, ale tutaj do realizacji i faktycznej zmiany sytuacji wciąż daleko. Pozostałe grupy nadal czekają, aż politycy obozu „dobrej zmiany” zasiądą z nimi do rozmów. O tym, czego i dlaczego chcą piszemy pokrótce poniżej.

Lekarze-rezydenci. Złamane słowo ministraWydawało się, że spór rządu z lekarzami-rezydentami dobiegł końca wraz ze zmianą ministra zdrowia. Łukasz Szumowski porozumiał się z młodymi medykami i obiecał zmiany, które poprawią ich sytuację – m.in. podwyżkę wynagrodzeń czy tzw. dodatek lojalnościowy. Dokonał więc tego, co przerastało jego poprzednika – Konstantego Radziwiłła. Choć konflikt wyglądał na zażegnany, to im bliżej było wejścia zmian w życie, tym atmosfera stawała się gorsza, a napięcie między oboma stronami większe.

Powód był prosty. Kształt ustawy, która miała realizować postulaty zawarte w porozumieniu lekarzy-rezydentów z ministrem Szumowskim znacząco odbiegał od tego, co obiecano młodym lekarzom. O całej liście rozbieżności między stronami opowiadał na początku czerwca w rozmowie z Gazeta.pl Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL. Już wówczas ostrzegał, że jeśli do 1 lipca sytuacja diametralnie się nie zmieni, lekarze-rezydenci wznowią swój protest.

Najpierw powrót do protestu, bo masowe odejścia z pracy są najradykalniejszym środkiem, po który możemy sięgnąć. Ale jeśli będziemy do tego zmuszeni, to tak się stanie
– mówił nam Biliński.

Sytuacja zmianie nie uległa, więc medycy wznowią akcję protestacyjną. W jakiej konkretnie formie i od kiedy? Ta decyzja zapadnie najpewniej 1 sierpnia, kiedy odbędzie się walne zgromadzenie wszystkich organizacji medycznych. To podczas tego spotkania ma zostać opracowany plan działania na nadchodzące tygodnie.

JAKUB PORZYCKI

Ratownicy i pracownicy medyczni. Koniec z dyskryminacją
Jeśli lekarze-rezydenci zdecydują się na protest lub strajk, najpewniej nie będą sami. O podobnym rozwiązaniu myślą ratownicy i pracownicy medyczni. To konsekwencja fiaska rozmów z resortem zdrowia nt. nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, która miała zapewnić tej grupie wyższe wynagrodzenia. Związkowcy narzekają ponadto na relacje z odpowiadającą za ratownictwo medyczne wiceminister zdrowia Józefą Szczurek-Żelazko. Domagają się, żeby nadzór nad ich grupą przejął inny wiceszef resortu Łukasza Szumowskiego.

O powadze sytuacji świadczy m.in. apel Bartłomieja Zimocha, prezesa zarządu Stowarzyszenia Ratowników Medycznych Pomorza Zachodniego. „Dziś w ministerstwie zdrowia usłyszeliśmy, że nie ma pieniędzy dla wszystkich ratowników medycznych zatrudnionych w podmiotach leczniczych (jest nas zaledwie 20 tys.). Jednocześnie to samo ministerstwo gwarantuje dwa razy większe kwoty dla innego zawodu medycznego, którego liczba wynosi 300 tys. osób. Czas pokazać że dysproporcja i antagonizowanie środowiska nie wyjdzie im na zdrowie. Jeśli nie stać ministerstwa na Nas, to Nas stracą” – napisał na swoim facebookowym profilu po spotkaniu w siedzibie ministerstwa Zimoch.
Wielkim ciosem dla PiS-u może być konflikt z rolnikami. Z dwóch powodów. Po pierwsze, PiS od dłuższego czasu walczy o hegemonię na polskiej prowincji i wyparcie stamtąd PSL. Po drugie, tzw. Polska powiatowa to bastion „dobrej zmiany”. Wejście na wojenną ścieżkę z tak liczną grupą jak rolnicy to przepis na katastrofę. Zwłaszcza w przededniu wyborów samorządowych, kiedy pozycja negocjacyjna partii władzy jest słabsza niż normalnie.

Lista rolniczych postulatów jest długa. Znajdziemy na niej m.in. pomoc w walce ze skutkami suszy, powstrzymanie procederu zaniżania cen skupu owoców, zapewnienie ułatwień dla pracowników z zagranicy (ich brak dotkliwie odczuwa cała branża rolnicza), promocję polskiej żywności czy opanowanie afrykańskiego pomoru świń.

Po proteście rolników, który 13 lipca odbył się w stolicy, na Nowogrodzkiej zrozumiano, że żarty się skończyły. Reakcja przyszła już po kilku dniach. Nowy minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski wspólnie z premierem Mateuszem Morawieckim zapowiedział rządowy „Plan dla wsi”. W jego ramach politycy zapowiedzieli m.in. utworzenie Narodowego Holdingu Spożywczego. Rola nowego podmiotu – w uproszczeniu i telegraficznym skrócie – ma polegać na takim oddziaływaniu na polski rynek, żeby rolnikom nie działa się na nim krzywda. Inne obietnice obozu władzy to m.in. ułatwienia w sprzedaży bezpośredniej żywności, lepsza kontrola jakości produktów, które trafiają na rynek, uruchomienie programu poprawy jakości polskich gleb czy wreszcie pomoc dla rolników dotkniętych skutkami klęsk żywiołowych.

Co ciekawe, rolnicy wcale nie przyjęli tych zapowiedzi z entuzjazmem. W Narodowym Holdingu Spożywczym widzą miejsce docelowe dla dziesiątek nowych Misiewiczów, a co do reszty obietnic co prawda przyznają, że zmierzają w dobrym kierunku, ale brakuje konkretów (zwłaszcza podstaw finansowania). To natomiast oznacza, że problem nie zniknął i PiS będzie musiało do niego wrócić od razu po sejmowych wakacjach. Najlepiej już z gotowymi pomysłami na udobruchanie rolników.

Służby mundurowe. Dość hejtu i upolitycznienia
O ile poważne problemy z rolnikami to dla Nowogrodzkiej melodia (niedalekiej) przyszłości, o tyle w przypadku „mundurówki” to kwestia jak najbardziej aktualna. Wszystkie służby mundurowe – Policja, Służba Więzienna, Straż Graniczna, Państwowa Straż Pożarna i Służba Celno-Skarbowa – protestują już od 16 lipca. Wśród ich żądań znajdziemy m.in. podwyżkę pensji, powrót do dawnego systemu emerytalnego czy waloryzację wynagrodzeń.

Kolejne rozmowy strony społecznej z MSWiA nie przyniosły rozwiązania problemu. Szczęście PiS-u polega na tym, że „mundurówka” nie może zastrajkować, ponieważ zabrania jej tego prawo. Nie oznacza to jednak, że partia rządząca może bagatelizować sytuację. Wzajemne relacji pogorszyły się przy okazji niedawnych protestów w obronie sądów. To właśnie policja stała się wrogiem numer jeden przeciwników rządu. Funkcjonariusze mają dość tej sytuacji, podobnie jak upolityczniania ich służby.

Presja wywołana upowszechnieniem tego zjawiska w coraz większym stopniu przekłada się na morale policjantów, co w połączeniu z niskimi uposażeniami doprowadzić może nawet do wypowiedzenia posłuszeństwa
– ostrzegał niedawno w piśmie do szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego przewodniczący NSZZ Policjantów Rafał Jankowski.

?Kolejny dzien protestu obywateli przeciw ustawom o sadownictwie Fot. Adam Stepien / Agencja Gazeta

Nauczyciele. Już nie tylko reforma edukacji
Wrzesień oznacza również powrót do dyskusji nad sytuacją nauczycieli i szerzej – polskiej oświaty. Nauczyciele nie ograniczają się już jedynie do krytyki reformy edukacji i zwolnień swoich kolegów i koleżanek „po fachu”. Podobnie jak inne grupy społeczne i zawodowe mają dosyć swojej sytuacji materialnej i tego, że siłą nabywcza ich pensji maleje z roku na rok. Na początku drogi zawodowej polski nauczyciel zarabia zaledwie ok. 1750 zł „na rękę”. Po 20 latach pracy w zawodzie kwota ta rośnie, ale tylko do poziomu 3,3 tys. zł brutto. Ponadto nauczyciele ostro krytykują wprowadzone przez MEN rozporządzenia, dotyczące oceny pracy nauczyciela i wydłużenia procesu awansu zawodowego.

Na początku lipca przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) Sławomir Broniarz i szef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ) Jan Guz stanęli murem za wszystkimi pracownikami budżetówki. Domagali się poprawy warunków pracy i postawili rządowi trzy postulaty: podwyżkę płac w sferze budżetowej o 12 proc., powiązanie wzrostu wynagrodzeń ze wzrostem PKB oraz podniesienie płacy minimalnej w „budżetówce” do poziomu 50 proc. średniego wynagrodzenia (obecnie jest to 47 proc.). Na spełnienie tych postulatów dali rządzącym czas do 15 września. W przeciwnym razie – ogólnopolski strajk budżetówki, w której pracuje co piąty aktywny zawodowo Polak.                                                                                                                                                                                                                     

Dla PiS-u byłby to najgorszy możliwy scenariusz w przededniu wyborów samorządowych. Z kolei opozycja już zaciera ręce i liczy, że ogólnokrajowe protesty kolejnych grup zawodowych pomogą jej przejść do politycznej kontrofensywy. Kontrofensywy, którą miałoby zakończyć spektakularne wyborcze zwycięstwo.     ****************************************************                                                                                                                                                                                   Czytam i czytam i nie wierzę !!!! Poprzednia władza okradała Polaków , wyprzedawała za bezcen majątek narodowy , rozwalała gospodarkę , co się dało rozdawała Niemcom , wszystko niszczyła  więc się pytam gdzie wtedy były tak dziś rozdarte grupy społeczne które to niby i sprawiedliwości i dobrobytu się  domagają ?? Gdzie oni wtedy byli ?? Może gdyby wówczas taki wrzask podnieśli nie doszłoby do takiej katastrofy gospodarczej i takiego zubożenia Polaków ???.Wtedy trzeba było tak wyć i ryczeć i rozróby robić ! Teraz to trochę za  późno !!! Teraz trzeba dać czas nowej władzy na to zeby odbudować to co poprzednicy niszczyli latali .Przez dwa i pół roku nie da się odbudować polskiej gospodarki ani zapewnić wszystkim dobrobytu .Zwyczajnie się nie  da .A wy widzicie tylko ile to PIS zarabia  a dlaczego nie widzieliście ile zrobił Tusk i jego banda ??? Gdzie byliście jak za bezcen kupowali sobie kamienice w Warszawie nawet specjalnie się  tym nie kryjąc ?? Gdzie wtedy byliście ??? Więc zamiast robić cyrki robić i  domagać się  niemożliwego weźcie się do pracy , odbudujcie gospodarkę , naprawcie wszystko to co poprzednicy zniszczyli i dopiero potem domagajcie się podwyżek bo żeby coś wyjąć najpierw trzeba włożyć !! Ale póki co ciągle naprawiamy i odbudowujemy to co przez 8 lat zespół TUSK a  to proces długotrwały !!!!!!!!!  A ze swoimi pretensjami do Tuska proszę , do Unii , niech daje , Unia ma !!!!!!   gb



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz