2018/07/30

Co kryje się w lesie

Znalezione obrazy dla zapytania COŚ Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, od śmierci mojej przyjaciółki. Miało to miejsce pewnego wieczoru. Zabrałem Basię na wieczorną przejażdżkę, zaraz po tym jak tylko otrzymałem swoje prawko. Była moją dobrą przyjaciółką z dzieciństwa. Mimo mojej przeprowadzki, nasz kontakt nie skończył się, tak jak to zwykle bywało w naszym wieku. Dorastaliśmy w różnych miastach, naszym jedynym źródłem kontaktu były długie listy, które do siebie pisaliśmy. Spotykaliśmy się raz do roku, kiedy przyjeżdżałem na święta do babci. Jakiś czas temu dowiedziałem się o śmierci jej rodziców, byliśmy już dorośli więc bez problemu mogłem zostawić pracę i pojechać do dawnego domu, który należał teraz do mojego ojca. Pomyślałem, że tutaj również znajdę pracę jako fotograf, dlatego jeszcze dziś miałem w planie zajrzeć do ofert pracy. 
Miała dziś urodziny, dlatego postanowiłem przygotować dla niej coś specjalnego. Interesowała się przyrodą, pomyślałem więc że zabiorę ją na noc w miejsce znajdujące się z dala od szarych budynków miasta. Miałem ku temu jeszcze inny, ważny powód. Od jakiegoś czasu czułem, że była dla mnie kimś więcej, niż tylko dobrą przyjaciółką z dzieciństwa. Rozumieliśmy się bez słów, tylko przy niej czułem się tak szczęśliwy, dlatego w końcu postanowiłem wyznać jej co czuję. Nie chciałem mówić jej tego prosto z mostu, tuż po tym jak dojechaliśmy na miejsce, pomyślałem że zrobię to po wspólnej kolacji. Zaparkowałem samochód pod dużym drzewem, blisko miejsca w którym mieliśmy rozbić obóz. Dookoła nie było żywej duszy, otaczały nas drzewa i pole. Przed nami było jeszcze nie wielkie jezioro, nad jego brzegiem postanowiliśmy rozpalić ognisko. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, słońce szybko zachodziło a nam wciąż brakowało drzewa na opał. Wędrowaliśmy lasem, opowiadając sobie dowcipy i zabawne sytuacje jakie nas spotkały w ostatnim czasie. Nie podobało mi się, że w lesie zaczęła pojawiać się gęsta mgła, ponieważ obawiałem się że lada moment zgubimy drogę powrotną. Basia najwidoczniej nie podzielała moich obaw, prowadziła mnie za rękę przez cały czas nakłaniając, byśmy sprawdzili co znajduję się dalej. W końcu zgodziłem się, proponując spacer po kolacji. Czułem się nieswojo z każdym krokiem, coraz bardziej zagłębiając się w mroczną przestrzeń. Miałem dziwne przeczucie, że mogło stać się nam coś złego, jednak mimo to milczałem starając się nie wzbudzać podejrzeń. Zawsze była ciekawa świata i nie bała się podejmować ryzyka, z kolei ja do wszystkiego odnosiłem się z dystansem, uważając by nie popełnić żadnego błędu. Wróciliśmy do naszego obozu, aby rozpalić ognisko. Na całe szczęście wróciliśmy jeszcze przed zachodem. Wyciągnąłem z bagażnika koc na którym rozstawiłem talerze i jej ulubione potrawy. Aby dodać nieco klimatu, wokół nas rozstawiłem kilka świec i włączyłem radio. Zapomniałem w końcu o dziwnych obawach, wyglądała na szczęśliwą więc i ja byłem szczęśliwy. 
Zrobiło się późno, tak jak przypuszczałem Basia wciąż nalegała na wieczorny spacer po lesie. Tym samym nastrój który udało mi się zbudować, prysnął w jednej chwili. Miałem jednak nadzieję, że moje oczekiwania przyniosą rezultaty i przyjmie moje wyznanie. Mimo wszystko wciąż niechętnie, dałem się namówić na wejście do lasu. Z każdym krokiem zatapialiśmy się w jego głębi. Mgła rosła a widoczność była coraz gorsza. Chciałem zapalić latarkę w telefonie, ale basia uznała że odpowiada jej taki dreszczyk i całkiem zabawnie jest widzieć moją minę. Przyznam, musiałem wyglądać na spanikowanego. Po chwili w pobliżu rozległ się dziwny dźwięk, który sprawił że niemal podskoczyłem. Uśmiechnęła się do mnie promiennie, mówiąc że to tylko jeleń, ale ja nie byłem pewny czy rzeczywiście miała rację. Chwyciła mnie za rękę, ponieważ wkrótce widoczność pogorszyła się na tyle że ledwo dostrzegaliśmy siebie. Jej dłoń była ciepła i delikatna. Ścisnąłem ją mocniej, przy okazji uważając by nie przewrócić się o wystające korzenie. Zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. W końcu i ona przyznała że ma dosyć i chciałaby już wrócić do obozu. Jednak... Moje najgorsze obawy potwierdziły się, mimo starannych poszukiwań nie mogliśmy natrafić na drogę prowadzącą do obozu. Musiałem zachować spokój, choć nie było wcale łatwo. Zapaliłem latarkę w swoim smartfonie, jednak przy takiej mgle nie dało to zbyt wiele. Szliśmy po swoich śladach, jednak miałem wrażenie że idziemy w zupełnie innym kierunku. Zupełnie nie pamiętałem wielkiego, starego drzewa które przed sobą mieliśmy. Dotarliśmy do niewielkiego strumienia, który prowadził wzdłuż znajdującego się niedaleko kanału. Zaczął padać deszcz, więc musieliśmy go gdzieś przeczekać. Wchodzenie tam nie było dobrym pomysłem, wolałem szukać drogi powrotnej, jednak przyjaciółka nie chciała mnie słuchać. Rozejrzałem się dookoła, coś mogło znajdować się w pobliżu, niestety nie byłem w stanie niczego dostrzec. Postanowiliśmy przeczekać deszcz, w najgorszym wypadku musieliśmy przeczekać tam noc. Nagle z głębi kanału usłyszeliśmy coś dziwnego. Pomyślałem, że to pewnie jakiś bezdomny, ale na wszelki wypadek postanowiliśmy się upewnić. Doszliśmy do zakrętu, zauważając że drogi się rozchodzą. Poszliśmy prosto, nie chcąc się kolejny raz zgubić. Im dalej szliśmy, tym większe miałem obawy. Zapach który unosił się w powietrzu stał się nie do wytrzymania. ‘’Może na końcu jest wyjście’’? – Zastanawiałem się. Droga przed nami zrobiła się nieco wąska, to jednak nie było wszystko. Na końcu korytarza znajdowały się metalowe drzwi, nad którymi wisiała słabo świecąca lampa. Miałem wątpliwości, jednak nie zrobiliśmy takiego kawału drogi tylko po to by wrócić. Nie chciałem także, by Basia myślała o mnie jak o tchórzu. Złapałem metalową klamkę, następnie pociągnąłem z całej siły. Drzwi otworzyły się z uporem, wydając przy tym nieprzyjemny dźwięk. To co było w środku sprawiło, że z trudem trzymałem się na nogach. Przed nami znajdował się stół z najróżniejszymi narzędziami, w tym również dziwaczne urządzenia. Obok znajdowało się łóżko, takie samo jak w gabinecie dentystycznym, tyle że z pasami na ręce i nogi, do tego było brudne od ściekającej na podłogę krwi. Nie miałem odwagi sprawdzić, co znajdowało się w szafie. Na pewno nie było to coś, co chciałbym ujrzeć. Z sufitu zwisały łańcuchy i haki do mięsa. Chwyciłem przyjaciółkę za rękę i natychmiast pociągnąłem ją w kierunku drogi do wyjścia. W końcu dotarliśmy do początku kanału, wtedy zamarłem. W naszym kierunku zmierzały dwie dziwne postacie, które ciągnęły w stronę kanału ciało kobiety. Pociągnąłem Basię za sobą, kierując się w stronę lasu, jednak one ruszyły naszym śladem. Byliśmy pewni jednego, nie byli ludźmi prędzej pochodzili z kosmosu. Biegliśmy lasem, wciąż mając ich za plecami. Zdawało się, że w końcu trafiliśmy na właściwą drogę, ścieżka była znajoma. Basia krzyknęła, że jesteśmy prawie na miejscu, była tuż za mną. W pewnej chwili puściła moją dłoń, po pewnym czasie odwróciłem się żeby zobaczyć jak daleko za nami są te stwory. Zniknęła podobnie jak stwory. Usłyszałem z głębi lasu jej krzyk. Patrzyłem bezradnie, jak ciągną ją za nogi w głąb lasu i znika mi z oczu. Próbowałem zadzwonić po pomoc, ale bateria padła. Wiedziałem, że sam nie dam rady jej pomóc. Postanowiłem jednak zaryzykować. Wróciłem do kanału, jednak czułem się bez silny. Za metalowymi drzwiami leżało ciało Basi, miała w brzuchu dziurę tak dużą że nawet stojąc przy drzwiach widziałem, że jej wnętrze zostało oczyszczone ze wszystkich narządów. Oczy skierowane miała w moim kierunku, jakby do ostatniej chwili oczekiwała mojego nadejścia. Zauważyłem, że w tym samym pomieszczeniu znajdowały się jeszcze jedne drzwi. Otworzyłem je, wielkością przypominało składzik na narzędzia, jednak był wypełniony po sam sufit bagażami. Domyśliłem się, że trwa to już od bardzo dawna. Usłyszałem kroki, więc w panice ukryłem się w składziku. Całość widziałem jedynie przez dziurkę od klucza. Te same dwie istoty, które zabiły Basię wróciły z poprzednim ciałem. Jeden z nich wyszedł, zabierając ciało Basi w tym czasie drugi zajął się ciałem młodej kobiety. Trwało to jakiś czas, z trudem patrzyłem na to co działo się na moich oczach. Musiałem zachować spokój, byłem sparaliżowany strachem. Czekałem na odpowiedni moment. Gdy także jej ciało zostało oczyszczone i zabrane gdzieś przez dwie istoty, z przerażeniem wyszedłem z ukrycia i co sił w nogach pobiegłem do wyjścia. Bałem się, że mnie usłyszeli, biegłem potykając się i wpadając na drzewa, co jakiś czas zerkając za siebie. Dopiero kiedy dotarłem bezpiecznie do obozu pozwoliłem sobie na łzy. Wiedziałem, że jeśli się nie pośpieszę wrócą także i po mnie. Rozejrzałem się, dopiero zauważając że nie było śladu po moim samochodzie. Chwilę później usłyszałem z lasu ten sam dziwny dźwięk, który nie był podobny do niczego. Zrozumiałem, że teraz idą po mnie. W panice rzuciłem się do ucieczki. Wciąż mając przed oczami tamte obrazy, na których widok chciałem wyłupić sobie oczy, biegłem polną drogą w kierunku ulicy. W myślach pojawiała się Basia, jej krzyk nadal odbijał się echem w mojej głowie. Bałem się zatrzymać, bałem się co stanie się gdy potknę się na drodze, albo jeśli moje nogi zawiodą i opadnę z sił. Do domu dotarłem dopiero nad ranem, ledwo przytomny padłem jak słup przed progiem własnego domu. Minęło już trochę czasu, wciąż jednak nie mogę pozbyć się z głowy tamtych wydarzeń. 
Nikt oprócz mnie, nie znał tej prawdy. Dziś mogłem żyć spokojnie. Miałem jednak dziwne przeczucia, kiedy moja żona postanowiła zabrać córki na wycieczkę za miastem. Od tego czasu, codziennie od dwóch lat jej telefon dzwoni do mnie punktualnie o 23, kiedy odbieram słyszę ten sam przepełniony rozpaczą krzyk...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz