Według jej relacji przez 9 godzin lekarzy niemal w ogóle nie interesował stan pacjenta. O godzinie 12 mąż pani Anny zawiózł Krzysztofa na badania drożności żył. Potem znów musieli czekać. - W tym czasie Krzysztof tracił głos, bełkotał, kiedy podniósł się z wózka, natychmiast tracił równowagę, był roztrzęsiony. Rano rozmawiał i zachowywał się normalnie. Kiedy mąż mówił o tych objawach napotkanym na izbie lekarzom został zignorowany. Nawet nie zmierzono poziomu glukozy zwykłym glukometrem - pisze szwagierka Krzysztofa.
Wedle jej relacji lekarze omijali 39-latka szerokim łukiem na Izbie Przyjęć. Żaden z nich miał się nie interesować losem pacjenta. - Lekarze przechodzili często. Pomimo próśb, żaden z nich nie zajął się profesjonalnie męczącym się szwagrem. Tylko zdawkowe pytania. Boli? Jak się pan czuje? Jedyną osobą która zajmowała się Krzysztofem była pani sprzątająca która co 15 minut wymieniała ręczniki spod nogi. Jak powiedziała następnego dnia jedna z pielęgniarek, jak pracuje już ponad 20 lat, takiej nogi jeszcze nie widziała - dodaje zrozpaczona kobieta.
Stan mężczyzny się pogarszał, cały czas tracił krew. Pani Anna informuje, że o godzinie 17.20, czyli po siedmiu godzinach na izbie, na leżance został podpięty pod ciśnieniomierz. - 66/46 to stan zapaści. Obecna już wtedy mama Krzyśka prosiła pielęgniarki o pomoc. Krzysztof powoli tracił życie - opisuje Anna.
Koniec tej historii jest niestety tragiczny. - O 19.20 do szwagra została skierowana pani psychiatra bądź psycholog (sic!) stwierdziła że potrzebna jest natychmiastowa pomoc lekarska. W tym czasie Krzysiu zwymiotował i stracił przytomność. Był kilkakrotnie reanimowany. Po 21 została wezwana karetka, by przewieźć go do Chorzowa. Nie zdążył tam pojechać. Zmarł na izbie przyjęć około 22.00.
Wstrząsająca relacja Anny Siweckiej z sosnowieckiego szpitala kończy się oskarżeniem wymierzonym w personel szpitala. - Jednego jesteśmy pewni, Krzysztof zmarł przez niechlujstwo i straszne zaniedbania personelu tego szpitala. Nie znamy w tej chwili bezpośredniej przyczyny śmierci, mimo wszystko, jaka by nie była, nie otrzymał na czas pomocy. Czekał na nią bardzo długo. Za długo - kończy kobieta.
Jak zareagowały władze szpitala? Anna Siwecka miała jedynie usłyszeć następujące słowa od ordynatora. - Znam sytuację. O jedno, o co mogę mieć pretensje do moich kolegów, to że nie zareagowali tak jak trzeba. Mnie profesorowie uczyli czegoś innego. Oni to zaniedbali. - miał powiedzieć ordynator.
Próbowaliśmy się dziś skontaktować ze szpitalem w Sosnowcu. Niestety, mimo prób telefonicznej rozmowy nie udało uzyskać żadnej informacji.
To bardzo smutna historia...
OdpowiedzUsuńKolejki do lekarza potrafią być naprawdę bardzo długie. Odkąd moja przychodnia korzysta z platformy internetowej www, to nie czekam już po kilka godzin w kolejkach i z rejestracją po kilka miesięcy. Bardzo ułatwia to życie, tym bardziej, że ze względu na zdrowie muszę chodzić do lekarza cyklicznie. Pozdrawiam