19 lutego ratownik medyczny, Adam, przygotowywał się do dyżuru. Nie uratuje już jednak nikomu życia. Mężczyzna zmarł w swoi domu chwilę przed tym, gdy miał wychodzić do pracy. Już o 19 czekał na niego dyżur, mimo że ostatni skończył zaledwie 12 godzin wcześniej, nad ranem.
Żona jednak zaczęła zauważać, że w zachowaniu męża coś się zmienia. Nagle jego stan się pogorszył i kobieta wezwała pogotowie
Przyjechał kolega z pracy Adama, którego mężczyzna miał zmienić. Niestety nie udało się uratować ratownika… Zmarł o 21. Sprawą natychmiast zajęła się Prokuratura Rejonowa Wrocław-Śródmieście, której zadaniem było sprawdzić, czy doszło do umyślnego spowodowania śmierci.
Dla żony sprawa jest jasna, ponieważ jej mąż ostatnimi czasy pracował ponad ludzkie możliwości. Kobieta jest zdania, że Adam B. zmarł z przemęczenia
Zaledwie trzy miesiące przed śmiercią ratownik napisał list do wojewody, w którym wyliczył, że zdarzało mu się pracować jako ratownik i dyspozytor pogotowia przez 48 godzin bez przerwy. Na razie dyrekcja pogotowia ratunkowego we Wrocławiu odmówiła komentowania sprawy.
Żona Adama B. w rozmowie z „Gazetą” zwierzyła się, że często zdarzały się sytuacje, że jej mąż prosto z dyżuru szedł na drugi dyżur jako dyspozytor:
On nie umiał odmówić. Bywało, że dzwonił do niego jakiś kierownik podstacji pogotowia i pytał czy nie mógłby pójść na dyżur. I on szedł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz