Pisaliśmy o niejednej dramatycznej sytuacji ze szpitalnych korytarzy, gdzie chorzy pacjenci czekali godzinami na przyjęcie. Tak było także w przypadku pana Marcina z Wodzisławia Śląskiego, który 19 marca myślał, że jego dzień przebiegnie jak każdy inny. Poszedł do pracy, a gdy źle się poczuł, szef kazał mu wrócić do domu. Jednak i to nie pomogło, dlatego pan Marcin z uciskiem klatki piersiowej udał się do przychodni.
W przychodni zapadła decyzja o tym, że pacjent musi zostać przetransportowany na oddział SOR w Wodzisławiu Śląskim
35-latek poczuł się na tyle słabo, że nie był w stanie pracować. Nie zamierzał jechać do szpitala, ale wszelkie wątpliwości rozwiała wizyta w przychodni. Bliscy, którzy zaniepokoili się stanem pana Marcina, sami przyznali, że wyglądał źle.
Po 10 godzinach od trafiania na SOR, pan Marcin zmarł
Żona pana Marcina w licznych wywiadach zapewnia, że tak tego nie zostawi i chce zawiadomić prokuraturę. Zbiera wszelkie dokumenty medyczne i chce poznać prawdę.
Pocił się strasznie. Czapkę można było wykręcić. Po wykąpaniu się leżał na kanapie, źle wyglądał. Widać było, że coś jest nie tak
Pracownicy przychodni zareagowali na to, co mówi do nich pacjent. Wykonali badanie EKG, a gdy zorientowali się, że dzieje się coś niepokojącego, wezwali karetkę pogotowia. Około południa pan Marcin trafił na izbę przyjęć do szpitala w Wodzisławiu Śląskim. Na miejscu wykonano mu ponownie (kilka razy) EKG oraz pobrano krew. Po około pięciu godzinach pacjent został przewieziony do szpitala w Rydułtowach, gdzie miały być dwa wolne miejsca. Niestety, gdy karetka z panem Marcinem pojawiła się w szpitalu, okazało się, że miejsc nie ma i trzeba wrócić do szpitala w Wodzisławiu.
35-latek znów znalazł się na SOR-ze, gdzie spędził kilka godzin, a po godzinie 22 zapadła decyzja o tym, że pan Marcin ma trafić do szpitala w Raciborzu
O tym fakcie mężczyzna poinformował żonę, wysyłając do niej SMS-a. To była ostatnia wiadomość, jaką pani Małgorzata otrzymała od męża. Kobieta nie mogła być u boku 35-latka, ponieważ musiała zostać w domu z chorym 2-letnim synkiem.
Szpital w Raciborzu postawił jasną diagnozę. U pana Marcina doszło do uszkodzenia wątroby, niewydolności nerek i miażdżycy tętnic
Pan Marcin miał mieć rozpoczęte leczenie, a w dniu kolejnym miał mieć konsultację lekarską z kardiologiem. Niestety po kilku godzinach doszło do zatrzymania akcji serca. Pan Marcin zmarł po godzinnej reanimacji.
Bliscy 35-latka chcą się dowiedzieć, jak mogło dojść do tak dramatycznej sytuacji, w czasie której chory z zawałem serca czekał ponad 10 godzin na jakąkolwiek pomoc
Szpital w Wodzisławiu Śląskim zapewnił w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”, że wszczęto wewnętrzne postępowanie wyjaśniające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz