Każdy na jego miejscu załamałby ręce. Ale ksiądz Jan Kaczkowski (38 l.), choć zmaga się ze śmiertelnym nowotworem mózgu, żyje pełnią życia! – Trzeba żyć na pełnej petardzie – mówi duchowny i bawi się na Przystanku Woodstock!
Duchowny w wieku 35 lat dowiedział się, że ma glejaka, jedną z odmian raka mózgu. Miał żyć sześć miesięcy. Było to trzy lata temu... Sam o sobie mówi, że jest „onkocelebrytą”.
– Kilka razy pokazałem gębę w telewizji i ludzie zaczęli mówić o mnie „ksiądz celebryta”. Denerwowało mnie to, więc wymyśliłem sobie ksywę Nie oszukujmy się, jestem głównie znany z tego, że mam raka – wyznał na spotkaniu z młodymi ludźmi na Przystanku Woodstock. I zebrał takie oklaski jak nie jedna gwiazda rocka! Tym bardziej że znana jest jego wypowiedź o tym, że „z Jurkiem to chętnie by poszedł do piekła”.
– A podoba ci się Przystanek Jezus? – padło pytanie.
– To nie jest mój klimat. Szanuję, ale nie lubię tej poetyki „Jezus cię kocha, dibi dibi dibi”.Można być katolickim księdzem, a nie skostniałym palantem – odpowiedział ksiądz Kaczkowski.
Woodstockowicze pytali też księdza o seks przedmałżeński.– Moje stanowisko jest zgodne z nauką Kościoła, ale uważam, że najważniejsza jest odpowiedzialność ze ewentualną trzecią osobę. Poza tym seks może być wyzwalający. Mój były uczeń, którego bardzo lubię, długochodził z dziewczyną, ale miał straszne kompleksy, bo był brzydki jak grzech śmiertelny. Któregoś dnia przybiegł do mnie i zaczął opowiadać o pierwszym razie. Nie chwalił się, tylko cieszył, że poczuł się kochany i zaakceptowany. To był jedyny przypadek, w którym cieszyłem się z czyjegoś grzechu – mówił ksiądz. Zdradził także, że w puckim hospicjum pw. św. Ojca Pio, które prowadzi, jest kącik... palacza i piwosza. – Jak chlapnę sobie z nimi (chorymi – dopisek redakcji) piwko, to jestem szczęśliwy – nie krył. Woodstockowicze długo nie chcieli wypuścić księdza ze sceny. Na koniec dali mu wyjątkowy prezent: koszulkę z napisem „Jestem odważny i dziki”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz