30.11.2015 01:00
Wielce Szanowny i Czcigodny Panie Prezydencie, w dniu Pańskich imienin proszę przyjąć od "Wyborczej" życzenia, by nie naruszał Pan więcej konstytucji, ale był jej obrońcą i strażnikiem praworządności
Szanowny Panie Prezydencie,
6 sierpnia, gdy obejmował Pan urząd głowy państwa, przesłał Pan list do czytelników "Gazety Wyborczej". Wysunął Pan w nim zasadne przypuszczenie, że pośród Pana adresatów "są i ci, którzy głosowali na mojego konkurenta". Obiecywał Pan być prezydentem "dialogu i porozumienia" i że Pana celem będzie "odbudowa wspólnoty Polaków".
Zachęcał Pan nas wreszcie tymi słowy: „Szczególnie liczę na pomoc Waszego środowiska w osiągnięciu tego zamierzenia”. Na koniec wezwał Pan, by uroczystość zaprzysiężenia niezależnie od różnic była „świętem całej naszej polskiej wspólnoty, której nieodłączną częścią są również Państwo, czytelnicy » Gazety Wyborczej «”.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie, rzeczywiście "Wyborcza" nieufnie odnosiła się i odnosi zarówno do Pana, jak i Pana politycznego środowiska, czyli PiS. Byliśmy - słusznie, jak pokazują wydarzenia ostatnich tygodni - pełni obaw o polską demokrację, o niezawisłość sądów i trybunałów, o wolności obywatelskie, proeuropejski kurs polityki zagranicznej, bezpieczeństwo kraju - wewnętrzne i zewnętrzne. Dlatego nie poparliśmy Pana, lecz wskazaliśmy na Bronisława Komorowskiego. Z przekonaniem odradzaliśmy naszym czytelnikom głosowanie na PiS.
Niemniej szczerze doceniliśmy Pański list - zwłaszcza że spora część środowisk prawicy od lat próbuje usunąć "Wyborczą" i jej czytelników poza nawias polskości.
Uważamy, że demokratycznie wybranemu prezydentowi należy się szacunek obywateli z racji piastowania najwyższego urzędu w państwie. Przypomnę, że w odpowiedzi napisałem Panu Prezydentowi, iż nie uważamy, że "został Pan wybrany przez nieporozumienie" ani że "wybory zostały sfałszowane". Zapewniłem, że "nigdy nie użyjemy wobec Pana Prezydenta nawet jednego słowa z długiego słownika zniesławiających określeń wylewanych na Pana poprzednika. Życzymy Panu, by nigdy nie poznał Pan osobiście, co znaczy doświadczyć takiej kampanii dyfamacji".
Zapowiedziałem, że "Wyborcza" będzie Pana sprawiedliwym recenzentem, licząc na to, że jako prezydent będzie Pan strażnikiem "wspólnoty Polaków i dobrych obyczajów w życiu publicznym".
Nie podzielając Pana zdania o potrzebie "naprawy Rzeczypospolitej", "obniżenia wieku emerytalnego", "otwarcia debaty nad nową konstytucją", przyznaliśmy Panu rację, że "mocniejszych gwarancji wymagają również prawa obywatelskie". Stwierdził Pan, że w tej mierze "liczy na pomoc naszego środowiska". Zapewniliśmy: "W obronie obywateli przed zakusami opresyjnej władzy zawsze może Pan liczyć na naszą pomoc!".
Czcigodny Panie Prezydencie, od wymiany tamtej korespondencji minęły niespełna cztery miesiące. Na Pański list nasi czytelnicy nadesłali odpowiedzi. W duchu deklarowanej przez Pana wspólnoty ogłosiliśmy, że listy te opublikujemy i przekażemy Panu Prezydentowi, by posłużyły Mu jako materiał do refleksji i źródło inspiracji przy sprawowaniu urzędu.
Kierując się najlepszą wolą, złożyliśmy z nich specjalną księgę, którą wydaliśmy w dwóch unikatowych egzemplarzach w twardych oprawach. Jednym dla Pana Prezydenta, drugim dla nas - dla "Wyborczej". Listy opublikowaliśmy w kolejności alfabetycznej według nazwisk autorów. Nie ingerowaliśmy w ich treść, respektując autorski styl.
Pozostało tylko przekazać Panu książkę. I tu rozpoczęła się gehenna. Przez cztery tygodnie bezskutecznie próbowaliśmy poprzez nasze dziennikarskie kontakty umówić się z ministrem Kancelarii Prezydenta na przekazanie listów naszych czytelników. Zwodzono nas i przekładano terminy. Ostatecznie obiecano spotkanie we wtorek 27 października 2015 r. Niestety, dzień przed zapowiadaną datą powiedziano nam nieoficjalnie, że do spotkania nie dojdzie. Ani teraz, ani później.
Przymuszeni postawą Pańskiego urzędu 28 października zwróciliśmy się więc na piśmie do Kancelarii Prezydenta z prośbą o oficjalne potwierdzenie odmowy spotkania się z przedstawicielem redakcji "Gazety Wyborczej" lub o wyznaczenie innego terminu. Niestety, do dziś - 30 listopada, dnia Pańskich imienin - nie zostaliśmy zaszczyceni żadną odpowiedzią, nawet z najniższego z najniższych urzędniczych szczebli Pańskiego pałacu.
Sądzimy, że księga "Listy do Prezydenta" byłaby dla Pana znakomitym prezentem imieninowym.
6 sierpnia, gdy obejmował Pan urząd głowy państwa, przesłał Pan list do czytelników "Gazety Wyborczej". Wysunął Pan w nim zasadne przypuszczenie, że pośród Pana adresatów "są i ci, którzy głosowali na mojego konkurenta". Obiecywał Pan być prezydentem "dialogu i porozumienia" i że Pana celem będzie "odbudowa wspólnoty Polaków".
Zachęcał Pan nas wreszcie tymi słowy: „Szczególnie liczę na pomoc Waszego środowiska w osiągnięciu tego zamierzenia”. Na koniec wezwał Pan, by uroczystość zaprzysiężenia niezależnie od różnic była „świętem całej naszej polskiej wspólnoty, której nieodłączną częścią są również Państwo, czytelnicy » Gazety Wyborczej «”.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie, rzeczywiście "Wyborcza" nieufnie odnosiła się i odnosi zarówno do Pana, jak i Pana politycznego środowiska, czyli PiS. Byliśmy - słusznie, jak pokazują wydarzenia ostatnich tygodni - pełni obaw o polską demokrację, o niezawisłość sądów i trybunałów, o wolności obywatelskie, proeuropejski kurs polityki zagranicznej, bezpieczeństwo kraju - wewnętrzne i zewnętrzne. Dlatego nie poparliśmy Pana, lecz wskazaliśmy na Bronisława Komorowskiego. Z przekonaniem odradzaliśmy naszym czytelnikom głosowanie na PiS.
Niemniej szczerze doceniliśmy Pański list - zwłaszcza że spora część środowisk prawicy od lat próbuje usunąć "Wyborczą" i jej czytelników poza nawias polskości.
Uważamy, że demokratycznie wybranemu prezydentowi należy się szacunek obywateli z racji piastowania najwyższego urzędu w państwie. Przypomnę, że w odpowiedzi napisałem Panu Prezydentowi, iż nie uważamy, że "został Pan wybrany przez nieporozumienie" ani że "wybory zostały sfałszowane". Zapewniłem, że "nigdy nie użyjemy wobec Pana Prezydenta nawet jednego słowa z długiego słownika zniesławiających określeń wylewanych na Pana poprzednika. Życzymy Panu, by nigdy nie poznał Pan osobiście, co znaczy doświadczyć takiej kampanii dyfamacji".
Zapowiedziałem, że "Wyborcza" będzie Pana sprawiedliwym recenzentem, licząc na to, że jako prezydent będzie Pan strażnikiem "wspólnoty Polaków i dobrych obyczajów w życiu publicznym".
Nie podzielając Pana zdania o potrzebie "naprawy Rzeczypospolitej", "obniżenia wieku emerytalnego", "otwarcia debaty nad nową konstytucją", przyznaliśmy Panu rację, że "mocniejszych gwarancji wymagają również prawa obywatelskie". Stwierdził Pan, że w tej mierze "liczy na pomoc naszego środowiska". Zapewniliśmy: "W obronie obywateli przed zakusami opresyjnej władzy zawsze może Pan liczyć na naszą pomoc!".
Czcigodny Panie Prezydencie, od wymiany tamtej korespondencji minęły niespełna cztery miesiące. Na Pański list nasi czytelnicy nadesłali odpowiedzi. W duchu deklarowanej przez Pana wspólnoty ogłosiliśmy, że listy te opublikujemy i przekażemy Panu Prezydentowi, by posłużyły Mu jako materiał do refleksji i źródło inspiracji przy sprawowaniu urzędu.
Kierując się najlepszą wolą, złożyliśmy z nich specjalną księgę, którą wydaliśmy w dwóch unikatowych egzemplarzach w twardych oprawach. Jednym dla Pana Prezydenta, drugim dla nas - dla "Wyborczej". Listy opublikowaliśmy w kolejności alfabetycznej według nazwisk autorów. Nie ingerowaliśmy w ich treść, respektując autorski styl.
Pozostało tylko przekazać Panu książkę. I tu rozpoczęła się gehenna. Przez cztery tygodnie bezskutecznie próbowaliśmy poprzez nasze dziennikarskie kontakty umówić się z ministrem Kancelarii Prezydenta na przekazanie listów naszych czytelników. Zwodzono nas i przekładano terminy. Ostatecznie obiecano spotkanie we wtorek 27 października 2015 r. Niestety, dzień przed zapowiadaną datą powiedziano nam nieoficjalnie, że do spotkania nie dojdzie. Ani teraz, ani później.
Przymuszeni postawą Pańskiego urzędu 28 października zwróciliśmy się więc na piśmie do Kancelarii Prezydenta z prośbą o oficjalne potwierdzenie odmowy spotkania się z przedstawicielem redakcji "Gazety Wyborczej" lub o wyznaczenie innego terminu. Niestety, do dziś - 30 listopada, dnia Pańskich imienin - nie zostaliśmy zaszczyceni żadną odpowiedzią, nawet z najniższego z najniższych urzędniczych szczebli Pańskiego pałacu.
Sądzimy, że księga "Listy do Prezydenta" byłaby dla Pana znakomitym prezentem imieninowym.
Nie będziemy się jednak więcej narzucać.
Książkę (biały kruk, tylko dwa egzemplarze) wystawimy na bożonarodzeniową licytację, a dochód z jej sprzedaży przekażemy na cele charytatywne
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,19266427,o-tym-jak-wyborcza-z-glowa-panstwa-wspolnote-polakow-budowala.html#ixzz3syXcGyfk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz