27.05.2015 09:00
Ceniony językoznawca zarzucił księżom tanie moralizatorstwo. I został zelżony na forum przez pseudoobrońców Kościoła. Jak radzić sobie z językiem nienawiści w internecie?
Prof. Jan Miodek, wybitny wrocławski językoznawca, został brutalnie zaatakowany w internecie, wyzwany od kapusiów. Powód? Prelekcja profesora pt. "Nie obmyślać kazań przy goleniu. O języku współczesnego kaznodziejstwa". Prof. Miodek był jednym z uczestników ogólnopolskiego sympozjum "Kościół - Komunikacja - Wizerunek". Wytykał błędy gramatyczne kaznodziejom - nieodmienianie nazwisk, wysilanie się na poprawność (co wychodzi na odwrót), a także głoszenie kazań monotonnym tonem i używanie gotowców.
- Nawet gdyby człowiek się kłuł szpilką, to po dwóch minutach jego myśli są nad Odrą, Bugiem i Wisłą, a nie w kościele - mówił profesor. Słusznie zarzucał księżom tanie moralizowanie. I to, że głównymi tematami kazań są nieustannie gender, in vitro czy antykoncepcja.
- Zostawcie coś sumieniu katolika i katoliczki - mówił prof. Miodek. Przekonywał, że takie postępowanie duchownych prowadzi do ośmieszenia nauczania Kościoła. - Chrześcijanie są odpowiedzialni za poziom nadziei w świecie. Chrześcijaństwo to zaufanie drugiemu człowiekowi. Chciałbym, by w sferze treści wygłaszający kazanie dawał mi wiarę w drugiego człowieka, ufność wobec drugiego człowieka i chrześcijańską nadzieję - mówił.
Kazanie przy goleniu
Spotkanie odbyło się prawie miesiąc temu. Dlaczego więc piszę o tym teraz? Ponieważ hejterska akcja w portalu wpolityce.pl trwała nie kilka godzin, jak to zwykle się dzieje w przypadku rozgrzewających opinię publiczną tematów, ale... kilka tygodni.
Większości wpisów nie warto nawet cytować, żeby nie promować ich autorów (którzy oczywiście ukrywają się pod nickami). Wystarczy wspomnieć, że "menda" należy tu zdecydowanie do tych bardziej eleganckich.
Ataki w internecie bardzo dotknęły prof. Miodka. Wiem, że teraz wzbrania się przed wywiadami, żeby nie narażać się na następny odcinek tej kampanii nienawiści. A więc twórcy tej kampanii osiągnęli swój cel: uciszyli niewygodnego naukowca. Kto będzie następny?
Gdy przeglądałam fora z obelżywymi wpisami, miałam kilka refleksji. Pierwsza - o granicach i ograniczeniach krytyki Kościoła w Polsce. Co ciekawe, spotkanie, na którym głos zabrał prof. Miodek, zorganizowała wrocławska kuria. Dziwnym trafem duchowni nie bali się krytyki, nie wyłączyli profesorowi mikrofonu ani nie wyprosili go za drzwi.
Nagonką postanowili więc zająć się "obrońcy" Kościoła z internetowego forum. Jak podejrzewam - w dużej mierze osoby świeckie, uważające się za zaangażowanych katolików. Tyle że ich postawa z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego.
Obawiam się niestety, że gorliwości w przeciwstawianiu się jakiejkolwiek krytyce Kościoła rodzimi katolicy nauczyli się właśnie od samego Kościoła hierarchicznego. U nas księży się nie krytykuje, i już. Bo można za to słono zapłacić - wystarczy spojrzeć, jaki los spotkał ks. Wojciecha Lemańskiego, który naraził się tym, że zwalczał kościelną zakazowo-nakazową nowomowę. Ks. Lemański nie moralizował, a więc - wedle kategorii prof. Miodka - nie obmyślał kazań przy goleniu, nie serwował wiernym bylejakości powielanej w kolejne niedziele.
Anonimowość to bezkarność
Moja druga refleksja dotyczy sposobów, jakimi należy zwalczać język nienawiści, którego w internecie jest cała masa. Mam pretensje do portalu wpolityce.pl, że nie usunięto chamskich wpisów o prof. Miodku. Obawiam się, że administratorzy mogli zostawić je celowo, bo nie kłóciły się specjalnie z prawicowym nachyleniem portalu. To byłaby najgorsza wersja.
Rozumiem, że zatrudnienie moderatorów do usuwania wpisów jest dla portalu obciążeniem. Ale niektóre fora korzystają z usług moderatorów społecznych. Są oni uprawnieni przez właściciela portalu do tego, by strzec na forum zasad kulturalnej dyskusji.
Poza tym warto korzystać z filtrów komputerowych, które wyłapują wulgaryzmy czy wyrazy poniżające kogokolwiek. Filtr nie wychwyci wszystkiego, ale na forum poświęconym wystąpieniu prof. Miodka było akurat wiele słów jednoznacznie ordynarnych. I są tam do dziś.
W 2013 r. Naczelny Sąd Administracyjny wydał ważny wyrok, dzięki któremu można pociągać do odpowiedzialności internetowych hejterów. Generalny inspektor ochrony danych osobowych może nakazać wydanie danych osobowych takich internautów. Oczywiście po dokładnym zbadaniu sprawy. Może warto, by GIODO częściej z tego korzystał?
Bo wątpię, by któryś z "obrońców Kościoła" obawiał się dzisiaj konsekwencji umieszczania obelżywych wpisów. Anonimowość równa się dla nich bezkarność
- Nawet gdyby człowiek się kłuł szpilką, to po dwóch minutach jego myśli są nad Odrą, Bugiem i Wisłą, a nie w kościele - mówił profesor. Słusznie zarzucał księżom tanie moralizowanie. I to, że głównymi tematami kazań są nieustannie gender, in vitro czy antykoncepcja.
- Zostawcie coś sumieniu katolika i katoliczki - mówił prof. Miodek. Przekonywał, że takie postępowanie duchownych prowadzi do ośmieszenia nauczania Kościoła. - Chrześcijanie są odpowiedzialni za poziom nadziei w świecie. Chrześcijaństwo to zaufanie drugiemu człowiekowi. Chciałbym, by w sferze treści wygłaszający kazanie dawał mi wiarę w drugiego człowieka, ufność wobec drugiego człowieka i chrześcijańską nadzieję - mówił.
Kazanie przy goleniu
Spotkanie odbyło się prawie miesiąc temu. Dlaczego więc piszę o tym teraz? Ponieważ hejterska akcja w portalu wpolityce.pl trwała nie kilka godzin, jak to zwykle się dzieje w przypadku rozgrzewających opinię publiczną tematów, ale... kilka tygodni.
Większości wpisów nie warto nawet cytować, żeby nie promować ich autorów (którzy oczywiście ukrywają się pod nickami). Wystarczy wspomnieć, że "menda" należy tu zdecydowanie do tych bardziej eleganckich.
Ataki w internecie bardzo dotknęły prof. Miodka. Wiem, że teraz wzbrania się przed wywiadami, żeby nie narażać się na następny odcinek tej kampanii nienawiści. A więc twórcy tej kampanii osiągnęli swój cel: uciszyli niewygodnego naukowca. Kto będzie następny?
Gdy przeglądałam fora z obelżywymi wpisami, miałam kilka refleksji. Pierwsza - o granicach i ograniczeniach krytyki Kościoła w Polsce. Co ciekawe, spotkanie, na którym głos zabrał prof. Miodek, zorganizowała wrocławska kuria. Dziwnym trafem duchowni nie bali się krytyki, nie wyłączyli profesorowi mikrofonu ani nie wyprosili go za drzwi.
Nagonką postanowili więc zająć się "obrońcy" Kościoła z internetowego forum. Jak podejrzewam - w dużej mierze osoby świeckie, uważające się za zaangażowanych katolików. Tyle że ich postawa z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego.
Obawiam się niestety, że gorliwości w przeciwstawianiu się jakiejkolwiek krytyce Kościoła rodzimi katolicy nauczyli się właśnie od samego Kościoła hierarchicznego. U nas księży się nie krytykuje, i już. Bo można za to słono zapłacić - wystarczy spojrzeć, jaki los spotkał ks. Wojciecha Lemańskiego, który naraził się tym, że zwalczał kościelną zakazowo-nakazową nowomowę. Ks. Lemański nie moralizował, a więc - wedle kategorii prof. Miodka - nie obmyślał kazań przy goleniu, nie serwował wiernym bylejakości powielanej w kolejne niedziele.
Anonimowość to bezkarność
Moja druga refleksja dotyczy sposobów, jakimi należy zwalczać język nienawiści, którego w internecie jest cała masa. Mam pretensje do portalu wpolityce.pl, że nie usunięto chamskich wpisów o prof. Miodku. Obawiam się, że administratorzy mogli zostawić je celowo, bo nie kłóciły się specjalnie z prawicowym nachyleniem portalu. To byłaby najgorsza wersja.
Rozumiem, że zatrudnienie moderatorów do usuwania wpisów jest dla portalu obciążeniem. Ale niektóre fora korzystają z usług moderatorów społecznych. Są oni uprawnieni przez właściciela portalu do tego, by strzec na forum zasad kulturalnej dyskusji.
Poza tym warto korzystać z filtrów komputerowych, które wyłapują wulgaryzmy czy wyrazy poniżające kogokolwiek. Filtr nie wychwyci wszystkiego, ale na forum poświęconym wystąpieniu prof. Miodka było akurat wiele słów jednoznacznie ordynarnych. I są tam do dziś.
W 2013 r. Naczelny Sąd Administracyjny wydał ważny wyrok, dzięki któremu można pociągać do odpowiedzialności internetowych hejterów. Generalny inspektor ochrony danych osobowych może nakazać wydanie danych osobowych takich internautów. Oczywiście po dokładnym zbadaniu sprawy. Może warto, by GIODO częściej z tego korzystał?
Bo wątpię, by któryś z "obrońców Kościoła" obawiał się dzisiaj konsekwencji umieszczania obelżywych wpisów. Anonimowość równa się dla nich bezkarność
Cały tekst: http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,17990448,Nagonka_na_profesora_Miodka__Bo_skrytykowal_nauczanie.html#ixzz4A1MxXrEY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz