Od kiedy zmarła żona pana Leszka S. (+75 l.) z Siedlec (woj. mazowieckie), mężczyzna nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chodził godzinami po mieście i wracał do pustego mieszkania, gdy zapadał zmrok. Nie chciał żyć, a do próby samobójczej przymierzał się kilka razy. W końcu wjechał windą na najwyższe, dziewiąte piętro urzędu wojewódzkiego, otworzył okno w korytarzu i skoczył.
- Mówił mi, że nie ma dla kogo żyć i bardzo doskwiera mu samotność. Cierpiał też bardzo z powodu choroby nóg, przez którą musiał chodzić o lasce - opowiada nam przyjaciel pana Leszka. Znienawidzona laska była nieodłączną towarzyszką jego codziennych spacerów. Co dnia mijał urząd wojewódzki, wpatrywał się w wysoki na dziewięć pięter budynek, a w jego głowie powoli układał się plan skończenia z bólem, skończenia z tęsknotą za ukochaną żoną Zdzisławą (+71 l.), skończenia ze swoim życiem...
- Po śmierci Zdzisi bardzo się zmienił. Ciągle mówił o samobójstwie i zapewniał, że kiedyś ze sobą skończy. Powiedział mi kiedyś, że nie skoczy z okna swojego mieszkania, bo to tylko pierwsze piętro, się połamie i trafi na wózek. Próbowałem z nim o tym rozmawiać, ale nie chciał mnie słuchać. - głos jego przyjaciela załamuje się, kiedy opowiada nam o tragedii.
Ponoć pan Leszek kilka razy przymierzał się do skoku z okien urzędu. Zawsze jednak płoszyli go kręcący się po korytarzu interesanci. Tym razem jednak nie było nikogo. Zdesperowany starszy pan dokuśtykał do okna. Ostatnią rzeczą, jaką zrobił na tym świecie, było ciśnięcie znienawidzonej laski o podłogę. Już bez niej, wyzwolony od trosk, otworzył okno, wdrapał się na parapet i skoczył. Zmarł na miejscu.. To bardzo smutne ale cudowne zarazem . Bowiem pokazuje nam że jeszcze mamy w sercach miłość . Ten pan nie wyobrażał sobie życia bez swojej ukochanej żony i postanowił do niej dołączyć .Z jednej strony mamy wielką dozgonną miłość a z drugiej nienawiść , zawiść , podłość i samo zło !!!!!! gb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz