Bardzo interesujące fakty przynosi wtorkowy „Super Express”. Chodzi o sprawę sędziego Wojciecha Łączewskiego i jego prób kontaktu z Tomaszem Lisem. Celem miało być wypracowanie strategii, która uderzyłaby w środowiska bliskie Prawu i Sprawiedliwości, a całą sprawę opisała „Warszawska Gazeta”.
Wojciech Łączewski zapewniał, że cała sprawa nosi znamiona spisku. Tak też przekonywały przychylne mu media z „Gazetą Wyborczą” na czele. Pan sędzia, który zasłynął m.in. ze skazania Mariusza Kamińskiego, przekonywał, że doszło do włamania na jego komputer. „SE” pisze jednak, że prawda jest inna…
Biegli przebadali komputer stacjonarny, laptopa, tablet i telefon sędziego. Wnioski są jednoznaczne: nie było włamania ani do sprzętu, ani na konta na Twitterze. W laptopie Łączewskiego znaleziono jego zdjęcie wysłane do rzekomego Lisa
— mówi jeden z prokuratorów, pracujących przy sprawie.
Oficjalnie postępowanie jeszcze trwa. Wątpliwości budzą też zeznania dotyczące spotkania z rzekomym Tomaszem Lisem. Łączewski tłumaczył się, że pojawił się w miejscu wskazanym w korespondencji, bo poszedł odebrać książkę dla przyjaciela. Przyjaciel jednak temu zaprzecza.
Co dalej z sędzią Łączewskim, który zresztą był obecny na sobotnim kongresie sędziów? Czy po takiej akcji nie powinien wylecieć z zawodu?
wwr, se.pl