2015/05/02

Pan Kuba z Warszawy wyznaje: nie płacę czynszu, bo ratuję syna

02.05.2015, godz. 02:00 / aktualizacja 01.05.2015, godz. 18:58
nie-place-czynszu-bo-ratuje-syna
foto: Archiwum
  • nie-place-czynszu-bo-ratuje-syna
  •  
  • nie-place-czynszu-bo-ratuje-syna
  •  
  • nie-place-czynszu-bo-ratuje-syna
  •  
  • nie-place-czynszu-bo-ratuje-syna
  •  
Historia desperackiej walki o życie ciężko chorego Kuby Fabijańczyka (21 l.) z Warszawy to powód do wstydu dla każdego polityka! Jak to możliwe, że jego kochająca mama Maria (50 l.) musiała dokonać dramatycznego wyboru: opłacić czynsz czy kupić leki dla syna? Oczywiście wybrała to drugie, ale teraz jej dług w spółdzielni urósł tak bardzo, że grozi im eksmisja!
Jeszcze latem 2011 roku nic nie zapowiadało tej tragedii. 17-letni wówczas Kuba był okazem zdrowia, zapalonym piłkarzem, przystojnym chłopakiem, za którym dziewczyny oglądały się na licealnym korytarzu. I nagle to wszystko wywróciło się do góry nogami. - Wróciłem z meczu i zauważyłem, że mam pełno siniaków. Pomyślałem, że takie kontuzje są normalne. Ale następnego dnia krwiaków było jeszcze więcej. Trafiłem do szpitala. Po wielu badaniach okazało się, że jestem poważnie chory - opowiada chłopak. Zdiagnozowano u niego ciężką niewydolność szpiku kostnego. Znalazł się dawca i przeprowadzono przeszczep, ale nastąpiły wyjątkowo rzadkie powikłania - przeszczepione komórki okazały się zabójcze. - Ta choroba nazywa się przeszczep przeciw gospodarzowi i powoli zaczęła wykańczać wszystkie organy syna. Ma uszkodzoną wątrobę, mózg, nerki, płuca. W międzyczasie wycięto mu także guz, jaki wyrósł na sercu.

Przez rok leżał w szpitalu, a lekarze nie dawali Kubie szans na przeżycie - opowiada pani Maria. W grudniu Kuba wrócił jednak do domu. Jego organizm jest słaby, każdego dnia chłopak bierze ponad 60 tabletek, chodzi też na rehabilitację. - To wszystko kosztuje kilka tysięcy miesięcznie, a ja zasiłku pielęgnacyjnego dostaję od państwa 1200 zł i 600 zł renty inwalidzkiej - wylicza matka chłopaka.-- Musiałam wybierać: płacić czynsz czy ratować syna - dodaje zdesperowana kobieta. Jej zadłużenie w spółdzielni wynosi już 57 tys. zł, z czego prawie 13 tys. to odsetki. - Boję się, że wylądujemy na bruku - mówi kobieta. Prezes spółdzielni mieszkaniowej, mimo naszych próśb, nie skomentował sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz