Samochodowe kłopoty posłanki Anny Grodzkiej (61 l.). Nie dość, że wjechała swoim peugeotem w inne auto, to jeszcze czmychnęła z miejsca kolizji. - Musiałem ją gonić i zmusić do zatrzymania - mówi pan Michał, kierowca drugiego pojazdu. Teraz sprawą zajmie się sąd!
Do kolizji z udziałem Grodzkiej doszło w piątkowy wieczór tuż po godz. 21.00. Zmieniając pas ruchu na warszawskim Mokotowie, samochód posłanki otarł się o drugie auto. Jak twierdzi jego kierowca, zamiast się zatrzymać i sprawdzić, czy wszystko w porządku, Grodzka jechała dalej, jakby nic się nie wydarzyło.
- Nie chciała się zatrzymać, mimo że dawałem jej znaki. Musiałem ją gonić i zatrzymałem dopiero na światłach - mówi pan Michał. Wezwana policja nie potrafiła na miejscu ocenić sytuacji, dlatego teraz sprawą ma zająć się sąd. Ustaliliśmy, że Anna Grodzka była trzeźwa. Chcieliśmy ją jednak spytać, dlaczego czmychnęła z miejsca kolizji. Posłanka nie odbierała jednak telefonów i nie odpowiedziała na nasze pytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz