2015/09/26

„Historia przyznała nam rację” – rozmowa z Joanną i Andrzejem Gwiazdami

Dodano: 26.09.2015 [13:55]
​„Historia przyznała nam rację” – rozmowa z Joanną i Andrzejem Gwiazdami - niezalezna.pl
foto: mat. pras.
W Krakowie entuzjastyczny tłum niósł Wałęsę na rękach, by jak Kościuszko, złożył przysięgę na rynku. Do dzisiaj zachowały się zdjęcia z tego wielkiego, narodowego wydarzenia. Dzięki nim udało zidentyfikować osoby niosące Wałęsę. Wszyscy okazali się TW. Joanna i Andrzej Gwiazdowie nigdy nie szli na dwuznaczne kompromisy. Głośno mówią o zjawiskach, o których inni boją się mówić. Systematycznie wymazywani ze zbiorowej pamięci pozostają wierni – sobie i miłości do prawdy. Historia po latach przyznała im rację. Prezentujemy Państwu fragment wywiadu z Joanną i Andrzejem Gwiazdami pt. ​„Historia przyznała nam rację”.

Jak wyglądał przebieg spotkania WZZ-ów, na którym Wałęsa miał się przyznać do współpracy z bezpieką w latach 70.? Co z nagraniem z tego spotkania? Wedle Borusewicza nie zawiera ono takich wyznań. Andrzej Bulc z kolei twierdzi, że zostały zarejestrowane. Kto jeszcze był na tym spotkaniu i mógłby potwierdzić wersję o przyznaniu się Wałęsy do współpracy z SB?

Andrzej Gwiazda: Obecnie funkcjonują dwa znaczenia terminu „współpraca z SB”. Wedle sądu, współpracownikiem SB jest tylko ten kapuś czy kolaborant, który osobiście podpisał zobowiązanie, wykonywał zadania zlecane mu przez oficera prowadzącego, regularnie spotykał się i składał raporty ręcznie przez siebie pisane, pobierał i kwitował wynagrodzenie. Na tej zasadzie sądy uwalniają od podejrzeń o współpracę niemal każdego TW. W języku potocznym pojęcie współpracy ma znaczenie bardziej merytoryczne niż formalne. Ale nawet w potocznym znaczeniu współpracą z SB nie nazywa się zeznań obciążających kolegów, składanych na przesłuchaniu. Mówi się „pękł w śledztwie”, „doniósł na kolegów”.Tylko do takiej współpracy z przesłuchującymi przyznał się Wałęsa w 1979 roku. Zakapowanie kolegów świadczy o marnym charakterze, o braku odporności, ale może to być jednorazowy incydent.

Joanna Gwiazda: Na tym spotkaniu rozmawialiśmy o tym czy Grudzień ’70 był prowokowany. Było ono nagrywane, ponieważ chcieliśmy opracować relację do „Robotnika Wybrzeża”. Ze wspomnień uczestników odtwarzaliśmy przebieg zdarzeń. Głos zabrał także Wałęsa. Opowiedział, jak – już po spaleniu Komitetu – na Komendzie SB przy ulicy Okopowej na zdjęciach i taśmach filmowych rozpoznawał kolegów. Wszystkich uczestników spotkania po prostu zamurowało. Zareagowałam bardzo gwałtownie i Wałęsa zaczął się tłumaczyć i wycofywać. Potem żałowałam, bo może powiedziałby więcej, gdyby nie został ostro zrugany. Być może przyznałby się do współpracy, a po mojej ostrej reakcji zaczął zapewniać, że był to incydent. Z jego tłumaczenia wynikało, że uważał swoje postępowanie za usprawiedliwione okolicznościami. Może chciał zdemoralizować licznie zebranych robotników? Na pytanie, na czym polegały te nie do wytrzymania naciski, opowiadał, że kiedy próbował się opierać, przesłuchujący prowadził go do okna i pytał: „Widzisz?”. „No i co widziałeś?” – dopytywaliśmy. „Tam widziałem potęgę władzy; transportery, suki, gaziki, cały wewnętrzny dziedziniec był wypełniony” – tłumaczył. „Przestraszyłeś się samochodów?” – dziwiliśmy się. Wałęsa wreszcie przyznał, że źle zrobił, że był młody, przestraszony, chociaż początkowo próbował pouczać nas, że nie wiemy, na czym polega polityka i gadaniem chcemy pokonać taką potęgę. Nie mieliśmy wątpliwości, że musimy Wałęsę odsunąć możliwie jak najdalej od działalności WZZ-ów. Niestety Borusewicza nie było na tym spotkaniu i nie uwierzył nam. Sprawa wydawała się prosta. Borusewicz dostał taśmę i mieliśmy wrócić do sprawy, kiedy ją odsłucha. Miał jednak niesamowitą zdolność uchylania się od odpowiedzi. Zwlekał, a gdy sytuacja stawała się niewygodna, znikał na dłuższy czas, potem popadał w amnezję i przedstawiał jakąś swoją wersję. W ten sposób straciliśmy jedyny dowód. Nigdy nie doszliśmy do tego, gdzie ta taśma w końcu trafiła. Prawdopodobnie wycięto z niej kompromitujący Wałęsę fragment. Jeden z drukarzy WZZ-ów, Leszek Zborowski, opowiadał nam, że Borusewicz wielokrotnie puszczał im taśmę z jakiegoś spotkania, na którym Wałęsa opowiada różne historie, ale o żadnym denuncjowaniu kolegów nie było tam mowy.

Andrzej Gwiazda: Dzisiaj uważamy, że przyznanie się Wałęsy było grą operacyjną SB wymierzoną przeciw Gwiazdom. Już wówczas dziwiło nas, że SB dopuściła do tak licznego zebrania w grudniu, kiedy władza była już w pełnej mobilizacji przed obchodami rocznicy. Dziwne też było, że na tym spotkaniu nie było nikogo ze znanych nam działaczy oprócz Andrzeja Bulca, który był już wówczas bez pracy i wkrótce przeniósł się do Warszawy. Skutek tej operacji jest znakomity. Świadczy o tym twoje pytanie. Do dzisiaj to Gwiazdowie muszą się tłumaczyć – a nie Borusewicz, który zlekceważył ostrzeżenie i przywłaszczył sobie taśmę, i nie Wałęsa, który nie widział nic złego w tym, że w Grudniu ’70 był kapusiem, a potem na bezczelnego pchał się do opozycji. Zarzuca się nam, że oskarżaliśmy Wałęsę, nie mając świadków i dowodów, a równocześnie, że „Gwiazdowie wiedzieli i nie powiedzieli”, nie potrafili usunąć Wałęsy z WZZ-ów. Jakoś nikt nie widzi w tym sprzeczności. Albo Wałęsa już w 1979 roku przyznał się, że w 1970 roku denuncjował kolegów i Gwiazdowie słusznie podejrzewali, że gra na dwie strony. Albo Wałęsa nic takiego nie powiedział, Gwiazdowie nic o jego esbeckiej przeszłości nie wiedzieli, więc i ostrzegać nie mieli powodu. Warto przypomnieć, że w czasach PRL opozycyjne organizacje nie działały legalnie i formalnie, jak obecnie partie czy stowarzyszenia, które mogą zwołać jawnie zebranie i kogoś z organizacji wykluczyć. Nikomu nie można było zakazać opozycyjnej działalności. Ani formalne, ani faktyczne wykluczenie Wałęsy nie było możliwe. Borusewicz blisko współpracował z WZZ-ami, ale był członkiem KOR-u, nie WZZ-ów, więc decyzji WZZ-ów nie musiał uważać za wiążące. Jeśli nadal miał zaufanie do Wałęsy, mógł z nim współpracować, chociaż my nie włączaliśmy już Wałęsy w naszą działalność. Po zwolnieniu Anny Walentynowicz Borusewicz umówił się z Wałęsą, że jeśli grupie WZZ-ów w Stoczni Gdańskiej uda się wywołać strajk, Wałęsa wejdzie do Stoczni, aby wesprzeć młodszych kolegów.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz