O śmiertelnym zagrożeniu muzułmańskim w Europie, przemilczeniach gigantycznego w skali ludobójstwa na chrześcijanach i zapomnianych polskich doświadczeniach w tej materii z lat 30. i 40., z profesorem Ryszardem Legutką, posłem do PE, rozmawia Aleksander Szycht.
Panie Profesorze około półtora roku temu w internecie można było oglądać zdjęcia i filmy robione przez dżihadystów, przy okazji zabijania ludności cywilnej. Spora część z nich to prawdopodobnie chrześcijanie, bo są oni mordowani w pierwszej kolejności, jako niewierni. To były bardzo okrutne świadectwa ludobójstwa, które oprawcy mogą uwiecznić, ponieważ ludzie są w obecnych czasach wyposażeni w komórki, czy nawet ręczne kamery. Pośród tych obrazów ścinanie 13-latka nie było najbardziej okrutnym obrazem. Politycy, z którymi rozmawiałem nie czuli się wystarczająco zmotywowani, by przejawić inicjatywę w tym kierunku. Europejski Kongres Chrześcijan wydaje się więc pierwszą taką polską inicjatywą.
- Jako pojedyncze wydarzenie kongres nie może mieć decydującego wpływu. Od czegoś trzeba jednak zacząć, bo opinia publiczna nie zna skali zbrodni na chrześcijanach. Działania które podejmują państwa i instytucje europejskie są niewystarczające. Pani wysoki przedstawiciel Mogherini przekonuje, że nie należy pomagać chrześcijanom jako chrześcijanom (!), ponieważ to tylko pogorszy ich sytuację, że trzeba tu działać w oparciu o zasadę wolności religijnej, a nie konkretnie w obronie chrześcijan.
Przepraszam, a to nie jest próba przemilczenia medialnego, bo to wygląda trochę tak, jakby ten komunikat miał nie zawierać w sobie publicznej informacji o fakcie masowego mordowaniu chrześcijan? Tak troszeczkę wycieniować, zrelatywizować...
- Ma pan absolutną rację. Prawda jest taka, że chrześcijaństwo nie jest szczególnie ciepło postrzegane przez elity polityczne Europy, więc też nie przykładają się one do obrony chrześcijan, zadowalając się właśnie takim ogólnikowym stwierdzeniem o potrzebie zachowania wolności religijnej. Pora by zacząć mówić o chrześcijanach jako o chrześcijanach. Stosując pewną analogię, państwo Izrael nie broni Żydów opierając się o abstrakcyjną zasadę „niedyskryminacji”, tylko krzyczy głośno, że prześladowani są sami Żydzi, że jest to jest antysemityzm czyli atak na cały naród żydowski.
My powinniśmy krzyczeć głośno, że prześladowani są chrześcijanie i że to jest atak na Europę. Pragnę zwrócić uwagę, że ludzie giną mordowani masowo nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale np. także w Afryce, Indiach czy Pakistanie. A obecność chrześcijan w tamtych krajach to przecież także obecność cywilizacji zachodniej. Wymordowanie ich w tych miejscach jest osłabieniem jej wartości, a byli oni tam obecni od samego początku, to dzięki nim istnieje bogata stara kultura chrześcijańska. Pozbycie się ich z tych terenów spowoduje dodatkową destabilizację, nie wspominając o tak praktycznej kwestii jak ta, że tracimy tam nasze wpływy. Dystansowanie się od tego jest chwytem samobójczym. Chcielibyśmy przedefiniować pod tym względem działania tych organizacji, które mają wpływ na politykę europejską i działają w różnych miejscach świata. Być może uda się zaangażować w to Polski rząd i polskie państwo, bo jeśli nie państwo polskie to które? My jesteśmy dużo bardziej związani z chrześcijaństwem, niż w tej chwili inne kraje europejskie. Pomogłoby to tym samym wzmocnić naszą pozycję w wymiarze międzynarodowym.
Panie Profesorze, to że chrześcijanie są wrogiem dla wojujących muzułmanów stanowi oczywistość, ale zadam pytanie troszkę retoryczne, dlaczego chrześcijaństwo jest wrogiem dla liberalnej lewicy, która ma bardzo duże wpływy, jeśli wręcz nie - rządzi Unią Europejską? Dlaczego chrześcijaństwo jest ich taką solą w oku?
- Najprościej rzecz ujmując historycznie: my Europa, my zachód jesteśmy od pewnego czasu bardzo silnie związani z tradycją oświeceniową, do której ci politycy się często odwołują, a jest to tradycja silnie antyklerykalna. Walka o wolność i równość to pośrednio w tej retoryce walka z Kościołem i chrześcijaństwem, katolicyzmem, bo mają być to rzekomo kierunki czy instytucje autorytarne. Te przesądy antyklerykalne pozostawały zawsze silne na lewicy. Religia była tradycyjnie wrogiem liberałów, socjalistów, komunistów, ponieważ zajmowała tak dużą część duszy człowieka, że uniemożliwiała realizację planów ideologicznych przekształcenia ludzi w stuprocentowych komunistów, socjalistów czy liberałów. Niechęć do katolicyzmu jest szczególnego rodzaju. Kiedy doszło do rozłamu w kościele zachodnim i reformacji, w jej efekcie państwo w wielu wypadkach przejęło kontrolę nad religią. Władcy zostali głowami kościołów, a w kościele katolickim tak się nie stało. Istniał on zawsze w sytuacji napięcia z władzą polityczną i był od niej w znacznym stopniu niezależny. Dlatego liberałowie, socjaliści i komuniści patrzą na kościół katolicki jako na instytucję wrogą, autorytarną, nie poddającą się politycznej modernizacji. Dla większości Polaków jednak Kościół katolicki kojarzył się nie z autorytaryzmem, lecz z wolnością, a w każdym razie z miejscem chroniącym przez autorytaryzmem władzy politycznej. Mamy jako Polacy specjalną rolę i powinniśmy działać przeciw antychrześcijańskim uprzedzeniom w Europie.
Jednak milcząca zgoda elit UE na mordowanie to jest chyba coś gorszego, niż pozycja antyklerykalna. Co więcej, nie wszystkie religie są traktowane w ten sposób, bo chociażby o muzułmanów, których niemała część ima się mordowania - bardzo często się dba. Europejskie elity są, zdaje się nawet przewrażliwione na punkcie ich wrażliwości.
- To wszystko prawda. Tu się nakładają dwie rzeczy, a pierwsza z nich to strach. Z muzułmanami nie ma żartów. Żaden chrześcijanin, katolik nie będzie z powodów religijnych strzelał, mordował i wysadzał w powietrze. Druga sprawa to fakt, że lewica bardzo silnie przyjęła tę ideologię multi kulti i muzułmanie są w niej potrzebni jako element różnorodności. Tak naprawdę to chodzi tutaj mniej o różnorodność, lecz o używanie islamu jako broni przeciw klasycznej i tradycyjnej Europie. Stąd owa walka z tzw. islamofobią, która to walka przybiera często formy groteskowe. Mordowani są ludzie, ale nie wolno mówić, że za tymi mordami stoi religia islamu. Walczy się nie z islamem lecz z tymi, którzy potępiają islam. Chrześcijaństwo można krytykować doktrynalnie, natomiast islamu – nie.
Z tego co Pan Profesor powiedział wynika wyraźnie, że chrześcijaństwo, a już szczególnie katolicyzm jest ostatnią linią oporu przed zniewoleniem przez możnych tego świata, cokolwiek byśmy nie rozumieli pod tym pojęciem.
- Chrześcijaństwo to także jedyny istniejący wielki nurt kultury zachodniej, który zachowuje ciągłość historii i tradycji Europy. Wartością fundamentalną chrześcijaństwa jest to, że daje alternatywę wobec monolitycznej ideologii, jaka nami dziś rządzi: pokazuje ono, że można inaczej patrzeć na człowieka i na jego miejsce w świecie. Dzięki chrześcijaństwu używamy klasycznego języka opisującego człowieka, posługując się takimi pojęciami jak cnota, grzech, miłosierdzie, dobro i zło, zbawienie, dusza. Takiego języka ideologia liberalno-demokratyczna już nie używa, a przecież on utrzymuje naszą łączność z wielkim nurtem zachodniej kultury. I nie chodzi tu nawet o wewnętrzny chrześcijański punkt widzenia. Ci, którzy nie są chrześcijanami często bronią chrześcijaństwa właśnie z tego powodu, że lepiej i szerzej opisuje ono ludzką naturę i człowieka i że chroni nas ono przez dzisiejszą agresywną ideologizacją.
Chrześcijaństwo ma jeszcze jedną wadę dla jego wrogów, przeszkadza robić interesy za wszelką cenę, bez względu na koszty, ponad wartościami moralnymi.
- Oczywiście, chrześcijaństwo zawsze narzucało potrzebę formacji moralnej, która zresztą nawiązywała do etyki klasycznej. Gdy chrześcijaństwo słabnie, słabnie też potrzeba takiej formacji. Ujawnia się natomiast coraz silniej utylitaryzm, który narzuca nam swój język. Jednym z jego głównych pojęć jest pojęcie kontraktu, za pomocą którego opisuje się relacje między ludźmi. Rodzina, małżeństwo, firma, szkoła, wszystko jest kontraktem, co prowadzi do wniosku, że to, czego kontrakt nie zakazuje jest dozwolone. To jest bardzo szkodliwy sposób myślenia. Wiele rzeczy nie jest zakazanych, a jednak ich nie robimy, ponieważ są niegodne, niestosowne czy nieprzyzwoite. I kiedy kształcimy człowieka w kulcie kontraktu dochodzi do takich deformacji, o jakich pan tutaj mówił.
Czy zatem Europejski Kongres w Obronie Chrześcijan może wytworzyć mediany taran, by przebić żelazną bramę tej moralnej obrzydliwości, może zdjąć zasłonę hipokryzji, która tak wszystko mgliście przesłania, a tym samym pokazać co i dlaczego chrześcijan spotyka? Te bowiem strzępy wiadomości, które dochodzą do człowieka, a już lata temu słyszałem o incydentach, to jest dla niego jakaś bajka i człowiek sam stosując mechanizm wyparcia ma nadzieję, że ktoś przesadza... ktoś jakieś bzdury opowiada, zaś w efekcie jest bierny.
- Pełna informacja o prześladowaniu chrześcijan nie dociera do wielu, i to chcielibyśmy zmienić, to po pierwsze. Po drugie przedstawiciele polskiego państwa będą na tym kongresie obecni, co może sprawi, że i państwo polskie bardziej zaangażuje się w pomoc chrześcijanom. Po trzecie, w kongresie będą brali udział przedstawiciele organizacji pomagających chrześcijanom, i takie spotkanie może stać się okazją zmodyfikowania lub uzupełnienia dotychczasowej strategii.
Przed chwilą mówiłem o mankamentach ludzkiej psychiki samooszukiwania siebie samego dla lepszego humoru i czystego sumienia. Chciałem przy tej okazji wrócić do sprawy, o której mówiłem na samym początku. Rozmawiając z politykami półtora roku temu zadawałem im pytania, czy jeśli niewinna ludność cywilna, w tym chrześcijanie mordowana jest w akcie ludobójstwa, chociażby na terenie Iraku i Syrii, to czy nie uznaliby za stosowne, by doprowadzić do tego, że Polska wyszłaby z inicjatywą zbrojną w obronie tych ludzi? Gdyby zadeklarować, że kraj nasz, o ile inne kraje postąpią analogicznie - przeznaczy jakąś ilość żołnierzy, która nie zmieni za wiele w naszym systemie bezpieczeństwa np. około tysiąca – zebrałaby się armia. Chichot historii jest taki, iż rozmowy te miały miejsce, jeszcze zanim szturm tłumu imigrantów śnił się komukolwiek, a do uratowania było znacznie więcej żyjących cywilów. Wysłać wojska, bo bombardowania nie wystarczą i to samo słyszę po półtora roku teraz. Nawet jeśliby nie rozwiązałoby to tej sytuacji, to każdy oddział… posłużę się przykładem z Wołynia, każdy oddział wielkości plutonu, jak mówili weterani AK, to życie uratowane mieszkańcom kilku wsi. Spotkałem się jednak u polityków z takim myśleniem z serii: „niemożliwe”, jak Stany Zjednoczone, Niemcy, Rosja, Francja czegoś nie zarządzą, to kimże my maluczcy jesteśmy... jakże my Polacy możemy wychodzić z inicjatywą?
- Obecność wojska, to jest bardzo skomplikowana rzecz proceduralnie i politycznie, różne są konsekwencje, o czym się przekonali w Iraku Amerykanie. Zmiany na Bliskim Wschodzie, które zostały spowodowane przyniosły destabilizację. Natomiast oczywiście, bez żadnej wątpliwości jakieś zaangażowanie praktyczne, jakaś obecność w tej chwili jest potrzebna.
Wcześniej jednak wysyłano wojsko i (nie tylko Amerykanie się angażowali ale m.in. także my) montowano koalicję z bardziej błahych powodów. Bo nie ma co ukrywać, iż tzw. zaprowadzanie demokracji w Iraku czy interwencja w Afganistanie jest czym innym, niż: hekatomba kobiet i dzieci, dziewcząt sprzedawanych do domów publicznych, gwałconych i okrutnie zabijanych, co się dzieje tam cały czas w sposób masowy. To są zdarzenia, gdzie każdy dzień wahania przynosi żniwo śmierci, zła okrucieństwa i ludzkiego nieszczęścia, które może posłużyć za statystyki. Czy to nie jest większa przesłanka? Istnieje też taka opinia, że jak się tamtejszą rzeczywistość rozgrzebało, tj. Amerykanie z sojusznikami, m.in. z naszym udziałem to wypada po sobie posprzątać. Co więcej, nawet z moralnego punktu widzenia, bez względu na swój udział, interweniować powinien cały cywilizowany świat. Czy ludobójstwo zwiększające codziennie swoje żniwo nie jest przesłanką cięższej wagi, by interweniować?
- Te interwencje rzeczywiście przyniosły destabilizację, a przy destabilizacji chrześcijanie stają się tam wrogiem numer jeden. Natomiast, tak jak powiedziałem pozostaje kwestią otwartą, jak wzmocnić tam obecność europejską i sprawić, by ci ludzie nie byli bezbronni.
Czy nasza reakcja nie powinna być proporcjonalna do skuteczności zatrzymania ludobójstwa bezbronnych ludzi? Teraz potrafię rozmawiać o tym spokojnie, jednak gdy się widzi fotografie z wyjątkowo bestialskiego mordowania młodej kobiety (nie będę opisywał w jaki sposób), rozebranej do naga - sprawa woła, nie tylko o pomstę do nieba, ale o interwencję wymuszając inny priorytet.
- Uważam, że trzeba grać na wielu fortepianach, czyli koordynować działania na różnych poziomach – od dyplomacji po jakieś akcje bezpośrednie.
Przejdźmy jednak do tematu, który najżywiej interesuje teraz Czytelników, a więc do tłumu imigrantów, którzy Europę szturmują. Mówiąc bowiem o podjęciu działań na zewnątrz Europy, nawet w obronie ludności cywilnej, mówimy o podjęciu jakichś działań ofensywnych, niezależnie w jakim stopniu się zaangażujemy. A tutaj omawiamy problem naszego własnego bezpieczeństwa, już w naszym europejskim mateczniku.
- Z imigrantami to sprawa w tej chwili jest rzeczywiście beznadziejna. Oni zaczęli się pojawiać na skutek wojny, ale niekontrolowana fala przybrała inne rozmiary na skutek działań Angeli Merkel, która złamała wszystkie możliwe układy, NATO, Schengen, otworzyła granicę, zupełnie arbitralnie, a po jakimś czasie je zamknęła. W Niemczech ok. 40% imigrantów jest niezidentyfikowanych i niezarejestrowanych – nie wiadomo, kim są. A rządy i instytucje europejskie idą w zaparte, mówiąc że nie ma związku między terroryzmem, a imigrantami. Wystarczy, że nawet jeden terrorysta przywędrował wśród tych imigrantów, a już mamy gigantyczny problem. Zadajmy sobie pytanie, czy wraz ze zwiększającą się błyskawicznie ilością imigrantów poziom bezpieczeństwa w Europie rośnie, czy maleje. Odpowiedź jest oczywista, bo gdyby nie malał, to nie trzeba było aktywować tych wszystkich wzmożonych działań służb specjalnych itd.
Poddawanie w wątpliwość związku muzułmańskich imigrantów ze wzrostem terroryzmu przypomina mi poddawanie w wątpliwość świadomości Hitlera na temat holocaustu, przez słynnego negacjonistę Davida Irvinga. Ten ostatni oświadczył, że nie ma bezpośredniego dowodu w postaci dokumentu tj. rozkazu fuhrera itd.
- Wśród tej ogromnej liczby przybyszów znajdują się także rodziny z dziećmi uchodzący przed wojną i zniszczeniem. Ale większość to ludzie, o których nic nie wiemy. Żeby ich sprawdzić potrzebna jest wielka maszyna biurokratyczna. Natomiast rządy europejskie, instytucje europejskie wprowadziły język moralistyczny, że to wszystko są uchodźcy, że solidarność, tolerancja, bo nieszczęsnym ludziom musimy pomóc. Konsekwencja tego jest taka, że tylnymi drzwiami wprowadza się różne ograniczenia i to bardzo, bardzo bolesne, a jednocześnie rozszerza się ta społeczność muzułmańska w Europie. Natomiast skutki rozszerzenia tej społeczności muzułmańskiej też są trudne do przewidzenia i niekoniecznie pozytywne, bo ci ludzie jednak się słabo integrują, a także wśród niemałej liczby rośnie niechęć, a nawet nienawiść do świata zachodniego. Terroryści to są często ludzie urodzeni we Francji i Anglii, czyli drugie a nawet trzecie pokolenie. Wbrew publicznej narracji, to nie jest tak, że drugie czy trzecie pokolenie Polaków w Anglii jest tym samym co odpowiednie pokolenia muzułmanów. Oni będą Anglikami pochodzenia polskiego, będą się czuli bardzo dobrze w Anglii, w Polsce i innych krajach Europy. W drugim i trzecim pokoleniu muzułmanów niekoniecznie tak jest.
Czy nie chodzi Panu o tworzenie zaplecza dla terroryzmu, niezależnie czy ta ludność będzie brała w nim udział? Tak zresztą to właśnie widzą ludzie. Sięgnę do przykładu z Bieszczad, kiedy nie można było, nawet wielokrotnie większymi siłami UPA wyplenić, bo opierało się ono o zaplecze ludności ukraińskiej. Tu w wielu wypadkach mówimy wprawdzie o autochtonach, wieśniakach, ale część fanatycznych sił UPA była uzupełniana z zewnątrz. Udało się ją pokonać, dopiero po wysiedleniu ludności, rozsiedleniu na ziemiach zachodnich i północnych oraz zerwaniu tym samym sieci konspiracyjnej, a także zmniejszeniu natężenia etnicznego tej ludności.
- Powtórzę raz jeszcze: wystarczy jeden na 10 tys. spokojnych ludzi, żeby zrobić apokalipsę. Zwiększająca się ilość imigrantów muzułmańskich, niezbyt dobrze asymilujących się sprawia, że to zagrożenie rośnie. Trudno powiedzieć, czy jest to zaplecze, już samo poruszanie tego problemu jest tematem politycznie niepoprawnym. Islam, z tego co wiemy, to nie jest religia, z której można łatwo wyciągnąć wnioski o pokojowym współistnieniu z innowiercami, czy z niewiernymi. To nie jest religia, która mieści się dobrze w nurcie cywilizacji zachodniej. To nie znaczy oczywiście, że każdy muzułmanin nie może stać się takim modelowym obywatelem świata zachodniego. Oczywiście, że może. Przewodniczącym mojej grupy jest muzułmanin, który jest jednocześnie angielskim gentlemanem i brytyjskim patriotą, ale jednak mimo wszystko ten problem realnie istnieje. To nie jest problem który się narodził dzisiaj, to jest problem stary, bardzo stary. I politycy europejscy nie mogą tego problemu zbywać mówiąc: „Proszę zapraszamy, świat zachodni jest pojemny”. Są jakieś granice tej pojemności.
Do przykładu UPA, którą można porównywać z mordercami z ISIS sięgnąłem nie bez powodu i to bynajmniej nie ze względu na stopień okrucieństwa. Gdy się sięgnie do ich ideologii Doncowa i innych tekstów, widać jak na dłoni, że zakładała ona wieczny podbój, stały rozrost posiadania, fanatyzm, nienawiść do innych. Potencjalnie, w teorii te założenia ideologiczne mówiły o ich asymilacji, lub wymordowaniu, lecz w praktyce była to tylko ta druga opcja. Wyrzeczenie się podboju i przyswojenie chrześcijańskiej moralności stanowiło w tych zasadach objaw choroby. Sytuacja podobna, a z ich terroryzmem zetknęła się nasza II RP, ale chodzi mi jeszcze o co innego. Nie było bowiem tak, że cała ludność ukraińska na tamtym terenie, tę ludobójczą organizację popierała i chciała mordowania Polaków. To z pewnością osąd krzywdzący, natomiast gdy taki oddział wchodził do Ukraińca, mieszkającego z rodziną, który ich w głębi duszy nie popierał i proszono o mleka i sera, po prostu absolutnie bał się odmówić i stawiać opór. Pytanie czy nie będzie tak samo z gettami muzułmańskimi oraz tymi „świętymi wojownikami” za sprawę. Bo o tych co wspierają świadomie i z wolnego wyboru - byli są i mogą być zapleczem złoczyńców, nie wspominam. Nawet bowiem, jeśli ludzie chcą żyć spokojnie i być porządni, jak w przypadku, o którym pan profesor powiedział, to czy w ogóle będzie to możliwe? Bo te getta mogą być zastraszone i podporządkowane, nie wspominając, że częściowo mogą współdziałać.
- Terroryści oczywiście skądś się biorą, a jak dalece wspólnoty muzułmańskie w Europie są zdolne do minimalizowania wpływów radykalnej ideologii islamskiej – nie wiem. Na razie nie wygląda to dobrze.
Powiedział Pan, że nie można porównywać emigracji z krajów Europy do muzułmańskich imigrantów. Ludzie, którzy chcą byśmy tych imigrantów przyjęli często porównują ich np. do naszej polskiej emigracji na Wyspach Brytyjskich. Pan Profesor sam zaznaczył, iż są to porównania niesłuszne. A ja się chciałem zapytać o wypowiedź ministra Waszczykowskiego, który porównywał możliwość rekrutacji imigrantów do armii, tak jak Polaków w legionach w XIX wieku?
- Ministrowi Waszczykowskiemu chodziło o to, że liczne grupy muzułmańskich imigrantów można uzbroić i wyszkolić, aby oni działali tam później w swoich krajach pochodzenia wyzwalając je spod władzy terrorystów. Myślę, iż to jest ciekawy pomysł, ale zaznaczam, że nie wiem na ile realny. Nie wiem, ilu z tych muzułmanów chciałoby naprawdę walczyć o wyzwolenie swoich krajów spod władzy kalifatu i terrorystów.
Zapytam przewrotnie, czy porównanie między polskimi chrześcijańskimi emigrantami z przełomów XVII i XIX wieku, których pierwszą myślą była walka o niepodległość, z grupami rozwydrzonych młodych, roszczeniowych muzułmanów z XXI wieku nie wydaje się Panu Profesorowi, najdelikatniej mówiąc pochopne? Czy mamy gwarancje, że kiedy wyszkolimy tych ludzi i damy im broń do ręki, to nim zdążą nawet wyjechać nie obrócą jej przeciwko nam, wysadzając w powietrze np. Bramę Brandenburską, czy wieżę Eiffla i nie będą się przebijać na niewierną Polskę i Rzym? Mnie się ten pomysł wydaje dość pochopny. W najlepszym wypadku jeśli zrobi się to „bezpieczniej” i zdoła się ich tam wysłać bez zabawy w Europie, nie ma gwarancji, że wszyscy nie stracimy wspólnych pieniędzy i nie uzbroimy kolejnych niepewnych ludzi. Wystarczy popatrzeć na zachowania tych ludzi w czasie wędrówki.
- Oczywiście, że nie ma żadnych gwarancji i dużo rzeczy może się zdarzyć, a minister Waszczykowski posłużył się analogią. Czy ci ludzie, którzy uciekli stamtąd, bądź opuścili tamte tereny będą chcieli tam wrócić i walczyć o wyzwolenie swego kraju - jest w ogóle osobną sprawą. Raz jeszcze zaznaczam, pomysł jest ciekawy, ale nie mam żadnego rozeznania, czy to jest realistyczne.
W Kościele jest pewna różnica zdań, w kwestii tych tematów, imigrantów, zamachów terrorystycznych, zarówno między świeckimi katolikami, jak i duchownymi. Dyskutują oni między sobą, odnosząc się do Ewangelii. Co by Pan powiedział katolikom, którzy sądzą że nie bronienie się i pójście razem z kobietami i dziećmi na rzeź jest chrystusowe? Mowa o chrześcijanach europejskich. Są katolicy, którzy sądzą, że trzeba się przygotować dla bezpieczeństwa i podjąć ruchy, które umożliwią obronę, podjąć kroki zaradcze, lecz są i tacy, którzy twierdzą, że nie ma się co przejmować, a nawet pojawiają się głosy, iż w razie czego trzeba jak baranki iść na rzeź, bo to jest właśnie naśladowanie Chrystusa.
- Problem przyjmowania takich osób niebezpiecznych i reagowania na to niebezpieczeństwo jest to kwestia obywatelsko-polityczna, a nie teologiczna. Z chrześcijaństwa wynika tylko tyle, że różnym ludziom należy pomagać, natomiast jak pomagać, to już nie religia, nie teologia i nie Pismo Święte, tylko doświadczenie i rozwaga są decydujące. Są organizacje charytatywne, które starają się pomagać na różne sposoby, m.in. sprowadzając chrześcijan i inne osoby prześladowane. Z całą pewnością, ani z Ewangelii, ani z żadnych innych dokumentów Kościoła nie wynika, żeby przyjmować dowolną ilość imigrantów z Bliskiego Wschodu, i to bez względu na konsekwencje.
Czyli chrześcijanin, katolik, przepraszam za pytanie retoryczne - ma prawo do obrony i ma prawo do zapobiegania nieszczęściu?
- Chrześcijanin powinien się bronić tak jak każdy, który jest zagrożony. Z Ewangelii w żadnym razie nie wynika wniosek, że chrześcijanie powinni przyjmować wszystkich i godzić się na wszystko. Wtedy najbardziej ewangeliczną osobą byłaby Angela Merkel, która otworzyła granicę, powiedziała „Herzlich willkommen!”.
Niektórzy ludzie i to zarówno ze strony lewicy, jak i nawet niektórzy katolicy traktują obronę konieczną jako złamanie zasady „Nadstaw drugi policzek”.
- To jest oczywiście absurdalne.
Skoro poruszyłem już temat zarówno katolicyzmu, męczeństwa, jak i UPA to chciałem się na koniec zapytać, czy zetknął się pan z problemem beatyfikacji ok. 150 heroicznych duchownych męczenników rzymsko-katolickich oraz kilkudziesięciu duchownych innych obrządków lub wyznań chrześcijańskich, którzy zamordowani zostali przez OUN-UPA? Od dziesiątek lat jest problem z ich beatyfikacją, tak samo jak z przemilczeniami, związanymi z ludobójstwem dokonanym przez tą organizację na Polakach. Zamordowali ich bowiem „nie ci co trzeba”.
- Mogę powiedzieć bardzo ogólnie, że byli to ludzie, którzy złożyli najwyższą ofiarę, w sytuacjach strasznych zachowywali się tak, jak nakazywały im wiara i godność. Całym moim sercem popieram wszystkie działania, które mają docenić ten heroizm, ale także upamiętnić wszystkich cywilów którzy zostali w sposób okrutny zamordowani przez OUN-UPA. Ludobójstwo wołyńsko-małopolskie musi się zostać elementem polskiej pamięci historycznej, a to powinno się stać przedmiotem troski państwa polskiego i polskich obywateli. Ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy oddali życie za wiarę i za Polskę.
Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz