W szwajcarskim tygodniku „Weltwoche” ukazał się wywiad z Viktorem Orbanem pod znamiennym tytułem: „Jedno słowo Merkel i fala jest zatrzymana”. Głównym tematem rozmowy, jak można się domyślać, był kryzys migracyjny w Europie. Dziennikarze z Zurichu przyznali, że w tej kwestii rację miał premier Węgier, a nie inni europejscy przywódcy.
Orban mówi, że obecny kryzys powinien stanowić wstyd dla największych państw naszego kontynentu:
W Unii Europejskiej mamy 28 służb wywiadowczych, spośród których kilka, jak brytyjskie czy francuskie, należą do najlepszych na świecie. Poza tym szefowie rządów wspierają się na tysiącach ekspertów i doradców. Mamy naukowców i ośrodki badawcze. A mimo to wierzymy, że ten kryzys spadł na nas jak grom z jasnego nieba? Trudno wyobrazić sobie, że nikt nie wiedział, co się szykuje.
Orban krytykuje nie tylko opieszałość, lecz również wąskie horyzonty myślowe europejskich elit. Dla nich kryzys migracyjny był jedynie kwestią techniczną i humanitarną, którą należy sprawnie rozwiązać. Tymczasem nikt nie mówił, że stawką jest dalsze istnienie Europy, nasza kulturalna tożsamość, nasz styl życia.
Według węgierskiego premiera, „rodzi się podejrzenie, że to wszystko nie jest przypadkiem”. Zastrzega, że nie ma na to twardych dowodów, ale „mimo woli pojawia się myśl, że za tym wszystkim kryje się coś w rodzaju master-planu”. Jego zdaniem rozwój sytuacji przebiega dokładnie tak, jak w wielu lewicowych esejach i rozprawach sprzed lat, które przewidywały przyszłość Unii Europejskiej. Orban mówi, że dziś na nowo czyta te teksty, których autorzy snują wizję nowego lepszego świata i europejskiego ponadnarodowego superpaństwa. Czyta, że droga do tego ma prowadzić poprzez ograniczenie roli państw narodowych oraz masowe importowanie imigrantów, którzy staną się w przyszłości wyborcami lewicy. To, co wczoraj było tylko tekstem, dziś już jest wcielane w życie.
Na uwagę dziennikarzy, że do pogłębienia się kryzysu najbardziej przyczyniła się Angela Merkel, którą trudno nazwać członkiem radykalnej lewicy, Orban odpowiada, że jest ona zakładnikiem wielkiej koalicji z SPD. Wie, że nie utrzyma się przy władzy bez sojuszu z socjaldemokratami, a ci odrzucają ograniczenie napływu imigrantów, kontrole graniczne czy strefy tranzytowe. Węgierski premier przyznaje, że kilka razy rozmawiał o tym z Merkel, namawiając ją, by zamknęła w końcu granice, a fala imigrantów opadnie, ale ona pozostała nieugięta.go zdaniem kryzys migracyjny ujawnił słabość Europy. Obywatele państw europejskich widzą, że system unijny staje się niewydolny. Widać brak skuteczności przy radzeniu sobie z takimi problemami, jak kryzys finansowy i gospodarczy, kryzys w strefie euro, kryzys z Grecją. Obywatele zaczynają zadawać sobie pytanie, kto właściwie zadecydował o takiej polityce. Nie mają na to jednak większego wpływu, ponieważ nikt ich nawet nie pytał o zdanie. Co więcej, nie ma nawet intencji, by angażować ludzi w dyskusję. Ignoruje się opinię publiczną. Zdaniem Orbana, to problem niedostatku demokracji w UE.
Przy okazji Orban odniósł się do kondycji europejskich elit politycznych:
Między nami, przywódcami politycznymi, kultura swobodnej debaty, dyskusji i wymiany poglądów nie jest już, niestety, koniecznym elementem rozmów. (…) Wszystko jest regulowane, zdyscyplinowane i każda wypowiedź politycznego lidera jest podporządkowana orientacji jego obozu politycznego. (…) Jeśli ktoś reprezentuje pogląd inny od głównego nurtu euroliberalnego i odstaje od szeregu, to próbuje się go izolować. Europejska lewica jest w tym o wiele sprawniejsza niż obóz europejskich ludowców. Utraciliśmy to, co czyniło kontynent europejski atrakcyjnym, co dla nas, Węgrów, stanowiło siłę przyciągającą: swobodną dyskusję polityczną. Na skutek poprawności politycznej Unia przeistoczyła się w coś na wzór dworu królewskiego, gdzie każdy musi się grzecznie zachowywać, a tymczasem palącym wyzwaniem dla nas stały się migracje. Tak wiele jest nieoczekiwanych konsekwencji i pytań bez odpowiedzi na temat tożsamości europejskiej i roli chrześcijaństwa. Jednak to wszystko, co człowiek na ten temat czyta lub słyszy, najczęściej nie jest ani ciekawe, ani inspirujące. To utracona szansa.
Według Orbana, dyskusje, jakie europejskie elity prowadzą na tematy duchowe czy kulturowe, są płytkie, powierzchowne i nie dotykają istoty rzeczy. Mówi się o prawach człowieka, postępie, pokoju, otwartości czy tolerancji, a nie rozmawia się o tym, skąd te wartości pochodzą. Unika się poważnych dyskusji o chrześcijaństwie, wolności, narodzie czy dumie. Jak podsumował węgierski premier: na naszym kontynencie dominuje „wyłącznie europejskie liberalne bla-bla-bla na temat rzeczy pięknych, lecz drugorzędnych”.
Kolejny niepoprawny politycznie wywiad Orbana dla prasy europejskiej pokazuje, że dziś zaprząta go nie tylko kwestia interesów narodowych Węgier, ale także przyszłości Unii Europejskiej, jej tożsamości i realnych zagrożeń. Jako jedyny z przywódców UE ma odwagę iść pod prąd dominującej retoryce mainstreamu, powtarzającego niczym zaklęcie, że ratunkiem dla Europy jest więcej Europy w Europie. Dochodzi więc do sytuacji, gdy na szczytach unijnych to właśnie Orban jest dziś jedynym wyrazicielem poglądów nie tylko większości Węgrów, lecz także obywateli wielu państw, którzy bardziej zgadzają się z nim niż ze swoimi przywódcami. Tym samym wyrasta na jednego z liderów europejskiej opinii publicznej.