Wszyscy w Pałacu Prezydenckim wiedzą, że rodzina Andrzeja Dudy (44 l.) źle znosi życie pod okiem ochrony. To mogła być przyczyna, dla której kancelaria ukryła przed służbami fakt, iż 2 marca ktoś telefonował z pogróżkami pod adresem prezydenta.
Pierwsze tygodnie prezydentury Andrzeja Dudy. Sytuacja wypisz wymaluj jak ta z początku marca, opisywana przez nas wczoraj w Fakcie. Telefon z pogróżkami pod adresem prezydenta i jego rodziny. Biuro Ochrony Rządu – jeszcze pod kierownictwem gen. Krzysztofa Klimka (54 l.), przez kilka lat szefa osobistej ochrony premiera Donalda Tuska (59 l.) – traktuje ten sygnał bardzo poważnie. I przystępuje do realizacji procedur, a wraz z nimi szczególnego zabezpieczenia ochranianych osób. Wśród nich i przebywającej wówczas w Krakowie córki prezydenta Kingi (20 l.). Funkcjonariusze BOR wywożą więc prezydentównę do... schronu. Spędza tam pół dnia. Wraca do domu dopiero, gdy służby uznają, że zagrożenie minęło. Sprawa będzie jednak miała swój dalszy ciąg.
Jak opowiada nam były już urzędnik Kancelarii Prezydenta, po Pałacu rozeszło się echo tych zdarzeń. – Kinga, jak to jedyna córka, ma ogromny wpływ na prezydenta. Kilka razy już skarżyła się na nadgorliwość BOR – opowiada nasz rozmówca. Wśród urzędników pojawiło się więc typowe zjawisko: „nie wkurzać szefa”. To być może dlatego, gdy w pierwszych dniach marca uznali, że pogróżki są mało realne, po prostu je zlekceważyli. Przypomnijmy – mężczyzna mówiący po niemiecku 2 marca zadzwonił do Kancelarii Prezydenta z ostrzeżeniem o zamachu planowanym na Andrzeja Dudę. BOR informację o tym telefonie dostaje jednak dwa dni później, już po wypadku prezydenckiej limuzyny na A4. Prawdopodobnie dlatego, że wśród pierwszych formułowanych publicznie hipotez przyczyn wybuchu opony pojawia się i taka, że mógł to być zamach. Wcześniej najwyraźniej ktoś uznał, że nie ma sensu doprowadzać do kłopotliwej sytuacji, w której Kinga Duda znów musiałaby jechać do schronu, a potem miałaby o to żal do ojca...
Rodzina zaskoczona wygraną:
Ani Kinga, ani pierwsza dama Agata Duda (44 l.) nie były gotowe na to, że w końcu maja 2015 r. ich życie się tak bardzo zmieni. Andrzej Duda, decydując się na start w wyborach, podobno wręcz je zapewniał, że celem nie jest zwycięstwo, ale dobry wynik – najlepiej doprowadzenie do II tury. To jedna z przyczyn, dla których pierwsza dama jest praktycznie niewidoczna. Owszem, angażuje się w wizyty w szpitalach dla dzieci czy szkołach, pisze listy, np. na targi książki czy dzień inwalidy. Zwykle im trudniej było prezydentowi, także w mediach, tym mocniej jego żona angażowała się publicznie. Nie tym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz