Maciej Stuhr chyba nie spodziewał się, że niespełna dwuminutowy występna gali wręczenia nagród filmowych Orły będzie miał takie konsekwencje. Bo aktor nie tylko został odsądzony od czci i wiary, ale ma też kłopoty w codziennej pracy.
Przeczytaj oświadczenie Fundacji Krystyny Jandy, która prostuje rewelacje Niezależnej.pl
Grupa przeciwników Stuhra przyszła do Teatru Polonia tylko po to, by przeszkodzić aktorowi w pracy. Kiedy podczas spektaklu "Boska" ten wszedł na scenę, zaczęli głośno klaskać i krzyczeć "brawo" – opisuje Niezależna.pl. Jak tłumaczy autor tekstu to nawiązanie do praktyki z czasów okupacji, kiedy wyklaskiwało się kolaborujących z Niemcami aktorów.
Awanturnicy wyszli zaraz po tym, jak przeszkodzili widzom w odbiorze spektaklu. W tym czasie Krystyna Janda zdążyła już przerwać przedstawienie i wezwać ochronę. – Chcieliśmy, żeby poczuł i zrozumiał, że nie zgadzamy się na żartowanie ze śmierci czy to Żołnierzy tzw. II konspiracji podziemia niepodległościowego czy niewinnych ofiar katastrofy 10 kwietnia 2010 r – mówił jeden z autorów zamieszania.
W rozmowie z nami Stuhr przedstawił swoją wersję zdarzenia. – Nie miałem pojęcia, że ktoś protestuje czy próbuje mnie wyklaskać. Nie było tam żadnej grupy osób, jak piszą niektórzy, ale jeden starszy pan, którego nawet nie do końca było słychać – tłumaczył.
Źródło: Niezależna.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz